11_
Janek nie rozumiał, co się działo. Myślał, że po wybryku natury zwanym: pijany Krzyś w jego miejscu pracy i po cudzie, jakim było: odnalezienie się na drodze Krzysia w dobrym miejscu i czasie, już nigdy nie będą rozmawiać.
Dlaczego Krzyś miałby tego chcieć? Nawet gdy jeździli na łyżwach i potem, kiedy wychodzili na spacer co jakiś czas, na kawę, do antykwariatu czy na piwo nad rzekę, Janek ciągle pytał:
— Co gdyby...
— Janek, proszę cię. — Krzyś brał głęboki wdech i patrzył na młodszego od siebie chłopaka, ale mimo swojej mocy, wciąż łagodnie.
— Uciesz się.
Jego oczy błyszczały. Wyglądał na zadowolonego. Zrelaksowany, z ramieniem na oparciu ławki, omal nie na ramieniu Janka, z papierosem w drugiej ręce i pustą butelką obok buta. Nic w tym momencie nie mogło dać mu większego poczucia spokoju, był sobą.
— Cieszę się! — upewniał go Janek za każdym razem.
— Dobrze — mówił powoli, z uśmieszkiem pod zaróżowionym w chłodzie nosem.
Trwała zima, której Janek nie spodziewał się w tej szacie. Nie spodziewał się zaznajomić z Krzysiem, osobą której bał się, a jednocześnie pragnął, jako swojej muzy. Już tak dawno go nie rysował. Dawno nie próbował.
W końcu widział go tak często, a nawet nigdy nie patrzył na nic, oprócz oczu. Uczył się z nich czytać i choć nigdy nie pisał i nie umiałby zaufać opisom, które by wtedy tworzył, starał się zgadywać, co kryje się między wersami.
Pisząc o tym, czułby się jak uderzany falami, które zalewały go, gdy przebywali razem, gdy choćby myślał o imieniu Krzysia. Tonąłby i wciąż próbował wziąć wdech.
— A czy ty - się cieszysz? — zapytał z zawahaniem, ale chcąc wywrzeć nacisk na to, że pyta o wnętrze Krzysia, o to co naprawdę czyni go nim.
— Nie wiem — odpowiedział po chwili, ale nie tonem, który zdradzałby dyskomfort.
Naprawdę nie wiedział lub nawet nie czuł zbyt wiele, może nawet w ogóle.
— Ale nie chcę stąd iść. — Zapewnił. — Ani żebyś ty szedł, ale nie trzymam cię tu. Możesz robić, co chcesz.
— Właśnie to robię — mówi Janek i przyrzeka sobie, że mógłby go pocałować w tamtym momencie.
Mógłby, ale to poczucie mija. Mógłby, ale nigdy tego nie zrobi. Bo to nie taka chwila, nie taka historia, nie taki on ani Krzyś. Nie tacy oni.
Nie teraz. Nie jeszcze. Być może już nigdy więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top