Cz.8 Pokonaj siebie
-O mój... Czy ona z tego wyjdzie?-
-Nie rusza się.-
-_______ SPRAWDŹ CZY ODDYCHA!-
...
-I-I-I co? Mam iść do laboratorium po jakieś leki?-
-Słonko, odpuść sobie. Chyba już za późno.-
-Nie oddycha.-
Cisza...
Czerwonoszara dusza leżącej na kolanach Papyrus'a spoglądającego na nią dziewczynki, wydała ciche bicie, a wszyscy ucichli.
-Słyszeliście to...?-Zapytał Mettaton kucający przy Frisk.
Znowu cisza.
----
-Chcesz zmienić zdanie?- Powiedziała Chara, przy Frisk, która leżała wtulając się w kurtkę.
-Nie.- Odpowiedziała cichym tonem.
-Jeśli nie, to zginiesz w bardzo bliskim czasie--
-I bariera się zniszczy. To chciałaś powiedzieć?-Powiedziała Frisk, opierająca się o ręce.
-Niezupełnie. Potrzeba do tego twojej duszy, jeszcze żywej.-
-Okłamałaś mnie. Nienawidzę ciebie.-
-To teraz mnie nienawidzisz? To czemu uzgodniliśmy układ?-
-Czy myślisz że tego chciałam? Ja...po prostu chcę wszystkich uwolnić.
Chara, ty tego nie zrozumiesz.-
-To ty nie zrozumiesz. I tak już nie masz duszy, nic nie zrobisz.-
-...-
-Cisza, tak? To wracaj do tego dennego świata i pozwól tym potworom, oglądać jak umierasz! Ja chciałam pomóc, ale oczywiście ty musisz zawsze być taka upierdliwa! Już tutaj nie wrócisz, i nie chcę ciebie więcej widzieć.-
------
Spocona dziewczynka wzięła głęboki wdech wtulając się w biało-czarno odzianego szkieleta, który odrazu ją przytulił.
-Boże, Frisk... Myślałem że... Nie rób tak więcej.-
-S...an...s...bar...iera...-
Właśnie. Bariera, ona kruszyła się... To znaczy że za chwilę Frisk będzie mogła oddychać świeżym powietrzem, a klątwa zniknie.
Sans ucieszył się na ten widok, dlatego wstał, i złapał dziewczynę za rączki. Ruszył na przód.
-------
Dwa Fanarty *-* By the way, zbliżamy się do końca...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top