Cz.6 Nienazwane uczucie
-Frisk, wstawaj.- Wyszeptał Sans do ucha młodej, która się po chwili obudziła.
-Nie mogę.-Wyżej wspomniana dziewczyna, zachichotała i położyła ciężko swoją dłoń na brzuchu.
-Dobry żart. Jesteś coraz lepsza.- Swoją kościstą dłonią przycisnął dziewczynę bardziej.
-Heh...- Widać że poczuła ściśnięcie, przez co się troskliwie uśmiechnęła.
-Jesteśmy w zamku.- Powiedział kładąc ciało dziewczynki obok.-Jesteś w stanie chodzić?-
-Uh...Sans... Ja nie mogę... Ja nie mogę...-Kwiaty obciążały jej ciało, przez co jak piórko opadła na ziemie, i zalała się płaczem... Dwa strumyki czerwonej cieczy spłynęły po jej ledwo widocznych policzkach.
-Frisk...Nie płacz. Wszystko będzie dobrze.-Szkielet próbował powstrzymać płacz, iż wiedział że to boli.
-Ale...Ja jestem kaleką. Kaleki nie potrafią ratować.- Powiedziała zmarnowana.
-Nie mów tak. Wyjdziemy z tego, razem.- Sans Przytulił Frisk wiedząc że to nie będzie takie łatwe.
-Proszę...Zmieńmy temat... Uh.
Ja pójdę do króla a ty się schowasz... I nie ważne co...Siedź w ukryciu, póki nie wypowiem twojego imienia, OK?- Mała przytuliła go również.
...
Byli w uścisku póki Sans nie podniósł dziecka w jego kurtce i nie powiedział jednego, bardzo ważnego słowa...
-Rozumiem.-
.
Droga była spokojna i nikt nie stawał im na drodze. Frisk stała się bardzo spokojna i cicha odkąd Sans wziął to tak...Normalnie?
Pierwszy raz kiedy się nie sprzeciwia.
W końcu dotarli do bramy do sali tronowej. Sans postawił Frisk na ziemi i teleportował się w kryjówkę.
Frisk weszła do sali, słysząc gwizd.
-Um, to pan jest królem, prawda?
-Dum-Dee-Dumm, już, już.-Król wstał i odwrócił się w stronę człowieka.
-Oh...Człowieku...Chyba wiesz co musimy zrobić, prawda?-
-To jednak pan... Niech król wybaczy ale nie za bardzo wi--
Ogniste kule przeleciały na wylot przez ciało Frisk, niszcząc kurtkę...Tak.
-Tak bardzo przepraszam...-To ostatnie słowa Asgora przed wciśnięciem Load.
-Oh...Człowieku...Chyba wiesz co musimy zrobić, prawda?-
-Um, tak. Ale to nie jest--
Tym razem Frisk uniknęła kul.
-takie łatwe przy mnie. Zamierzam uwolnić was wszystkich!-
Wtedy ostrze przebiło jej duszę.
Load
Tym razem zginęła przy czwartym ataku.
Load
Znów...
I znów.
...
. To trwało godziny, a Sans słyszał tylko rozłamującą się duszyczkę na dwie części i krew niedaleko.
Ostrze przebiła ją, znowu.
-Sa...n...s...-Wykrztuśiła dziewczynka dławiąc się własną krwią...Leżąca w kałuży swoich błędów, naprzeciw króla.
Sans wyszedł zza pilona i ustawił się naprzeciw króla.
-Sans? Co ty tutaj robisz? Mam wspaniałą wiadomość! Jesteśmy wolni! Mamy siedem dusz!- Wypowiedział Asgore z dźwiękiem strachu w głosie.
-Asgore...Nie udawaj że Chara nie istniała. Już dawno było siedem. A zresztą.-
Gaster Blaster'y wyjawiły się w ciągu jednej sekundy, paląc ciało króla bezlitośnie.
-Ty po prostu nienawidzisz ludzi...-
Sans podszedł do zwłok dziewczynki, kucając.
-Sorry, poniosło mnie. Teraz rób co chcesz. Zobacz na siebie. Nie widzę twoich rączek które tak bardzo lubiły dotykać moją kurtkę. Wszystko przez te cholerne kwiaty... Załaduj. I. Tym. Razem. Dasz. Radę.-
Load
Wtedy Frisk na ostatkach sił poszła do Asgore'a, i przytuliła go, mimo iż konkretnie zgadywała gdzie jest...
-Błagam... Królu. Daj mi szanse na zniszczenie bariery. Obiecuję że jeżeli coś...pójdzie nie tak...to proszę...mnie...zabić...-Powiedziała powoli mdlejąca dziewczyna.
Asgore przytrzymał jej rączki, kiwając głową...Wtedy wbiegł Sans łapiąc upadającą Frisk.
-Meh, to idźmy niszczyć bariere.-
Asgore odwrócił głowę do Sans'a kiwając głową, a Frisk schowała się w futerku od kaptura kurtki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top