Cz.5 Płacz
Frisk weszła z Sans'em do restauracji, w której już czekali Papyrus i Flowey.
Sans podniósł dziewczynkę i posadził na krzesełku. Papyrus uśmiechał się jak zawsze a Flowey patrzał z niedowierzeniem.
Wszyscy usiedli, a Papyrus zaczął pytać Sans'a o wszystko co się stało.
-Frisk? To ja, Flowey. Wybacz że ciebie zostawiłem... To moja wina, prawda?- W końcu zapytał Flowey w doniczce.
-To nie twoja, ani nikogo innego. To moja wina. Ale spokojnie, wydostaniemy wszystkich... Wkrótce.-Wymamrotała Frisk.
-Rozumiem.-Kwiatek zasłonił się listkiem.
-Człowieku! Miło cię znowu widzieć! Kupę lat! Cieszę się że jesteś cały.-Wykrzyczał Papyrus jeszcze bardziej się uśmiechając.
-Hah, zaraz wracam, zostańcie tutaj i się nie rozłączajcie.
To lecę.- Powiedział szkielet w różowych kapciach, znikając w jednej sekundzie.
-SAAANS! Zapomniałeś o zabawce braci na wieki wieków! Idę mu powykręcać kości! Pewnie jest w tej swojej budce... Nyeh. Sekundka!-Wstał wkurzony Papyrus i wybiegł z restauracji.
...
-Hehe. Jesteśmy teraz tylko ty i ja... A co najważniejsza, żyjesz...
Frisk, wiem co się dzieje. Poprzednie dzieci które tutaj spadły, miały tak samo... Nosiły klątwę z kwiatami. Oślepły...Tak jak ty. Póżniej kwiatów zbyt wiele... I--Frisk przerwała Flowey'mu.
-Nie, to nie tak. Ja uwolnię wszystkich nawet jeżeli to by się stało.-
-Nie, nie uwolnisz! Po ostatniej śmierci, twoja dusza zniknie!-
-Kłamiesz! To jak król zebrał sześć dusz?-
-To całkiem inna historia! A teraz co? Wszyscy tobą miotają na lewo i prawo a ty chcesz ich uwolnić?!-
-Tak! Nie każdy jest taki jak myślisz! Po prostu zapamiętałeś przeszłość gdzie było inaczej!-
-Frisk...Reguła w tym świećie jest zabijać albo zostać zabitym...-
-Oszalałeś?! Dopiero teraz pokazujesz swoje prawdziwe oblicze?! Na dobry start udajesz że wszystko jest ok a póżniej wyskakujesz z zabijaniem?!-
-Do cholery przestań! Jeżeli zrobisz coś głupiego, zginiesz! Ledwo co się poruszasz...-
Frisk wstała z krzesełka i kulając się, wybiegła z restauracji.
------
Flowey został sam. Jego mina wskazywała na pękającą ze smutku.
-Przepraszam Sans...Miałem ją pilnować. Ale jak? Jestem tylko kwiatkiem...-Zasłonił się listkami i zaczął szlochać.
-Już jestem!-Wbiegł Papyrus z wielką torbą na ramieniu, szybko podbiegł do kwiatka i popatrzył pytająco na niego.
-Uciekła.-Wymamrotał cicho.
---------
-Sans? Sa-hans? Gdzieś jesteś?- Wołała Frisk, trzymająca się czerwono-pomarańczowej ściany.
-Oh? Co tutaj robisz słoneczko? Sa...Jesteś człowiekiem! Jak cudownie!
Zagrajmy w Quiz. Coś łatwego na początek...
Co dostajesz w zamian za dobrą odpowiedź?-Zapytał tajemniczy głos...
-Wybacz...Śpieszę się... Widziałeś szkieleta z niebieską kurtką?-
:;::
-ZŁA ODPOWIEDŹ!-
Dziewczynka nie wiedziała kiedy, małe robociki wystrzeliły serca w jej stronę. Ta niewidoma nie mogła ich uniknąć. Słyszała tylko siebie, jęczącą z bólu... Leżąca na ziemi, która chwilę później zemdlała.
-------
Kroki, które stąpały po ciepłym podłożu niosły Frisk, która co chwilę oddychała spokojnym rytmem.
-Już nie śpisz?-Zapytał bardzo znany jej głos, który odrazu ją obudził.
-Mhhm...Sans?-Wyszeptała jeszcze wpół śpiąca dziewczynka.
-Tak to ja, znowu. Widać że jetem ci skazany do śmierći. Heh.- Powiedział uśmiechnięty szkielet.
-Gdzie...Twoja kurtka? Nie...Czuję jej.-
-Masz ją na sobie. Gdy cie znalazłem trzęsłaś się. Ah, obandażowałem twoje rany. Wyglądasz na bardziej...Zmarnowaną.-Sans spoważniał.
-Ktoś...Zaczął zadawać mi pytania...Quiz? A gdy źle odpowiedzia...łam...Zabił mnie z trzy...cztery razy. A gdy umierałam...leżałam tam gdzie umarłam. Póki nie zemdlałam i on chyba poszedł...-
-Czy ja ci nie mówi--Frisk przerwała zdanie.
-Sans?-
-Tak?-
-Czy ja zginę?-
-Już nigdy.-
-Sans...?-
-Cały czas słucham.-
-Bolą mnie kończyny...-
-Wiem. Już ich nie widzę. "Coś" mi zasłania. Cóź. Dlatego jesteś na moich kościach.-
-Dziękuję...-
Wtedy minęli kupę szarego złomu z czerwono-żółtymi okienkami obok Windy.
-------
Fanart by: TorenLoure
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top