Cz.2 Ślepota
Byłaś w ciemnym i ośnieżonym lesie. Postanowiłaś nie tracić czasu i skierowałaś się naprzód, wtedy ciszę przerwał Flowey.
-Frisk zdrzemnijmy się tam. Nie mogę na ciebie patrzeć i wiem że jest ci zimno ale zrobię wszystko by było NAM ciepło.-
Uśmiechnęłaś się, pociągając nosem. Zgodziłaś się i usiadłaś pod drzewem, które wyznaczył Flowey.
-----
Otworzyłaś zaspane ale gotowe do drogi oczy...Flowey wyszedł spod ziemi i zaplątał się wokół twojego ramienia.
-Zimno było?-Zapytał pocieszająco.
Sarkastycznie kiwnęłaś głową na tak, pokazując że ci ciepło, zaśmiałaś się. On też.
Wstałaś i poszłaś dalej po chyba długiej pauzie. Stanęłaś naprzeciw...barykady? Cokolwiek to było, już to przeszłaś.
-No faktycznie, mi jest zimno.-Powiedział jakiś głos. Szybko się schowałaś i zaczęłaś słuchać rozmowy.
-Sans! Ty leniwy kościozadku! Ty nawet nie masz....Oh. Właśnie zrozumiałem ten żart.
Idę do Undyne bo mówiła, że Alphys zauważyła człowieka! Nyehe-hehe!-Wtedy usłyszałaś odchodzące kroki. Wyjrzałaś i zauważyłaś kogoś przy budce na...Hot dogi?
Próbowałaś przejść niezauważalna aż...
-Hej Dziecko. Chcesz Hot Doga?- Powiedziała sylwetka przy budce. Odrazu tam spojrzałaś i zorientowałaś się że to był szkielet.
Mmm... Byłaś głodna a Flowey już zasnął.
Powoli podeszłaś do szkieleta odzianego w niebieską bluzę.
Oparty ręką o budkę przedstawił się.
-Sans. Szkielet Sans. Eeej, chyba nie wystraszyłem ciebie na śmierć?- Zachichotałaś.
-Hej, koleś. Macie jakieś miasteczko w pobliżu?-Powiedział niedawno śpiący Flowey.
-Chodzi o Snowdin? Jasne. Jest w pobliżu. Idźcie tam gdzieś prosto i dalej...Nie no, nie okłamuję was bo nigdy tamtą drogą nie szedłem. Mam swoje "skróty". Po prostu idźcie przed siebie.- Spojrzałaś gdzie wskazywał Sans. Gdy znowu chciałaś spojrzeć, go już nie było. Flowey westchnął i poszłaś na drogę obok. Wtedy Chilldrake zablokował drogę.
-Gdzie jest mój brat co?! Odpowiedz co?!-Powiedział, wystrzelając swoje ataki. Oczywiście byłaś głodna przez co głód dał znać. Złapałaś się za brzuch w trakcie ataku.
Jakie nieszczęście, trafiło cię w skroń. Upadłaś na ziemie nieruchomo.
--------Błagam...----
Wstałaś szybko spod drzewa a Flowey pomasował ciebie po ramieniu.
-Brew.- Dotknęłaś jednej z nich czując kwiatek. -Jeszcze dwa i dotrą na oko.- Obydwoje posmutnieliście, ale poszłaś dalej. Pierwsze co, to rozmowa tego szkieleta i Sans'a. Wysoki odszedł i podeszłaś do mniejszego.
-Miasteczko.- Powiedział Flowey.
-Chodzi o Snowdin? Jasne. Jest w pobliżu. Idźcie tam gdzieś prosto i dalej...Nie no, nie okłamuję was bo nigdy tamtą drogą nie szedłem. Mam swoje "skróty". Po prostu idźcie przed siebie.-Powiedział, znowu.
W jakiś sposób ominęłaś Chilldrake'a i zauważyłaś szturchającego cię Flowey'go.
-Mogę ciebie przytulić?- Kiwnęłaś głową...
Otuliłaś Flowey'go swoimi rączkami i zamknęłaś oczy..
-----Wróć...-----
-Dzięki...-Zaśmiał się Flowey.
Byliście przy Snowdin. Zaskoczyło was to.
Nie szliście przez sklepy czy co, odrazu do hotelu.
Kupiliście na jeden dzień i poszliście spać...
-Frisk, wstawaj!-Powiedział Flowey pokazując na twoje oko.
-K-K-Kolejny! Ale nie zginęłaś!-
Wstałaś pokazując dłoń, by Flowey mógł się do ciebie "przyczepić", zrobił to. Wyszliście z hotelu i szliście dalej. Tak daleko by wyjść. Na "zewnątrz"...Weszłaś w bardzo gęstą mgłę. Flowey trzymał się ciebie bardzo mocno.
Wtedy ujrzałaś go.
---
Wybaczcie że dopiero teraz ale noooo....Wczoraj miałam urodziny i nie miałam czasu. Do jutra!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top