7. Jake

Siedziałem w pokoju konferencyjnym, stukając palcami o stół. Miałem w głowie kompletny chaos po tym, co Vivien powiedziała wcześniej. Próbowałem się skupić na pracy, ale jej słowa ciągle do mnie wracały. Próbowałem to jakoś zrozumieć, ale za każdym razem dochodziłem do wniosku, że po prostu tego nie potrafię.

„Nie chciałam, żebyś musiał wybierać." Te słowa brzmiały w mojej głowie jak echo. Dlaczego musiałbym wybierać? Czy to oznaczało, że ona już wybrała? Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że Vivien sama próbowała to zakończyć, zanim tak naprawdę daliśmy sobie szansę.

W tej samej chwili drzwi do pokoju otworzyły się, a Sunghoon wszedł, rzucając mi szybkie spojrzenie.

– Hej, co jest? Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – powiedział, siadając naprzeciwko mnie.

– To skomplikowane – westchnąłem, wiedząc, że Sunghoon i tak nie odpuści.

Sunghoon usiadł naprzeciwko mnie, przyglądając mi się przez chwilę z lekkim uśmiechem.

– Dobra, co tym razem? – zapytał, wyraźnie ciekawy. – Bo widzę, że coś ci siedzi na głowie.

– Vivien – odpowiedziałem bez wahania, a jego wyraz twarzy zmienił się na bardziej poważny.

– Okej... co się dzieje? Co tym razem powiedziała?

Westchnąłem, odchylając się na krześle.

– Ona myśli, że to, co jest między nami, wpłynie na pracę, na wszystko. Chce, żebyśmy mieli „czysto zawodowe relacje", ale to już wiesz. Dziś coś wspomniała o tym, że nie chciała bym musiał wybierać.

Sunghoon uniósł brwi, opierając łokcie na stole.

– Serio? Przecież to ty jesteś gościem, który zawsze jakoś łączy jedno z drugim. – Przewrócił oczami. – Myślałem, że ogarniasz takie rzeczy.

– Dzięki za wsparcie – burknąłem, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Zawsze miał ten swój sposób, żeby sprowadzić wszystko na ziemię.

– Dobra, ale tak serio – Sunghoon mówił dalej – co myślisz, że powinieneś zrobić? Bo znam cię na tyle, żeby wiedzieć, że to cię nie puści, dopóki nie rozwiążesz sprawy.

Zastanowiłem się przez chwilę, wiedząc, że ma rację. To mnie zżerało od środka.

– Nie wiem, Hoon. Chcę po prostu, żeby zrozumiała, że praca i to, co jest między nami, nie muszą się wykluczać. Ale ona wydaje się być przekonana, że wszystko będzie bardziej skomplikowane, jeśli będziemy próbować... no wiesz, czegoś więcej.

Sunghoon westchnął, kręcąc głową.

– Brzmi, jakby za bardzo to analizowała. Może musisz po prostu z nią pogadać, jak zawsze. Bez zbędnego dramatu.

– Łatwo ci mówić – rzuciłem, a Sunghoon uśmiechnął się lekko.

– Wiesz, że zawsze jest łatwiej patrzeć na problemy innych. Ale serio, Jake, nie poddawaj się.

– Sam już nie wiem, czy powinienem – zacząłem, ale słowa zamarły mi na ustach, gdy zauważyłem Vivien wchodzącą do sali w towarzystwie kilku osób z ekipy. Śmiała się z czegoś, co powiedział chłopak idący obok niej, a jej twarz rozjaśniał szeroki uśmiech. Wyglądała tak swobodnie, jakby między nami nic się nie wydarzyło, jakby nasza ostatnia rozmowa nie miała żadnego znaczenia.

Zacisnąłem dłonie na krawędzi stołu, próbując opanować emocje. „Jak mogła tak po prostu działać, gdy ja od tygodnia nie mogłem się pozbierać?" – pomyślałem.

Sunghoon, który siedział obok, przyglądał mi się uważnie. Jego wzrok podążył za moim i w końcu zatrzymał się na Vivien.

– To ona, prawda? – spytał cicho, choć w jego tonie nie było zdziwienia. Wiedział, o kogo chodzi.

Pokiwałem głową, nadal obserwując ją kątem oka. Sunghoon spotkał ją wcześniej tylko raz, tak samo jak ja – w zasadzie znaliśmy ją zaledwie kilka dni. Wszystko wydarzyło się szybko, zbyt szybko. Ledwo ją poznałem, a już było zbyt wiele skomplikowanych emocji między nami. Sam nie wiedziałem, jak to się tak szybko popsuło.

– No to pogadaj z nią – Sunghoon powiedział to takim tonem, jakby to było oczywiste.

Odwróciłem wzrok od Vivien i spojrzałem na niego bez przekonania.

– Łatwo ci mówić. Ona wygląda, jakby się tym w ogóle nie przejmowała.

Sunghoon wzruszył ramionami, opierając się na krześle.

– Jake, to, że ktoś się uśmiecha, nie znaczy, że wszystko jest w porządku. Może tylko udaje, bo to praca i nie chce tego pokazywać.

– Znamy się raptem kilka dni, Sunghoon. – Wzruszyłem ramionami, czując, jak frustracja we mnie narasta. – Może to nawet nie ma dla niej takiego znaczenia. Zaczyna to właśnie do mnie docierać.

Sunghoon zmrużył oczy, jakby próbował mnie ocenić.

– Może i tak. Ale to nie zmienia faktu, że coś cię w niej trzyma, skoro nadal o tym myślisz. Może warto to wyjaśnić, zanim w ogóle coś się zacznie komplikować.

Zamknąłem oczy na chwilę, próbując zebrać myśli. Sunghoon miał rację. Może i nie znałem jej długo, ale nie mogłem po prostu ignorować tego, co czułem. Musiałem spróbować to naprawić, nawet jeśli oznaczało to, że miałbym się ośmieszyć.

– Może masz rację – westchnąłem, podnosząc się z krzesła. – Może muszę po prostu z nią pogadać.

W momencie, gdy wstałem, drzwi do sali otworzyły się ponownie, a do środka weszli pozostali członkowie zespołu, razem z naszym menadżerem. W jednej chwili cała atmosfera zmieniła się, a rozmowy i śmiech wypełniły pomieszczenie.

Sunghoon spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby chciał powiedzieć, że teraz muszę to odłożyć na później. Wszyscy zajęli swoje miejsca, a ja wróciłem na swoje, czując, jak rosnące napięcie w środku powoli opada.

Menadżer zajął miejsce na czele stołu i rozłożył kilka dokumentów przed sobą.

– Dobra, zaczynamy – powiedział rzeczowo, przelatując wzrokiem po wszystkich w sali. – Mamy kilka spraw do omówienia przed nadchodzącym występem. Vivien będzie z nami współpracować, więc upewnijcie się, że wszystko jest na czas i w porządku.

Zamknąłem oczy na moment, wiedząc, że to jeszcze bardziej skomplikuje nasze spotkania. Nie spodziewałem się tego, gdy spotkałem ją na korytarzu w wytwórni. Jednak nie tylko to mnie zdziwiło. Jak to możliwe, że córka prezesa wytwórni została członkiem naszego staffu?

Sala wypełniła się delikatnym szumem, gdy menadżer przeglądał dokumenty, gotowy omówić nadchodzące wydarzenia. Wszyscy członkowie zespołu zajęli swoje miejsca, a ja poczułem, jak napięcie we mnie rośnie. Wiedziałem, że Vivien będzie tutaj, że będzie częścią tego wszystkiego. Próbowałem się skupić na pracy, ale jej obecność tylko mi to utrudniała.

– Vivien dołączy do was jako główna stylistka – powiedział menadżer rzeczowo, przerywając moje myśli. – To znaczy, że będzie odpowiedzialna za wasze stroje na nadchodzące występy. Pracujemy nad harmonogramem, więc bądźcie gotowi na regularne spotkania.

Spojrzałem na nią kątem oka, próbując zachować spokój. Była skupiona na notatkach, które miała przed sobą, jakby chciała uniknąć mojego wzroku.

Sunghoon, który siedział obok, rzucił mi znaczące spojrzenie. Wiedział, że coś się dzieje, ale nie drążył tematu. W końcu znał mnie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, kiedy coś jest nie tak. Tym bardziej teraz, kiedy Vivien była w pobliżu.

– Coś ci nie gra? – zapytał Sunghoon, przerywając ciszę między nami.

– Nie, wszystko w porządku – odpowiedziałem, choć sam nie byłem pewien, czy to prawda.

Od Autorki: W weekend widzimy się na małym maratonie?

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top