4. Vivien

"Dasz radę, Vivien!" – to właśnie powtarzałam sobie od samego rana, starając się dodać sobie odwagi. Wydawało się to takie proste: zejść na dół, unikając spotkania z ojcem, który najwyraźniej postanowił śledzić każdy mój krok. Wiedziałam, że miał ku temu swoje powody, a głównym z nich była moja znajomość z Jake'iem.

Od kiedy dowiedział się o naszym spotkaniu, każdego dnia czułam, że jestem pod ścisłym nadzorem. Zapewnienia o tym, że między mną a Jake'iem nie było niczego poza przeszłością, zdawały się być zupełnie bezcelowe. Ojciec nie ufał łatwo, a teraz, kiedy znajomość z chłopakiem stała się tematem rozmów, jego nieufność wzrosła do granic absurdu.

Stojąc przed lustrem, wzięłam głęboki oddech. "Muszę to zrobić," pomyślałam. Schodząc po schodach, każdy krok wydawał się cięższy, jakby prowadził mnie na spotkanie z losem, od którego nie mogłam uciec. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej świadoma obecności ojca gdzieś w pobliżu.

Kiedy dotarłam do kuchni, on już tam był, siedział przy stole z filiżanką kawy w ręku, przeglądając jakieś dokumenty. Jego wzrok przesunął się na mnie, kiedy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia. Czułam, jak na mnie patrzy, jak ocenia, jak szuka najmniejszego powodu, by znów poruszyć temat Jake'a.

– Dzień dobry – rzuciłam, starając się brzmieć naturalnie, choć czułam, jak moje serce bije szybciej.

– Dzień dobry – odpowiedział, ale w jego głosie była nuta czegoś więcej. Podejrzliwości? Zawodu? – Masz jakieś plany na dzisiaj?

To było jedno z tych pytań, które z pozoru były neutralne, ale w rzeczywistości kryły w sobie znacznie więcej.

– Myślałam, żeby pojechać na miasto – odpowiedziałam, unikając jego wzroku. – Może spotkam się z przyjaciółmi.

Ojciec uniósł brew, ale nie skomentował tego. Zamiast tego upił łyk kawy, jakby to dawało mu czas na zebranie myśli.

– Vivien, chcę, żebyś wiedziała, że martwię się o ciebie – zaczął w końcu. – Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałaś powagę sytuacji. Ten chłopak... Jake. On nie jest odpowiedni dla ciebie.

Jego słowa były jak szpilki wbijające się w moje serce. Wiedziałam, że miały mnie chronić, ale w tej chwili czułam, że bardziej mnie ranią.

– Wiem, tato – odpowiedziałam cicho. – Nic mnie z nim nie łączy. To tylko przeszłość.

Ojciec westchnął ciężko, odkładając filiżankę na stół.

– Mam nadzieję, że masz rację. – Jego ton był poważny, jakby każda sylaba niosła ciężar odpowiedzialności. – Ale pamiętaj, Vivien, że pewne rzeczy mogą się skomplikować szybciej, niż się spodziewasz.

Zamknęłam oczy na moment, próbując zapanować nad emocjami. Nie chciałam pokazywać, jak bardzo te słowa mnie dotknęły. Wstałam od stołu, czując, jak napięcie narasta we mnie z każdą sekundą. Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce.

– Dasz radę, Vivien – powtórzyłam w myślach, starając się skupić na tym, co muszę zrobić. Jednak zanim zdążyłam wyjść z kuchni, usłyszałam głos, który przerwał tę duszącą ciszę.

– Daj jej spokój, tato – odezwał się Sehun, pojawiając się w drzwiach. Spojrzał na ojca z powagą, ale w jego oczach widziałam cichą troskę o mnie. – Vivien potrzebuje trochę przestrzeni.

Ojciec zmrużył oczy, a w jego spojrzeniu pojawił się cień irytacji. Sehun rzadko wtrącał się w nasze rozmowy, ale kiedy to robił, jego słowa miały wagę. Ojciec zawsze liczył się z jego zdaniem, czego nie potrafiłam zrozumieć.

– Sehun, to nie jest takie proste – zaczął ojciec, ale brat przerwał mu z wyraźną determinacją.

– Wiem, że nie jest – odparł spokojnie, choć stanowczo. – Ale ona potrzebuje naszej wiary w to, że sobie poradzi. Nie możemy traktować jej jak dziecka.

Patrzyłam na Sehuna z wdzięcznością, czując, jak napięcie powoli ustępuje. Wiedziałam, że jego wsparcie może być najważniejsze w tej trudnej sytuacji. Ojciec przyglądał się nam obu przez chwilę, po czym westchnął ciężko i odwrócił wzrok.

– W porządku – powiedział w końcu, tonem, który brzmiał jak kapitulacja. – Ale nie chcę, żebyście wpadli w kłopoty. To wszystko, czego oczekuję.

Skinęłam głową, czując, jak kamień spada mi z serca. Może w końcu mi odpuści i przestanie drążyć temat.

– Dziękuję – szepnęłam, patrząc na Sehuna, gdy opuszczaliśmy kuchnię. On tylko uśmiechnął się lekko, jakby chciał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.

– Idź, Vivien. Musisz to wyjaśnić – powiedział, a ja poczułam jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. 

Starałam się ukryć zaskoczenie, jakie wywołały jego słowa. Czyżby przez cały czas wiedział, co planuję? Próbowałam ułożyć w głowie odpowiedź, ale czułam, jak moje serce przyspiesza.

– Co masz na myśli? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie, choć wiedziałam, że Sehun zna mnie zbyt dobrze, by dać się zwieść.

Jego spojrzenie było przenikliwe, pełne troski, ale i stanowczości. Nie miał zamiaru odpuścić.

– Nie udawaj – powiedział spokojnie, choć w jego głosie była nuta ostrzeżenia. – Wiem, że idziesz spotkać się z Jake'iem. Ojca oszukasz, ale nie mnie.

Westchnęłam, czując, jak cała energia, którą z trudem zbierałam przez ostatnie dni, zaczyna się ulatniać. Nie chciałam ukrywać się przed Sehunem, ale jednocześnie bałam się, co mógłby o tym wszystkim pomyśleć.

– Sehun... – zaczęłam, ale on uniósł rękę, przerywając mi.

– Nie musisz mi się tłumaczyć – powiedział, jego głos był łagodniejszy. – Po prostu uważaj, Vivien. Wiem, że chcesz to wyjaśnić, ale zastanów się, czy jesteś na to gotowa.

Poczułam, jak moje ramiona opadają pod ciężarem jego słów. Miał rację – nie byłam pewna, czy jestem gotowa na to spotkanie, na tę konfrontację z przeszłością, która wróciła w najmniej spodziewanym momencie.

– Muszę to zrobić – szepnęłam w końcu, bardziej do siebie niż do niego. – Muszę wytłumaczyć, co się stało i dlaczego wszystko się tak pogmatwało.

Sehun spojrzał na mnie z czymś w rodzaju smutku w oczach, jakby chciał mnie przed czymś uchronić, ale wiedział, że musi pozwolić mi podjąć tę decyzję sama.

– Dobrze – powiedział cicho. – Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Cokolwiek się stanie.

Skinęłam głową, wdzięczna za jego wsparcie. Wiedziałam, że Sehun nie będzie mi tego ułatwiał, ale jednocześnie czułam, że to, co powiedział, było dokładnie tym, czego potrzebowałam usłyszeć.

Z tą myślą odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Każdy krok w stronę wyjścia wydawał się cięższy, ale wiedziałam, że nie mogę się cofnąć. Wciągnęłam głęboko powietrze i otworzyłam drzwi. Chłodne powietrze z zewnątrz uderzyło mnie w twarz, przypominając mi, że nie mogę dłużej zwlekać.

Dotarłam do umówionego miejsca, wciąż czując, jak moje serce bije szybciej niż zwykle. Rozejrzałam się wokół, próbując go dostrzec w tłumie.

Jake siedział przy jednym ze stolików na tarasie, wpatrzony w coś przed sobą. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w jego stronę. Kiedy mnie zauważył, jego spojrzenie na moment złagodniało, a potem znów wróciło do tej mieszanki gniewu i zranienia, którą widziałam wcześniej.

Usiadłam naprzeciwko niego, nie mówiąc ani słowa. Wiedziałam, że teraz nadejdzie czas na wyjaśnienia.

– Vivien – zaczął, ale uciszyłam go gestem ręki.

– Poczekaj – powiedziałam cicho. – Pozwól mi najpierw to wszystko wyjaśnić.

Jake zamknął usta, choć widziałam, że ma w sobie mnóstwo pytań. Spojrzałam na niego, czując ciężar tego, co musiałam powiedzieć. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale była konieczna.

– Wiem, że jestem ci winna wyjaśnienia – zaczęłam, starając się zebrać myśli. – I wiem, że moje milczenie musiało cię zranić. Chciałam... chciałam się odezwać, ale nie potrafiłam. Za każdym razem coś mnie powstrzymywało.

Jake patrzył na mnie intensywnie, a ja czułam, jak jego wzrok przenika przez każdą warstwę mojego opanowania. Wzięłam głęboki oddech, próbując zapanować nad drżeniem w głosie.

– To nie tak, że chciałam cię odtrącić – kontynuowałam. – Po prostu... pojawiło się tyle rzeczy, z którymi nie umiałam sobie poradzić. Sehun, nasza sytuacja rodzinna, twoja kariera... To wszystko sprawiło, że zaczęłam wątpić, czy nasze relacje mogą przetrwać w takich okolicznościach.

Jake milczał, ale widziałam, jak zaciśnięte pięści zdradzały jego emocje. Wiedziałam, że każde moje słowo go dotykało, ale musiałam to z siebie wyrzucić.

– Wiem, że moje milczenie było błędem. Powinnam była z tobą porozmawiać, a nie uciekać. – Spojrzałam mu prosto w oczy, mając nadzieję, że zobaczy, jak bardzo tego żałuję. – Nie chcę, żebyś myślał, że to wszystko cię nie dotyczyło. Właśnie dlatego się oddaliłam... bałam się, że to wszystko może cię zranić.

Od Autorki: Jakoś tak miałam chęci i możliwości. Na tą chwilę tu najszybciej pisze mi się rozdziały, więc może rozdziały będą częściej niż początkowo zakładałam.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top