26. Vivien
Ojciec nie chciał mnie wypuścić z domu od kilku dni, jakby sądził, że w ten sposób powstrzyma mnie przed kontaktem z Jake'iem. Każdego dnia próbowałam go przekonać, że taka izolacja nie jest rozwiązaniem, ale za każdym razem kończyło się to tym samym chłodnym, nieugiętym spojrzeniem.
Czułam się jak w klatce, a każde kolejne zamknięcie drzwi potęgowało frustrację. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, on tylko powtarzał, że to dla mojego dobra.
W nocy, gdy cały dom pogrążył się w ciszy, uchyliłam okno i z lekkim drżeniem wymknęłam się na zewnątrz. Moje serce biło mocno – zarówno z ekscytacji, jak i z odrobiny lęku przed tym, że mogę zostać złapana. Kiedy tylko znalazłam się na zewnątrz, odetchnęłam głęboko, a zimne powietrze dodało mi odwagi. Ruszyłam w stronę miejsca, w którym umówiłam się z Jake'em, licząc, że choć na chwilę uda nam się zapomnieć o problemach, które nas otaczały.
Pędziłam w stronę miejsca, gdzie czekał na mnie Jake. Zobaczyłam jego samochód zaparkowany dwie ulice dalej, w cieniu drzew. Gdy tylko go dostrzegłam, przyspieszyłam kroku, a widok jego uśmiechu na mój widok sprawił, że wszystkie obawy na chwilę zniknęły. Gdy dotarłam do auta, otworzył drzwi pasażera i podał mi rękę, pomagając mi usiąść.
– Myślałem, że nie przyjdziesz – powiedział z czułością w głosie, a ja tylko pokręciłam głową, uśmiechając się lekko.
– Dla ciebie? Zawsze – odparłam, a jego oczy rozbłysły.
– Jesteś pewna, że powinniśmy to zrobić? – zapytał cicho, spoglądając na mnie z troską. Jego głos zdradzał mieszankę niepokoju i pragnienia, by wszystko było dobrze.
Spojrzałam mu prosto w oczy, biorąc głęboki oddech, i ścisnęłam jego dłoń.
– Jake, muszę być teraz z tobą. Wiesz, że inaczej nie wytrzymam. Po prostu chcę na chwilę zapomnieć o tym wszystkim i poczuć się... wolna – odpowiedziałam, wiedząc, że on rozumie, co mam na myśli.
– Skoro tego chcesz – powiedział z uśmiechem pełnym wsparcia i czułości.
– Więc co zaplanowałeś? – zapytałam z lekkim uśmiechem, starając się rozluźnić napiętą atmosferę.
Jake odwzajemnił uśmiech, a w jego oczach pojawił się błysk tajemniczości.
– Niespodzianka – odpowiedział, mocniej ściskając moją dłoń. – Wiem, że potrzebujesz chwili, by oderwać się od wszystkiego, więc pomyślałem, że pokażę ci miejsce, które zawsze mnie uspokaja.
Patrzyłam na niego z ciekawością, czując, że cokolwiek zaplanował, będzie to wyjątkowe.
Jake wcisnął pedał gazu, a samochód ruszył płynnie przez ciemne, nocne ulice. Czułam, jak napięcie opada z każdą mijaną przecznicą, zwłaszcza gdy Jake co chwilę spoglądał na mnie z tym swoim łagodnym uśmiechem. Droga wydawała się spokojna, a nocna cisza wokół dodawała wszystkiemu tajemniczości.
– Możesz chociaż zdradzić, dokąd jedziemy? – zapytałam z lekkim rozbawieniem, choć tak naprawdę było mi obojętne, bo byle byłam z nim.
Jake tylko uśmiechnął się szerzej.
– Zobaczysz, cierpliwości.
Kiedy dotarliśmy pod schronisko, zaskoczyłam się – był przecież środek nocy. Spojrzałam na Jake'a z uniesioną brwią, a on tylko uśmiechnął się tajemniczo.
– Wiem, że to trochę nietypowe – zaczął, wyłączając silnik. – Ale mam coś, co chciałem ci pokazać.
Wysiadł z auta, po czym szybko przeszedł na moją stronę i otworzył mi drzwi. Jak tylko wyszłam, poczułam chłodny powiew nocnego powietrza. Schronisko było ciche i spokojne, a jedyne światło pochodziło od gwiazd i księżyca.
– Jak my tam wejdziemy?
– Mam klucze- uśmiechnął się, a z kieszeni wyjął klucze.
Zaskoczona jego pewnością siebie, podążyłam za nim, gdy ruszył w stronę schroniska. Jake przekręcił klucz w zamku, a drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem. W środku panowała ciemność, ale Jake zapalił latarkę, oświetlając mały korytarz.
– Wchodzimy tylko na chwilę – powiedział, gdy weszliśmy do środka.
Zaciekawiona, poszłam za nim, gdy prowadził mnie w głąb budynku. Mimo że byłam zdenerwowana, czułam również ekscytację. To było jak mała przygoda, a Jake miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się bezpiecznie.
Zaskoczona dźwiękiem szczekania, poczułam, jak ekscytacja wzrasta. Jake uśmiechnął się szeroko, gdy przekroczyliśmy próg schroniska dla zwierząt.
– Wiem, że to nietypowe – powiedział, zamykając drzwi za nami – ale chciałem, żebyś zobaczyła to miejsce.
Szczekanie stało się głośniejsze, a z różnych pomieszczeń dobiegły dźwięki merdających ogonów i radosnych odgłosów. Zauważyłam, że schronisko było wypełnione psami, które z radością przybiegły w naszym kierunku.
– Jak my tu weszliśmy? – zapytałam, zdziwiona, ale także zafascynowana tym, co zobaczyłam.
– Znam właściciela – odpowiedział z uśmiechem. – Zorganizowałem małą nocną wizytę. Chciałem, żebyśmy spędzili czas z tymi wszystkimi słodkimi psiakami.
Z każdym krokiem, gdy wchodziłam głębiej do schroniska, moje serce napełniało się radością. Zobaczyłam kilka psów, które merdały ogonami i biegały wokół nas, a ich entuzjazm był zaraźliwy.
– To miejsce jest niesamowite – powiedziałam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – Dlaczego akurat schronisko?
Jake wzruszył ramionami.
– Chciałem, żebyś zobaczyła, jak wiele psów potrzebuje miłości. I pomyślałem, że to świetna okazja, żeby się zrelaksować i po prostu być razem. Co myślisz?
– Jesteś cudowny – powiedziałam, przytulając go mocno.
Jake odwzajemnił uścisk, a ja poczułam się, jakbym znalazła się w bezpiecznym miejscu. Chłodny powiew nocnego powietrza wydawał się niczym w porównaniu do ciepła, które emanowało od niego.
– Cieszę się, że ci się podoba – odpowiedział, a jego głos brzmiał cicho, ale pewnie. – Chodź, pokażę ci, które psy są najbardziej urocze.
Zaczął prowadzić mnie w głąb schroniska, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu, gdy widziałam, jak zwierzaki skaczą w naszą stronę, wciąż merdając ogonami. Jake zatrzymał się przy jednej z klatek, w której siedziała mała, brązowa suczka z dużymi, błyszczącymi oczami.
– To Lulu – powiedział, zaciągając mnie do siebie. – Jest trochę nieśmiała, ale ma ogromne serce.
Pochyliłam się, żeby zobaczyć Lulę bliżej, a piesek odważnie podszedł do mnie, merdając ogonem.
– Wygląda na to, że cię lubi – zauważył Jake z uśmiechem.
– A ja ją – odpowiedziałam, a moje serce się rozgrzało.- Dlaczego tu przychodzisz?
– Przychodzę zawsze, gdy tęsknię za Laylą – odpowiedział Jake, a jego głos nabrał melancholijnego tonu. – Wyjechała do mojej rodziny w Australii, a ja bardzo za nią tęsknię.
Zrozumiałam, jak ważne dla niego było to miejsce. Layla była jego ukochaną suczką, która musiała wyjechać, a teraz Jake znajdował w schronisku ukojenie, otaczając się innymi psami, które potrzebowały miłości i wsparcia.
– Przykro mi, że musisz się z nią rozstać – powiedziałam cicho, czując smutek w jego oczach. – Musi być ci ciężko.
Jake skinął głową, a jego spojrzenie skupiło się na Luli, która teraz przytuliła się do mnie, jakby chciała pocieszyć nas obojga.
– Tak, było. Layla była dla mnie wszystkim. Ale przychodząc tu, czuję, że mogę dać miłość innym zwierzakom. Każde z nich zasługuje na dom i rodzinę – mówił, a w jego głosie brzmiała determinacja.
Uśmiechnęłam się do niego, czując, jak jego pasja do pomocy zwierzakom łączy nas jeszcze bardziej.
– To niesamowite, że się tym zajmujesz – odpowiedziałam. - Jesteś naprawdę przekochany.
– Doprawdy? Udowodnij.
Przyciągnęłam chłopaka szybko do siebie i pocałowałam. Jake odpowiedział na mój pocałunek, a świat wokół nas zniknął. Uczucie bliskości i ciepła wypełniło powietrze, a ja zapomniałam o wszystkim, co nas otaczało. W tym momencie byliśmy tylko my i nasza mała, wyjątkowa chwila.
Kiedy się oderwaliśmy, Jake spojrzał mi w oczy z szerokim uśmiechem, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
– To zdecydowanie było przekonywujące – powiedział, a jego głos brzmiał jakby był pełen radości. – Myślałem, że muszę wykazać się w tej roli, ale teraz widzę, że to ty jesteś tą, która dodaje mi odwagi.
Poczułam, jak moje serce znowu zaczyna bić szybciej. Czułam, że między nami narastała nie tylko bliskość, ale i głębsza więź.
– Zawsze będę przy tobie – obiecałam, a moje słowa były szczere. – Chcę wspierać cię w tym, co robisz. Wiem, jak ważne są dla ciebie zwierzęta.
Jake uśmiechnął się z wdzięcznością, a ja mogłam dostrzec w jego oczach blask, który odzwierciedlał nasze uczucia. Przez chwilę stałam tak, przytulona do niego, wsłuchując się w dźwięki nocy i szczekanie zwierzaków w tle.
– Cieszę się, że jesteś – powiedział, głaszcząc mnie po plecach. – Chciałbym, żebyś częściej ze mną przychodziła. Możemy razem dawać miłość tym, które jej potrzebują.
– Z przyjemnością – odpowiedziałam, czując, że nasza wspólna misja mogłaby być początkiem czegoś pięknego.
Przeszliśmy dalej, zatrzymując się przy kolejnej klatce. W środku siedziała mała kotka z białym futerkiem i zielonymi oczami. Gdy zobaczyła nas, podbiegła do kraty, miaucząc z radości.
– Zobacz, to Bella – powiedział Jake, wyciągając rękę, by pogłaskać kotkę. – Myślę, że ona też szuka miłości.
Uśmiechnęłam się, widząc, jak Jake traktuje te zwierzaki z czułością i uwagą. Czułam, że te wspólne chwile stają się dla nas nie tylko sposobem na ucieczkę od rzeczywistości, ale i szansą na stworzenie silnej relacji, która mogłaby przetrwać każdą burzę. Burza, która się niedawno zaczęła miała tylko być jeszcze tylko większa i gwałtowniejsza.
Od Autorki: Chcę teraz głównie się skupić na tej książce, by ją dokończyć, więc na pewno możecie spodziewać się kolejnych rozdziałów w weekend.
Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. To dla mnie bardzo ważne.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top