17. Jake

Przez ostatnie tygodnie udało mi się dotrzymać obietnicy, którą złożyłem Heeseungowi. Nie próbowałem przekraczać granic, które wyznaczyła Vivien i zachowywałem się jak na przyjaciela przystało. Czy było to łatwe? Spodziewałem się, że będzie ciężej. Nawet jeśli miałbym tylko jej przyjacielem to jestem w stanie to zaakceptować, o ile będzie szczęśliwa.

– O czym tak myślisz, Jake?- zapytał mnie Hoon, gdy zajął miejsce obok mnie.

– Wiesz, o czym. Jeszcze głupio się pytasz- westchnąłem.

– Jake– Sunghoon położył mi dłoń na ramieniu– dlaczego nie porozmawiasz z nią? Jesteście teraz przyjaciółmi i nie powinniście ukrywać przed sobą takich rzeczy. Nawet jeśli wiedziała wcześniej, że coś czułeś to powinieneś jej powiedzieć, że dalej tak jest.

– Boję się – przyznałem, nie patrząc na Sunghoona. Wiedziałem, że ma rację, ale nie mogłem zmusić się do działania. Bałem się, że gdy tylko wypowiem te słowa, wszystko się zmieni. Vivien była dla mnie kimś wyjątkowym, ale co, jeśli mówiąc prawdę, stracę ją na zawsze?

– Czego się boisz? Że stracisz ją jako przyjaciółkę? – zapytał Hoon, patrząc na mnie z powagą. – To już teraz cię zjada, Jake. Nie sądzisz, że lepiej powiedzieć jej prawdę i zobaczyć, co będzie dalej?

Westchnąłem, próbując przemyśleć jego słowa. Wiedziałem, że ukrywanie tych uczuć nie pomaga. Każdy dzień przy Vivien był jak balansowanie na krawędzi, walka z samym sobą. Ale myśl o tym, że mógłbym ją stracić, była nie do zniesienia.

– A co, jeśli... – zawahałem się – co, jeśli powiem jej, a ona... nie czuje tego samego?

– A co, jeśli czuje? – Sunghoon przerwał mi, patrząc na mnie z uśmiechem. – Ryzyko zawsze jest. Ale może warto? Bo patrzenie na ciebie teraz... – westchnął – to nie wygląda na coś, co można długo wytrzymać.

Zamilkłem, nie wiedząc, jak odpowiedzieć. Miałem nadzieję, że te uczucia kiedyś miną, że uda mi się w pełni zaakceptować naszą przyjaźń i nic poza tym. Ale im dłużej to trwało, tym trudniej było mi to ignorować.

– Musisz to zrobić, Jake. Inaczej nigdy się nie dowiesz – dodał Hoon, zanim wstał i zostawił mnie samego z moimi myślami.

Usiadłem na chwilę w ciszy, czując, jak narasta we mnie presja. Wiedziałem, że Sunghoon ma rację, ale czy naprawdę byłem gotów postawić wszystko na jedną kartę?

– Jake hyung- obok nas pojawił się Niki- co zrobiłeś Noonie? Tylko ty z nią rozmawiałeś, a teraz siedzi z dala od wszystkich i nie chce z nikim rozmawiać.

– Przecież pomogłeś jej tylko z bagażem, Jake– powiedział zawiedziony Sunghoon– chyba, że mi czegoś nie mówisz.

– Idź to wyjaśnić- dodał Niki.

Westchnąłem głęboko, czując, jak moje serce zaczyna szybciej bić. Vivien siedząca z dala od wszystkich i niechętna do rozmów? Co mogłem powiedzieć lub zrobić, co wywołało taką reakcję? Przecież starałem się trzymać obietnicy, nie przekraczać granic.

– Nic jej nie zrobiłem – odpowiedziałem w końcu, choć sam nie byłem już tego taki pewien. Może to nie była kwestia moich działań, a naszych skomplikowanych uczuć, które wisiały w powietrzu. – Pomogłem jej tylko z bagażem, rozmawialiśmy normalnie.

Sunghoon spojrzał na mnie, unosząc brwi, jakby chciał, żebym kontynuował.

– Może... – zacząłem powoli – może coś się stało, o czym nie wiem. Może to nie chodzi tylko o mnie, ale... – urwałem, próbując poskładać myśli.

– Wiesz, Jake, to nie wygląda dobrze. Jeśli coś się dzieje, to powinieneś z nią porozmawiać – powiedział Sunghoon. – Lepiej wyjaśnić wszystko teraz, zanim będzie za późno.

Niki przytaknął, krzyżując ręce na piersi.

– Idź to wyjaśnić, hyung – powtórzył. – Noona nie wygląda na szczęśliwą, a chyba nie chcesz, żeby to się pogłębiło.

Nie miałem wyboru. Wiedziałem, że muszę to wyjaśnić. Ale w tym momencie poczułem, że może to być kluczowy moment dla naszej relacji – taki, który może wszystko zmienić.

Wstałem z miejsca, czując ciężar każdej myśli i emocji, które we mnie krążyły. Moje kroki były ciężkie, a każda sekunda dłuższa niż poprzednia.

W końcu dotarłem do miejsca, gdzie siedziała Vivien. Jej postać była nieruchoma, a wzrok wpatrzony w krajobraz za oknem. Nawet nie zauważyła, że stanąłem obok. Miała na sobie ten zamyślony wyraz twarzy, który tak dobrze znałem, kiedy coś ją trapiło.

Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć. Zastanawiałem się, czy w ogóle chce mnie teraz słuchać. Jednak to napięcie między nami, które narastało od pewnego czasu, nie mogło być już dłużej ignorowane. Musiałem spróbować.

– Vi – zacząłem cicho, siadając obok niej. – Coś się stało?

Nie odwróciła głowy, nie zareagowała od razu. Po chwili tylko westchnęła, ale nadal patrzyła w dal, jakby krajobraz za oknem miał odpowiedzieć za nią.

– Jake, ja... – zaczęła, a jej głos był bardziej cichy, niż kiedykolwiek ją słyszałem. – To wszystko jest dla mnie trudniejsze, niż myślałam.

Nagle poczułem, jak samolot wpada w turbulencje. Całe wnętrze maszyny delikatnie zatrzęsło, a ja automatycznie sięgnąłem do podłokietnika, próbując złapać równowagę. Vivien poruszyła się niespokojnie obok mnie, jakby nagłe wstrząsy wyciągnęły ją z tego zamyślonego stanu.

Niestety nie mogłem złapać równowagi i poleciałem prosto na Vivien. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, nasze usta się dotknęły. Zamarłem, kompletnie zaskoczony tym, co właśnie się wydarzyło. To była chwila, która trwała może ułamek sekundy, ale czułem, jakby czas zatrzymał się w miejscu.

Vivien otworzyła szeroko oczy, a ja odsunąłem się szybko, niepewny, co teraz powiedzieć.

– Przepraszam – wydusiłem, czując, jak gorąco uderza mi do twarzy.

Jej reakcja była równie zaskoczona, ale widziałem, jak walczy ze sobą, żeby nie odwrócić wzroku. Na jej policzkach pojawił się rumieniec, przez co wyglądała tak uroczo.

– Jake, proszę idź już stąd– jęknęła i ponownie odwróciła wzrok do okna.

Rozejrzałem się wokół czy nikt nas nie widzi i usiadłem obok niej. Nie chciałem odpuścić, a skoro wiedziałem, że mnie nie odepchnęła, to mogłem spróbować.

– Vivien – powiedziałem cicho, delikatnie dotykając jej ramienia. Spojrzała na mnie, jej oczy były pełne niepewności i emocji, których nie mogła ukryć. – Nie uciekaj teraz.

Westchnęła ciężko, nie odwracając wzroku.

– Jake, co ty robisz? – zapytała, ale w jej głosie nie było złości, tylko zagubienie.

Złapałem ją delikatnie za policzki i przyciągnąłem do pocałunku. Nasze usta złączyły się w cichym, pełnym napięcia momencie, jakby wszystko, co kiedykolwiek między nami istniało, eksplodowało w jednej chwili. Vivien przez moment była nieruchoma, ale nie odsunęła się. Wbrew temu, co wcześniej mówiła, poczułem, że odpowiada na ten gest.

Jej dłonie uniosły się, jakby chciała mnie odepchnąć, ale zamiast tego spoczęły lekko na mojej piersi. Pocałunek był krótki, delikatny, ale intensywny, a kiedy w końcu odsunąłem się, oboje oddychaliśmy szybko.

– Przepraszam – szepnąłem, choć wiedziałem, że tego nie żałowałem. Było to coś, na co czekałem od dłuższego czasu.

Vivien spojrzała na mnie, jej oczy były pełne mieszanki emocji – szoku, zdezorientowania, ale też czegoś więcej.

– Jake... – zaczęła, ale urwała, jakby nie wiedziała, co dalej powiedzieć.

Nie chciałem, żeby ten moment przerodził się w coś niezręcznego, ale czułem, że teraz musieliśmy wszystko wyjaśnić.

Od Autorki: No i witam w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że się spodobał, bo mam bardzo mieszane uczucia co do tej historii.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top