13. Jake
Siedziałem w salonie, próbując skupić się na rozmowie z Vivien, ale moje myśli były daleko. „Dlaczego się w ogóle na to zgodziłem?" – pytałem sam siebie. Każda chwila spędzona z nią była jak przypomnienie, że cokolwiek bym powiedział czy zrobił, nigdy nie będę w stanie zmusić swojego serca, by przestało chcieć czegoś więcej.
Przecież doskonale wiedziałem, że będę się z tym męczył. Ona jasno powiedziała, że chce tylko przyjaźni, a ja się na to zgodziłem. I co teraz? Uśmiechałem się, żartowałem, próbowałem być wyluzowany, ale w środku czułem, jakby coś mnie rozrywało na kawałki. Wiedziałem również, że w pewnym momencie będę chciał przekroczyć granicę przyjaźni. Będę chciał czegoś więcej, będę chciał znowu ją pocałować, przyciągnąć do siebie, poczuć to, co czułem tamtego dnia.
Więc dlaczego? Dlaczego zgodziłem się na coś, co tylko mnie raniło? Może dlatego, że to był jedyny sposób, by być blisko niej. Wolałem być jej przyjacielem niż stracić ją całkowicie. Ale teraz, siedząc tutaj, udając, że wszystko jest w porządku, zastanawiałem się, czy to rzeczywiście była najlepsza decyzja.
Spojrzałem na nią, jak w skupieniu przeglądała coś na swoim telefonie, a ja próbowałem wmówić sobie, że dam radę. Ale każda sekunda przy niej była jak próba przetrwania.
– Powiesz mi, dla kogo stworzyłaś tamtą stylizację? – zapytałem, choć nie było to pytanie, które naprawdę chciałem zadać.
Vivien spojrzała na mnie, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. Potarła lekko skroń, jakby i to było dla niej trudne do wyjaśnienia.
– Sama nie jestem pewna, czy miałam kogoś konkretnego na myśli – odpowiedziała, odkładając telefon. – Ale muszę stworzyć kolejnych sześć podobnych stylizacji, więc muszę to przemyśleć.
Sześć kolejnych? Poczułem ukłucie zazdrości, choć nie wiedziałem dlaczego. To była jej praca, a ja nie miałem prawa oczekiwać, że w każdej rzeczy, którą stworzy, będzie myślała o mnie. Ale mimo to, nie mogłem powstrzymać się przed poczuciem, że chciałbym, aby to było inaczej. Aby każdy z jej projektów miał coś wspólnego ze mną.
– Może zainspirujesz się kimś stąd? – rzuciłem pół żartem, ale w moim głosie było coś więcej.
Vivien uśmiechnęła się lekko, choć w jej oczach wciąż dostrzegałem cień niepewności. Przesunęła wzrokiem po mnie, jakby oceniała, czy faktycznie mógłbym być inspiracją do jednego z jej projektów.
– Mówisz o sobie? – zapytała, ale jej ton był bardziej zaczepny niż poważny.
– A o kim innym mógłbym? – odpowiedziałem, starając się zabrzmieć swobodnie, chociaż wewnątrz czułem rosnące napięcie.
Jej uśmiech nieco się pogłębił, a ja poczułem, że może ten moment nie będzie tak trudny, jak sobie wyobrażałem. Ale jednocześnie, im bardziej starałem się trzymać nas w strefie przyjaźni, tym mocniej czułem, jak trudne to będzie.
– Może cię kiedyś zaskoczę – rzuciła, wracając do swojego telefonu, ale w jej głosie brzmiała nuta tajemnicy, która sprawiła, że moje serce przyspieszyło.
Zastanawiałem się, jak długo uda mi się to ciągnąć. Ile będę mógł grać rolę „tylko przyjaciela", wiedząc, że chciałem czegoś więcej.
– Cholera – wymknęło się Vivien, gdy nagle spojrzała na telefon.
– Co się dzieje? – zapytałem, widząc, jak jej twarz zmienia wyraz na bardziej zmartwiony.
– Sehun dzisiaj po nas nie przyjedzie – odpowiedziała, z lekką frustracją w głosie, wciąż wpatrzona w ekran.
– Co? – Byłem zdziwiony, ale w duchu nieco zadowolony, że zyskamy więcej czasu, nawet jeśli sytuacja była trochę niezręczna.
– Jego samochód się zepsuł. Wygląda na to, że musimy zostać tutaj na noc – wyjaśniła, chowając telefon do kieszeni.
Atmosfera w pokoju zgęstniała. Vivien stała przede mną, jakby czekając na moją reakcję, a ja starałem się zachować spokój. Wiedziałem, że przed nami długa noc w małym domku, z dala od świata – i od czegokolwiek, co mogłoby nas rozproszyć.
– No cóż, przynajmniej mamy dach nad głową – próbowałem rzucić coś na rozluźnienie.
Vivien westchnęła i usiadła z powrotem na kanapie, jakby cała energia nagle z niej uleciała.
– I tylko jedno łóżko, na którym możemy spać – dodała z rezygnacją, a ja poczułem, jak moje serce przyspiesza.
– No to zapowiada się ciekawa noc – rzuciłem, próbując ukryć zażenowanie lekkim śmiechem, ale widziałem, że Vivien nie była w nastroju do żartów.
Usiadłem obok niej, zastanawiając się, jak rozegrać tę sytuację. Wiedziałem, że muszę uważać na każdy krok, bo nasza relacja była zbyt delikatna.
– Słuchaj, nie musisz się martwić. Mogę spać na kanapie – powiedziałem, próbując ją uspokoić.
Vivien spojrzała na mnie, unosząc brwi.
– Jake, nie jesteśmy już dzieciakami. Damy sobie radę.
– Naprawdę mogę...
– Nie.- przerwała mi- nie wyśpisz się na tej kanapie.
Vivien spojrzała na kanapę, a potem z powrotem na mnie, jakby oceniała sytuację na chłodno.
– Nie wyśpisz się na tej kanapie – powtórzyła stanowczo.
Czułem, jak atmosfera między nami staje się jeszcze bardziej napięta, mimo że oboje próbowaliśmy udawać, że to nie ma większego znaczenia.
– Ale...
– Jake, to tylko łóżko. Damy sobie radę – dodała spokojnie, choć w jej głosie wyczułem delikatną nutę nerwowości.
Wziąłem głęboki oddech, czując, że muszę się zgodzić, ale jednocześnie wiedziałem, że noc spędzona w tym samym łóżku będzie wyzwaniem.
Poszliśmy do kuchni, próbując się zająć czymś, co odwróci nasze myśli od tej niezręcznej sytuacji. Vivien otworzyła lodówkę, przeglądając jej zawartość.
– Może omlety? – zapytała, unosząc jedno opakowanie jajek.
– Brzmi dobrze – odpowiedziałem, próbując nadać głosowi lekki ton.
Zaczęliśmy wspólnie przygotowywać składniki, krojąc warzywa i mieszając jajka. Każdy z nas był zajęty swoją częścią pracy, ale czułem, że to, co nas łączyło, wciąż wisiało w powietrzu.
– Niezła technika – rzuciłem, obserwując, jak Vivien zręcznie kroi paprykę.
Uśmiechnęła się krótko, nie odrywając wzroku od deski.
– Praktyka – odpowiedziała, a cisza, która potem zapadła, nie była już tak niezręczna jak wcześniej.
W ciszy zjedliśmy kolację, każde z nas pogrążone we własnych myślach. Z jednej strony czułem się wdzięczny, że mogliśmy spędzić ten czas w spokojnej atmosferze, ale z drugiej strony ta cisza była pełna niewypowiedzianych słów. Po skończeniu sprzątania, wymieniliśmy krótkie spojrzenia, zanim każde z nas udało się do swojej części domku.
Kiedy przyszedł czas na przygotowania do spania, atmosfera zrobiła się dziwnie napięta. Vivien poszła pierwsza do łazienki, a ja siedziałem na kanapie, czekając na swoją kolej. Gdy wróciła, już w wygodnym ubraniu do spania, uniosła brwi.
– Twoja kolej – powiedziała cicho, wskazując na łazienkę.
Zebrałem swoje rzeczy i szybko się przebrałem, czując, że ta noc może być bardziej skomplikowana, niż byłem na to gotowy. Wróciłem do pokoju, gdzie Vivien siedziała na krawędzi łóżka, a moje serce znowu przyspieszyło.
– Idźmy spać – rzuciłem lekko, próbując dodać sobie odwagi.
Położyliśmy się na łóżku, każde z nas odwrócone plecami do drugiego. Między nami była niewielka przestrzeń, ale wydawało się, jakby była to ogromna przepaść, która z każdą sekundą rosła. Czułem jej obecność, słyszałem ciche oddechy, które tylko przypominały mi, jak blisko była.
Starałem się nie poruszać, nie oddychać zbyt głośno, jakby to mogło rozbić tę delikatną równowagę, którą oboje próbowaliśmy zachować. Chciałem coś powiedzieć, cokolwiek, żeby przełamać tę ciszę, ale jednocześnie bałem się, że każde słowo mogłoby wszystko zepsuć.
Vivien też nie odezwała się ani słowem, a ja zastanawiałem się, o czym myślała. Czy była równie niespokojna jak ja?
Od Autorki: Dzisiaj kolejny rozdział. Trochę nie planowany, ale szybko się napisało, więc wyszło jak wyszło.
Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top