11. Vivien

Przez kilka kolejnych dni pracowałam z domu. Nie mogłam się zmusić, żeby wrócić do wytwórni, do tego miejsca, gdzie wszystko wymknęło się spod kontroli. Za każdym razem, gdy przypominałam sobie, co się stało, dotykałam swoich ust, jakby to miało mi pomóc odtworzyć uczucie, które pojawiło się, gdy Jake mnie pocałował.

Nie wiedziałam, co z tym zrobić. To, co czułam, było skomplikowane – z jednej strony wciąż czułam jego bliskość, ciepło i moment, w którym wydawało się, że świat zniknął. Z drugiej strony, coś we mnie krzyczało, że to był błąd. Jake nigdy nie powinien był tego zrobić, a ja nie powinnam była mu na to pozwolić.

Z każdą minutą próbowałam ułożyć to wszystko w głowie, znaleźć jakieś wytłumaczenie, jakąś drogę wyjścia. Może to tylko chwila słabości? Może Jake po prostu nie panował nad emocjami? A może... może wcale nie było to takie przypadkowe, jak oboje staraliśmy się to sobie wytłumaczyć.

Głowa mi pękała od tych myśli. Praca, choć próbowałam się na niej skupić, nie szła mi tak, jak powinna. Stylizacje, które normalnie tworzyłam z przyjemnością, teraz wydawały mi się chaotyczne. Wstawałam od komputera co chwilę, chodząc nerwowo po pokoju, jakby to miało mi pomóc odzyskać równowagę.

Może unikanie Jake'a nie było najlepszym pomysłem, ale nie mogłam sobie z tym poradzić inaczej.

– Powinnaś w końcu wyjść z tego pokoju, Vivien – powiedział mój brat, wchodząc do pomieszczenia z wyraźnym zmartwieniem w oczach.

– Myślisz, że nie chcę? – westchnęłam, opadając na łóżko. Ostatnie kilka dni były jak mętna plama. Praca z domu, unikanie Jake'a i przymus radzenia sobie z własnymi uczuciami... Wszystko to zaczynało mnie przytłaczać.

– Wygląda na to, że właśnie tak – stwierdził spokojnie, opierając się o framugę drzwi. Mój brat, zawsze z równowagą i zdrowym rozsądkiem, widział wszystko wyraźniej niż ja. – Co tak naprawdę się stało?

Wiedział, że coś było na rzeczy, ale nie wiedział, jak skomplikowana jest ta cała sytuacja. Wzruszyłam ramionami, unikając jego spojrzenia.

– To skomplikowane... Jake... – zaczęłam, czując, jak gardło mi się zaciska. – Nic nie jest takie, jak myślałam. Sprawy się wymknęły spod kontroli, a ja nie wiem, jak to naprawić.

– Może zamiast unikać go, powinnaś po prostu z nim porozmawiać? – zaproponował brat, jakby to było oczywiste.

– Łatwo ci mówić. Nie jesteś w to wszystko wplątany – odparłam cicho, próbując zapanować nad własnym głosem.

Sehun westchnął, po czym usiadł obok mnie.

– Vivien, w końcu będziesz musiała stawić temu czoła. Z Jake'iem albo bez niego, ale nie możesz uciekać wiecznie.

Wiedziałam, że miał rację, ale nie potrafiłam nic z tym zrobić.

– Wiem.

Sehun spojrzał na mnie uważnie, jakby szukał potwierdzenia w moich oczach, że dobrze mnie zrozumiał.

– Dlatego mam pomysł. Spakuj rzeczy na kilka dni. Zrobimy sobie małą wycieczkę – powiedział, uśmiechając się lekko, jakby to mogło rozwiązać wszystkie problemy.

Zaskoczyłam się, unosząc brwi.

– Wycieczkę? Teraz? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Tak, wycieczkę. Musisz się oderwać, a ja też potrzebuję przerwy. Wyjedziemy gdzieś, gdzie będziesz mogła na chwilę zapomnieć o wszystkim – powiedział z przekonaniem, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

– Nie wiem, Sehun... – zaczęłam, ale brat szybko mi przerwał.

– Vivien, naprawdę potrzebujesz odpoczynku. A może z dystansu wszystko wyda ci się łatwiejsze. Poza tym, to tylko kilka dni. Nic się nie stanie, jeśli znikniesz na chwilę – powiedział, wstając z łóżka i patrząc na mnie z zachęcającym uśmiechem.

– Może masz rację... – westchnęłam, po czym spojrzałam na walizkę stojącą w kącie. Może ucieczka na kilka dni to rzeczywiście to, czego potrzebowałam, by wszystko sobie poukładać.

Niepewnie kiwnęłam głową, a Sehun uśmiechnął się triumfalnie.

– To świetnie. Spakuj się i od razu ruszamy – powiedział, a jego entuzjazm zaczął się udzielać również mi.

Spojrzałam na walizkę jeszcze raz, a potem na Sehuna, który już zaczął przeglądać swój telefon, pewnie szukając miejsca, gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Czułam mieszankę ulgi i niepewności – ucieczka wydawała się kusząca, ale w głębi duszy wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała wrócić do rzeczywistości.

– Daj mi pół godziny – powiedziałam, wstając z łóżka.

Sehun podniósł wzrok i skinął głową, zadowolony.

– Tylko spakuj coś wygodnego. Będziemy dużo spacerować.

Wzruszyłam ramionami, próbując ukryć uśmiech. Wiedziałam, że ta wycieczka będzie mi potrzebna. Może to właśnie to pomoże mi na chwilę zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło z Jake'em, i odzyskać równowagę.

Zaczęłam wrzucać do walizki ubrania, a każda rzecz wydawała mi się przypomnieniem o chaosie, który ostatnio czułam. Ale teraz, z każdym kolejnym ruchem, czułam, jak napięcie powoli ze mnie schodzi. 

Podróż nie trwała długo, ale wystarczyła, by poczuć, że zostawiam za sobą ciężar ostatnich dni. Sehun prowadził w milczeniu, a ja wpatrywałam się w zmieniający się krajobraz – z miejskiego zgiełku, przez mniej uczęszczane drogi, aż po zupełnie opustoszałe, wąskie szlaki otoczone drzewami.

– Daleko jeszcze? – zapytałam, bardziej z ciekawości niż z niecierpliwości.

– Jesteśmy prawie na miejscu – odpowiedział z lekkim uśmiechem, skręcając w jeszcze węższą ścieżkę, która wydawała się prowadzić w głąb lasu.

Po kolejnych kilku minutach w końcu zatrzymaliśmy się przed małym, drewnianym domkiem. Był oddalony od jakichkolwiek śladów cywilizacji – żadnych sąsiadów, żadnych samochodów, tylko las i spokój. Domek wyglądał jak idealne miejsce na ucieczkę od świata.

– Mam nadzieję, że dobrze spędzisz ten czas – powiedział Sehun, gdy wysiadłam z samochodu z moimi rzeczami- ja niestety będę się zbierał.

– Co?- zapytałam, odwracając się w stronę auta, ale ten już zaczął odjeżdżać.

Stałam przez chwilę, patrząc, jak Sehun odjeżdża, a jego samochód znika za zakrętem, zostawiając mnie samą na środku pustkowia. Co tu się właśnie wydarzyło? Próbowałam to ogarnąć, ale zamiast poczucia spokoju, które miało mi przynieść to miejsce, czułam narastającą panikę.

– Serio? Zostawił mnie samą w środku lasu? – mruknęłam do siebie, patrząc na drewniany domek przed sobą.

Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się w stronę drzwi. Cokolwiek Sehun próbował osiągnąć, nie miałam wyjścia – musiałam sobie poradzić. Kiedy weszłam do środka, powitała mnie ciepła atmosfera domku, przytulnie urządzonego, z wielkim kominkiem i miękkimi fotelami. Było spokojnie, cicho – zupełnie inaczej niż w wytwórni, w której każdy dzień przynosił nowe wyzwania i niezręczne spotkania z Jake'iem.

– No dobrze, Vivien – powiedziałam do siebie, stawiając walizkę w kącie. – Teraz masz czas, żeby to wszystko przemyśleć.

Gdy próbowałam się uspokoić i oswoić z myślą o samotności w tym miejscu, drzwi nagle otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Zaskoczona, odwróciłam się gwałtownie i... stanęłam jak wryta. W progu stał Jake, jakby to było najzupełniej normalne, że nagle pojawia się w drewnianym domku na odludziu.

– Jake? Co ty tu robisz? – zapytałam, nie wierząc własnym oczom.

– Sehun mnie przywiózł – odpowiedział spokojnie, choć widać było, że nie czuje się tu swobodnie. Zamknął drzwi za sobą i oparł się o nie, patrząc na mnie, jakby nie wiedział, od czego zacząć.

Przez chwilę panowała niezręczna cisza, a ja wciąż próbowałam zrozumieć, co się dzieje. Sehun musiał to zaplanować. On wiedział, że sama się nie zmierzę z tym, co się wydarzyło, i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.

– Musimy porozmawiać – powiedział Jake, przerywając moje myśli. Jego głos był spokojny, ale czułam, że za tym spokojem kryje się coś więcej. – Nie możemy tego dłużej unikać. Musimy wyjaśnić kilka rzeczy.

Od Autorki: Kochani i mamy trzeci rozdział dzisiaj. Mam nadzieję, że się wam podoba. Zobaczymy jak to jutro będzie z rozdziałami, ale myślę, że na jeden możecie na pewno liczyć.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top