10. Jake

Dziewczyna jak poparzona odsunęła się ode mnie, zrywając się tak gwałtownie, że ledwo zdążyłem zareagować. Siedziałem na kanapie, zaskoczony, a ona stała kilka kroków dalej, jakby właśnie zderzyła się z rzeczywistością. Jej ręce drżały, a w oczach pojawiły się łzy, które próbowała powstrzymać, ale na próżno.

– Vivien... – zacząłem, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Widziałem, jak walczy z emocjami, a jej twarz wyrażała coś pomiędzy żalem a wstydem.

– Nie powinniśmy – przerwała mi, kręcąc głową. Jej głos był cichy, prawie złamany. – Jake, to nie powinno się wydarzyć.

Siedziałem na kanapie, wciąż nie mogąc w pełni zrozumieć, co się właściwie stało. Kilka sekund wcześniej czułem, że oboje chcieliśmy tego momentu, a teraz wszystko się rozsypało. Zamiast czułości, w jej oczach widziałem panikę i żal. Próbowała się odsunąć, ale drżąca dłoń zdradzała, że to dla niej równie trudne.

– Vivien, proszę... – próbowałem ją zatrzymać, ale podniosła rękę, dając mi znak, że nie chce tego słuchać.

– To nie ma sensu, Jake – powiedziała z wymuszonym spokojem. – Nie teraz, nie w ten sposób.

Usiadłem, czując jak chłód sytuacji otula mnie od środka. Patrzyłem, jak wycofuje się, próbując zebrać myśli, a łza, która spłynęła po jej policzku, sprawiła, że poczułem się winny.

– Przepraszam – wyszeptała, choć w jej głosie nie było pewności, czy przeprasza mnie, siebie, czy nas oboje.

Wiedziałem, że nic, co teraz powiem, nie naprawi sytuacji. Patrzyłem na nią, stojącą kilka kroków dalej, zagubioną i zranioną, i czułem, że wszystko wymyka się spod kontroli. Moje słowa, moje gesty – nic nie miało już znaczenia w tym momencie. Cisza pomiędzy nami była ciężka, niemal dusząca.

Zamiast próbować ratować ten moment, odetchnąłem głęboko i wstałem. Ubrania, które przygotowała dla mnie na przymiarki, leżały w zasięgu ręki. Sięgnąłem po nie, próbując zająć się czymś konkretnym, aby choć na chwilę uniknąć tej emocjonalnej przepaści, w którą oboje zaczynaliśmy wpadać.

– Przymierzę to i wrócimy do pracy – powiedziałem spokojnie, chcąc dać nam obojgu czas, by ochłonąć. Czułem, że to najlepsze, co mogę teraz zrobić – skupić się na zadaniu, wrócić do rzeczywistości, którą oboje znaliśmy, zanim ta sytuacja zaszła za daleko.

Vivien milczała, ale widziałem, że walczy ze sobą. Była rozdarta, a ja nie mogłem jej pomóc w tej chwili, choć bardzo chciałem.

W milczeniu udałem się za parawan i zacząłem przymierzać przygotowane ubrania. Każdy ruch wydawał się mechaniczny, jakbym na chwilę odłączył się od wszystkiego, co przed chwilą miało miejsce. Materiał był dobrze dobrany, stylizacja perfekcyjnie dopasowana, ale moje myśli błądziły daleko od tego.

Gdy skończyłem, stanąłem przed lustrem, poprawiając kołnierz. Na moment zawahałem się, ale w końcu wyszedłem zza parawanu i stanąłem przed Vivien.

Podniosła na mnie wzrok, a ja czułem napięcie wiszące w powietrzu. Chciałem powiedzieć coś zwyczajnego, coś, co rozładowałoby tę atmosferę, ale słowa nie przyszły. Stałem w ciszy, czekając na jej reakcję, jakby to ubranie miało być odpowiedzią na wszystko, co się wydarzyło.

– I jak? – zapytałem w końcu, chcąc, żeby ta chwila minęła, by wrócić do normalności, choć na moment.

Vivien wzięła głęboki oddech, jakby próbowała skupić się na pracy, tak jak ja. Spojrzała na mnie uważnie, oceniając stylizację.

– Za dobrze- powiedziała cicho, ale jednak to usłyszałem.

– Co powiedziałaś?

Vivien spuściła wzrok, jakby żałowała, że te słowa wymknęły się z jej ust. Wzięła kolejny głęboki oddech, wyraźnie próbując się opanować.

– Powiedziałam, że wyglądasz za dobrze – powtórzyła nieco głośniej, ale bez większego przekonania.

Spojrzałem na nią, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć. Jej twarz zdradzała mieszankę emocji, które trudno było odczytać. Czy to była ulga, smutek, a może coś jeszcze? Wiedziałem jedno – to napięcie między nami nie zniknęło, a raczej stawało się coraz bardziej nieznośne.

– Dzięki... – powiedziałem w końcu, próbując zbyć sytuację lekkim tonem, ale brzmiało to sztucznie nawet dla mnie.

Vivien odwróciła się, znowu zajmując się czymś przy stoliku. Próbowała skupić się na pracy, ale ja wiedziałem, że to tylko ucieczka. Tak samo jak ja próbowałem uciec przed tym, co między nami było.

Nie mogłem jednak po prostu tego zostawić.

– Vivien... – zacząłem, ale nie wiedziałem, jak dokończyć.

Próbowałem kilka razy otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ale każde słowo, które chciałem wypowiedzieć, utykało gdzieś w gardle. Czułem się bezradny, patrząc, jak Vivien z determinacją unika mojego wzroku. To, co kiedyś wydawało się naturalne, teraz było niemal niemożliwe – po prostu porozmawiać.

Chciałem zapytać, co naprawdę myśli, czy ta cisza oznacza coś więcej. Ale jak wyrazić wszystko, co czułem, kiedy słowa zwyczajnie nie przychodziły? Wiedziałem, że powinniśmy coś z tym zrobić, ale każda próba rozmowy wydawała się kończyć jeszcze większym dystansem.

Vivien wciąż udawała, że zajmuje się przymiarkami, ale wyraźnie widziałem, że jej myśli są gdzie indziej. Czułem, jak każda chwila milczenia tylko pogłębiała przepaść między nami.

Niezręczną ciszę przerwał nagle dźwięk otwierających się drzwi. Heeseung wszedł do garderoby z uśmiechem na twarzy, jakby nie wyczuł napięcia w powietrzu.

– Wracamy – oznajmił, nieświadomy sytuacji. – Manadżer mówi, że musimy się zbierać. Czekają na nas na próbie dźwięku.

Vivien odetchnęła z wyraźną ulgą, jakby pojawienie się Heeseunga było dla niej wybawieniem. Sprawnie zebrała notatki i szybko zaczęła się pakować, unikając mojego wzroku. Ja wciąż stałem nieruchomo, próbując zebrać myśli, ale jednocześnie wdzięczny za przerwanie tego duszącego momentu.

– Dzięki, Heeseung – rzuciłem w końcu, chcąc w jakiś sposób zakończyć ten dziwny rozdział.

Heeseung tylko skinął głową, wyraźnie w dobrym humorze, kompletnie nieświadomy, co przed chwilą miało miejsce. Jednak gdy znaleźliśmy się na korytarzu nagle spoważniał i spojrzał na mnie surowym wzrokiem. Wiedziałem, że teraz zachowa się jak na hyunga przystało i na pewno nie będzie to przyjemna rozmowa. Szykował się ochrzan. 

– Nie posłuchałeś mojej rady – zaczął, krzyżując ręce na piersi. Jego ton był spokojny, ale czułem napięcie w jego słowach. – Mówiłem ci, żebyś dał jej czas, Jake. Sunghoon też ci to powiedział. Co ty wyprawiasz?

Westchnąłem, odwracając wzrok, bo wiedziałem, że ma rację. Heeseung od zawsze był tym, który potrafił podejść do problemu z dystansem i rozsądkiem, czego mi w tej chwili brakowało.

– Myślałem, że to będzie dobry moment... – zacząłem, ale Heeseung przerwał mi natychmiast.

– Nie, Jake. Wybrałeś najgorszy moment. Wiesz, co się dzieje, a mimo to pociągnąłeś ją do tego – powiedział, tonem pełnym zrozumienia, ale i zawodu. – Ona potrzebuje przestrzeni, a ty musisz to zaakceptować, jeśli chcesz cokolwiek naprawić.

Oparłem się ciężko o ścianę, wzdychając głęboko, bo wiedziałem, że każde jego słowo było prawdą. Heeseung zawsze miał ten sposób, żeby docierać do sedna sprawy. A teraz patrzył na mnie wyczekująco, czekając na odpowiedź.

– Co dokładnie zrobiłeś? – zapytał spokojnie, ale surowo. Jego spojrzenie mówiło jasno, że nie odpuści, dopóki nie powiem wszystkiego.

Przetarłem twarz ręką, próbując zebrać myśli. Jak miałem to wyjaśnić? Jak opisać, że w chwili emocji zrobiłem coś, czego sam nie potrafiłem w pełni zrozumieć?

– Pocałowałem ją – powiedziałem w końcu, czując ciężar tych słów. – Nie planowałem tego, po prostu... to się stało.

Heeseung zmrużył oczy, patrząc na mnie z mieszaniną zdziwienia i frustracji.

– Jake, serio? – westchnął, potrząsając głową. – To zdecydowanie nie był ten moment.

– Wiem – powiedziałem cicho, nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. – Ale... kiedy na nią patrzę, wszystko się we mnie miesza. Nie wiem, jak to kontrolować.

Heeseung skrzyżował ramiona, wciągając powietrze.

– Musisz nad sobą zapanować. Jeśli naprawdę ci na niej zależy, musisz ją zrozumieć. A to nie będzie proste, jeśli będziesz działał impulsywnie.

Od Autorki: Rozdział pojawił się trochę wcześniej, więc też jest szansa, że pojawi się dzisiaj jeszcze jeden.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top