1. Vivien

- Ale to nie jest koniec? - spytał cicho Jake, gdy nasze spotkanie dobiegało końca, a w powietrzu unosiła się nuta smutku i niepewności.

Zatrzymałam się, odwracając głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. W jego spojrzeniu czaiło się coś, czego nie potrafiłam do końca zrozumieć - może strach, a może nadzieja?

- Co masz na myśli? - spytałam, starając się odczytać emocje, które przemykały przez jego twarz jak cienie.

Jake wziął głęboki oddech, jakby próbował zebrać w sobie odwagę na wyznanie, które miało paść z jego ust. Jego głos zadrżał, gdy w końcu wypowiedział słowa, które zaskoczyły mnie swoją szczerością:

- Napiszę do ciebie po powrocie do Korei. Nie chcę cię stracić.

Słowa te zawisły między nami, jakby czas na chwilę stanął w miejscu. W jego głosie słychać było cichy łamiący się ton, który zdradzał więcej, niż chciał pokazać.

Otworzyłam oczy, a moim oczom od razu ukazał się widok tętniących życiem ulic Seulu. Mieszanka świateł neonów, gwar przechodniów i zgiełk wielkiego miasta. W końcu udało mi się wrócić do Korei, gdzie mieszkał mój ojciec, a teraz również mój brat. Wróciłam w moje rodzinne strony, ponieważ to stąd pochodziła praktycznie cała moja rodzina.

Dlaczego wróciłam? Odpowiedź była prosta - mój ojciec załatwił mi pracę. Nie wiem jeszcze dokładnie jaką, ale wiedziałam, że tutaj mogę mieć więcej możliwości, więc cieszyłam się z tej decyzji.

Jednak krótka drzemka przypomniała mi o czymś, a raczej o kimś, kogo tak starałam się zapomnieć przez ostatnie kilka miesięcy. Nie pozwalało mi to cieszyć się w pełni z tego, że w końcu jestem w tym miejscu.

Poczucie winy zżerało mnie od środka. Zignorowałam Jake'a, gdy napisał do mnie kilka miesięcy temu. Ignorowałam też każdą kolejną wiadomość. Nawet ich nie odczytywałam. Wydawało mi się, że lepszym sposobem na zamknięcie tego rozdziału było po prostu o nim zapomnieć. Ale czy to się udało? Niestety nie. Jake codziennie do mnie pisał, a ja, choć bardzo się starałam, porównywałam każdego poznanego chłopaka do niego. Oboje nie zapomnieliśmy.

A teraz, gdy istniała szansa na ponowne spotkanie, brakowało mi odwagi, żeby to zainicjować. Nie mogłam teraz, po tak długim milczeniu, nagle napisać, że jestem w Korei i proponować spotkania. To byłoby zbyt trudne, zbyt niezręczne.

-Cieszę się, że zgodziłaś się wrócić, Vivien - powiedział Sehun, mój brat, który odwoził mnie do naszego domu.

-Ja chyba też się cieszę - odpowiedziałam cicho.

-Chyba? - spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem. - Co zaprząta twoją śliczną głowę?

-Ty doskonale wiesz - westchnęłam.

Sehun zawsze wiedział, co się ze mną działo. Mówiłam mu o wszystkim, nawet gdy dzieliły nas tysiące kilometrów. Był osobą, której najbardziej ufałam i której zwierzałam się ze wszystkiego. Teraz, gdy będziemy widywać się praktycznie codziennie, wiedziałam, że ten temat wróci, niezależnie od tego, czy byłam na to gotowa, czy nie.

- Wiem, że nie chcesz poruszać tego tematu, Vi - powiedział spokojnie Sehun, spoglądając na mnie kątem oka.

- To po co zaczynasz? - odpowiedziałam, czując, jak w moim głosie pojawia się nuta irytacji, choć wiedziałam, że jego intencje były dobre.

- Ponieważ nie unikniesz spotkania z nim - odparł, nie odrywając wzroku od drogi. Jego słowa zawisły w powietrzu, uderzając w moje obawy z pełną siłą.

Przełknęłam ciężko, a serce zaczęło mi bić szybciej. Sehun miał rację. W mieście takim jak Seul, w środowisku, do którego oboje należeliśmy, prędzej czy później nasze ścieżki się skrzyżują. A wtedy będę musiała stawić czoła nie tylko Jake'owi, ale i własnym uczuciom, które przez tyle miesięcy próbowałam zdusić.

Po drodze zatrzymaliśmy się w niewielkiej kawiarni, ukrytej w bocznej uliczce. Było tu cicho, z dala od zgiełku wielkiego miasta. Drewniane stoliki, delikatne światło sączące się przez okna i zapach świeżo mielonej kawy tworzyły przytulną atmosferę, której potrzebowałam, żeby choć na chwilę oderwać się od myśli, które mnie dręczyły.

Usiedliśmy przy jednym z stolików na zewnątrz, a Sehun zamówił dla mnie moje ulubione cappuccino. Milczałam, wpatrując się w parujące filiżanki i starając się zebrać myśli. On cierpliwie czekał, wiedząc, że w końcu będę gotowa porozmawiać.

- Vi, wiem, że to nie jest łatwe - zaczął łagodnie, przerywając ciszę, która wydawała się trwać wieczność. - Ale może ta przeprowadzka to właśnie szansa, żeby poukładać wszystko na nowo. Myślałaś o tym?

Zamieszałam łyżeczką w kawie, obserwując, jak pianka tworzy wiry na powierzchni napoju. Jego słowa były prawdziwe, ale jednocześnie tak trudne do przyjęcia. Wiedziałam, że nie mogę uciekać przed tym, co czekało mnie w Seulu, jednak świadomość tego wcale nie ułatwiała podjęcia decyzji, co dalej.

- Niby tak, ale... - zaczęłam, jednak moje słowa zamarły na ustach, gdy dostrzegłam znajomą postać po drugiej stronie ulicy, tuż przed małą restauracją. Serce zabiło mi mocniej, a filiżanka w mojej dłoni zadrżała.

Jake.

Stał tam, jakby wyjęty prosto z moich wspomnień, a jednocześnie wyglądał inaczej - dojrzalej, pewniej. Miał na sobie czarną kurtkę, a jego włosy rozwiewał lekki wiatr. Nie widział mnie, zajęty rozmową z kimś, kogo nie mogłam dostrzec zza rogu budynku.

Sehun zauważył moją reakcję i od razu spojrzał w kierunku, który przyciągnął moją uwagę. Przez chwilę panowała cisza, w której cały świat zdawał się zniknąć, zostawiając tylko mnie, Jake'a i niewypowiedziane słowa, które ciążyły mi na sercu.

- To on, prawda? - spytał cicho Sehun, choć odpowiedź była oczywista.

Przytaknęłam, nie odrywając wzroku od Jake'a, który niczego nieświadomy kontynuował swoją rozmowę. Wszystkie uczucia, które próbowałam ukryć, wróciły z podwójną siłą. Byłam rozdarta między chęcią ucieczki a pragnieniem, by podejść do niego i w końcu zmierzyć się z tym, co oboje czuliśmy.

Nagle Jake mnie dostrzegł. Nasze spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, a czas jakby się zatrzymał. W jego oczach widziałam mieszaninę zdziwienia i nadziei, jakby nie do końca wierzył, że to naprawdę ja. Wszystkie uczucia, które starałam się ukryć, wróciły w jednej sekundzie, uderzając z pełną mocą.

Zanim zdążyłam się zastanowić, co dalej, poczułam narastającą panikę. Serce biło mi jak szalone, a myśli pędziły jedna za drugą. Nie byłam gotowa na tę konfrontację, nie teraz, nie w ten sposób.

- Muszę iść - wyszeptałam do Sehuna, podnosząc się z miejsca.

Nie czekając na jego odpowiedź, szybko zebrałam swoje rzeczy i skierowałam się do wyjścia. Wiedziałam, że Jake mnie widzi, ale nie mogłam pozwolić, żeby ten moment przerodził się w coś więcej. Zanim chłopak zdążyłby podejść, już byłam na zewnątrz, uciekając w głąb ulicy, starając się nie odwracać i nie myśleć o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdybyśmy znów stanęli twarzą w twarz.

- Vivien! - usłyszałam za sobą krzyk. Ten głos był dla mnie aż za dobrze znany.

Serce zamarło mi w piersi, a kroki zwolniły, choć każda cząstka mnie krzyczała, żeby biec dalej. Wiedziałam, że jeśli się zatrzymam, wszystkie emocje, które tak długo tłumiłam, wypłyną na powierzchnię. Miałam nadzieję, że Jake nie ruszy za mną, że odpuści i pozwoli mi odejść tak, jak ja próbowałam pozwolić jemu.

Ale mimo tego, coś w jego wołaniu sprawiło, że na moment się zawahałam.

Odwróciłam się w jego stronę, choć każda część mnie chciała tego uniknąć. Jake stał tam, kilka kroków ode mnie, a jego wzrok był pełen emocji, które od razu rozpoznałam - mieszanina zaskoczenia, ulgi i czegoś, co mogło być tęsknotą. Nasze spojrzenia spotkały się, i na moment świat wokół przestał istnieć.

Przez krótką chwilę żadne z nas się nie odezwało. W powietrzu unosiło się tyle niewypowiedzianych słów, tyle pytań i odpowiedzi, które czekały, żeby w końcu wyjść na jaw. Widziałam, jak Jake otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zanim zdążył cokolwiek wykrztusić, zrobiłam to, czego tak bardzo się bałam.

- Cześć, Jake - powiedziałam cicho, wbijając wzrok w ziemię.


Od Autorki: A niech będzie od razu wstawię wam pierwszy rozdział.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top