2. Mieczyk różowy [WERSJA 2024/25]

 Chusteczki wysypują się z kosza na śmieci, a czerwony nos Jimina i grymas niezadowolenia zdradzają, że to on jest sprawcą tego bałaganu. Pogoń za Taehyungiem wzmogła jego przeziębienie i chociaż odzyskał różę, trudzi się z kaprysami jesiennego choróbska, które zmusza go do wydmuchiwania nosa co pięć minut.

Yoongi przekonuje Jimina do powrotu do domu i odpoczynku, lecz Jimin nie chce o tym słyszeć. Woli, żeby to Yoongi poszedł do siebie i skupił się na nauce, zamiast na pomocy w kwiaciarni.

Jednak żadna siła nie potrafi odciągnąć Yoongiego od zabawiania w kwiaciarni. Towarzystwo Parka koi jego nerwy, skołowane atmosferą między nim a Namjoonem. Od kilku dni każdą wolną chwilę spędza w kwiaciarni, odwlekając swój powrót z zajęć do mieszkania.

Jimin nie komentuje sprawy; czeka, aż Yoongi sam zechce porozmawiać na ten temat. Wierzy, że para zażegna kryzys, lecz z pewnością nie nastąpi to, dopóki Yoongi nie zdecyduje się na szczerą konfrontację z Namjoonem.

Na razie Jimin stwierdza, że towarzystwo Yoongiego jest mu jednak na rękę. Dzięki rozmowie umyka mu fakt, jak mocno wieje na zewnątrz. Yoongi wyręcza go w sprzątaniu zaplecza oraz na bieżąco kontroluje stan kwiatów na półkach. Jimin nie wyobraża sobie biegać od regału do regału, po czym robić rundkę do kontuaru, aby obsłużyć kolejkę, a przy okazji walczyć z nosem, z którego ciekło, jakby ktoś odkręcił w jego zatokach kran.

Drzwi do kwiaciarni otwierają się, lecz wiatr zagłusza dzwonek. Dopiero głośne trzaśnięcie spowodowane przeciągiem zwraca uwagę Jimina. Oto w jego kwiaciarni ponownie pojawia się Kim Taehyung — zmora róż herbacianych, która z rękoma wciśniętymi do kieszeni ortalionowych bojówek zbliża się do lady.

„Pomalował włosy", zauważa Jimin. Miodowobrązową grzywkę podtrzymuje bandana, a wzrok przykuwa tatuaż stokrotki z prawej strony twarzy, na kości jarzmowej. Zacięcie na brodzie sugeruje, że golił się tuż przed wizytą w kwiaciarni.

Wygląda dojrzalej niż w czasach, z których pamięta go Jimin.

— V.

Taehyung opiera się łokciami o ladę. Między palcami trzyma wizytówkę, skierowaną w stronę Jimina.

— Co? — Park mruga. Odbiera wizytówkę i zerka na nią.

V Tattoo.

Salon usytuowany trzy przecznice od jego kwiaciarni.

— W ramach przeprosin za akcję z tą gerberą...

— Różą! — syczy Jimin, rzucając wizytówką o ladę.

— Jak zwał tak zwał. W każdym bądź razie...

Jimin bierze głęboki wdech.

— „W każdym razie" lub „bądź co bądź". Nie można mieszać tych dwóch wyrażeń!

Taehyung prycha. Unosi jeden kącik ust i przygląda się Jiminowi z przechyloną głową. Wygląda jak kot, który za moment rzuci się na rybę na sznurku.

— Tęskniłem za tobą. Nic się nie zmieniłeś. Droczenie się z tobą nadal jest zabawne.

— Mogłeś się do mnie odezwać — szepcze Jimin, a mimo chęci przywalenia w piękną buzię Taehyunga i odgrodzenia się od jego osoby ceglanym murem, na twarzy Parka pojawia się uśmiech.

Za jednym z regałów po podłodze szura doniczka. Jimin zauważa kątem oka, że Yoongi przesuwa się tak, by mieć ich na widoku. Spomiędzy kwiatów zerkają jego oczy, wręcz krzyczące z ciekawości.

— W każdym razie chciałem przeprosić za chwilowe porwanie róży i zaprosić cię do mojego studia. W ramach rekompensaty oferuję dwadzieścia procent zniżki na usługi.

Jimin zbiera wizytówkę z lady i chowa ją do notesu, w którym spisuje zamówienia.

— Dzięki, ale nie planuję tatuażu.

Taehyung łapie go za dłonie.

— Szkoda. — Gładzi jego skórę kciukiem. — Mógłbym ozdobić twoje ciało moim talentem i ciężką pracą. Czyż nie o tym kiedyś marzyłeś, Jiji?

Jimin wyrywa ręce. Jego serce stuka jak młotek w gwoździa, który całym swoim istnieniem opiera się wbiciu w ścianę.

— Po co wróciłeś do miasta, Tae?

— Mówiłem: stęskniłem się. — Taehyung wzrusza ramionami. — Z nosa ci cieknie.

Jimin odwraca się i sięga po ostatnią chusteczkę tak gwałtownie, że przewraca puste pudełko. Jego policzki robią się różowe. Wydmuchując nos, spogląda na Yoongiego, który tańczy za regałem i wskazuje to na Jimina, to na Taehyunga. Tworzy z dłoni serce i szczerzy się przy tym tak, jakby prosił się o wybicie wszystkich zębów.

Park mruży oczy i puka się w czoło, na co Yoongi porusza ustami, mówiąc bezgłośnie: „No co? Przecież ciągle o nim nawijasz".

Taehyung spogląda na swoje paznokcie, udając, że nie widzi niewerbalnej konwersacji między przyjaciółmi.

— Skoro nie tatuaż, to może dasz się zaprosić na kawę? — pyta, gdy Jimin znów poświęca mu uwagę.

— Nie. — Błyskawiczna odpowiedź sprawia, że uśmiech Taehyunga znika. Burczy pod nosem pożegnanie i odwraca się na pięcie. Kiedy znajduje się przy drzwiach, dopada go Yoongi.

— Czekaj!

Min wręcza Taehyungowi kwiat o długości pięćdziesięciu centymetrów. Pąki w odcieniu truskawkowej mamby zdobią roślinę symetrycznie po obu stronach łodygi, swoim układem przypominając kłos pszenicy. Sześciopłatkowe kwiaty nie są rozwinięte w całości — kulą się z obawy przed losem, który czeka na nie w rękach Kima.

Yoongi szepcze mu kilka słów do ucha. Taehyung kiwa głową i ostatni raz spogląda na Jimina.

— Zatem do zobaczenia, Park Jimin.

Mimo zawieruchy na zewnątrz, jego uśmiech pozostawia w kwiaciarni ciepło aż do zamknięcia.



Jimin ma ochotę udusić Yoongiego.

Jak on śmie umawiać go z Taehyungiem, który milczy miesiącami i pojawia się niespodziewanie, niczym zamieć śnieżna w sierpniu?

— Śnieg w sierpniu wcale nie jest spektakularny — stwierdza Yoongi na wszelkie zarzuty. — A ty i tak w końcu zgodziłbyś się na to spotkanie.

Park przeklina go w myślach na wspomnienie rozmowy i przestępuje z nogi na nogę pod wejściem do restauracji. Gdyby naprawdę nie chciał spotkać się z Taehyungiem, odszedłby równo o godzinie, na którą się umówili, jednak z jakiegoś powodu wciąż stoi pod szklanymi drzwiami.

Jimin zerka na zegarek: Taehyung spóźnia się pięć minut i dwadzieścia trzy sekundy.

Zawiedziony, lecz wcale nie zaskoczony poprawia beżowy szal wielkości koca. Już ma odchodzić, kiedy drzwi restauracji się otwierają. Ktoś ściska jego nadgarstek, a w nogi bucha mu ciepło z lokalu.

— Zastanawiałem się, kiedy zorientujesz się, że siedzę w środku.

— Nie mogłeś zadzwonić? — pyta z wyrzutem Jimin. Wchodzi do środka, wiesza płaszcz. Szal zostawia na ramionach, ponieważ czuje się jak sopel lodu zwisający z dachu.

— Zadzwonię, jak dasz mi swój numer — Tae prowadzi go do stolika pod oknem. Ma na sobie czerwony żakiet ze stójką i złotymi ornamentami. W liceum nosił podobny, roztaczając wokół siebie aurę księcia. Jimin pamięta, jakim zaszczytem wydawało się zdjęcie żakietu z barków Taehyunga, zwłaszcza gdy pod spodem czekała na niego jedynie karmelowa skóra.

Tego zaszczytu z całej klasy dostąpił tylko Jimin.

Siada, rozglądając się po lokalu. Restauracja urządzona jest w guście emerytki, ze ścianami bordo i dębowymi kredensami oraz wielkimi żyrandolami; Jimin zauważa, że na meblach znajdują się frywolitki. Obsługa lokalu krąży wśród stolików z tacami trzymanymi w obu dłoniach: cały zespół składa się ze starszych ludzi, którzy nie są w stanie utrzymać balansu naczyń na jednej ręce.

— To restauracja pomylonych zamówień — wyjaśnia Taehyung. Jego głos komponuje się z jazzowym kawałkiem lecącym w tle niemal jak miód z cytryną. — Osoby, które tu pracują, cierpią na demencję, więc mogą przynieść kompletnie inne danie, niż zamawiałeś.

— W życiu nie przyszedłbym tutaj z własnej woli. Płacę po to, by zjeść to, co sobie wybiorę.

— Dlatego cię tutaj zabrałem. Jedzeniowa niespodzianka w niczym ci nie zaszkodzi, a może komuś sprawić uśmiech, jeśli podziękujesz i wszystko zjesz.

— Zawsze wymyślasz — mruczy Jimin pod nosem.

— A ty bez zmian jesteś wiecznie naburmuszony. Potem dziwisz się, że przyjaciele cię zostawiają.

Jimin patrzy na Taehyunga. Jego słowa uderzają w Jimina z siłą rozpędzonego pociągu, a ból przeszywa go, jakby nabił się na hak od lokomotywy. Aby ukryć łzy, sięga do kieszeni po chusteczkę i wydmuchuje nos.

— I to jest ich błąd — dodaje natychmiast Kim. — Opuszczenie ciebie to udręka, na którą sobie zasłużyłem.

Jimin mnie chusteczkę w dłoni. Łypie na Taehyunga z chlipnięciem, lecz zanim się odzywa, podchodzi do nich kelner.

Jimin nie widzi sensu w wybieraniu pozycji z menu, jednak nie chce sprawiać przykrości staruszce z pięknym, siwym kokiem, którego (poza kolorem) pozazdrościłaby jej każda panna młoda. Po zerknięciu w kartę decydują się zamówić dwie porcje sałatki z kurczakiem oraz sok z wyciskanych grejpfrutów.

— Kim była dziewczyna, dla której ukradłeś różę? — pyta Park z takim zainteresowaniem, jakby pytał o wyniki turnieju golfowego, nie mając żadnego pojęcia o tym sporcie.

— Co, zazdrosny? — Śmieje się Taehyung i opiera się łokciem o stół, kładąc podbródek na swojej dłoni. — Nie bądź taki dociekliwy. Dawno się nie widzieliśmy, więc po prostu dobrze się bawmy, a wszystkie pytania odłóżmy na kolejne spotkania.

— Skąd pomysł, że będę chciał się z tobą znowu spotkać?!

Kolejna fala śmiechu przepływa przez Taehyunga. Trzy stoliki za nimi również słychać śmiech; para w średnim wieku ogląda na telefonie skecz.

Jimin wzdycha i zerka przez szybę. Pada od kilku minut, krople rozbijają się o parapet i asfalt. Samochody zwalniają, aby nie ochlapać przechodniów. Dziewczynka w szkolnym mundurku staje na środku chodnika i szuka w swoim tornistrze parasolki, która do niczego jej się nie przyda, ponieważ uczennica już staje się cała przemoknięta. Po drugiej stronie ulicy owczarek otrzepuje się z nadmiaru wody z takim impetem, że wyrywa smycz z dłoni swojego zakapturzonego i zadowolonego jak mrówka w święto pracy właściciela.

— Śmierć, podatki i rodzenie dzieci nigdy nie przychodzą w porę, ale nikt nie mówi, że na odnowienie znajomości jest zły czas. Na to zawsze jest dobry czas.

— Jesteś próżny jak Scarlett, Taehyung. Żądasz uwielbienia, nie dając nic w zamian.

— Och, kocham Scarlett. A ty, Jiji, możesz zrobić jej konkurencję.

Jimin z całych sił powstrzymuje się, by nie złapać za wazon i nie rozbić go na głowie Kima, gdy ten puszcza mu oczko. Gra mu na nerwach jak na gitarze, szarpiąc każdą strunę w rytm wymyślonej przez siebie sekwencji, mimo to Park nie potrafi wstać i wyjść. Część jego serca podpowiada mu tonem matki dającej radę małemu dziecku, by został. Nie ze względu na Taehyunga, a ze względu na siebie — skoro już marnuje czas na przebywaniu w tej restauracji, może spróbować dobrze się bawić.

Dania otrzymują od innego kelnera — utykającego na lewą nogę staruszka w czarnym kaszkiecie. I chociaż zamiast sałatki dostają krem warzywny z grzankami i chrupkami z boczku, a do picia truskawkową czekoladę z bitą śmietaną, jego radość na podziękowania topi lodowce w sercu Jimina.

Jimin próbuje zupę. Słodko-kwaśny smak miesza się z pikantną nutą, a pierwsze skrzypce w kremie odgrywa papryka.

— Jakie pyszne! — Wykrzykuje, zapominając w mig o swoim sceptycznym nastawieniu. Co z tego, że nie ma sałatki, skoro je najlepszą zupę w swoim życiu?

Patrzy na Taehyunga, który zajada z szybkością światła. Na brodzie zostaje mu odrobina zupy, więc Jimin bez większego zastanowienia sięga chusteczkę i wyciera jego podbródek. Kim przestaje jeść i unosi brwi.

— Nie lubię brudasów — mamrocze Jimin, odwracając wzrok.

— A ja zasmarkańców.

Patrzą na siebie przez moment, po czym wybuchają śmiechem.

Mur, który buduje Jimin, z pewnością nie jest z cegieł. Powstaje z gliny burzonej przez Taehyunga kilkoma uśmiechami. Jimin nie potrafi dłużej udawać, że za nim nie tęsknił.

Piciu czekolady towarzyszą plotki na tematach kolegów z ich liceum. Taehyung sprzedaje takie rewelacje, że Jimin musi zbierać szczękę z podłogi. Wspomnienia odżywają klatka po klatce, biegnąc przed oczami Jimina jak film.

Ostatecznie wieczór okazuje się znośny.

Na tyle znośny, że po spotkaniu Jimin relacjonuje wszystko Yoongiemu, piszcząc z zachwytu nad Taehyungiem, a Taehyung siedzi w swoim mieszkaniu przy stole, głaszcząc płatki gladioli z kwiaciarni Jimina.

Mieczyk różowy (gladiola) – „to symbol romansu, delikatności oraz miłości". Mieczyki symbolizują również siłę i zwycięstwo, zauroczenie oraz wierność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top