9.

Obudziłam się z niemałym bólem szyi. Leżałam na czyjejś klatce piersiowej, jak się pewnie spodziewacie należała on do Adam'a. 

-Hej śpiochu- powiedział.

-Która godzina- powiedziałam.

-Ymm... 8:16- spojrzał na zegarek w telefonie. 

-Spóźnimy się!- powiedziałam i wyparowałam z łóżka. Chłopak tylko się ze mnie śmiał. 

Zabrałam z szuflady świeżą bieliznę i popędziłam do łazienki aby wziąć szybki prysznic.
Wyszłam cała pachnąca fiołkami, podeszłam do szafy wyciągając z niej:

-Jedź już do siebie się przebrać, bo na wykłady nie zdążysz 

-No już, już- powiedział- Widzimy się na uczelni- dał mi buziaka w policzek, po czym opuścił moje mieszkanie. 

Szybko poszłam do kuchni zjeść śniadanie i wlałam gorącą kawę do mojego kubka termicznego z napisem "Bez Espresso mam Depresso" i wyszłam z mieszkanie oczywiście zamykając je. 

Wsiadłam do samochodu i pojechałam na uczelnie. 

***

Bla Bla Bla... 

Coś tam gada wykładowca, szczerze to gadał o tym kilka dni temu, chyba... albo znowu nie słuchałam. 
Muszę się skupić niedługo przecież kończę studia. 
Jeszcze tylko miesiąc i koniec. 
Będę musiała kupić dom i tam zrobić gabinet psychologiczny, jak na razie mam najlepsze wyniki z grupy więc mam na to największe szanse, oczywiście nie chce się chwalić, ale no UPS...

-Cześć- usłyszałam i się przestraszyłam, obok mnie siedział...

-Jestem Jay (u góry), przyjaciel Adam'a i chłopak Mia'y.

-Chloe- powiedziałam- jak się tu tak szybko dostałeś? Znaczy się, siedzisz przecież na drugim końcu sali- szepnęłam. 

-Umiem się przenieść do dowolnego miejsca jakie tylko chce, nawet do innego kraju, wystarczy, ze bardzo tego zapragnę (ale wymyślam XD)

-Czyli zapragnąłeś sobie siedzieć obok mnie, niespodzianka

-Wolę Cię poznać teraz niż później, a ten koleś- wskazał na wykładowce- powtarza temat- czyli miałam rację. 

Odłożyłam długopis i oparłam się o oparcie krzesełka na którym siedziałam. 

-Gdzie mieszkaliście przedtem? 

-Ottawa

-Dlaczego Chicago?

-Bez powodu, tak jakoś. 

-Ile masz lat? 

-Jutro okrągły 1000- zaśmiał się. 

-Ty tysiąc, Adam 135, a Mia 24, no nieźle. 

-Bywa. Mia sama tego chciała, do niczego jej nie zmuszałem, odradzałem jej to, ale ona powiedziała, że chce być ze mną więc, nie miałem wyboru, żebyś czasem nie myślała, że to ja ją zmusiłem, nigdy nikogo do niczego nie zmusiłem. 

-Kochasz Ją

-Bardzo, a Ty Adam'a?- zagryzłam wargę.

-Nie wiem, wiem, że On mnie tak. Sama nie wiem co o tym sądzić- cicho się zaśmiałam. 

-Masz czas do końca studiów- powiedział, a ja spojrzałam na niego zdziwiona- Potem wyruszamy do Salvador'u. Decyzja należy do ciebie- powiedział i wyszedł z sali, gdyż wykłady na dziś się skończyły. 

Głęboki wdech i wydech. 

***

Za miesiąc wyruszają do Salvador'u we wschodniej Brazylii.
Mogę już nigdy nie zobaczyć Adam'a, ale czy ja Go kocham? 
To wszystko jest pogmatwane. 
Musze wszystko przemyśleć. 

Otworzyłam moje mieszkanie i szybko przewróciłam się na kanapę, moja twarz zderzyła się z miękką poduszką i zaczęłam w nią krzyczeć. 

Mam popieprzone życie. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top