3.
Nie biorę samochodu, bo pewnie trochę wypiję, znając barmana, który ze mną pracuje to trochę sobie po kryjomy wypijemy.
Strzeżcie się Alfie'go!
To zabawny człowiek ale nie umie się powstrzymać przed wypiciem chociaż kieliszka jakiegokolwiek alkoholu.
Wchodzę do klubu tylnymi drzwiami, które są przeznaczone tylko dla pracowników.
-Cześć Chloe- słyszałam z każdym krokiem.
-Hej- odpowiedziałam każdemu, po prostu jestem uprzejma.
Podbiłam swoją kartę obecności i poszłam za ladę, obok Alfie'go. Od razu poczułam zapach alkoholu i dymu papierosowego, ale cóż da się przyzwyczaić.
-Chloe!- krzyknął Alfie, tak żeby przekrzyczeć głośną muzykę.
-Alfie!- krzyknęłam, chłopak szedł do mnie z otwartymi ramionami, a ja to zignorowałam.
-Tak jak zawsze? Nigdy nie dajesz mi się przytulić- burknął.
-I tak zostanie- powiedziałam i zaczęłam przyjmować zamówienia od imprezowiczów.
***
Jest około 2 w nocy, moja zmiana się skończyła, więc, wracam do mojego mieszkania. Tak jak mi się wydawało, wypiłam trochę z chłopakiem. Dobrze, że nie brałam samochodu.
Słysze jak ktoś za mną idzie. Nie obracam się, bo to może tylko pogorszyć sprawę. Idę dalej swoim tempem, ale po chwili słyszę te kroki coraz bliżej i bliżej. Dobra, trochę się boję, przyspieszam kroku i skręcam w uliczkę pomiędzy dwoma budynkami, bo tylko tamtędy można się dostać do mojego bloku, nie idąc jeszcze przez cztery przecznice. Stąd mam jeszcze około 10 minut drogi, czyli skróciłam sobie drogę o około 10 minut. Po chwili zostałam przyparta do ściany, w sumie mogłam się tego spodziewać.
-Wypatrzyłem cię w barze, chica (czyt. czika)- powiedział.
-Spadaj!- odepchnęłam Go od siebie.
-Nie bądź taka nie dostępna- znowu ponowił swój ruch, był ode mnie silniejszy.
-Zostaw mnie ty zboku!- krzyczałam.
Mężczyzna zerwał moją bluzkę i zaczął dobierać się do spodni. Wyrywałam się. Zamknęłam oczy, nie chciałam tego widzieć.
Nagle mój oprawca zniknął. Powoli otwieram oczy i widzą tam...
Adam'a i tego fagasa.
Wszędzie krew mojego oprawcy. Adam trzyma Go w powietrzy za gardło.
-Adam!- krzyknęłam. Chłopak rzucił nim o ścianę i podszedł do mnie.
-Wszystko okey? Nic ci nie jest?- zapytał.
-Tak, wszystko okey- podniosłam z ziemi moją bluzkę- Dzięki za uratowanie- powiedziałam.
-Spoko- chłopak trzymał ręce w kieszeni swoich czarnych spodni i bujał się raz w tył raz w przód.
-To ja już może pójdę- powiedziałam i poszłam w samy staniku w kierunku mojego mieszkania, bo moja bluzka była już na śmietnik.
-Czekaj!- krzyknął za mną. Obróciłam się, a tam Adam trzyma w ręce bluzę. Z lekkim uśmiechem przyjmuję jego szarą bluzę.
-Dziękuję
-Dużo razy mi dziękujesz- zaśmiał się.
-Bo jest za co- obróciłam się i poszłam w kierunku mojego mieszkania.
Na szczęście jutro nie idę na uczelnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top