Rozdział 5

Był poniedziałkowy poranek i Chase potrzebował około dziesięciu minut, by dojść do wniosku, że przyjście do szkoły było złym pomysłem.

Dbanie o zdobycie wykształcenia znajdowało się mniej więcej na szarym końcu życiowych priorytetów i jego frekwencja pozostawiała sporo do życzenia. Bezczelnie korzystał z faktu, że dyrektor nie wyciągnie poważnych konsekwencji z jego lekceważącej postawy przez wzgląd na jego osobliwą sytuację rodzinną.

Chociaż podejrzewał, że nie do końca chodziło tu o współczucie, a zwyczajnie, żeby skontaktować się z jego matką, musiałby najpierw mieć dużo szczęścia i trafić na moment, gdy nie była naćpana. Mógł też oczywiście przekazać sprawę opiece społecznej, ale to źle wpłynęłoby na wizerunek szkoły, więc najwygodniej było ignorować problem i zamiast tego chwalić się przy każdej możliwej okazji osiągnięciami takimi jak przyszła studentka Harvardu.

W każdym razie ten niepisany układ z dyrektorem całkowicie mu odpowiadał. Ethan lubił żartować z przyjaciela, że z okazji jego pojawienia się szkole, woźny powinien rozkładać czerwony dywan.

Wbrew pozorom, Chase wcale nie miał problemów z nauką. To znaczy miał, ale wynikały one z braku chęci i liczby nieobecności, a nie zbyt niskiej inteligencji. Gdyby chciał, mógłby mieć wyniki zbliżone do najlepszych uczniów, ale zwyczajnie nie miał tak wysokich aspiracji. Właściwie nie miał żadnych aspiracji, nie tylko jeśli chodziło o naukę.

Wśród wielu powodów, które zniechęcały Chase'a do regularnego pojawiania się w szkole, w pierwszej trójce plasował się fakt, iż nie znosił idiotów, których jego zdaniem w placówce edukacji znajdowało się zdecydowanie za dużo, by znosić to przez pięć dni w tygodniu.

Rozwrzeszczana ludzka masa krążąca po korytarzach sprawiała, że zaczynał rozumieć, dlaczego tak często dochodziło do strzelanin w szkołach.

– Patrzę i oczom nie wierzę. Chase Sanderson zawitał w szkolne progi. Zgubiłeś się przyjacielu? Może potrzebujesz psa przewodnika, żeby w przyszłości uniknąć tak rażących pomyłek? – Ethan był wręcz irytująco szczęśliwy, biorąc pod uwagę okoliczności, ale należał do wąskiego grona osób, które Chase darzył sympatią, więc postanowił to zignorować.

– Skoro mowa o zwierzętach, gdzie zgubiłeś Archera? Nie widzę w pobliżu żadnych mdlejących z zachwytu idiotek. – Trochę wyolbrzymiał, ale prawdą było, że gdy jego drugi przyjaciel pojawiał się w zasięgu wzroku, automatycznie stawał się obiektem zainteresowania żeńskiej części szkoły.

– Wczoraj wspominał, że przed zajęciami musi załatwić coś ważnego z trenerem – wzruszył ramionami – albo znowu ma problemy z wyrzuceniem z łóżka kolejnej zdobyczy.

Rozbrzmiał dzwonek i wspólnie udali się w kierunku klasy. Przez chwilę szli w ciszy, zanim Chase stwierdził, że wypadałoby zapytać, jak skończył się piątkowy incydent z Valerie.

– Doprowadziliśmy ją do względnego ładu i wróciła do domu z przyjaciółką. – Chase powstrzymał się od niekoniecznie miłego komentarza na temat owej przyjaciółki. – Spotkaliśmy się następnego dnia i wyjaśniła mi wszystko.

Ethan nie sprecyzował jakie wszystko miał na myśli, a Sanderson nie był wystarczająco ciekawy, by dopytywać. – Więc kryzys zażegnany?

– Na to wygląda. – Cokolwiek blondyn widział w dziewczynie, najwidoczniej dawało mu dużo szczęścia, więc Chase jako dobry przyjaciel postanowił być z tego zadowolony.

***

Życie Josie zasadniczo składało się z rutyny, w której dziewczyna odnajdywała bezpieczny komfort. Dla niej zmiany oznaczały chaos, a z racji, że była jedną z tych osób, które czuły nieustanną potrzebę posiadania wszystkiego pod kontrolą, wszelkie odstępstwa od utartych schematów były zaburzeniem porządku.

Dlatego po wejściu na stołówkę poczuła rosnący niepokój, ponieważ właśnie jeden z tych schematów został zaburzony. Przy stoliku, który zawsze zajmowała z Valerie, owszem znajdowała się blondynka, tyle że w towarzystwie trzech chłopaków.

Val, która jako jedyna siedziała przodem do wejścia, zauważyła Josephine i machnięciem przywołała przyjaciółkę do stolika. Bezbłędnie rozszyfrowała rodzący się w głowie brunetki plan ucieczki.

Trzy pary oczu zwróciły się w jej kierunku zaalarmowane gestem blondynki, co ostatecznie zaprzepaściło szansę na uniknięcie konfrontacji z nowymi znajomymi Valerie.

Wszystkie te rozterki brunetki dziejące się w jej głowie, w żadnym stopniu nie znalazły odzwierciedlenia na zewnątrz. W jej ruchach nawet na moment nie pojawiło się zawahanie, a twarz ozdobiona w niewzruszoną maskę pozostała niewzruszona.

Z typowym chłodnym spokojem skierowała się do stanowiska kucharek i kilka minut później z tacą w ręku ruszyła w kierunku nieszczęsnego stolika.

Przeczucie podpowiadało jej, że będzie to najtrudniejszy lunch w jej życiu. Chase natomiast, wiedział to od momentu, w którym Ethan zaczął przekonywać jego i Archera do dołączenia
do Valerie i jej przyjaciółki.

Hughes nie wiedziała, jak zareaguje przyjaciółka, dlatego gdy tylko Josie znalazła się przy nich, postanowiła przejąć kontrolę nad sytuacją i powitała dziewczynę uzbrojona w najbardziej czarujący uśmiech, na jaki ją było stać.

Josie odpowiedziała cicho, zajmując wolne miejsce, ale poza tym nie miała zamiaru inicjować rozmowy z kimkolwiek.

– Więc... – Cisza powoli stawała się niezręczna, dlatego Valerie postanowiła ratować sytuację. – Może powinnam was sobie przedstawić.

– Wiem, że możesz tego nie pamiętać, ale mieliśmy już okazję się poznać. – Głos Josephine nie zdradzał żadnych uczuć, podobnie jak jej mina.

– W każdym razie teraz już tak bardziej oficjalnie. To jest Ethan i Chase, no i Archer, ale jego znasz – blondynka mówiła bez większego sensu, właściwie wyłącznie dla samego uniknięcia ciszy. – To z kolei, jest moja przyjaciółka Josephine...

– Sinclair, nasza szkolna duma i nadzieja młodego pokolenia Moreton. Cała przyjemność
po mojej stronie. – Archer nie czuł potrzeby rozładowania niezręcznej atmosfery, zwyczajnie lubił rolę towarzyskiego błazna.

– Coleman zdaję sobie sprawę, że jeśli chodzi o dziewczyny, dla ciebie termin znamy się, jest równoznaczny ze spaliśmy ze sobą, ale rzeczywistość wygląda trochę inaczej, więc daruj sobie, proszę. – Josie postanowiła uciąć jego wypowiedź, zanim na dobre się rozkręcił.

Josephine i Archer rzeczywiście się znali. Matka chłopaka zajmowała ważne miejsce
w radzie miasta, a ojciec posiadał własną firmę, co w skrócie plasowało rodzinę Colemanów na wysokim szczeblu miejskiej drabiny społecznej. W Moreton życie rodzin tak zwanej elity miasta nieustannie się przeplatało i oboje często widywali się na bankietach i podobnych wydarzeniach.

– Czarująca jak zwykle – Archer skomentował ze szczerym uśmiechem i wydawał
się kompletnie niezrażony oschłą postawą Josie. Skrycie zawsze darzył ją dziwną sympatią, chociaż nigdy nie dała mu ku temu powodów. Być może wynikało to z tego, że jako jeden
z nielicznych miał pewne pojęcie, jak wyglądało życie dziewczyny. Na nich obojgu ciążył podobny ogrom oczekiwań ze strony rodziców.

Z kolei Chase, od którego nikt niczego nie oczekiwał, w siedzącej naprzeciwko dziewczynie widział jedynie rozpieszczoną córkę bogatych rodziców, która patrzy na wszystkich
z wyższością. Jej widok podniósł rosnącą od rana irytację i postanowił sobie ulżyć. – Szczerze mówiąc, jestem zaskoczony, że jeszcze się na nas nie rzuciłaś. Spadek formy księżniczko?

Jeśli liczył, że komentarz w jakikolwiek sposób ją sprowokuje i doprowadzi do stanu zbliżonego do tego z ich poprzedniego spotkania to czekało go bolesne rozczarowanie. – Jeśli mam być szczera, przez chwilę nie miałam pewności, czy to ty, ale rozwiałeś wszelkie wątpliwości, gdy tylko otworzyłeś usta. Domyślam się, że bardzo ci się podobało, kiedy rzuciłam się na ciebie, skoro tak do tego wracasz, ale niestety dupku, to była jednorazowa przyjemność.

Josie przestała poświęcać mu uwagę, skupiając się na swojej porcji jedzenia, gdy Chase jeszcze przez kilka sekund patrzył na nią w zdumieniu.

Valerie zaskoczona spojrzała na Ethana, jakby szukając wyjaśnienia dla dziwnej reakcji przyjaciółki, ale chłopak był zajęty podziwianiem rzadkiego widoku Sandersona zbitego z tropu.

Archer natomiast, słysząc odzywkę Josephine, wybuchnął śmiechem.

***

Josephine wkładała naprawdę sporo wysiłku, by nie pokazywać po sobie, jak bardzo była wykończona.

Po piątkowej interwencji i sobotnim spędzaniu czasu z Valerie, w niedzielę skończyła siedząc nad książkami do późna. Niewielka ilość snu boleśnie odbijała się na jej wyglądzie i samopoczuciu. A chociaż sińce pod oczami zdołała ukryć warstwą makijażu, to uciążliwy ból głowy znacznie utrudniał przetrwanie całego dnia w szkole i dziewczyna marzyła, by znaleźć się już we własnej sypialni.

Zajęcia z literatury były ostatnimi tego dnia i należały do jednych z ulubionych w planie zajęć dziewczyny, więc w teorii stanowiły stosunkowo nietrudną przeszkodę dzielącą ją od powrotu do domu.

Teoria jednak minęła się z rzeczywistością, w momencie, kiedy do sali kilka minut po dzwonku wszedł Chase Sanderson.

Profesor Douglas był równie zaskoczony co ona. – Panie Sanderson, cóż za niespodzianka. Skoro już się pan pojawił, może wyjaśni mi pan, co jest powodem tej rażącej liczby nieobecności?

– Byłem zajęty – Chase wzruszył ramionami i minął nauczyciela, kierując się do wolnej ławki.

– Przez ponad miesiąc? Zdajesz sobie sprawę, że to twoja pierwsza obecność na moich zajęciach od początku roku, a mamy październik?

Chase mógłby z nim dyskutować, że nieco przesadzał, bo wiedział, że przez pierwsze dwa tygodnie nauczyciel był na zwolnieniu i do tej pory odbyło się zaledwie kilka lekcji. Nie miał jednak zamiaru pokazywać w ten sposób, że mu zależy albo że opinia nauczyciela choć trochę go obchodziła. – Więc chyba tym bardziej powinien być pan zadowolony, że teraz tu jestem.

Josie wywróciła oczami na komentarz bruneta. Co za arogancki dupek.

Chase rozejrzał się po klasie i po chwili jego wzrok na sekundę zatrzymał się na niej. Nieszczególnie dziwiła go jej obecność akurat na tych zajęciach. Wyglądała na dziewczynę
z nosem wiecznie utkwionym w książkach i zapewne lubiła naładowane bzdurami opowieści, bardziej niż otaczającą ją rzeczywistość.

Zarówno Chase, jak i Josephine mieli świadomość, że dzisiejsze spotkanie na stołówce było tylko początkiem i podobne rzeczy będą się powtarzać.

Bowiem ich obecna sytuacja miała się tak, że Valerie i Ethan z powodu rozwijającej się relacji dążyli do spędzania wspólnie jak największej ilości czasu. Oboje posiadali jednak bagaż w postaci przyjaciół – blondynka, nie zostawi Josie na rzecz chłopaka, ponieważ wiedziała, że jest jedyną osobą dzielącą dziewczynę od całkowitego odcięcia się od bliskich kontaktów z ludźmi, a blondyn, ponieważ obecność przyjaciół pomagała przezwyciężyć mu wrodzoną nieśmiałość w kontaktach z dziewczynami.

Więc dopóki relacja Ethana i Val będzie się rozwijać, prawdopodobieństwo częstych spotkań było bardzo wysokie. Gdyby dodać do tego jeszcze Archera, który uwielbiał otaczać się ludźmi i nawiązywać nowe relacje, owo prawdopodobieństwo zaczynało graniczyć z pewnością.

Trudno było zdecydować, kto z tej dwójki był bardziej niezadowolony z takiego obrotu spraw.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top