05. Miły wieczór
Wpuściłem go do środka. Po zamknięciu drzwi, weszliśmy na piętro.
- Hyung, czuj się, jak siebie. - odezwałem się, podając mu laczki. Skinął czupryną, po czym ściągnął kurtkę i przeszliśmy do kuchni. Umyłem łapki, przygotowałem sobie składniki, natomiast on mnie obserwował.
- Wybacz, że goszczę Cię w takim stroju, ale w takim zestawie czuję najlepiej. - wyznałem.
- Jun, nie mam nic przeciwko. Sam chodzę w dresach. Z resztą, jestem niezapowiedzianym gościem. Zapomniałem wymienić się z Tobą numerem, nawet nie wiedziałem gdzie mieszkasz.
- Rozumiem, hyung. Jakoś nie przyszło nam to do głowy. Weź mój telefon i zapisz swój numer.
Wskazałem na kieszeń od dresów. Stanął za mną, co wywołało u mnie dreszcze, do tego wszystkiego pachniał niesamowicie. Drgnąłem, gdy wyciągnął mojego smartfona. Nie odsunął się, dalej był za mną, jak zapisywał kontakt.
- Dobra. Zapisałem. - oznajmił i zadzwonił do siebie. W tym momencie spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Teraz mogę się anonsować do Ciebie. - dodał, wsuwając mi telefon do kieszeni. Otoczyło mnie zakłopotanie. Szybko wróciłem do szykowania posiłku, by ukryć to przed nim.
Park wyłapał wszystkie reakcje Oh. Był nimi zauroczony. Chłopak był słodki. Miał wrażenie, jakby go odkrywał, jakby to czego się o nim dowiedział było zaledwie 5%. Zafascynował go sobą.
Przygotowałem kolację, którą zjedliśmy w salonie.
- Podoba mi się Twoje mieszkanko. Jest małe, ale urocze oraz przytulne. Nie czułbym się tutaj samotnie. Mój apartament jest wielki. Mam sypialnię, łazienkę, kuchnię z jadalnią, hol, salon, duży balkon, gabinet, pokój gościnny i małą garderobę. - zaczął, zajadając się daniem.
- Też czułbym się tam samotnie. Za dużo miejsca, bynajmniej dla mnie. - powiedziałem szczerze.
- Lubię przestrzeń, ale wybrałem to miejsce, bo kiedyś się zwiążę. Chcę, by.. osoba, z którą będę, miała kąt dla siebie, Jun.
- Jesteś miłą osobą, hyung. Już chcesz dbać o ukochaną, choć jeszcze jej nie masz.
- Miły? Może.. trochę. Rodzice dobrze mnie wychowali. Mam nadzieje, że to widać.
- Widać, hyung. Poznałem Cię trochę i stwierdzam, że tak jest.
- Dziękuję, Jun.
Obaj uśmiechnęliśmy się do siebie.
W tym czasie Ji Hun skończył swoją pracę. Przebrał się w szatni, chwycił torbę, by zaraz wyjść z hotelu. Natknął się na Dong Won'a, który skierował na niego patrzałki.
- Też już wracasz do domu? - odezwał się kucharz.
- Tak. Przed chwilą przyszedł recepcjonista. Padam na twarz. Wsiadaj, podwiozę Cię. - zaproponował zastępca, podając przyjacielowi swój kask. Kim wziął go, założył, po czym obaj wsiedli na motor oraz odjechali.
Pozmywałem po kolacji i wróciłem do salonu. Właściciel „Sunrise" podniósł się z kanapy, mówiąc.
- Dziękuję, Hee Jun. Niestety, pora na mnie.
- Cieszę się, że spędziliśmy razem trochę czasu, hyung.
- Musimy to powtórzyć, nawet u mnie. Ji Hun może nam coś dobrego przygotować. - ciągnął Park, gdy zmierzaliśmy schodami na parter.
- Bardzo chętnie, nawet w większym gronie. - rzekłem, uśmiechając się. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach, patrząc na siebie.
- Dobrej Nocy, Jun. - pożegnał się wysoki przystojniak.
- Dobranoc, hyung.
Wypuściłem go z kwiaciarni i czekałem aż odjedzie. Kiedy zniknął, uśmiechnąłem się jakiś taki zadowolony.
(...)
Minęło kilka dni. Przygotowałem bukiet dla pana Lim, który odebrał o tej samej porze, co zawsze. Po jego wyjściu przyszedł mój przyjaciel z kawą. Jego mina nie była taka jak rano.
- Seongie, co się dzieje? - zacząłem.
- ... Jun, nie mogę z Tobą jechać w sobotę na targi oraz pokazy. Dostałem wiadomość z uczelni, że mam przeniesione wykłady na ten weekend, bo w przyszłym nie będzie jednego z profesorów. Przepraszam. - wyjaśnił Jeong.
- Rozumiem. Spokojnie, nie martw się. Poradzę sobie. Mówiłem Ci, że Twoje studia są najważniejsze. Skup się na nauce. - powiedziałem szczerze.
- Ale Ty nie lubisz prowadzić na takich, dalekich trasach. - dodał zmartwiony.
- Trzeba się przełamać, Seongie. Dam radę i nie rób takiej miny. Uśmiechnij się, bo mamy klienta.
Student podał mi kawę, po czym uśmiechnął się i przeszedł na zaplecze. Obsłużyłem klienta, który chciał uroczy bukiecik dla swojej dziewczyny.
W tym czasie, Seung Jun pracował w swoim gabinecie. Zerknął okiem na zegarek. Zbliżała się pora obiadowa, więc „wyrwał" z fotela, opuścił biuro, po czym podążył do recepcji. Z kuchni wyłonił się Kim, który trzymał pudełko, a w nim zapakowane jedzenie.
- Hunnie, co tam masz? Co tak pachnie? - wyskoczył Dongie.
- Zamówienie dla Seoham'a. Prosił mnie, abym przygotował mu obiad dla trzech osób. - wyznał szef kuchni.
- Dla trzech? To... - przerwał Lee, gdyż w słowo wszedł mu Seo.
- Wybieram się do Hee Jun'a. Chcę z nim zjeść, choć dziś. Ostatnio nie miałem czasu, by do niego napisać.
- Aaa, lubisz go? - wymruczał Zastępca.
- Lubię. Jesteśmy przyjaciółmi, Dongie. Dziękuję, Hunnie. Pachnie cudownie. - rzekł wysoki przystojniak i wyszedł. Przyjaciele odprowadzili go wzrokiem, zaś Dong Won palnął.
- To chyba coś więcej, niż przyjaźń?
- Możliwe, Dongie. W sumie, pasują do siebie. On przystojny, wysoki, natomiast kwiaciarz słodki i niski. Jeśli Seoham uzna, że chce być z tym chłopakiem, będę go wspierał. Jego szczęście jest najważniejsze. A czy znajdzie je u boku dziewczyny, czy chłopaka, to nie istotne. - oznajmił Ji Hun, uśmiechając się.
- Mówiłem mu, że łatwo się zakochać. Tym bardziej, że Oh Hee Jun to uroczy chłopak i zajmuje się kwiatami. Ciekawi mnie, jakby zareagowali rodzice Seo, gdyby zamiast synowej, do domu przyprowadził by zięcia. Wujek padłby na zawał, a ciocia... cóż, ciocia to może była by zadowolona, bo on tworzy cuda z kwiatów. - skomentował Dong.
- Och, Dongie... Przestań. Co będzie, to będzie. Będę stał za nimi murem, ponieważ sam wolę chłopaków. - „rzucił" szczerością kucharz, a Lee skierował na niego ślepia, pełne szoku.
- Nie patrz tak, Dongie. Nie musisz się też bać, nie zakocham się w Tobie. - dodał Hun, podążając do kuchni. Ten drugi ruszył za przyjacielem, pytając.
- Nigdy nie kochałeś się w Seo? A we mnie?
- Nigdy, bo jesteśmy przyjaciółmi. Trzeba to oddzielić. Z resztą, związanie się z przyjacielem to ryzyko. Nie chciałbym was stracić. - skłamał Kim.
- A masz chłopaka? - ciągnął zastępca.
- Nie, ale liczę, że nie długo kogoś poznam i się zakocham. Chciałbym, bo powrót do pustego mieszkania bywa dołujący. - wyznał Hunnie, nakładając obiad kumplowi.
- Rany, jak Ty znajdziesz kogoś, tak jak Seo, to zostanę sam. - jęknął Dongie.
- To pora poszukać sobie żony, przyjacielu.
- Poszukam, jak Ty się zwiążesz, Hunnie. Wcześniej nie, bo była by o Ciebie zazdrosna.
- O czym Ty mówisz?
- Przecież wiesz, że kocham Twoje potrawy. Ciężko mi się przełamać, by gdzieś zjeść, ponieważ mnie rozpieszczasz.
Szef kuchni popatrzył na Dong Won'a z szybko bijącym sercem. Właśnie przez takie słowa nie potrafił odsunąć się od niego oraz wybić sobie go z głowy.
Kończąc uroczy bukiecik, usłyszałem dzwoneczek. Wyszedłem z zaplecza, trzymając kwiaty. Zauważyłem Seung Jun'a, rozglądającego się po „Kwiatowym Zakątku". Skasowałem klienta, który pożegnał się i wyszedł.
- Dzień dobry, hyung. - powitałem szefa hotelu, a on skierował na mnie patrzałki. Uśmiechnął się czarująco i przywitał.
- Dzień Dobry, Hee Jun. Przyjechałem do was z obiadem. Mam nadzieję, że jeszcze nie jedliście. - powiedział Park, natomiast za mną wyłonił się In Seong, witając go ucieszony.
- Nie jedliśmy. Miło Cię widzieć, hyung. A więc przejdźmy do mieszkania. - zdecydowałem, wyciągając plakietkę z napisem „PRZERWA". Podszedłem do drzwi, zamknąłem kwiaciarnię, po czym podążyliśmy na piętro.
Podczas posiłku, Jeong co chwilę wzdychał, aż wysoki przystojniak popatrzył na niego.
- A Tobie co, Seongie? - odezwał się Seo.
- Mam zajęcia w sobotę i nie mogę jechać z Jun'em, na targi oraz pokazy do stolicy. Musi pojechać sam. - zdradził mój przyjaciel, choć błagałem go wzrokiem, by tego nie robił.
- Nie widzę problemu. Chętnie z Tobą pojadę, Hee Jun. - zaproponował właściciel „Sunrise".
- Nie chcę robić Ci problemu, Seo-hyung. Masz swoje sprawy na głowie. - stwierdziłem.
- Jaki kłopot, Jun? A hotelem zajmą się Hunnie oraz Dongie, to nie problem. - ciągnął Seung Jun.
- Ale to nie jest jednodniowy wypad, tylko weekendowy. Muszę wyjechać dość wcześnie, by uniknąć korków. W sobotę są targi, a w niedzielę pokazy i jeszcze powrót. - wyjaśniłem.
- To tym bardziej chętnie pojadę, by Ci towarzyszyć. Możemy jechać w piątek, po zamknięciu kwiaciarni i nocować w moim, rodzinnym domu. - rzekł Seoham.
- Hyung, nie mogę się na to zgodzić. Twoja rodzina mnie nie zna, jak mogę tam nocować? - zapytałem.
- Normalnie. My znamy się, Jun. Gościć Cię u siebie, będzie dla mnie oraz mojej rodziny przyjemnością. Cóż, może być tak, że rodziców nie zastaniemy, ale mamy gdzie nocować. - odpowiedział.
- Jun, zgódź się. Nie będziesz musiał jechać sam tyle kilometrów, a ja będę spokojniejszy. - wtrącił Seong.
- Seongie ma racje, Jun. Chętnie poznam Twoją pracę z innej strony. - nie odpuszczał Park, więc mu uległem, zgodziłem się.
- Dobrze, dobrze. Niech będzie. Wyjedziemy po 17:00.
- Idealnie. Jedzmy. - dodał Seo, zadowolony.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top