Rozdział 10

Luke

- Jeszcze jedna gra. Tym razem wygram - Calum desperacko starał się udowodnić, że nie był najgorszy. Problem w tym, że szło mu kompletnie do bani, a ja musiałem udawać, że grał na moim poziomie. Tyle razy miał szansę na zdobycie punktów, lecz całkowicie go to przerosło.

- Daj spokój Cal. Nie musisz być we wszystkim najlepszy - oznajmiłem, wyłączając grę i rzucając się na kanapę za mną. Po godzinie wpatrywania się w ekran, miałem dość. Zresztą po przyjściu ze szkoły nie robiliśmy niczego innego. 

- Niech będzie, ale teraz skończyłbym pierwszy - Przyjaciel dołożył swoje dwa grosze, na co zareagowałem cichym westchnieniem. Wolałem się zgodzić niż męczyć się nadal z tym samym poziomem.

- Wiem to - utwierdziłem go w tym przekonaniu. Azjata usiadł obok i wziął jedną z dwóch szklanek z sokiem. Nareszcie odpuścił i mogliśmy zająć się czymś innym jak na przykład listą utworów na bal zimowy. Ku zaskoczeniu zostaliśmy poproszeni o zabawienie uczniów przez długie dwie godziny. Była to dla nas nowość, gdyż zespół dopiero się rozwijał. Myślę, że przeważył tutaj fakt, iż mama Ashtona znajdowała się w radzie rodziców, którzy organizowali takie imprezy. Jednakże cieszyliśmy się z tego równie mocno i nie mogliśmy doczekać się dwudziestego drugiego stycznia.

- Kiedy planujemy zebranie? - zagadnąłem, bo może Calum ustalił coś z Ashem, który bez wątpienia był głową 5 Seconds of Summer. W sumie spotykaliśmy się u niego w domu i zakłócaliśmy spokój całej rodziny. Ponadto to on wpadł na genialną nazwę tego bandu - pięć sekund lata, czemu nie? Szczerze to była najlepsza opcja spośród mrocznych rycerzy, czasu końca i lucamiash, czyli połączenia naszych imion. Oczywiście na ostatnie wpadł Mike.

- Pewnie pod koniec tygodnia. W piątek będzie miał prawdopodobnie pusty dom. Wtedy zaczniemy planować setlistę na nasz popisowy koncert - Cal był również podekscytowany propozycją rodziców. Nasze zadanie nie było zbyt łatwe. Uczniowie mogli nas albo ciepło przyjąć, albo wyśmiać. Wolałbym nie przeżywać tej drugiej opcji i zmywać resztek pomidorów z twarzy oraz gitary.

- Musimy znaleźć kawałki odpowiednie do tańca - zasugerowałem, a przyjaciel zgodził się skinieniem głowy. Wyglądał na zamyślonego, więc byłem pewny, iż ma w głowie już z kilka piosenek. Dusza artysty może odezwać się w najróżniejszych momentach życia, często tych nieodpowiednich.

- Co jest pomiędzy tobą a Maią? - Pytanie Caluma naprawdę mnie zaskoczyło. W skali dziwności od jeden do dziesięciu to zdecydowanie jedenaście. Skąd w ogóle je wziął? Przecież po szkole nie czekałem na dziewczynę lecz na niego, bo byliśmy umówieni. Może chodziło o sytuację na przerwie?

- Na razie nic. Ledwo co udaje mi usłyszeć od niej choć kilka słów.

- Na razie? Czyli to coś poważnego? - Cal poprawił się na sofie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Byłem ciekaw, do czego zmierzał ze swoim śledztwem. To jedno z jego kilku twarzy - azjatycki detektyw.

- Nie wiem, czy cokolwiek z tego wyjdzie - Ostudziłem jego zapał. Miałem wiele wątpliwości, a za każdym razem się w tym utwierdzałem. Nie było łatwo. Jednak nie mogłem jej tak zostawić. Nie teraz, kiedy dowiedziałem się o jej problemach.

- Ale masz świadomość, przez co ona przeszła? Luke, to nie jest zwykła dziewczyna, którą można się zabawić. Jeśli ją skrzywdzisz, może już z tego nie wyjść cała. Kurna, jeżeli do tego dojdzie, zniszczę cię, rozumiesz?! Mówię poważnie - Wściekłość w oczach przyjaciela nie poddawała jego słów pod wątpliwość. Dłonie na mojej koszulce zacisnęły się z niemałą siłą. Przestraszony nagłą zmianą Caluma, pokiwałem twierdząco głową, nie będąc w stanie znaleźć odpowiednich słów. Jego wypowiedź brzmiała, jakby nie chciał, żebym wtrącał się w życie dziewczyny. Co on miał z tym wspólnego? Co wiedział?

- Możesz mi wszystko wyjaśnić? Chcę zrozumieć - Otrząsnąłem się po chwili i wyswobodziłem z uścisku Cala. Poprawiłem t-shirt i rozsiadłem się ponownie ma swoim miejscu, czekając na jego słowa.

- Obym tego nie żałował.

~*~
Cisza panująca po skończonej opowieści chłopaka skłoniła mnie do wewnętrznych rozmyśleń. Życie Mai było jeszcze bardziej trudne i skomplikowane niż sobie to wyobrażałem. Przetrwała tyle lat bez mamy, potem jeszcze śmierć przyjaciela. Zaczynałem rozumieć zachowanie dziewczyny. W końcu ileż może udźwignąć jeden człowiek? Niby każdemu przydzielana jest osobna dawka cierpienia. Dlaczego niektórzy dostają ją podwójną? Oprócz braku bliskich osób, z obserwacji wywnioskowałem, iż nie miała też dobrych stosunków z tatą. Więc kto ją wspierał? Kto stał przy boku Mai Hart walcząc ze złem tego świata? Czułem się naprawdę poruszony tą historią. Podziwiałem blondynkę za ogromną siłę. Nie byłem pewny, czy na jej miejscu wytrzymałbym aż tak dużo. Dzięki Calowi nareszcie otwarłem oczy, jednocześnie rozumiejąc swoje durne błędy. Ktoś powinien mi za nie porządnie przywalić. Zamiast pomagać, tylko ją straszyłem. Byłem idiotą.

- Czyli się wycofujesz? - Głos Caluma dotarł do moich uszu, przypominając, w jakim miejscu się znajdowałem. Otrząsnąłem się z natłoku myśli i spojrzałem na bruneta, który czekał na moją reakcję.

- Cal, muszę ci się do czegoś przyznać. Tylko proszę, słuchaj do końca. To nie jest dla mnie łatwe. Cały czas staram się do tego nie wracać, ponieważ te wspomnienia nie są takie kolorowe, ale muszę to powiedzieć. Przyjaźnimy się, dlatego powinieneś to wiedzieć.

- Luke? - zapytał zdenerwowany, a ja posłałem mu uspokajający uśmiech, o ile potrafiłem go z siebie wydobyć. Pomimo tego, że działo się to kilka lat temu, nadal nie zapomniałem i nadal nie potrafiłem odpuścić.

- Miała ma imię Avriella. Piękne zielone oczy, rudawa czupryna i jeszcze ten słodki uśmiech, który sprawiał, że robiłem dla niej wszystko. Była dla mnie najważniejsza. Wolałem powygłupiać się z nią niż pójść z kolegami zagrać w nogę. Była ideałem, moim ideałem. Jednak pewnego dnia coś się zmieniło. Przestała pisać, przychodzić na spotkania, odzywać się do mnie. Uciekała przede mną, ale wmawiałem sobie, że może ma mnie dość. Trwało to jakiś czas, a ja nie potrafiłem do niej dotrzeć. Poddałem się, chociaż nadal modliłem się, aby było jak dawniej. Jednak zamiast powrotu do normalności moja mama dostała telefon od jej mamy. Ava umarła. Popełniła samobójstwo - Na ramieniu poczułem rękę przyjaciela, dodającą wsparcia, którego w tym momencie bardzo potrzebowałem. Moje oczy okazały się być wilgotne od łez. Wciągałem powietrze do płuc i głośno je wypuściłem. Nie mogłem się teraz zatrzymać. - Na początku nie dowierzałem. Moja Laris nie myślała o śmierci. Była szczęśliwa. Potem przypomniałem sobie jej ostatnie zachowanie. Zapragnąłem dojść do prawdy. Ona musiała mieć powód. W innym wypadku nie byłaby taką egoistką, odchodząc od ludzi, którzy tak bardzo ją kochali. Wtedy po raz pierwszy zorientowałem się, że niewiedza jest czasem lepszym rozwiązaniem. W jej pokoju znalezłem pamiętnik. Wiedziałem, że nie powinienem, lecz to było silniejsze ode mnie. Przeczytałem go. Z każdym słowem zacząłem coraz bardziej nienawidzić siebie. Gdzie byłem, kiedy potrzebowała wsparcia? Gdzie byłem, kiedy dowiedziała się, że ma tą cholerną białaczkę? Nikt nie dawał jej szans na przeżycie, ponieważ choroba została za późno wykryta. Zresztą ona była pewna, iż umrze. Chciała oszczędzić nam cierpień. Chciała, abym za nią nie tęsknił. Wmawiała sobie, że zostawiając przyjaciela, zmniejszy jego ból po odejściu. Widziała strach rodziców, ich zmęczenie całą sytuacją. Przeczuwała, że wszystkie wydane pieniądze na leczenie nie pomogą. Nie chciała być problemem. Jak na tak młodą osobę była niezwykle mądra. Tylko zapomniała o jednym ważnym szczególne. W swojej teorii nie uwzględniła ani mnie, ani rodziny, czyli tego co naprawdę przeżywaliśmy po śmierci naszego anioła. Wiesz, co jest najgorsze? Ostatnie strony zeszytu to plan jej śmierci. Chciała skoczyć. Skoczyła. Chciała odejść. Odeszła. Tak po prostu. Zostawiła wszystko - Zrobiłem kolejną przerwę, starając się uspokoić. Otworzyłem, zamknięte wcześniej, oczy, kierując je w stronę Caluma. Sprawdzałem, czy nadal stał na tym samym miejscu. Ku mojemu zdziwieniu, nie poruszył się nawet na milimetr, a jego ręka nadal ciążyła na moim ciele. - Dlaczego o tym nie mówię? Nie zrobiłem nic, choć byłem jej przyjacielem. Zawiodłem. Do końca życia nie wybaczę sobie tego, że odpuściłem. Powinienem był się domyślić. Powinienem był z nią porozmawiać. Powinienem był ją uratować.

- To nie twoja wina. Zresztą mówiąc ci to milion razy, ty i tak będziesz się obwiniał, chociaż nie powinieneś. Chcę tylko, żebyś wiedział, iż możesz na mnie liczyć. Dzwoń o każdej porze dnia. Rozmowa z przyjacielem naprawdę pomaga - odezwał się Cal, za co byłem mu wdzięczny. Cieszyłem się, że w końcu z kimś się tym podzieliłem. Dobrze, iż wypadło na niego. 

- Doceniam to bracie - powiedziałem, klepiąc go po plecach. Miałem nadzieję, że poznanie tej historii jeszcze bardziej nas zjednoczy i razem dotrzemy do Mai. Będzie ciężko, ale damy radę. Tym razem nie zawiodę. Ten anioł przeżyje.

~*~
- Cześć Caa... Luke?! Co ty tu robisz?! - Zdenerwowana Maia stała w drzwiach z rękami splecionymi na klatce piersiowej. Po jej minie wywnioskowałem, że o wiele bardziej wolałaby ujrzeć Azjatę. Na szczęście, Calum pozwolił mi wpaść na godzinę zamiast niego, by pomóc dziewczynie w nauce. Później mieliśmy się wymienić. Jemu to oczywiście pasowało, ponieważ musiał jeszcze zrobić zakupy i odebrać przesyłkę dla mamy.

- Cal się trochę spóźni, więc wysłał mnie na zamianę - odparłem, starając się być niewzruszony jej niezwykle ciepłym powitaniem. Zanim blondynka zdążyła zareagować, wszedłem do środka i zamknąłem drzwi.

- W sensie mamy się razem uczyć? - Zaskoczona Maia dopytywała o cel mojej wizyty. Była wobec mnie bardzo podejrzliwa, ale nie dziwiłem się jej. Nasze relacje nie były na odpowiednio dobrym poziomie.

- Tak mi przekazał - oświadczyłem, przypominając sobie, jak przekonywałem go do swojego planu. Chłopak nie chciał ustąpić, zresztą kiedyś się przyjaźnili. W końcu udało mi się wynegocjować te kilkadziesiąt minut. Obiecałem być grzeczny.

- Nie wiedziałam, że jesteś taki świetny z matematyki - stwierdziła, unosząc brwi do góry. Sam właśnie to kwestionowałem. Musiałem się nieźle postarać, by pokazać jakiś poziom. Coś tam zawsze zapamiętałem z lekcji.

- Uwierz, ja też, ale mam żelki, nawet dwie paczki. Na trzeźwo nie dałbym rady - powiedziałem z uśmiechem i podniosłem rękę, w której trzymałem smakołyki. Na ten widok jeden z kącików ust blondynki drgnął, jakby cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Muszę podziękować Azjacie za ten pomysł.

- Coś czuję, że oblejemy ten test - Zdanie dziewczyny spowodowało, że cicho się zaśmiałem. To akurat była prawda. Może gdy przyjdzie Calum, doszkoli i mnie. Pokładałem w nim ostatnie nadzieje na pozytywną ocenę z matematyki.

- W grupie raźniej - dodałem, idąc za Maią w stronę salonu. Kiedy tam dotarliśmy, rzuciłem plecak obok sofy i położyłem żelki ma stole. Następnie odwróciłem się w stronę blondynki.

- Miejmy to już za sobą.

- Nie - zaprzeczyłem od razu, czym zaniepokoiłem dziewczynę. Stanęła w bezruchu, nie odrywając ode mnie wzroku.

- Na początku chciałbym cię przeprosić. Nie chciałem cię nachodzić ani do niczego zmuszać. Jestem tu nowy i nie mam zbyt dużo znajomych. Wydawałaś się naprawdę miłą osobą - zacząłem się tłumaczyć, bo wydawało mi się, że tak należy. Pragnąłem, aby mi zaufała, więc musiałem być z nią szczery.

- Nie powinieneś się ze mną zadawać. Naprawdę nie warto - Westchnęła i odwróciła głowę, by na mnie nie patrzeć. Wróciliśmy do punktu wyjścia. Jak ją do siebie przekonać? 

- Maia pozwól, że sam o tym zdecyduję - Starałem się załagodzić napiętą atmosferę. Oddychałem głęboko, powstrzymując się od głupich poczynań. Nie mogłem po raz drugi popełnić tego samego błędu.

- Co nie znaczy, że ja tego chcę.

- W głębi serca mała cząstka ciebie - Zacząłem tłumaczyć, na co blondynka znacząco na mnie spojrzała. - Jakaś jedna setna? Tysięczna? Milionowa? - zadawałem pytania po kolei, czekając na jej reakcję. Desperacko próbowałem dojść z nią do porozumienia.

- Zostańmy przy tym - usłyszałem przy ostatniej liczbie. Lepsze to niż jedna miliardowa, o ile coś takiego istniało.

- Pragnie przebywać wśród ludzi. Do życia nie potrzebujemy tylko picia, jedzenia czy powietrza, ale, co najważniejsze, obecności drugiego człowieka. Możesz się tego wypierać, lecz to powszechny fakt - kontynuowałem, powoli przekonując dziewczynę. Widziałem to w jej oczach. Właśnie biła się z własnymi myślami. Teraz albo nigdy.

- Zacznijmy od początku. Jestem Luke -Wystawiłem dłoń w stronę blondynki i uśmiechnąłem się zachęcająco. Miałem nadzieję, że ją przyjmie.

- Maia - odpowiedziała i uścisnęła moją rękę. Co więcej, nawet odwzajemniła mój uśmiech. To był ogromny postęp.

- Bardzo miło mi cię poznać.

Od autorki:

Pozdrowienia z emigracji! Tak mnie tutaj tchnęło, że rozdział powstał w ekspresowym tempie :D Kto spodziewał się takiego obrotu wydarzeń i historii Luke'a? Wpadłam na to dokładnie dwa dni temu i myślę, że takie spontaniczne pomysły wychodzą mi najlepiej. Oby Wam też się podobały ;) Wybaczcie zwłokę, ale przez cały tydzień po maturkach miałam zamieszanie związane z wyjazdem. Postanawiam poprawę :P Z góry przepraszam za wszelkie literówki, ponieważ mój rozdział wygląda jak jedna czerwona linia ze względu na inny język na laptopie (to nie mój sprzęcik xd). Chciałam też podziękować za cieplutkie słowa wsparcia pod moim ogłoszeniem. Dzięki Wam miałam siłę  na każdą maturkę. Jesteście kochani ♥ Do następnego!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top