Powód numer cztery
ZAMKNIJ SIĘ! (CZYLI SŁOWA SĄ ZBĘDNE)
Zapewne kojarzysz te wszystkie przesłodzone, aż do bólu pary, które na prawo i lewo trajkotają, jakoby to rozumieliby się bez słów, ble, ble, ble... Możliwe, że po przeczytaniu tego zdania, w twojej głowie pojawiły się obrazy całujących się przy zachodzie słońca par, a gdzieś w tle grała muzyczka rodem z „Just girly things". (Tak, pewnego dnia zbłądziłem, aż w takie odmęty internetu. Teraz już wiem, czemu „web" oznacza sieć – za cholerę nie umiesz się z tego wygrzebać.) A teraz przeczytaj tytuł tego rozdziału. Czy znowu gdzieś w głębi twojego umysłu, pojawiła się wcześniej wspomniana melodia? Jeśli tak, to nie jestem pewien, co zrobiłem w swoim życiu źle. Jeśli nie, to cel tej części został osiągnięty i spokojnie możemy się rozejść do domów i zająć się czymś przyjemniejszym – na przykład piciem herbaty. Dalej tu jesteś? Nie dasz mi spokoju dopóki nie rozwinę tematu, prawda? Ehhh... Więc siadaj i słuchaj, bo to o czym tutaj napiszę jest dla mnie dosyć intymnym i prywatnym przeżyciem, więc nie mam zamiaru się powtarzać.
Stwierdzenie „Rozumiemy się bez słów", oznacza rozumieć się bardzo dobrze i w żaden sposób nie należy rozumieć go dosłownie. No chyba, że mówimy o mnie i pannie Adler. Wtedy to powiedzenie nabiera nowego znaczenia.
Możesz się mnie teraz spytać: „Ale jakim cudem?!". Biorąc pod uwagę, że nasze społeczeństwo do komunikowania się używa głównie mowy, jest to pytanie całkowicie na miejscu. A teraz ja się o coś ciebie zapytam: A czy wiesz, że jedynie siedem procent informacji które przekazujemy naszemu rozmówcy, odbywa się drogą werbalną? I dokładnie takie znaczenie mają słowa – zaledwie marne siedem setnych procenta.
Prawda jest taka, że do rozmowy wcale nie potrzeba słów. Jasne, są pewnym ułatwieniem, ale ani ja, ani panna Adler nie jesteśmy osobami, które idą na łatwiznę.
Podobno stawiając jakąkolwiek tezę, trzeba poprzeć ją argumentami, a te z kolei – przykładami. Tezę mamy, argumentacja – ułożona powyżej, teraz zostały nam już tylko przykłady. A dokładniej – przykład, bo nie sądzę, aby było potrzeba ich więcej do wyrażenia tak wielkiej oczywistości.
Pierwszy i jedyny raz się o tym przekonałem, po odgadnięciu szyfru, który panna Adler mi podała. Staliśmy chwilę w ciszy wpatrując się w siebie, ku ogólnej konsternacji Johna. No cóż... Dla niego była to tylko niezręczna, chwila milczenia, dla mnie i Irene – dynamiczna rozmowa.
Jak ją prowadziliśmy? Wystarczyło wypatrywać każdych, choćby najmniejszych ruchów naszego rozmówcy, które wykona. Tak brzmi teoria, którą przełożyliśmy na praktykę.
Nie będę się tutaj odwoływał do samem treści naszej wymiany zdań, bowiem jest ona zdecydowanie za intymna i miejscami zbyt pikantna. A nie chcę tutaj wprowadzać ograniczenia wiekowego.
Było to jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, którego nigdy nie uda mi się wymazać z pamięci (a zdarzyła się raz taka sytuacja – powiedzmy, że pałacowa wersja Irene postanowiła przeprowadzić remont). Z nikim innym nigdy nie udało mi się tego zrobić, a to dowodzi, że Irene jest jedna, jedyna w swoim rodzaju.
Powód numer cztery: jej odmienność.
_______________________________________________________________________________
Hello again! Dzisiaj rozdział znowu nieco bardziej filozoficzny... Wait. Większość moich rozdziałów tutaj ma taki charakter... Nika - Filozof! (Dobrze, że nie wzoruję się na Schopenhauerze - bo zamiast rodziału milibyśmy stypę.)
Dziaj nie przedłużając - mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i do następnego!
Bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top