~First Help~
Daehyun był przerażony. Nawet szok spowodowany tym nagłym pocałunkiem nie był w stanie odgonić strachu i paniki.
Po raz kolejny wykrzyczał imię drugiego Azjaty, ale odpowiedział mu tylko trzask drzwi i głucha cisza, przerywana tylko jego urywanym oddechem.
Gdy Jung spróbował kolejny raz zawołać czarnowłosego, jego głos się załamał.
Jak Youngjae mógł to zrobić?! Jak on w ogóle mógł zrobić coś takiego i uciec, zostawiając go na środku lodowiska?!
To nawet nie tak, że Jung bał się, bo nie potrafił jeździć. Teraz przyczyna jego strachu była zupełnie inna.
Gdy spojrzał w dół, na zimną powierzchnię zamarzniętej wody wydało mu się, że powoli powracają do niego wspomnienia tamtego wypadku sprzed dwóch lat. Nie chciał sobie tego przypominać, ale fala obrazów zalewała jego umysł. Znów zobaczył przed oczami tą przerażoną twarz siostry, znów usłyszał odgłos pękającego lodu i znów przyniótł go ciężar tego, że ona go potem zostawiła.
Wszystkie przeżycia powróciły, sprawiając, że pod Jungiem ugięły się nogi, a chłopak upadł kolanami na lód, ukrywając twarz w dłoniach. Nie mógł złapać oddechu, a miejsce, gdzie jego ciało uderzyło w twardą powierzchnię piekło żywym ogniem. Pewnie zdarł sobie skórę.
-Jae... - ostatni raz wyszeptał przez zaciśnięte gardło, a wraz ze łzami na lód upadły resztki nadziei na to, że Yoo po niego wróci.
Daehyun jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny i przerażony równocześnie.
Sięgnął drżącą ręką do kieszeni kurtki, przez chwilę nerwowo szarpiąc się z zaciętym zamkiem. Gdy wreszcie wyciągnął telefon, wybrał pierwszy z brzegu numer, z drżącym sercem czekając na odpowiedź.
~Tak, Dae hyung?
-Zelo... Zelo, błagam cię, pomóż mi. Proszę cię, jestem na jakimś lodowisku, nie wiem co robić...
~Hyung, poczekaj tam, gdzie jesteś. Zaraz będziemy!
~★~
-Nie ma ich już zdecydownie zbyt długo. Jongup, a co jeśli tym ułomom się coś stało? Nie żebym się martwił - rzucił obrażony Himchan, zakładając ramię na ramię i patrząc na pustą drogę spojrzeniem matki mającej zamiar dać swoim dzieciom szlaban kiedy tylko pokażą się w zasięgu jej wzroku.
-Spokojnie, hyung. Minęły dopiero trzy minuty, na pewno zaraz do nas przyjdą - uspokoił go Moon, splatając ich dłonie razem.
Oboje siedzieli w samochodzie gotowi do drogi. Czekali tylko na przyjaciół, aby razem z nimi opuścić to miejsce, ale ani Yoo, ani Daehyun nie wyszli jeszcze z klubu.
-No dobra, ale kiedy wreszcie tu będą? - jęknął starszy Koreańczyk, uderzając bokiem głowy w zimną szybę.
Jongup westchnął, kładąc dłoń na szyi czerwonowłosego i popychając go tak, by opierał się czołem o jego ramię, a nie pokryte szronem okno.
-Nie wi- czekaj. Czy ta dwójka, która tam stoi to przypadkiem nie oni? - spytał Moon, wskazując na parę chłopaków kilkadziesiąt metrów od ich auta. Nie widzieli ich twarzy, ale dwójką wyglądała, jakby na kogoś czekała.
-Możliwe. Może do nich podjedźmy? - zaproponował Kim.
Jasnowłosy wcisnąl pedał gazu i powoli ruszył w stronę Azjatów. Nagle taksówka przecięła im drogę, zatrzymując się przed domniemanym Youngjae i Jungiem, którzy szybko do niej wsiedli. Światło z auta oświetliło ich twarze, więc Himchan bez problemu rozpoznał przyjaciół.
-To jednak oni! Tylko gdzie się, do cholery, wybierają? - parsknął, spoglądając na nie poruszonego tą akcją Jongupa.
-Spokojnie, hyung. Najwyraźniej mają jak wrócić do domu, więc my też możemy już jechać.
-Jesteś pewien...? - mruknął nieprzekonany Kim.
-Zdecydowanie.
-No... dobra. To jedziemy do ciebie?
Moon skinął głową, delikatnie się uśmiechając. Gwałtownie ruszył z miejsca, wyjeżdżając z niewielkiego parkingu i ruszając pustą drogą w stronę swojego mieszkania.
Aż tak ci się spieszy? - pomyślał Kim, odruchowo kładąc dłoń na kolanie jasnowłosego. Zaczął nią powoli sunąć w górę, czując pod palcami dość twarde mięśnie wewnętrznej części uda młodszego studenta.
I może to tylko pozory, ale wydało mu się, że auto zaczęło jechać jeszcze szybciej.
~★~
Zelo w pędzie naciągnął na siebie kurtkę, wybiegając z klubu. Jego zmiana skończyła się akurat kilka minut przed tym, gdy otrzymał telefon od Daehyuna, więc właściwie prawie od razu rzucił wszystko i pobiegł po swoje rzeczy.
-Yongguk hyung? Słyszysz mnie? - zawołał do telefonu, starając się zapiąć guziki jedną ręką, co niezbyt mu wychodziło.
-Tak. Nie musisz krzyczeć.
Zdezorientowany różowowłosy odwrócił się na pięcie, gdy usłyszał niski głos nie tylko w słuchawce, ale i za sobą. Jego podkreślone czarną kredką oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły z zaskoczenia, a na usta młodszego wkradł się szeroki uśmiech.
-Hyung! - Choi od razu doskoczył do starszego Koreańczyka, zamykając go w uścisku. To on był wyższy, więc wyglądało to troszkę zabawnie, gdy zza jego ramion wystawały tylko czarne włosy Banga. - Co ty tutaj robisz?!
-A może jakieś ,,dzień dobry", co młody? - zaśmiał się Yongguk, z całej siły przyciskając do siebie różowowłosego i składając delikatny pocałunek na nieosłoniętym przez szalik fragmnencie jego szyi.
-Dzień dobry, hyung. Tęskniłem - uśmiechnął się Junhong, jeszcze bardziej wtulając się w swojego partnera. - Ale naprawdę, skąd się tutaj wziąłeś? Myślałem, że odwozisz tą dziewczynę od Jihwana i przyjedziesz dopiero jutro.
-Stwierdziłem, że wrócę wcześniej i odbiorę cię z pracy - oznajmił Bang, odsuwając się trochę od Zelo i mierząc go uważnym spojrzeniem. - Schudłeś?
-Co? Nie! Hyung, nie było cię tylko trochę ponad dzień - zaśmiał się Choi, a jego różowe kosmyki uroczo podskakiwały.
Yongguk tylko westchnął, obdarzając go jednym z najpiękniejszych swoich uśmiechów, znów zapierając nim dech w piersiach Junhonga.
Młodszy zawsze uważał, że ten gest nie pasuje do reszty ciała Banga. Chłopak ubierał się jak gangster i taką roztaczał wokół siebie aurę. Gdy się poznali, Choi nawet trochę się go bał i pamiętał, że to dopiero ten szczery wyraz twarzy sprawił, że przekonał się do czarnowłosego Azjaty.
A teraz kochał zarówno ten uśmiech, jak i jego właściciela ponad swoje własne życie.
Jednak nagle Junhong przypomniał sobie o tym, dlaczego chciał zadzwonić do drugiego Koreańczyka, a przez jego myśli przeszła fala wyrzutów sumienia. Radość ze spotkania swojego chłopaka to jedno, ale jak mógł zapomnieć o Jungu?!
-Hyung... Dae hyungowi się coś stało. Nie wiem co, ale zadzwonił do mnie i-
-Poczekaj, Zelo. O czym ty mówisz? Jak to coś mu się stało?
-No tak to! Zadzwonił do mnie i poprosił, by mu pomóc. Hyung, on chyba płakał, miał taki roztrzęsiony głos...
-Gdzie on jest?
-Chyba on sam tego nie wie. Powiedział tylko, że na jakieś lodowisko. - Choi chwycił rękę Yongguka w dwie dłonie, mocno ją ściskając. - Musimy go znaleźć!
-Masz rację, musimy. Chodź do auta, opowiesz mi wszystko po drodze. - Czarnowłosy złączył ich dłonie razem, ciągnąc Zelo w stronę stojącego obok samochodu.
Gdy tylko wsiedli Bang od razu odpalił maszynę, w między czasie klikając w mały ekran na panelu sterowania by wyświetlić mapę okolicy. Gdy ta tylko się pojawiła, chłopak wszedł w ustawienia, by już po chwili na mapie zostały zaznaczone czerwone punkty.
-Zelo, jesteś pewien, że powiedział ,,lodowisko"? - spytał barmana, który nerwowo spoglądał w okno. - Przecież on się boi lodu... no wiesz. Od tamtej akcji.
-Wiem. Dlatego tym bardziej musimy go znaleźć.
Czarnowłosy skinął głową, odpalając samochód i podkręcając ogrzewanie.
-Spokojnie. Jeśli będziemy musieli, to obskoczymy nawet wszystkie lodowiska w Korei.
Choi parsknął cicho, zerkając na swojego chłopaka. Z jednej strony mogło to brzmieć jak żart, a z drugiej... on byłby do tego zdolny.
Ciemne źrenice Yongguka były utkwione w drodze przed nim i dopiero teraz Junhong dostrzegł ciemne cienie pod jego nieco opuchniętymi oczami.
Poczuł się okropnie. Przecież Bang przez ostatnie dwa dni pewnie prawie w ogóle nie spał! Teraz, gdyby nie to, że sam do niego przejchał, to Zelo by do niego dzwonił i prosił o pomoc w czasie, kiedy Koreańczyk powinien odpoczywać. A co gorsze... on by się zgodził. Yongguk by się zgodził i olał wszystko tylko po to, by pomóc Junhongowi.
Różowowłosy wiedział, że chociaż starszy Azjata rzadko mu mówi, że go kocha, czy że mu na nim zależy, to ciągle robi wszystko, by mu to udowodnić. Ale czasami zdecydowanie przesadzał, a barman nie chciał, by starszy ryzykował dla niego zdrowiem.
-Hyung, jak tylko wrócimy, to idź proszę do łóżka. Znowu się nie wyspałeś - rzucił z lekką naganą w głosie.
-Młody, nie rozkazuj mi - zaśmiał się Bang, ale jego dłonie na kierownicy mocniej się zacisnęły.
-To nie rozkaz, tylko prośba.
-Niech ci będzie.
-Obiecaj.
-Obiecuję.
Zelo kiwnął głową, zadowolony z siebie.
-Kocham cię, hyung.
I chociaż nie usłyszał odpowiedzi to wiedział, że starszy czuje to samo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top