~First Confession~

Zimne powietrze od razu orzeźwiło Himchana.

Poza wypełnionym ludźmi, dusznym klubem było naprawdę rześko. Tempreatura była tak niska, że pomimo zimowego płaszcza po plecach czerwonowłosego przeszedł dreszcz, a mróz lekko szczypał go w policzki i czubek nosa.

Kim uniósł głowę, wpatrując się w ciemne niebo. Wszystko wydawało mu się łączyć w jedną, piękną całość: ulatujący z jego ust oddech w postaci chmurki, łuna świateł miasta i ciepłe ramiona, które nagle owinęły się wokół jego talii.

Himchan wiedział, do kogo należą. I chociaż jego serce znów przyspieszyło, to pozwolił, by jego plecy oparły się o miękki od grubego płaszcza tors Jongupa.

-Już lepiej? - usłyszał troskliwy głos Moona, a ciepły oddech połaskotał go w ucho.

Kim skinął głową, czując, że przez ton głosu jasnowłosego po jego plecach przechodzą ciarki. I tym razem wcale nie przez mróz.

Poczuł, że jego serce niekontrolowanie przyspiesza, a emocje, towarzyszące mu za każdym razem, gdy Jongup jest zbyt blisko, powracają. Ta cholerna niepewność, irytacja tym, że nie wie, co drugi Azjata do niego czuje, ale nie mijająca miłość.

Himchan delikatnie wysunął się z objęć drugiego Koreańczyka, wkładając lekko drżące dłonie do kieszeni płaszcza.

Ta noc była naprawdę chłodna.

A bez ramion Moona czerwonowłosy odczuł to podwójnie.

By przerwać trochę niezręczny moment starszy ruszył pokrytym zamarzniętym śniegiem chodnikiem. I tak wiedział, że drugi Koreańczyk ruszy za nim.

Kim od zawsze wiedział, że on i Jongup będą świetnymi przyjaciółmi. Czuli się dobrze i swobodnie w swoim towarzystwie; mieli podobne zainteresowania i podejście do życia. Nic więc dziwnego, że szybko stali się sobie bardzo bliscy. I chociaż kiedyś dwuznaczne gest były dla nich codziennością, to mimo wszystko odbierali to jako zwykłe, nic nieznaczące droczenienie się. Chociaż Kim wiedział, że Moon jest dla niego ważny, to myślał o nim jak o dobrym kumplu, z którym się wychodzi na drinka, a czasem razem wpadnie na siłownię.

Jednak taki stan rzeczy nie trwał długo. Wszystko zmieniło się już jakiś czas temu i nawet sam Himchan nie potrafił podać dokładniej daty momentu, w którym zrozumiał, że darzy Jongupa trochę większą sympatią, niż powinien. Mógł tylko powiedzieć, że było to wiele miesięcy temu.

Za to kiedy nastąpił Nowy Rok wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli.

Każdy, nawet najmniejszy gest Jongupa działał na niego o wiele mocniej. Każde słowo, czy przypadkowy kontakt chociażby przy czymś tak głupim, jak podawanie pilota powodowały u Himchana przechodzące po plecach dreszcze i przyspieszone bicie serca. Po prostu na każdym kroku czuł, że jest zakochany i starał się to ukryć przed przyjacielem.

Czerwonowłosy student uniósł głowę, wpatrując się w ciemne niebo. Na jego tle widać było czarne zarysy oszronionych, pozbawionych liści drzew, ciągnących się wzdłuż uliczki, którą szli.

Klubowa muzyka i ruch samochodów powoli cichł, podczas gdy dwójka Korańczyków wciąż spacerowała oblodzonym chodnikiem. Pomiędzy nimi zawisła ciężka cisza, której żaden z nich nie odważył się przerwać, zbyt zatopiony we własnych myślach.

Himchan wziął kolejny głęboki oddech. Czuł obecność Moona obok siebie, a to wcale nie pomagało mu w uspokojeniu się.

Jongup swoim zachowaniem jeszcze bardziej mieszał mu w głowie. Twierdził, że się przyjaźnią, ale wsuwał dłonie pod jego koszulę w tańcu. Obejmował go, czasami przesuwał nosem po szy, albo pozwalał, by starszy zasypiał z głową na jego ramieniu. Mówił mu, że jest piękny. Nie odepchnął go w sylwestrową noc, gdy przez alkohol posunęli się za daleko.

A to wszystko sprawiało, że Himchan czuł się jeszcze bardziej przytłoczony, a panowanie nad swoimi uczuciami było jeszcze trudniejsze.

Zbyt duża ilość sprzecznych emocji i ukrywanych uczuć sprawiała, że czuł się jak bomba zegarowa, którą dzieliły sekundy od wybuchu.

I iskra nadeszła aż zbyt szybko. Dokładnie w chwili, gdy palce młodszego studenta musnęły dłoń Kima w próbie splecenia ich razem, czerwonowłosy poczuł, że nie może tego dalej w sobie dusić.

-Jongup, do cholery! - wybuchnął starszy Koreańczyk, gwałtownie odwracając się w stronę zdezorientowanego Moona. - Czemu ty to ciągle robisz?!

-Ale c-

-To wszystko! - krzyknął czerwonowłosy, przerywając studentowi. Widziąc zaskoczoną minę jasnowłosego już totalnie puściły mu nerwy, a wszystko rozegrało się zbyt szybko, by to przemyśleć.

Kimowi wydawało się, że w jednej sekundzie jeszcze stali na chodniku, a już w drugiej ściskał kołnierz Jongupa, który przez nagły, gwałtowny napór starszego musiał się cofnąć kilka kroków do tyłu, uderzając plecami w twardy pień rosnącego obok chodnika drzewa.

-Cały, cały czas robisz te wszystkie rzeczy! Dotykasz mnie, przytulasz, a ja już nie mogę, Jongup! Nie wytrzymuję! Przecież my kompletnie nie zachowywujemy się jak przyjaciele!

Himchan wyrzucił z siebie ostatnie słowo, czując, że nie może zapanować nad emocjami. Pod jego powiekami zebrały się łzy, a dłonie zaczęły drżeć.

-Po prostu... tak dalej nie może być - wydusił z siebie, opuszczając głowę. Oparł czoło na swoich wciąż zaciśniętych na materiale płaszcza Moona dłoniach, przymykając oczy.

Zapadła cisza. Nawet wiatr przestał poruszać nagimi gałęziami drzew, sprawiając, że na pustej ulicy słychać było tylko przyśpieszony oddech Kima i głośne bicie serca, należące do Jongupa.

-Przyjaciele, hyung? - szepnął po dłuższej chwili jasnowłosy, spoglądając na lekko drżącego wyższego Azjatę. Chociaż jego serce także biło aż zbyt szybko, a dłonie gdyby nie mróz na sto procent byłyby spocone, to położył je na policzkach Kima, unosząc jego głowę do góry.

Spojrzenie pełne niepewności, ale i desperacji spotkało to wypełnione łzami.

Moon wziął płytki oddach, czując, że zaczyna go boleć serce.

Pomimo tego, że Himchan nadal był dla niego piękny, to nie mógł znieść widoku łez w jego oczach. Tym bardziej, że znajdowały się tam przez niego.

-Hyung, przecież... przyjaciele się nie przytulają tak jak my - powiedział cicho Jongup, wsuwając dłonie głębiej w świeżo pofarbowane włosy Kima. - I nie śpią w jednym łóżku. I nie... - przerwał, by zaczerpnąć szybki, nerwowy oddech. - Przyjaciele się nie kochają, hyung. A ja cię kocham.

Usta Himchana rozchyliły się z zaskoczenia, a oczy zaczęły szczypać przez to, że zapomniał o mruganiu.

Nie tego się spodziewał.

-Znaczy... wiesz, jeśli ty, hyung, nie... no wiesz, to ja oczywiście to zrozumiem, bo możemy dalej się przyjaźnić i tak... - zaczął się plątać Moon, który nagle stracił całą odwagę, na którą chwilę wcześniej się zebrał. Cofnął dłonie, wcześniej głaszczące twarz czerwonowłosego i niepewnie zacisnął je na materiale swojego płaszcza. Na jego policzkach pojawił się subtelny rumieniec, a starszy Koreańczyk mógłby przysiąc, że nigdy nie widział studenta bardziej uroczego niż w tej chwili.

Bo owszem, nie spodziewał się tego. Ale można się cieszyć z niespodzianek, prawda?

-Up... - wyszeptał, podnosząc błyszczące ze wzruszenia oczy na zarumienionego Moona.

I żaden z nich nie zauważył, kiedy ich twarze jeszcze bardziej się do siebie zbliżyły. Żaden z nich nie zarejestrował, który pierwszy połączył ich usta w jego, ale to nie było istotne.

Ważne były tylko ich ciepłe pomimo mrozu wargi, ich subtelne, powolne, ale i pełne pasji muśnięcia. Uczucia smakujące tęsknotą, pragnieniem i słodką Pinacoladą.

 
Gdy wreszcie się od siebie odsunęli, ich oddechy w postaci białych obłoczków łączyły się w jedno i znikały w zimnym powietrzu. Himchan sam nie pamiętał kiedy dłonie Moona znalazły się na jego talii, przytrzymując go i nie pozwalając na odsunięcie się bardziej, niż kilka centymetrów.

Kim widział niemą prośbę w oczach młodszego chłopaka. Potwierdzenia, że już wszystko będzie dobrze. Że będą szczęśliwi.

I miał zamiar mu je dać. W końcu wiedział, jak bolesne jest życie w niepewności.

-Ja też cię kocham, Uppie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo - wyszeptał Kim, jeszcze bardziej wtulając się w niższego Azjatę.

I w tamtej chwili Jongup uśmiechnął się. Szczerze i ślicznie, przez co Kim poczuł delikatne łaskotanie w podbrzuszu i ogromną chęć, by znów spróbować tych ciepłych warg.

Jednak blondyn nie dał mu na to szansy, chwytając starszego studenta za ramiona i zamieniając ich miejscami tak, że teraz to Kim miał za plecami konar drzewa. Praktycznie przycisnął czerwonowłosego do szorstkiej kory, wpijając się w jego wargi i od razu próbując pogłębić pocałunek, co spotkało się z cichym mruknięciem przyjemności ze strony drugiego Azjaty.

Ich pocałunki, choć teraz o wiele bardziej namiętne, wciąż miały w sobie tę słodycz i alkoholową nutę co zawsze. Ich gorączkowo łapiące materiały zimowych ubrań dłonie próbowały jeszcze bardziej zbliżyć ich ciała, chociaż pomiędzy nimi nie było wolnego milimetra. Teraz liczyły się tylko przerywające ciszę westchnięcia i ciche wyznania, niewyraźne przez nieprzerwany taniec dwóch języków.

Oszronione gałęzie drzewa ukryły ich przed niepożądanymi spojrzeniami, a w rześkim powietrzu rozbrzmiał cichy, ale wyjątkowo wyraźny szept.

-Tym razem będę wszystko pamiętał, hyung.

 

 

  
 

~★~

 

 

  
  
Pisałam ten rozdział trzy razy, bo zawsze się coś chrzaniło i wszystko mi usuwało. Ale dałam radę ♥
Pewnie sporo osób zna ból, gdy usunie ci się ponad rozdział z ponad 1500 słów c":

Osobiście ostatnio nie miałam czasu pisać ff przez egzaminy i dopiero teraz poczułam, jak bardzo jestem z tym opkiem związana i ile serca w nie wlewam... wiem, że powiedziałam, iż ostatni rozdział pojawi się w urodziny Daehyuna... ale obawiam się, że wcale tak nie będzie XD Najzwyczajniej na świecie nie będę w stanie się rozstać z tą historią, więc oczekujcie może... czegoś więcej? ♥

Pijcie dużo wody i postarajcie się wysypiać ;3
Jeszcze trochę i wakacje!

(To wcale nie tak, że na dworze upał a akcja ff rozgrywa się w środku zimy, no co wy... XD)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top