27
Vivian.
Gdy się obudziłam miejsce obok było puste i zimne, jakby wcale tutaj nie spał. Może faktycznie nie spał i wyszedł od razu gdy zasnęłam?
Wzięłam głęboki oddech. Podniosłam się z łóżka, poszłam wziąć poranną toaletę i prysznic. Mokre włosy wysuszyłam, ubrałam spodnie i t-shirt. Wyszłam z sypialni i ruszyłam na dół gdzie słyszałam małe zamieszanie.
Weszłam do salonu i momentalnie się zatrzymałam. Było ich chyba z czterdziestu i każdy miał przy sobie spluwę. Przełknęłam ślinę, poczułam męskie dłonie na biodrach i podskoczyłam. Odruchowo uderzyłam mężczyznę za mną z całej siły łokciem w brzuch i kopnęłam w piszczel, odsunęłam się. Usłyszałam zbolały jęk Alessandro. Odwróciłam się w jego stronę.
- ja pierdole..
Wyjęczał, a wszyscy spojrzeli w naszym kierunku.
- szefie, nie wydaje mi się, żeby potrzebowała ochrony..
Odezwał się jeden z mężczyzn i próbował stłumić śmiech. Zmarszczyłam brwi. Więc tu o to chodzi..
- powiedz, że nie będą tutaj 24/7..
Powiedziałam błagalnie bo nie wyobrażałam sobie tego.
- Aleksiej to czubek więc tak.. będą tutaj 24/7.
Zbladłam.
- żartujesz?
Pokręcił głową na boki.
Papa prywatność.
Wzięłam głęboki oddech i przeniosłam wzrok na mężczyzn. Gdyby nie broń to nawet by wyglądali na sympatycznych. Westchnęłam zrezygnowana.
- ale, że wszyscy?
Alessandro podszedł i objął mnie w pasie.
- podzielę ich na dwie grupy, będą się zmieniać..
- ale żeby aż tylu?
Zapytałam.
- posiadłość jest naprawdę duża i muszą być wszędzie.
Skinęłam głową.
- jasne..
Wiedziałam, że najbliższy miesiąc będzie paskudny. Nadal nie potrafiłam wyobrazić sobie nawet połowy z nich tutaj.
- nawet papież czy prezydent nie jest tak chroniony.
Dalej próbowałam ale na marne. Pocałował czubek mojej głowy.
- papież i prezydent nie nazywa się Vivian Rossetti.
No i wiedziałam, że dalsze próby nie mają sensu.
- ale chyba nie muszę zapamiętać wszystkich imion?
Zaśmiał się przy moim uchu.
- nie musisz, dam ci jednego który nie będzie odstępował cię na krok gdy mnie nie będzie obok.
Zmarszczyłam brwi.
- do łazienki też ze mną pójdzie?
Tym razem to on zmarszczył brwi.
- nie.
- super, a może zrobimy jakiś casting? Wiesz, musi być przystojny i takie tam..
Ściągnął brwi jeszcze bardziej do środka zdezorientowany.
- jaja sobie robisz?
Wzruszyłam ramionami na jego pytanie.
- no ja też czekam, aż powiesz, że żartujesz..
Wziął głęboki oddech.
- Maximo!
Wydarł się i jeden z nich podszedł.
- o, nawet przystojny.
Powiedziałam, a Alessandro spiorunował mnie wzrokiem.
- jednak spierdalaj.
Odprawił go, a ja się zaśmiałam. Mogę tak cały dzień.
- czyli casting?
Powiedziałam rozbawiona, Alessandro przejechał językiem po zębach.
- to nie są żarty Vivian.
Przewróciłam oczami.
- dobra, niech będzie ten cały Maximo. No chyba, że mi nie ufasz to daj mi tego grubasa.
Wskazałam głową na tłuściocha. Przejechał zrezygnowany dłonią po twarzy.
- Maximo!
Wydarł się znowu i znów ten sam mężczyzna podszedł.
- jak mnie nie będzie lub nie będę mógł być obok masz zająć się Vivian.
Ten cały Maximo uniósł brew do góry i zmierzył mnie wzrokiem.
- jak zająć?
Powiedział, a ja zmarszczyłam nos. Jebany chuj. Widziałam, że zaraz Alessandro odstrzeli mu łeb, a naprawdę szkoda tej białej ściany.
- mogę?
Zapytałam męża, a ten skinął głową. Uderzyłam mężczyznę z przeponę, kopnęłam w krocze i następnie w piszczel.
- kurwa!
Wydarł się gdy trzymał się za genitalia.
- ładnie poproszę o trochę więcej szacunku bo nie mam zamiaru słuchać głupich tekstów non stop.
Powiedziałam najbardziej uprzejmym tonem na jaki było mnie stać.
- jednak chce grubego.
Spojrzałam na Alessandro, a ten wziął głęboki oddech.
- gruby dostanie zawału jak będzie miał przebiec chociaż pięć metrów.
Westchnęłam.
- Matteo!
Krzyknął i kolejny pojawił się obok.
- widzisz jak skończył Maximo?
Zapytał, a tamten przytaknął.
- doskonale, jeśli nie będziesz potrafił ugryźć się w język, albo co gorsza trzymać rąk przy sobie to odstrzele ci głowę.
Mężczyzna przełknął ślinę i skinął głową.
- masz ochraniać Vivian gdy ja nie będę mógł.
Ponownie skinął głową, a Maximo się odezwał.
- trzeba było tak od razu, a nie jakieś podteksty szef wali.
Westchnęłam, Alessandro uderzył go z otwartej dłoni w kark.
- idź poruchać i wróć jak już skończysz.
Odezwał się na co się zaśmiałam.
***
Na szczęście do końca dnia Alessandro wszystko z nimi dogadał i nie było w środku nikogo prócz nas. Nawet Matteo nie widziałam na oczy ale skoro był Alessandro to tamten był zbędny. Był już późny wieczór, mój mężczyzna siedział w gabinecie już parę godzin. Wzięłam głęboki oddech, zapukałam i weszłam do środka.
- chodź już do łóżka..
Uniósł głowę i oparł się o fotel. Podeszłam bliżej, stanęłam przed nim i oparłam się o biurko.
- proszę.. jutro też jest dzień.
Przejechał dłonią po twarzy wyraźnie zmęczony.
- nie wiem o nim nic poza tym, że jest Ruskiem i jest ode mnie starszy. Nikt nawet nie wie jak ten zjeb wygląda.
Zmarszczyłam brwi.
- jak to możliwe?
Wzruszył ramionami.
- normalnie gdy wysługuje się innymi.
Położył dłonie na moich biodrach i posadził na swoich kolanach. Objął mnie i schował twarz w mojej szyi.
- jeśli przez ten miesiąc, będę miał nie spać prawie wcale ale tym samym coś wymyślę i zapewnie ci bezpieczeństwo to jestem na to gotowy.
Pokręciłam głową na jego słowa.
- ale ja nie.. chce cię w łóżku na noc, chce żebyś spał obok mnie, żebym mogła się przytulić i żebym czuła twoją obecność..
Wyszeptałam.
- będę trenować codziennie, a gdy nie będę tego robić będę na strzelnicy ale chcę mieć męża nawet jeśli miałby to być mój ostatni miesiąc.
Wyprostował się i spojrzał w moje oczy.
- nawet tak nie mów, powiedziałem, że nie pozwolę by stała ci się krzywda to tak będzie.
Westchnęłam.
- nie jesteś w stanie przewidzieć co się wydarzy za miesiąc, sam mówiłeś, że jest zdolny do wszystkiego więc..
Wziął głęboki oddech.
- idziemy spać?
Zapytał zrezygnowany. Podniosłam się z jego kolan i chwyciłam za dłoń.
- idziemy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top