21
Vivian.
Nie zdążyliśmy dobrze zjeść śniadania i przyjechała matka Alessandro. Już się paliła na zakupy, bo suknia, bo buty, bo dodatki. Nie można tracić czasu. Jak się okazało, fryzjer i makijażystka były już załatwione na jutrzejszy dzień.
- z racji, że uroczystości są jedna po drugiej, nie będziemy na jego przejęciu na Dona.
Zatrzymałam się przed salonem sukien ślubnych i spojrzałam na kobietę lekko w szoku.
- nie chcesz tam być? Myślałam, że to ważne, w końcu zostanie Donem.
Skinęła głową tym samym potwierdzając moje słowa.
- jest ważne ale sądzę, że będziesz potrzebować kobiety u boku.. normalnie byłaby to twoja mama ale..
Nie pozwoliłam jej dokończyć. Od razu ją przytuliłam.
- dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Powiedziałam szczerze i słyszałam jak pociąga nosem. Odsunęłam się od niej, widziałam, że się wzruszyła.
- koniec mazania, pora wybrać suknię ślubną.
***
Przymierzam już chyba siódmą suknie. Każda była dla mnie przesadzona i całe szczęście, że matka Alessandro też znalazła coś w każdej by się przyczepić.
- więc co chcesz?
Zapytała starsza kobieta której był salon. Wzięłam głęboki oddech bo naprawdę męczyło mnie to przymierzanie.
- czegoś normalnego, prostego.. Może być nawet gładka satynowa.
Właścicielka zaczęła się śmiać jakbym odpowiedziała jakiś dobry dowcip.
- skarbie, wychodzisz za mąż za Dona, za Rossetti. Będą tam wszyscy więc nie założysz byle czego.
Powiedziała będąc już całkiem poważną.
- to jest mój ślub więc gówno mnie obchodzi czego pani chce.
Kobieta zmarszczyła się na moje słowa i odezwała się Hayat:
- jeśli chce prostą to ma taka być.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- pani chyba żartuje..
Wymamrotała stara prukwa.
- wyglądam jakbym żartowała?
Mina kobiety zrzedła jeszcze bardziej.
- możemy iść na kompromis?
Zapytała.
- zależy jak duży.
***
Ostatecznie nie zdecydowałam się na satynową. Łaskawa pani pozwoliła mi sama wybrać te które mi się podobają. Więc wybrałam i gdy przy jednej z nich zaczęłyśmy płakać z moją przyszłą teściową, wiedziałam, że to ta. Buty i wybór dodatków poszedł sprawnie. Byłyśmy już w drodze do domu.
- kto będzie cię prowadził do ołtarza?
Zapytała.
- pójdę sama.
Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- a Dario? To on jest..
Zaczęła niepewnie i nie dałam jej skończyć.
- on mnie tylko spłodził, nic więcej.
Kobieta wzięła głęboki oddech i przytaknęła. Nie odzywała się resztę drogi. Dopiero się odezwała gdy kierowca zaparkował na podjeździe Alessandro.
- sama nie miałam idealnego ojca ale gdy brałam ślub z Flavio, żałowałam, że nie ma go obok.
Westchnęłam.
- do jutra.
Powiedziałam i wyszłam z samochodu.
- będę o dziewiątej!
Krzyknęła gdy zamykałam auto. Ruszyłam w stronę drzwi, nie zdążyłam chwycić klamki bo te się otworzyły.
- mogę zobaczyć?
Zapytał, a ja się zaśmiałam.
- cały zestaw ma twoja mama, poza tym to przynosi pecha.
Przewrócił oczami.
- naprawdę w to wierzysz?
Skinęłam głową.
- naprawdę.
Wziął głęboki oddech i przejechał językiem po zębach.
- ale śpisz tutaj?
Ponownie się zaśmiałam.
- śpię tutaj o ile wpuścisz mnie do środka bo cały czas stoimy w drzwiach.
Powiedziałam rozbawiona, wciągnął mnie od razu do środka.
- wybrałeś piosenkę na pierwszy taniec? Mówiłeś, że nie będziesz tańczył do kaczek więc to należy do ciebie.
Zaśmiał się i przytaknął.
- wybrałem.
Uniosłam brew do góry. Byłam naprawdę ciekawa jaki wybrał utwór..
- jaką?
- nie powiem ci.
- no weź..
Pokręcił głową na boki.
- nie.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę salonu. Westchnęłam i ruszyłam za nim. Usiadł na kanapie, chciałam usiąść obok ale pociągnął mnie na swoje kolana.
- będę musiał zrobić ci krzywdę..
Powiedział w końcu, a ja uniosłam brew. Chwycił moją dłoń i przejechał palcem wzdłuż jej środka.
- każda para nowożeńców nacina dłoń przed ich złączeniem, to takie pierdolenie, połączenie krwi i takie tam.
Skinęłam głową w geście zrozumienia bo rozumiałam, że nie wszystko można przeskoczyć.
- najpierw zrobisz to ty, później zrobię to ja..
Znów przytaknęłam.
- nie chce się całować przy wszystkich..
Wyszeptałam, a on się zaśmiał.
- wstydzisz się?
Wzięłam głęboki oddech, mężczyzna dalej jeździł palcem po mojej dłoni.
- nie ale wydaje mi się, że to zbyt intymne by całować się przy wszystkich..
- zgoda.
Zmarszczyłam brwi.
- zgoda?
- mhm.. porozmawiam z księdzem żeby to pominął.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam jego usta.
- dziękuję.
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Patrzyłam na jego dłoń i na swoją którą się bawił.
- obrączki.
Wypaliłam, podniosłam się z jego kolan i zaczęłam chodzić po salonie.
- nie mamy obrączek.
Powiedziałam i stanęłam przed nim. Dalej siedział na kanapie i nie wyglądał jakby się przejmował.
- pojechałem kupić gdy byłaś z moją matką wybrać suknię.
- skąd wiesz jaką dużą potrzebuje?
Zmarszczyłam brwi. Podniósł się i podszedł do komody na której stało niewielkie pudełeczko. Podeszłam bliżej, otworzył. Zamarłam. Były piękne. Złote, zwyczajne ale miały to coś.. i był grawer w środku z naszymi imionami. Wyciągnął mniejszą, chwycił moją dłoń i wsunął na palce.
- widzisz.. idealna.
Patrzyłam na obrączkę. Już jutro będę jego żoną. Jeszcze chyba do mnie to nie docierało. Ściągnęłam ją i odłożyłam do pudełeczka. Spojrzałam w jego oczy, wzruszył lekko ramionami, a ja się do niego przytuliłam.
- jesteś..
Zaczęłam.
- jestem..?
Zapytał gdy milczałam dłuższą chwilę.
- jesteś najlepszym co mogło mnie w życiu spotkać.
Wyszeptałam, uśmiechnął się na moje słowa i pocałował w czoło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top