20
Alessandro.
Resztę środy i cały czwartek spędziliśmy na treningach i strzelnicy. Radziła sobie coraz lepiej ale na strzelnicy znów musiałem robić za ofiarę. Ale jeśli to miało sprawić by nauczyła się strzelać to mogłem tam stać nawet cały dzień.
Kładłem się do łóżka. Vivian już przysypiała. Usłyszałem brzęczenie telefonu, chwyciłem urządzenie i spojrzałem na wyświetlacz.
Lorenzo.
Co on chce przed północą?
Odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha.
- mamy Ruska co podpalił magazyn.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- gdzie jesteście?
Zapytałem.
- w podziemiach.
- zaraz wyjeżdżam.
Rozłączyłem się. Spojrzałem na śpiącą kobietę. Wziąłem głęboki oddech i pochyliłem się lekko.
- muszę wyjechać na kilka godzin, jedziesz ze mną?
Zapytałem cicho.
- wróć szybko..
Powiedziała zaspana i zrobiła dziubek z ust. Uśmiechnąłem się, pocałowałem jej wargi i zaraz czoło.
Poszedłem do garderoby się ubrać i po paru minutach byłem w drodze do magazynu.
Po pół godziny się zatrzymałem. Zgasiłem silnik, wyszedłem z auta i ruszyłem w stronę środka magazynu, a zaraz w stronę schodów prowadzących w dół. Lorenzo stał przy drzwiach.
- powiedział coś?
Zapytałem, a on pokręcił głową na boki. Wziąłem głęboki oddech, otworzyłem metalowe drzwi i wszedłem do środka. Nie witałem się nigdy i tak zaraz będzie martwy. Podszedłem do dużego metalowego stołu. Nie umknął mi fakt, że Lorenzo już trochę go obił.
- ja nic nie wiem, jestem tylko nic nieznaczącym pionkiem.
Powiedział Rusek i splunął krwią. Chwyciłem za nóż, naostrzyłem jeszcze bardziej, wyczyściłem by się błyszczał i ruszyłem w stronę mężczyzny niewiele starszego ode mnie.
- miałem tylko podpalić magazyn, nic więcej nie wiem.
Wbiłem nóż w jego ramię i przekręciłem. Krzyknął z bólu.
- Aleksiej chce zemsty na twoich rodzicach, tylko tyle wiem.
Wyciągnąłem ostrze i wbiłem w udo. Podszedłem do stołu, chwyciłem duże dłuto. Kucnąłem przed Ruskiem. Uniosłem głowę i spojrzałem na jego obitą twarz.
- jeśli nie zaczniesz gadać, wbije ci to w kolano, wyrwę zęby, obetne palce, a na końcu język.
Mężczyzna pokręcił głową.
- i tak mnie zabijesz
Uśmiechnąłem się.
- owszem ale jeśli powiesz co faktycznie wiesz to twoja śmierć będzie szybka.
- spierdalaj.
Usłyszałem. Wbiłem dłuto w jego kolano, podniosłem się i dojebałem nogą przez co te wyszło na wylot.
Gościu zawył, zeszczał się i zaczął płakać.
Podszedłem do stołu, chwyciłem kombinerki i stanąłem za mężczyzną. Chwyciłem jego szczękę i wyrwałem górną piątkę.
- powiem co wiem! Błagam!
Bełkotał. Puściłem go.
- wiem tylko, że szykuje coś wielkiego, mówił coś o jakiejś kobiecie ale nie mówił imienia.
Płakał dalej.
- zadzwonił do mnie wczoraj i powiedział, że skończyłem robotę, że bierzesz ślub i plany się trochę zmieniły.
Załkał.
- co jeszcze miałeś zrobić?
Zapytałem bo skoro "skończył robotę" to na pewno jeszcze nie skończył tego co miał do zrobienia.
- miałem podpalać kolejne magazyny, nic więcej.
Skinąłem głową.
- macie jego telefon?
Zapytałem Lorenzo który wszystkiemu się przyglądał.
- było tam kilka połączeń ale nie mamy nic. Jeden numer telefonu na jedno połączenie. Nie są głupi.
Przejechałem językiem po zębach.
- nic więcej nie wiem, zabij mnie błagam..
Wyciągnąłem spluwę i strzeliłem w tył jego głowy. Ruszyłem w stronę drzwi.
- niech ktoś posprząta ten syf.
***
Wszedłem do domu, od razu poszedłem do sypialni. Dalej spała. Wszedłem do łazienki i jak za każdym razem wszedłem pod prysznic w ubraniach. Odkręciłem zimną wodę, oparłem się o kafelki, spuściłem głowę i patrzyłem jak krew płynie do odpływu.
Nie zarejestrowałem momentu w którym weszła do łazienki, w którym weszła pod prysznic. Stanęła za mną i przytuliła się do moich pleców. Musiała widzieć krew, musiała wiedzieć co robiłem gdy mnie nie było.
- dlaczego się nie boisz?
Zapytałem.
- nie zrobisz mi krzywdy.. jesteś ostatnią osobą która mogłaby to zrobić.
Powiedziała spokojnie ale pewnie. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- a jeśli gram? Jeśli po ślubie stanę się potworem? W końcu już będziemy małżeństwem, nie będziesz mogła odejść..
Nigdy nie zrobiłbym jej krzywdy ale chciałem by była pewna swoich słów. By nie miała co do mnie wątpliwości, tak jak ja nie mam wątpliwości co do niej.
- widziałam jak twój ojciec patrzy na twoją matkę.. z miłością, uwielbieniem, jednocześnie gdzieś w jego oczach jest ból. Do tej pory musi się za coś obwiniać.. Ale widać też troskę, wiem, że niegdy nie skrzywdziłby twojej mamy.
Zmarszczyłem brwi nie do końca rozumiejąc co ma na myśli. Żadne z nas do tej pory nie poruszyło się nawet o milimetr.
- i popraw mnie jeśli się mylę.. ale wydaje mi się, że ty patrzysz na mnie w ten sam sposób.
Milczałem. Nie poprawiłem jej bo miała pieprzoną rację. Puściła mnie, obeszła i stanęła przede mną. Moja koszula w której spała była kompletnie przemoczona ale nie dbałem o to. Wpatrywałem się w jej oczy, a ona w moje.
- więc o co się obwiniasz Alessandro?
Zapytała cicho.
- gdybym przyjechał szybciej, John by cię nie dotknął.
Powiedziałem od razu. Przytaknęła na moje słowa.
- równie dobrze mogło mnie tam nie być wcale skoro nie miałeś pojęcia, że tam już nie mieszkam.
Pokręciłem głową na boki.
- ale byłaś.
Wzięła głęboki oddech.
- ale jestem tutaj teraz z tobą i nigdzie się nie wybieram..
Stanęła na palcach i pocałowała moje usta. Chwyciła za brzegi mojej koszulki, podniosła, a ja pozbyłem się jej do końca i rzuciłem w kąt. Widziałem jak od zimnej wody jej usta zaczynają robić się sine. Ustawiłem w panelu by leciała cieplejsza. Rozpiąłem spodnie, ona zaczęła rozpinać koszulę. Nie minęło dużo czasu, stała przede mną kompletnie naga. Rozebrałem się do końca, stanąłem przed nią i wpiłem się w jej usta. Położyłem dłonie na jej pośladkach, podniosłem i docisnąłem plecami do ściany. Wszedłem w nią jednym mocnym pchnięciem. Wbiła paznokcie w moje ramiona i odchyliła głowę. Zacząłem ją pieprzyć. Nie byłem delikatny nawet przez chwilę. Jęczała głośno, jej piersi falowały w rytm moich pchnięć. Zassałem się na jednym sutku, ona zaczęła całować moje ramię. Idealnie słyszałem jej jęki i ciężki oddech. Zaczęła drżeć, objęła mnie mocniej nogami i docisnęła do siebie jeszcze bardziej. Jej ścianki się zacisnęły. Szczytowaliśmy razem.
Oparłem czoło o jej i oddychałem głęboko.
- obiecaj mi coś..
Powiedziałem w końcu i otworzyłem oczy.
- obiecaj mi, że będziesz dzielna i poradzisz sobie ze wszystkim, że dasz radę nie ważne co się wydarzy.
Milczała dłuższą chwilę, zmarszczyła lekko czoło.
- kim była ta osoba którą zabiłeś?
Westchnąłem.
- człowiekiem Aleksieja, powiedział, że coś szykuje dlatego musisz mi to obiecać.
Wtuliła się w moje ciało. Czułem na klatce piersiowej jak szybko bije jej serce, albo to było moje?
- za dwa dni będę twoją żoną, nic się nie stanie..
Pokręciłem głową na boki.
- w tym świecie dwa dni to bardzo dużo i myślę, że jeśli Aleksiej chce zemsty nie będzie patrzył na to, że jesteś moją żoną.
Odgarnąłem kilka mokrych kosmyków z jej czoła.
- obiecaj Vivian..
Wyszeptałem.
- obiecuję.
Powiedziała równie cicho, a ja pocałowałem jej czoło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top