18
Alessandro.
Trzymałem jedną dłonią nadgarstki z tyłu jej pleców, w drugiej dłoni trzymałem nóż który był przystawiony do jej gardła. Oddychała szybko, czułem jak jest spięta i zdenerwowana.
- ktoś inny nie będzie czekał, od razu poderżnie ci gardło.
Powiedziałem do jej ucha.
- ale ja nie wiem..
Przełknęła ślinę i syknęła cicho gdy ostrze dotknęło jej skóry.
- a możemy włączyć kaczki? Przy nich mniej się denerwuje.
Zaśmiałem się na jej słowa ale nie wypuściłem.
- jeśli będziesz musiała się bronić, nikt nie będzie czekać aż włączysz kaczki.
Powiedziałem rozbawiony jednak zaraz spoważniałem.
- myśl Vivian, twój czas się kończy.
Wzięła głęboki oddech. Stała chwilę nieruchomo, ja również. I gdy już chciałem zrezygnować i ją puścić ugryzła mnie w dłoń którą od razu odsunąłem od jej gardła, kopnęła mnie w piszczel przez co puściłem jej nadgarstki. Odwróciła się przodem i z pięści uderzyła w przeponę przez co na moment zabrakło mi tchu.
Uniosłem dłonie w geście poddania, a ona uśmiechnęła się dumnie.
- gdy chodziłam na samoobronę, mówili o przeponie i jajkach ale wolę nie robić ci tam krzywdy.
Zaśmiałem się na jej słowa i skinąłem głową.
- dziękuję, że oszczędziłaś mojego chuja.
Vivian zaczęła się śmiać, podszedłem do niej i pocałowałem w czoło.
- następnym razem musisz myśleć szybciej, z czasem nie będziesz myśleć wcale i będziesz robić to automatycznie.
Przytaknęła ruchem głowy i pocałowała moją szczękę.
- możemy iść na strzelnicę? Wszystko mnie boli..
Uśmiechnąłem się, chwyciłem jej dłoń i ruszyłem ogrodem dalej gdzie stała stajnia i dalej strzelnica.
- naprawdę masz białego konia?
Zapytała niedowierzając.
- naprawdę.
- a mogę go zobaczyć? Proszę..
- jeśli dobrze ci pójdzie na strzelnicy.
- to nie fer!
Wyrzuciła ręce do góry, stanąłem przed nią.
- to bardzo fer, będziesz miała motywację.
Wzięła głęboki oddech, minęła mnie i ruszyła dalej w stronę strzelnicy.
***
Stałem za nią i obserwowałem jak strzela. Nie trafiła w tarczę ani razu.
- siedzimy tutaj już dwie godziny, możemy przyjść tutaj jutro.. jestem zmęczona..
Wszedłem na pole ostrzału, kliknąłem przycisk by tarcze w postaci ludzi się pojawiły i stanąłem między nimi. Vivian patrzyła na mnie zdezorientowana.
- strzelaj.
Kiwnąłem głową w jej kierunku, a ona pokręciła głową na boki.
- jesteś niepoważny, nie będę strzelać gdy ty tam stoisz.
Złapałem się za nasadę nosa. Podszedłem do jednej ze ścian, ściągnąłem kamizelkę kuloodporną, założyłem i wróciłem na wcześniejsze miejsce.
- strzelaj.
- nie ma mowy.
Znów pokręciła głową na boki.
- jest ich pięciu, ja jestem sam.
Kolejny ruch głową na boki.
- Vivian strzelaj.
Podniosła ręce, zacisnęła palce na pistolecie. Widziałem jak jej dłonie drżą.
- zabiją mnie jeśli ty nie zabijesz ich.
Zmarszczyła brwi, zaczęła strzelać. Nawet nie drgnąłem. Patrzyłem prosto na nią, była idealna. Pięć celów, osiem strzałów. Każda z tarcz po dostanej kulce się schowała, zostałem sam.
- twoją motywacją jednak jest inny koń niż ten w stajni.
Powiedziałem rozbawiony. Byłem z niej dumny jak cholera. Zaczęła się śmiać, odłożyła pistolet. Ściągnąłem kamizelkę i rzuciłem na bok. Nim się zorientowałem, zostałem powalony na ziemię. Vivian zaczęła całować moją twarz gdzie tylko się dało. Pojedyncze szybcie całusy dotarły na każdy kawałek skóry na mojej twarzy.
- dziękuję.
Wyszeptała gdy już przestała.
- dziękuję za wszystko co dla mnie robiszmm
Powiedziała patrząc w moje oczy, chwyciłem za jej kark i przyciągnąłem ją jeszcze bliżej. Wpiłem się w jej usta, zachłannie, agresywnie. Wsunęła dłonie pod moją koszulkę i ją ściągnęła. Zrobiłem to samo z jej koszulką. Ściągnęła stanik, podniosła się, ściągnęła spodenki dresowe i zaraz majtki.
Ja pierdole. Nigdy nie znudzi mi się jej widok.
Uniosłem biodra i zsunąłem spodnie wraz z bokserkami. Usiadła na moich udach, przysunęła się bliżej krocza i otarła się o sterczącego chuja. Położyłem dłonie na jej udach, ona oparła swoje na mojej klatce piersiowej. Uniosła biodra, nabiła się na penisa i zaczęła powoli na nim siadać.
Kurwa.
Jej policzki zaczęły robić się różowe, wbiła paznokcie w mój tors. Przyjęła mnie całego, zaczęła się powoli unosić by znów zaraz opaść. Przejechałem dłonią na jej pośladek i ścisnąłem. Pochyliła się w moją stronę i zaczęła całować usta, a biodrami zataczać kółeczka. Jęczała cicho. Drugą dłonią zacząłem sunąć po jej kręgosłupie i zatrzymałem się na karku. Zacząłem całować jej szyję. Jej ciało drżało, ścianki się zaciskały, przejechała paznokciami po mojej piersi.
- Alessandro, Alessandro, Alessandro..
Powtarzała cicho jak w transie. Zastygła przez orgazm. Docisnąłem jej klatkę do swojej przez co wypieła pośladki jeszcze bardziej, zacząłem poruszać biodrami. Pchnięcia były szybkie, mocne i pełne bo za każdym razem wchodziłem do samego końca. Jęczała głośno, wgryzła się w mój obojczyk. Docisnąłem biodra mocniej i zalałem jej środek. Poluźniłem uścisk.
- jesteś perfekcyjna.
Powiedziałem gdy już unormowałem oddech.
- chodzi tylko o seks?
Zapytała, a ja się uśmiechnąłem wiedząc, że celowo zadała to pytanie w taki a nie inny sposób. Nawiązała do rozmowy z samochodu gdy wtedy to ja pytałem.
- nie.
Odpowiedziałem, pocałowałem jej czoło i czułem na swojej skórze jak się uśmiecha.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top