Epilog. I wish you a Merry Christmas, and a happy new life.

∆ Sobota 25 grudnia 2038

W tym roku, świąteczny klimat zagościł na Lafayette Avenue później, niż zazwyczaj. Przez związane z Elijahem perturbacje, nikt nie miał głowy, ani chęci do ustrajania domu, czy ubierania choinki w rytm bożonarodzeniowych piosenek.

Tamtego dnia, gdy Kamski przeżył spotkanie pierwszego stopnia z pięściami Markusa, Jacob bardzo dokładnie zbadał Carla. Wykluczył najbardziej niebezpieczne scenariusze, jakie przyszły mu do głowy i z ulgą stwierdził, że senior miał rację i duszność wystąpiła u niego w wyniku reakcji organizmu na silny stres. Dopiero parę dni po tym wydarzeniu mężczyzna przyznał, że patrząc na rozgrywającą się w salonie szamotaninę, jego głowę wypełniły same czarne myśli, skupiające się głównie wokół konsekwencji, jakie mógłby ponieść Markus, gdyby Elijah zgłosił napaść. Każdy z nich spodziewał się tego i całą trójką łapali się na nerwowym wyglądaniu przez okna z obawą, że któregoś razu zobaczą wjeżdżający na podjazd radiowóz.

RK200 dostał od Aurelii propozycję schronienia się w Jerychu, gdyby musiał uciekać, ale nie działo się nic podejrzanego. Aż dziś, w dzień Bożego Narodzenia, komórka Carla powiadomiła go o przyjściu wiadomości. Elijah napisał mu SMS-a o treści "Nie zgłoszę pobicia. Potraktuj to jako bożonarodzeniowy prezent. Odpowiedź nie jest konieczna.".

Nie odpisał. Nawet specjalnie tego nie skomentował. Wiadome jest, że Kamski nie czekał z obwieszczeniem swojej decyzji na ten konkretny dzień, ponieważ chciał, żeby był to jego podarunek. Chodziło o potrzymanie ich w niepewności i jak zawsze mu się to udało. Jednak teraz wszystko wskazuje na to, że mogą pożegnać się z knutymi przez Elijaha intrygami. I choć rozsądek podpowiada, by mieć gdzieś w tyle głowy pewną dozę ostrożności, to Carl przewiduje rozpoczynające się, spokojniejsze czasy.

Dzień po wizycie Elijaha, odbył bardzo poważną rozmowę z Leo. Temat ich relacji omawiali bardzo długo i dokładnie, jednak prawdziwe piekło zaczęło się, gdy Carl zdradził, że Kamski jest jego przyrodnim bratem. To, co działo się później, można podzielić na trzy etapy. Pierwszy, gdzie młody Manfred siedział bez ruchu, patrząc w twarz ojca szeroko otwartymi oczami; drugi, najbardziej emocjonalny, podczas którego chłopak krążył po salonie i wrzeszczał niemal bez przerwy przez dobre kilkadziesiąt minut, a także trzeci, gdzie wyszedł z domu i nie odzywał się do ojca przez kilka następnych dni. Senior niejednokrotnie chciał się z nim skontaktować, jednak każda próba kończyła się niepowodzeniem, dlatego w pewnym momencie, malarz zaczął niechętnie godzić się z definitywną utratą drugiego syna. Wtedy, nastąpił przełom. Leo przyszedł do ojca i oświadczył, że mimo wszystko chce budować ich relację. Postawił jednak warunek; wszystkie tajemnice i sekrety miały zostać ujawnione. Co do jednego. Carl, zgodnie z prawdą przysiągł, że nie ma w zanadrzu już nic, co musiałby ukrywać przed całym światem. Chłopak podarował mu więc kredyt zaufania, a następnie, panowie pierwszy raz w życiu, wymienili mocny, czuły uścisk.

Uroczysty obiad, którego przygotowaniem Markus i Jacob podzielili się między sobą, przebiegł w miłej atmosferze. Ubrana przez androidy choinka mieni się wesoło od kolorowych światełek i ozdób, a Carl popija gorącą kawę obserwując, jak jego przybrani synowie wyciągają spod niej prezenty, które chyba tylko cudem zdążyły dotrzeć do domu przed świętami.

Patrząc na nich, zastanawia się nad własną przeszłością. Mógł przecież mieć takie widoki co roku. Za każdym razem, dziecko otwierające starannie zapakowany podarunek byłoby większe, dlatego musiałby dobierać prezenty pod jego wiek i zainteresowania, które we wczesnym okresie życia człowieka potrafią zmieniać się szybko, jak w kalejdoskopie. Mógł zaznać przyjemności rodzinnego życia wiele lat temu, ale wybrał brak zobowiązań, beztroskę i niczym niezmąconą wygodę. Jednak wszystko, co powiedział Elijahowi i Leo to prawda. Żałuje, że instynkt ojcowski przyszedł tak późno. Jego synowie są dorośli i już go nie potrzebują, ale dwa stworzone specjalnie dla niego, unikatowe androidy, pewnie jeszcze nie raz i nie dwa przyjdą po radę. Senior czuje, że los daje mu szansę na odpokutowanie swoich win, którą zamierza w pełni wykorzystać.

- Mam nadzieję, że trafiłem z rozmiarem - mówi Carl, gdy Jacob ogląda uważnie długi, biały fartuch, do którego na wysokości piersi przypięta jest srebrna plakietka. Mężczyzna dodaje, że android będzie mógł wygrawerować na niej nazwisko, jeśli jakieś wybierze. - Pomyślałem, że skoro wiążesz swoją przyszłość z pracą w służbie zdrowia, kitel bardzo ci się przyda.

- Tak, to prawda - odpowiada, badając opuszkami palców teksturę materiału. Uśmiecha się szeroko, zaskoczony i jakby lekko wzruszony, że Carl pomyślał o prezencie dla niego. - Dziękuję, to naprawdę miłe z twojej strony.

- Nie ma o czym mówić. - Macha ręką. Prosi jeszcze, żeby Jake przymierzył fartuch, który okazuje się leżeć na nim idealnie.

Markus dostał elegancką, zimową kurtkę w kolorze ciemnego popielu. Przez aktywowaną wrażliwość na temperaturę, RK200, a zwłaszcza jego biokomponenty odczuwają skutki mrozu. Ponieważ jedyna kurtka, jaką miał, została zniszczona podczas bójki pod sklepem CyberLife, Manfred uznał, że nowy, cieplejszy ciuch będzie dla niego jak znalazł. Podobnego zdania jest Markus i kiedy podziękuje za prezent, natychmiast rusza do holu, by przejrzeć się w lustrze.

- Nie jest ci przykro, że nie ma z nami Leo? - pyta Jacob, wykorzystując moment, gdy zostają w salonie sami.

- Wspólnie uznaliśmy, że będzie lepiej, jak spędzi święta z mamą i siostrą. Za dużo ostatnio się wydarzyło. Poza tym, Markus chyba by eksplodował, jakby musiał przebywać z nim w pokoju, nie mówiąc już o siedzeniu przy jednym stole.

- Tak, to mogłoby skończyć się kolejnym rozlewem krwi - mruczy, a Carl kiwa głową.

- Właśnie. Może kiedyś emocje opadną na tyle, że Markus będzie potrafił znieść jego obecność, ale na pewno nie stanie się to w najbliższym czasie. - Wzrusza ramionami. - Z resztą, Audrey i Luna na pewno cieszą się, że jest teraz z nimi. Dawno nie mieli takiej okazji.

- Cóż, Leo... - urywa, szukając w głowie jak najłagodniejszych słów, którymi mógłby określić stan młodego Manfreda sprzed ostatnich kilku tygodni. - W ostatnim czasie nie był wymarzonym kandydatem do rodzinnych spotkań.

Malarz wzdycha ciężko i kiwa głową na znak zgody ze słowami androida. Krótka dyskusja na temat Leo zostaje przerwana, gdy do salonu wraca Markus, który chyba nigdy nie był tak rozpromieniony, jak teraz. Jego dwukolorowe tęczówki aż błyszczą, a uśmiech pokrywa całą, upstrzoną drobnymi piegami twarz. Bynajmniej, jego świetny nastrój nie jest wynikiem wyłącznie nowego ubrania, czego wszyscy obecni w pokoju są świadomi, jednak Carl i tak postanawia to skomentować.

- Nie sądziłem, że aż tak ci się spodoba - mówi senior, unosząc kącik ust w zadziornym uśmieszku, na co Markus podchodzi bliżej mężczyzny i najpierw tylko kładzie swoją dłoń na jego ramieniu, by po chwili nachylić się i objąć go krótko.

- Jest świetna, dziękuję, ale... mamy dziś o wiele więcej powodów do radości. Na przykład to, że to chyba pierwszy dzień, kiedy możemy być tak po prostu spokojni i zadowoleni.

- Racja. Od... - Spogląda porozumiewawczo na Markusa, a ten od razu wyłapuje, że Carl na na myśli feralną noc po przyjęciu w galerii sztuki. - Od tamtej pory ciągle działo się coś złego. Dziwię się, że po drodze nie zwariowałem.

- Tak, poczucie spokoju jest bardzo przyjemne - wtóruje im Jacob, starannie składając swój nowy kitel. - Czuję je pierwszy raz, od momentu wybudzenia.

Cała trójka uśmiecha się do siebie, przy czym Markus i Jake wymieniają między sobą krótkie, jakby niepewne drgnienia kącików ust. Chociaż sytuacja między nimi wygląda o wiele lepiej, niż na samym początku, różnice w charakterach ciągle są na tyle wyraźne, by obaj czuli się zirytowani sobą nawzajem częściej, niż by sobie tego życzyli.

- To co? Może deseru ciąg dalszy? - pyta retorycznie Manfred, sięgając po srebrną szpatułkę, ale zanim zdąży nałożyć na nią kawałek sernika, androidy siadają po obu jego stronach. RK200 odsuwa talerzyk na bok, a na jego miejscu stawia małe, elegancko zapakowane pudełko.

- Wiem, że taki prezent kupiony za twoje pieniądze to nie prezent, ale nie mieliśmy innej opcji - tłumaczy Markus, a lekarz kiwa głową. Senior bierze do rąk pudełko, rozrywa ozdobny papier i otwiera je pomału. Jego oczom ukazuje się elegancki, srebrny zegarek, prestiżowej firmy. Zanim wyciągnie go i przymierzy, chwyta dłonie androidów i gładzi je czule. Jest wzruszony, bo ostatni raz bożonarodzeniowy prezent otrzymał tak dawno temu, że nawet w przybliżeniu nie wie, ile to już lat.

Po przymiarce okazuje się, że bransoletę trzeba będzie nieco skrócić, dlatego mężczyzna chowa błyszczący jak diament czasomierz z powrotem do wyłożonego ciemnozielonym materiałem pudełka.

Carl nie wie, czy to klimat świąt tak na niego wpływa, czy schodzące z niego emocje ostatnich tygodni, albo, czy obezwładniło go upragnione poczucie spokoju, ale nie roztrząsa tego. Po prostu wyciąga ręce i zamyka w mocnym, ojcowskim uścisku najpierw Markusa, a chwilę później Jacoba. Żaden z nich nie protestuje, ale RK300 jest w ramionach przybranego ojca o wiele bardziej sztywny, niż jego poprzednik. Jakby lekko zakłopotany. Pierwszy raz doświadcza takich czułości i choć odbiera to bardzo pozytywnie, nie do końca wie, jak powinien się zachować w podobnej sytuacji, dlatego po prostu oddaje uścisk, delikatnie gładząc plecy Manfreda.

- Wesołych świąt, chłopcy. Życzę wam, żebyście wreszcie dostali wolność, na którą zasłużyliście. Niech spotyka was w życiu wszystko, co najlepsze.

Tego dnia, Carl po raz pierwszy w całym swoim dorosłym życiu czuje, że ma prawdziwą rodzinę. I choć jest ona nietypowa, daje mu poczucie bezpieczeństwa, spokoju i szczęścia. Udowadnia, że nie mają znaczenia więzy krwi, a także, jak się okazuje, reprezentowany przez jej członków gatunek. Chodzi o emocje; o miłość, zrozumienie, empatię, a także wiele innych rzeczy, które ciężko mu było znaleźć w prawdziwych ludziach. Sam też mógłby wiele się od androidów nauczyć, bo wbrew temu, co mówią ludzie, w tym sam Elijah, one nie są pozbawione empatii i uczuć. Mają ich pod dostatkiem i odpowiednio traktowane, potrafią je okazać. Nie każdy jest w stanie się z tym pogodzić i dać im szansę, ale nie on. Carl widzi w Markusie i Jacobie prawdziwe, żywe osoby. Udowodnili to nie raz i robią to nieustannie, za każdym razem coraz bardziej uzależniając go od tego, przed czym bronił się przez całą swoją młodość.

Dziś wie, że wbrew wszystkiemu, co myślał przed laty, Olivia miała rację. Rodzina jest najlepszym, co może spotkać człowieka, a świadomość, że jest na świecie ktoś, kto zawsze poda pomocną dłoń, potrafi uskrzydlić i wznieść ponad trudności i przeciwności losu. On bardzo długo nie mógł tego zrozumieć. Jednak, jak głosi przysłowie, lepiej późno, niż wcale.

Pozwolę sobie zacytować: "Panie Ferdku, afera jest!".

A no, jest. Jest i to duża... Oficjalnie zakończyliśmy Fire and water! 🎉🎉🎉

Naprawdę ciężko mi w to uwierzyć. Ten ficzek był ze mną od czerwca 2022 roku, co oznacza, że pisałam go ponad rok. Zdążyłam zżyć się z tą historią, która ewoluowała z każdym kolejnym dniem i bohaterami, którzy po raz kolejny mnie nie zawiedli i prowadzili mnie za rękę przez tę opowieść. Na szczególne brawa zasługują tu Elijah i Carl, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i wytłumaczyli mi, jak to między nimi naprawdę było.

Bo musicie wiedzieć, że to miał być short. Pięć, maksymalnie dziesięć rozdziałów, skupionych wyłącznie na niesnaskach między Markusem i Jacobem. Nie wyszło. Doszedł do tego wątek Carla i Kamskiego, a później Leo, sióstr RT i Jerycha. Mam nadzieję, że tak samo jak ja cieszycie się z takiego obrotu spraw. Pozwolę sobie zacytować moje własne słowa, które padły pod prologiem: "Myśląc o Fire, planowałam short. Coś pomiędzy one shotem, a dłuższym fanfinkiem, ale nie mam pojęcia co mi z tego wyjdzie. Wszystko okaże się w przysłowiowym praniu.". Cóż... komentarz jest tu chyba zbędny.

Kolejną zmianą okazał się Carl, a raczej jego los. Planowo, nasz artysta miał przejść zawał. Później, pojawiła się wizja jego śmierci, jednak przez wzgląd na tragiczne wydarzenia z mojego życia, o których nie chcę tu pisać, całkowicie porzuciłam ten pomysł.

Eljah. Nie muszę nawet pytać o Wasze wrażenia na jego temat, bo wydaje mi się, że doskonale je znam. Chciałam tylko, żeby mimo swojego geniuszu był w stanie popełniać błędy. Jak wtedy, gdy nie dopilnował, by ABSOLUTNIE CAŁA jego posesja była monitorowana w taki sposób, by nikt niepożądany nie był w stanie się na nią dostać. Albo, gdy nieudolnie próbował oskarżyć Markusa o pobicie Leo.

Jacob miał obudzić się dopiero w ostatnim rozdziale. Zrobił to wcześniej, co stało się całkowicie poza moją kontrolą. Ta zmiana również mnie satysfakcjonuje. Miałam dość patrzenia, jak Elijah wykorzystuje go do swojej obrzydliwej inwigilacji.

Tym razem, nie będę wymieniała poszczególnych zmian, jak zrobiłam to przy okazji epilogu Shades of fear, bo cały ten ficzek był jedną, wielką zmianą, która nie ma nic wspólnego z tym, co planowałam. Ale mnie to cieszy. I po cichutku liczę, że Was też. Zdradzę Wam jedynie, że numer seryjny Jacoba, czyli: #262 022 416, nie jest zlepkiem wziętych z powietrza liczb. 262, to 26 lutego, czyli dzień w którym utworzyłam swoje konto. 022, to z kolei rok mojego dołączenia do wattpada, czyli 2022. 416, wiąże się mocno z moim pierwszym ficzkiem, który kocham całym serduszkiem i do którego mam GIGANTYCZNY sentyment, czyli Shades of fear. Pisałam go 4 miesiące, czyli plus minus 16 tygodni. Ot, cała zagadka :)

A teraz czas na najprzyjemniejsze, czyli podziękowania ❤️

MorderczyniCzasu nie mogło Cię tu zabraknąć. Otrzymałam mnóstwo wsparcia i motywacji. Dziękuję Ci za obecność, głosy i komentarze, za wymieniane wiadomości i mnóstwo ciepłych słów, jakie od Ciebie otrzymałam ❤️

Pierzyna dziękuję Ci za wszystko. Ty również nasłuchałaś, a raczej naczytałaś się w wiadomościach o moich pomysłach, wizjach i planach. Cieszę się, że również jesteś tu obecna.

Auizotl poświęcałaś swój czas na ten ficzek. Mam głęboką nadzieję, że nie był to czas zmarnowany. Dziękuję za Twoją obecność!

WhisperHedonist, BlueWolfGrimes11, HellDixon, WrednaPesymistka, SmutnyDuch, MenaMakrela, Loke-miru, -jigglypuff- Wy również jesteście częścią tej przygody. Wasze głosy i komentarze zawsze bardzo mnie cieszyły i dodawały motywacji do dalszego pisania. Jestem wdzięczna za Wasz wkład w Fire and water.

I wreszcie czas na osobę, która jako pierwsza zatrzymała się przy moich pracach, czyli oczywiście Ann554xx.
Kiedy zaczęłaś czytać Shades, a później tak entuzjastycznie zareagowałaś na Fire, dałaś mi GIGANTYCZNEGO kopa motywacyjnego. Zawsze czekałam na Twoje komentarze, bo były po prostu fenomenalne. Twoje teorie, domysły, analizy, zaangażowanie w historię; wszystko to sprawiło, że pisanie stało się dla mnie jeszcze przyjemniejsze, niż było, choć nie sądziłam, że to możliwe. Dziękuję Ci za ogrom emocji, jaki zostawiłaś przy Fire, dziękuję za każdą wiadomość, za wszystkie cudowne słowa i całe Twoje wsparcie. Zawsze będziesz miała tu specjalne miejsce

A teraz, pozwólcie, że uchylę rąbka tajemnicy na temat przyszłości mojego profilu. Otóż rozpoczęłam już pracę nad spin-offem do tego ficzka. Nie chcę mówić zbyt wiele, dlatego zdradzę tylko, że nosi on tytuł Pulse of emotions i będzie skupiał się na Jacobie. Lubicie naszego nieco sztywnego pana doktora? Jeżeli tak, to w Pulsie będziecie mieli okazję poznać lepiej jego i towarzyszące mu osoby. Wrócą starzy znajomi, czyli oczywiście Markus i Carl, siostry RT, Simon, North, a także pojawi się postać, którą od samego początku pokochałam całym serduszkiem, czyli doktor Adrian Townley, będący przyjacielem Jacoba.

Czeka nas miesięczna przerwa w publikacji. Głęboko liczę, że Was to nie zniechęci. Proszę o cierpliwość i wyrozumiałość. Muszę po prostu "zadomowić się" w nowym fanfiku i zadbać o jakikolwiek zapas rozdziałów, by nie zostawić Was w pewnym momencie z niczym. Liczę, że to zrozumiecie.

Tymczasem, raz jeszcze, ogromnie, serdecznie i gorąco dziękuję za te kilkanaście miesięcy spędzonych w towarzystwie bohaterów tego ficzka. O publikacji Pulsu będę informowała Was na bieżąco na mojej tablicy, dlatego tam odsyłam Was po wszelakie informacje.

Kocham,

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top