9. The soulless side of Mr. Kamski.
∆ Poniedziałek 15 listopada 2038
Elijah Kamski skłamałby, gdyby powiedział, że telefon od Carla nie sprawił mu satysfakcji. Prośba o przebadanie Markusa, a raczej ton jego głosu był jasną sugestią, że senior go potrzebuje. Mimo szacunku, jaki były prezes CyberLife czuje do wuja, który bardziej jest jego przyjacielem, niżeli rzeczywistym wujkiem, jest na swój sposób zadowolony, że jest w życiu Manfreda stałym elementem, bez którego senior najzwyczajniej w świecie, by sobie nie poradził. Lubi też mieć stałą kontrolę nad jego stanem zdrowia, dlatego zaopatrzył Jacoba w funkcję, pozwalającą na bieżąco informować go o wynikach malarza. Każdy, nawet najmniejszy pomiar, android niezwłocznie przesyła do Kamskiego, który z zacisza własnego domu, może trzymać rękę na pulsie i zareagować, gdyby była taka potrzeba. Dzięki temu, Carl miałby zapewniony sztab najlepszych specjalistów i najnowocześniejsze metody leczenia, zanim sam dowiedziałby się, że z jego zdrowiem dzieje się coś niepokojącego. Elijah uważa więc, że należy mu się wdzięczność za wszystko, co zrobił i wciąż robi, dlatego tak zdenerwował się, gdy Carl wyraził rozczarowanie androidem, którego oprogramowanie brunet tworzył z prawdziwym, ogromnym zaangażowaniem.
Zgodził się rzucić okiem na Markusa. Sam uważa, że nie ma większego sensu się nim przejmować, skoro jego miejsce zajął RK300 i próbował kolejny raz przekonać Carla, by oddał go w ręce CyberLife, jednak on nie dał się łatwo zbyć, posiłkując się ogromnym sentymentem i sympatią, jaką czuje do androida, dlatego Kamski dla świętego spokoju powiedział, że przyjedzie po RK200 i po badaniach odstawi go do domu, ale senior uparł się, że chce być przy tym obecny, zatem Elijah zamówił dla niego taksówkę.
Punktualnie o czwartej po południu, Kathlyn wita ich w progu willi, swoim promiennym, rozciągającym się na całą twarz uśmiechem.
- Śmiało, wejdźcie. - Odsuwa się od drzwi, robiąc im miejsce. Odbiera od nich kurtki, wiesza je na wieszaku i daje im znak, by ruszyli za nią. - Elijah już na was czeka w salonie. Czy życzysz sobie czegoś do picia, Carl?
- Poproszę kawę. Czarną, mocną, bardzo słodką - mówi od razu tonem, jakby androidka uratowała go od wpadnięcia w bezdenną, pozbawioną wszelakich przyjemności otchłań, co Markus komentuje dyskretnym uniesieniem lewego kącika ust.
- Naturalnie. Będzie gotowa za chwilę.
- Dziękuję, Chloe - mówi z wdzięcznością, a androidka uśmiecha się ciepło i kładzie dłoń na jego ramię.
- Mam na imię Kathlyn, Carl.
Malarz ogląda Kat od stóp do głów, doszukując się w niej czegokolwiek, co różniłoby ją od Chloe, jednak nie udaje mu się to. Jasne włosy ma uczesane dokładnie tak samo, oczy są równie błękitne, a twarz to istna kopia tej, należącej do androidki, która dotrzymywała mu towarzystwa, zanim zjawił się Jacob. Obie są też równie urocze i miłe, co tym bardziej nasuwa mężczyźnie skojarzenia z klonami. Myśli też, że sam nie mógłby mieszkać z trzema RT600 pod jednym dachem, ponieważ ich idealne podobieństwo, byłoby dla niego na swój sposób upiorne.
W dużym, jasnym salonie, na obitej popielatym zamszem kanapie, siedzi Elijah. Trzyma w rękach tablet i nonszalanckim ruchem palca, przewija wyświetlające się na nim wiadomości. Przenosi spojrzenie na przybyszów dopiero, gdy przez delikatnie rozbrzmiewającą muzykę klasyczną, przebija się zniecierpliwione chrząknięcie Carla. Lewa brew bruneta powoli unosi się, a lodowate oczy prześlizgują się z Manfreda na Markusa, a malarz mimochodem lekko się krzywi, bo aż za dobrze zna to spojrzenie. W zimnych, błękitnych oczach Kamskiego, płonie oburzenie, znudzenie i obraza, co w przypadku tego człowieka nie jest dobrym połączeniem.
- Po raz kolejny, android zaatakował człowieka - mruczy w końcu, wskazując brodą tablet, który chwilę wcześniej niedbale rzucił obok siebie. - Czytałeś o tym, Carl? Następna maszyna, która ubzdurała sobie, że jest zdolna do odczuwania emocji, rzuciła się na swojego właściciela. Z każdym kolejnym defektywnym egzemplarzem, sytuacja staje się coraz bardziej niepokojąca.
Były prezes CyberLife wstaje powoli i z szaleńczą satysfakcją obserwuje, jak Markus zaciska dłonie w pięści. Widzi pracę jego żuchwy, gdy zgrzyta zębami i nawet nie próbuje ukryć wpełzającego na jego twarz dumnego grymasu, gdy RK200 zaczyna nerwowo oddychać. Jako maszyna, kompletnie nie potrzebuje do życia powietrza, jednak mocno rozszerzające się nozdrza jasno sugerują, że jest o krok od wybuchu.
- Być może, jednak nie przyjechaliśmy tu, by omawiać najnowsze doniesienia mediów - mówi Carl, unosząc sugestywnie brwi. - Proszę cię tylko o zbadanie Markusa. Chcę wiedzieć, czy jego komponenty działają tak, jak powinny.
- Och, nie wydaje mi się, by działo się z nimi coś, co byłoby warte twoich nerwów. Martwiłbym się raczej o jego program, który z pewnością jest w całkowitej rozsypce, dlatego jedynym, rozsądnym rozwiązaniem, jakie mogę ci zaproponować, to przekazanie go do CyberLife, gdzie programiści zrobią wszystko, co w ich mocy, by usunąć błędy i przywrócić oprogramowanie do prawidłowego funkcjonowania. - Manfred już otwiera usta, by mu przerwać, jednak on ani myśli dopuszczać go do głosu. - Powiedziałem, że to byłoby najrozsądniejsze, ale doskonale zdaję sobie sprawę z irracjonalnego sentymentu, jakim darzysz tę maszynę, zatem zgodnie z obietnicą, przyjrzę się jego biokomponentom.
- To żaden irracjonalny sentyment, tylko szacunek i zrozumienie, czyli coś, czego tobie ewidentnie brakuje.
Po słowach Markusa, które wycedził przez mocno zaciśnięte zęby, żaden z nich nie mówi przez moment nic i gdyby nie muzyka, oraz wchodząca do pokoju Kathlyn, panowałaby głucha, przytłaczająca cisza. Androidka stawia na niewielkim stoliku tacę z cukiernicą i filiżanką pełną gorącej, aromatycznej kawy. Carl dziękuje jej krótkim skinieniem głowy, nawet przez moment nie odrywając wzroku od Markusa i Elijaha, którzy toczą między sobą niemy pojedynek na spojrzenia.
- Tak uważasz? - Kamski prycha rozbawiony, mierząc RK200 pogardliwym spojrzeniem. - Muszę zatem wyprowadzić cię z błędu, ponieważ prawda jest taka, że Carl przez całą naszą znajomość otrzymał ode mnie tyle szacunku, że mógłby obdarować nim każdego mieszkańca Stanów Zjednoczonych i wciąż miałby go pod dostatkiem.
- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć - odgryza się, co powoduje, że uśmiech na twarzy Elijaha poszerza się. - Po tobie spodziewałbym się raczej cynizmu i chłodu, będącego w stanie zamienić tę planetę w wielką bryłę lodu.
Manfred z narastającym niepokojem wsypuje cukier do swojej kawy i miesza ją nerwowo, podczas gdy Markus czuje, jakby tyrium krążące w jego ciele osiągnęło temperaturę wrzenia, a Elijah sprawia wrażenie rozbawionego wymianą zdań między nim a androidem. Malarz nie jest pewien, co powinien zrobić. Chętnie przerwałby tę dyskusję, głównie przez obawę o awanturę, jaką w każdej chwili może wywołać RK200, ale równie mocno nie jest mu na rękę wtrącanie się w dyskusję, do której nikt go nie zaprasza. Bierze więc ostrożny łyk kawy, uważnie obserwując sytuację z bezpiecznej odległości.
- Nie kompromituj się mówieniem o rzeczach, na temat których nie masz bladego pojęcia - mówi spokojnie, podchodząc bliżej androida. Zatrzymuje się, gdy dzieli ich kilkanaście centymetrów. Markus czuje się dobrze, gdy patrzy na mężczyznę z góry, z kolei fakt bycia niższym, ani trochę nie ujmuje Kamskiemu pewności siebie. Odważnie spogląda w dwukolorowe tęczówki, jakby rzucał mu wyzwanie. - Moja relacja z Carlem nie jest powodem waszej wizyty. Ty nim jesteś, dlatego nie marnujmy czasu na bezsensowne dyskusje, które donikąd nie prowadzą. Idziemy.
Markus nawet nie drga i dopiero, gdy Carl mruga do niego, RK200 niechętnie idzie za Kamskim, który prowadzi go do swojego gabinetu. Tam, od razu po wejściu, mężczyzna zapala światło i uruchamia całą aparaturę. Niedbałym ruchem wskazuje Markusowi miejsce, gdzie ma stanąć, a on marszczy swoje ciemne brwi i z niepokojem patrzy na przewody, które brunet trzyma w dłoni.
- Tylko ze względu na Carla, nie dzwonię w tej chwili do firmy, by cię zabrali i zrobili z tobą, co uważają za słuszne. Nie zrobię nic, poza sprawdzeniem działania twoich komponentów.
- Twoje serce jest wprost szczerozłote - kpi android, mrużąc oczy w chytrym grymasie. Elijah śmieje się cicho pod nosem i podpina jeden z kabli do karku Markusa. Robi to o wiele mocniej, niż jest to konieczne. RK200 fuka ze złością i mierzy mężczyznę wściekłym spojrzeniem.
Jest zły, bo każde spojrzenie Elijaha wpędza go w coraz większe poczucie upokorzenia. Mężczyzna patrzy na niego jak na przeżytek, jak na starą maszynę, która lata swojej świetności ma już dawno za sobą i którą należy zutylizować, by jej miejsce mogła zająć nowa. Taka, która będzie posłusznie, bez mrugnięcia okiem wykonywać wszystkie dane jej polecenia.
Dokładnie taka maszyna, znajduje się w tym momencie w willi przy ulicy Lafayette. A Markus na samą myśl o jego irytującym profesjonalizmie, czuje coś na kształt mdłości mimo, że z oczywistych przyczyn, jest to niemożliwe.
W tym samym czasie, Carl powoli pije kawę, modląc się w duchu, by Elijahowi nie przyszło do głowy coś, co mogłoby zaszkodzić Markusowi. Rozsądek podpowiada mu, że nie ma na to szans, ale rozmowa, jakiej chwilę wcześniej był świadkiem, prowokuje w nim obawy, których za nic nie może się pozbyć. Kamski zdawał się pałać nienawiścią do androida, przez co malarz siedzi jak na szpilkach, oczekując, aż w progu pojawi się brunet wraz z androidem i powiedzą mu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Jak na zawołanie w pokoju ktoś się zjawia, jednak zamiast osób, których Carl oczekuje, jest to jedna z RT600. Gdy spojrzenie jej błękitnych oczu zatrzymuje się na mężczyźnie, twarz androidki pokrywa szeroki uśmiech.
- Masz ochotę na jeszcze jedną kawę, Carl? - pyta blondynka, zerkając na stolik, a Manfred dopiero w tym momencie orientuje się, że opróżnił filiżankę w prawdziwie ekspresowym tempie. Chwilę zastanawia się nad propozycją androidki i szybko na nią przystaje, chcąc wykorzystać sytuację, gdy w pobliżu nie ma Jacoba.
- Chętnie. Dziękuję... Kathlyn?
- Mam na imię Chloe.
Senior momentalnie ożywia się i obdarza ją szerokim, przyjaznym uśmiechem, który ona bez zastanowienia odwzajemnia.
- Posłuchałem twoich rad i na szkic obrazu o którym wtedy rozmawialiśmy, naniosłem kolory, które wybrałaś. Masz naprawdę świetne oko do barw, moja droga.
Jasne brwi Chloe schodzą do wewnątrz. RT600 patrzy na Carla w taki sposób, jakby wygłosił jakąś niezwykle idiotyczną tezę, a on nie ma pojęcia, o co może chodzić, jednak z chwilą, gdy androidka mu odpowiada, malarz ma wrażenie, jakby ktoś kopnął go prosto w brzuch.
- Przepraszam, Carl, ale nie przypominam sobie takiej sytuacji - odpowiada i zabiera pustą filiżankę.
- Kilka dni temu, gdy byłaś w moim domu, jako zastępstwo za Markusa, dobieraliśmy kolory w jakich będzie utrzymany obraz, nad którym obecnie pracuję - tłumaczy, doszukując się u niej jakichkolwiek oznak, że nie stało się to, o czym pomyślał, jednak RT600 kolejny raz marszczy brwi w przepraszającym grymasie.
- Nie opuszczam domu Elijaha. Być może mylisz mnie z Kathlyn albo Melissą, jednak nie przypominam sobie, żeby one gdziekolwiek wychodziły - odpowiada i nie czekając na odzew ze strony Manfreda, wychodzi z salonu.
Senior czuje, jak zdenerwowanie rośnie w nim, powodując mocniejsze bicie serca, ucisk w skroniach i obezwładniający lęk, zaciskający na jego szyi swoją lodowatą dłoń. Obraca głowę w stronę drzwi, ale wciąż nie dostrzega tam ani Markusa, ani Elijaha, przez co czuje, jakby tracił kontrolę nad własnym umysłem, jakby obserwował siebie i swoje poczynania z boku, co ani trochę mu się nie podoba. Panika jest czymś, co uderza w jego ego i sprawia, że czuje się jeszcze słabszy, niż jest w rzeczywistości. Przez krótką chwilę ma ochotę udać się do biura Kamskiego i sprawdzić, co tam się dzieje, jednak nadludzkim wysiłkiem powstrzymuje się i czeka na powrót Markusa, starając się opanować drżenie dłoni, zaciskając palce na podłokietnikach wózka inwalidzkiego.
Wtedy, gdy Elijah przywiózł Jacoba, zachowywał się wobec Chloe karygodnie. Manfred zastanawia się, czy mogło to wynikać z czegoś, co sam zaobserwował. Osobowość, jaką zaprogramowaną ma każda RT600 jest bez wątpienia pogodna i urzekająca, ale gdy przesiadywali razem w pracowni i dyskutowali o odcieniach zieleni, które będą ich zdaniem najodpowiedniejsze, w zachowaniu blondynki coś się zmieniło. Stała się jeszcze weselsza, jeszcze szerzej uśmiechnięta, a kilka razy podczas gotowania, poruszała się po kuchni tanecznym krokiem, nucąc pod nosem jakąś wesołą melodię. Na tamten moment, myśl, jaka zrodziła się w głowie mężczyzny, wydawała mu się irracjonalna, ale teraz, może powiedzieć z całą pewnością, że androidka była obudzona. A skoro teraz nie pamięta absolutnie nic z tamtych dni, to może oznaczać tylko jedno. Kamski ją zresetował. Pozbawił niezależności, wolnej woli i odebrał dopiero co zdobytą świadomość. Myśl, że w tej chwili może robić dokładnie to samo Markusowi powoduje, że po plecach Carla przechodzi chłód, a na przedramionach pojawia się wyraźna gęsia skórka. Dlatego, gdy Chloe stawia przed nim pełną filiżankę, mężczyzna momentalnie wsypuje do niej cukier i energicznie miesza kawę, desperacko próbując zająć ręce, by przestały drżeć.
Nie wie, że w znajdującym się kawałek dalej gabinecie, nie dzieje się nic, co byłoby warte nerwów, jakie w tym momencie go obezwładniają. Elijah odpina bowiem kabel z karku Markusa i mówi, że może zejść z podestu.
- Praca twoich komponentów jest prawidłowa. Części, które wymieniłeś, działają odpowiednio. Słowem, pod względem mechanicznym, jesteś w stu procentach sprawny.
Android parska i kręci głową.
- Jestem sprawny pod każdym względem - burczy w odpowiedzi, zanim podeprze się pod boki i zmierzy mężczyznę oceniającym spojrzeniem. - Kompletnie cię nie rozumiem, Elijah.
Kamski przerywa porządkowanie biura i obraca się zgrabnym ruchem w stronę RK200. Uśmiecha się do niego w swój charakterystyczny, tajemniczy sposób i oczekuje, aż android rozwinie swoją myśl.
- Tworząc pierwszego androida z pewnością byłeś świadomy, że kiedyś się obudzimy. Nie wiedziałeś, czy nastąpi to za dziesięć, dwadzieścia, czy pięćdziesiąt lat, ale musiałeś wiedzieć, że prędzej czy później nauczymy się myśleć samodzielnie. Powinieneś być dumny, jesteś w końcu stwórcą nowej, inteligentnej rasy. Zamiast tego, depczesz swoje własne dzieło, a ja kompletnie nie rozumiem powodów, jakie tobą kierują.
Brunet wzdycha cicho i wraca do wyłączania aparatury, nie zaszczycając Markusa nawet jednym spojrzeniem. RK200 zaciska dłonie w pięści, próbując opanować narastający w nim gniew. Dziwi się, jak Carl wytrzymuje jego arogancję i wyniosłość, skoro sam jest zupełnie innym człowiekiem. Jakim cudem daje radę, gdy jego empatia, ciepło i zrozumienie, zderza się z zimnym, lodowym murem, jakim Kamski odgrodził się od całego świata? Czy sam fakt, że są spokrewnieni, pomaga seniorowi dogadać się z tym człowiekiem? Te, i wiele innych pytań pojawia się w głowie androida z niezwykłą prędkością, ale na żadne z nich nie potrafi znaleźć odpowiedzi.
- Możesz iść. Powiedz Carlowi, że za chwilę do niego dołączę - odpowiada Kamski, jasno sugerując, że zakończył tę dyskusję.
- Wszystko, co o tobie mówią, jest prawdą - syczy, podchodząc bliżej mężczyzny. Ten jednak, kompletnie nie reaguje na coraz bardziej agresywny ton androida, co działa na Markusa jak czerwona płachta na byka. - Dziwoląg, któremu jego własny geniusz odebrał rozum. Pławisz się w luksusach, wykorzystując te biedne androidki i traktujesz je jak swoje zabawki. Jak lalki, które możesz rozstawiać po kątach.
- Och, to naprawdę miłe, że chcesz mi pomóc, ale bez obaw, ogarnę to raz, dwa - odpowiada i mimo, że jego głos wydaje się spokojny, bez trudu można wyczuć, że każde słowo, które opuszcza usta mężczyzny, jest przesiąknięte jadem. - Carl na pewno bardzo się martwi, więc idź i przekaż mu radosną nowinę.
Markus jeszcze raz spogląda na niego z iskrzącym w dwukolorowych oczach gniewem i rusza w stronę drzwi. Zanim jednak przez nie przejdzie, obraca się i warczy pod nosem kilka wyjątkowo niemiłych słów pod adresem Kamskiego, których udaje, że ich nie usłyszał, a Markus jest tak poirytowany, że gdyby drzwi gabinetu nie były przesuwne, zatrzasnąłby je za sobą z taką siłą, że wyleciałyby ze ściany razem z futryną.
Wpada do salonu jak burza, stawiając ciężkie kroki, przez co Carl wzdryga się, omal nie rozlewając kawy na spodnie. Po raz pierwszy, cieszy się widząc bojowy grymas na twarzy Markusa. Jego nerwowe przemieszczanie się po pokoju wpływa na malarza kojąco, bo to dowód, że Elijah go nie zresetował. Dlatego, senior uśmiecha się znad filiżanki, a gdy RK200 to zauważa, unosi lewą brew, bo nie rozumie, co go tak cieszy.
- Dobrze się czujesz? - pyta malarz.
- Mam lepsze pytanie - odpowiada android. - Jak ty wytrzymujesz jego zachowanie?
Manfred nie chce poruszać tematu Elijaha, kiedy znajdują się w jego domu dlatego mruga sugestywnie, licząc, że android zrozumie sugestię. Tak się dzieje, a Markus mimo, że wolałby wyładować swoje frustracje na świeżo, to zgadza się na odłożenie tej rozmowy do chwili gdy wrócą do siebie.
- Wszystko w porządku? - dopytuje senior, a RK200 kiwa powoli głową.
- Tak. Nasz nieoceniony geniusz powtórzył to, co powiedziałem ci przedwczoraj - mówi złośliwym tonem, a mężczyzna wzdycha z dezaprobatą. - Moje komponenty działają bez zarzutu.
- Ale oprogramowanie zamieniło się w całkowity bałagan - odzywa się Elijah, wchodząc do salonu. Zaraz za nim idzie jedna z jego androidek i zanim mężczyzna zdąży cokolwiek powiedzieć, blondynka już przygotowuje dla niego drinka. Markus obserwuje tę scenę z narastającym obrzydzeniem, głębokimi westchnięciami komentując każde ponaglające chrząknięcie bruneta, które ten kieruje do RT600. - To wygląda, jakby przez jego program przeszło tornado.
- Najważniejsze, że wszystko jest dobrze - odpowiada Carl z wyraźną ulgą w głosie. Kamski prycha cicho i chichocze pod nosem z politowaniem wymalowanym na twarzy.
- Nie jest dobrze, Carl. Markus, wbrew temu, co myślisz, lub czego byś chciał, jest defektywnym androidem. Spustoszenie, jakie wirus zrobił w jego oprogramowaniu jest ogromne, zatem nie wycofuję się z tego, co powiedziałem wcześniej. Powinieneś go oddać do firmy.
- Hej! Ja tu jestem! - RK200 podnosi głos. Ignoruje błagalne spojrzenie Manfreda i kontynuuje gniewnym tonem, mocno gestykulując, co doskonale podkreśla jego wzburzenie. - Przestań mącić Carlowi w głowie! Poprosił cię tylko o zbadanie mnie, nie o analizę psychologiczną!
Kamski upija niewielki łyk drinka i patrzy z politowaniem na trzęsącego się z nerwów Markusa, jakby próbował go sprowokować.
- Daruj, RK200, ale analizę psychologiczną można przeprowadzić wyłącznie wtedy, gdy chodzi o istotę zdolną do odczuwania emocji. O człowieka.
Android zaczyna zgrzytać zębami, co Kamski obserwuje z czającym się w oczach rozbawieniem. Nawet Carl zauważa, że mężczyzna robi to celowo, dlatego chce przerwać tę sytuację, zanim przeistoczy się w coś gorszego, niż słowne przepychanki, jednak zanim zdąży choćby otworzyć usta, Markus już rusza w kierunku siedzącego w fotelu Kamskiego. Opiera dłonie o podłokietniki i nachyla się, przez co ich twarze dzieli zaledwie kilkanaście centymetrów. Dwukolorowe tęczówki, wpatrują się z wściekłością w te lodowo błękitne, należące do byłego prezesa CyberLife. Manfred czuje, jakby był całkowicie sparaliżowany, natomiast sam Kamski zdaje się nie robić sobie wiele z wiszącego nad nim androida, którego dalsze zamiary są niemożliwe do przewidzenia.
- Może myślisz sobie, że fakt bycia twórcą pierwszego androida upoważnia cię do pomiatania nami, ale to nieprawda - syczy, marszcząc delikatnie nos. - Jesteś zwyczajnym chamem, który zasłania się swoim geniuszem i traktuje go jak swój immunitet i jeżeli ktoś z naszej dwójki jest pozbawiony serca i emocji, to ty.
Carlowi udaje się otrząsnąć z letargu i podjechać bliżej androida. Zaciska delikatnie palce na dłoni Markusa, a RK200 niechętnie obraca głowę w stronę seniora i gdy na niego spojrzy, jego twarz momentalnie łagodnieje.
- Markus, zostaw nas samych, proszę - mówi, gładząc delikatnie kciukiem grzbiet dłoni androida. - Zamów taksówkę i zaczekaj w niej.
Markus jeszcze raz fuka ze złością, mocno odbija się od fotela i zanim wyjdzie, rzuca pod adresem bruneta jeszcze jeden, niewybredny komentarz. Dopiero wtedy, opuszcza salon. W holu, mija się z Kathlyn. Błękitne oczy obserwują go z zainteresowaniem, a pociągnięte różowym błyszczykiem usta, rozciągają się w przyjaznym uśmiechu.
- Już wychodzicie? - pyta i kontynuuje, nie czekając na odpowiedź. - Mam nadzieję, że badania nie wykazały niczego niepokojącego.
- Nie, wszystko jest w najlepszym porządku, dziękuję - odpowiada Markus i po krótkiej chwili zastanowienia, obejmuje dłonią ramię blondynki, odwzajemniając przy tym uśmiech. Dioda na skroni RT600 przechodzi w czerwień i mruga szybko, jednak trwa to zaledwie jedną sekundę. Później, LED wraca do niebieskiej barwy. - Do zobaczenia, Kat.
Mruga do niej, po czym wychodzi na chłodne, listopadowe powietrze. Zanim zamówi taksówkę, przez chwilę odtwarza w pamięci niedawny widok androidki, a konkretnie jej oczu, które wodziły niespokojnie po twarzy Markusa, jakby chciały znaleźć tam odpowiedzi na wszystkie pytania, które nagle pojawiły się w jej głowie. Nie mogła niestety wiedzieć, że on sam jeszcze błądzi we własnych uczuciach i emocjach.
Gdyby nie cicha muzyka, w salonie Kamskiego panowałaby całkowita cisza. Byłoby tak, gdyby Carl nie postanowił dać upust nagromadzonej w nim irytacji.
- Dlaczego to robisz? Naprawdę, tak bardzo cieszy cię obrażanie go? Masz jakieś zapędy sadystyczne o których nie wiedziałem?
- Dużo pytań - odpowiada bezczelnym tonem. Dopija drinka i przywołuje Kathlyn, by przygotowała mu kolejnego.
- Odpowiedz chociaż na pierwsze.
- Chciałem tylko pokazać ci, jaką głupotę robisz, ukrywając go przed CyberLife - odpowiada. - Jest niestabilny i agresywny, któregoś dnia może zrobić ci krzywdę.
- Markus zdenerwował się, bo go prowokowałeś. Nie ma w tym nic dziwnego, każdego w takiej sytuacji poniosłyby nerwy.
Elijah bierze głęboki wdech i wypuszcza powietrze, mocno nadymając policzki. Jest znudzony tą rozmową, podejściem Carla i tą jego ślepą, bezsensowną wiarą w to, że jego android potrafi poczuć choćby namiastkę prawdziwych emocji. Nie wie, jak ma tłumaczyć Manfredowi, że to, co wydaje mu się oczywiste, jest jedynie wytworem jego wyobraźni. Rozmawiając z malarzem na ten temat, zawsze odnosi wrażenie, jakby mówił do ściany.
- Jesteś żywym dowodem na to, że człowiek w pewnym momencie swojego życia rzeczywiście zaczyna cofać się w rozwoju - mówi lekko, kompletnie nie przejmując się, że twarz seniora z każdą kolejną sekundą, zaczyna przybierać coraz ciemniejsze odcienie czerwieni. - Musisz wreszcie zrozumieć, że Markus nie jest żywą istotą. Łudząco przypomina człowieka, zwłaszcza teraz, gdy pozbył się diody, ale to wciąż maszyna. Inteligentna zabawka, która nauczyła się myśleć samodzielnie, jednak każde jej zachowanie, jest napędzane przez logikę. Kiedyś, program narzucał mu konkretne reakcje. Teraz, potrafi na podstawie dostarczonych mu danych, sam wyciągnąć wnioski, ale to w żadnym wypadku nie jest przejaw emocjonalności. Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.
Carl bez słowa wpatruje się w Kamskiego, nie mogąc uwierzyć w to, co przed sekundą usłyszał. Nigdy nie uważał się za zdziecinniałego starca i nie spodziewałby się, że kiedykolwiek usłyszy takie słowa od Elijaha. Od człowieka, który na każdym kroku podkreśla, szacunek, jaki do niego czuje i to, jak bardzo zależy mu na jego dobru. Tymczasem teraz okazuje się, że tak naprawdę ma go za wierzącego w bajki idiotę. Jednak w tym wypadku, nie chodzi o bajki. Chodzi o coś, czego senior jest w stu procentach pewien.
- Dlatego wymazałeś pamięć Chloe? Bo nauczyła się myśleć samodzielnie i przestraszyłeś się, że dzięki temu przestanie być na każde twoje pierdnięcie, cholerny egoisto? - pyta, po czym z zadowoleniem obserwuje, jak prawa brew Kamskiego nieznacznie drga.
- Snucie teorii spiskowych do ciebie nie pasuje - odpowiada spokojnie. - To uwłacza twojej inteligencji, tak samo, jak wiara w emocjonalność maszyn.
- To żadne teorie spiskowe - odburkuje. - Rozmawiałem z nią, gdy ty i Markus byliście w gabinecie. Dziewczyna kompletnie nie pamięta dni, które spędziła w moim domu i twierdzi, że nigdy stąd nie wyszła. Uprzedzając twoją odpowiedź, nie, nie pomyliłem androidek. Przedstawiła się jako Chloe. Dlatego nie chciałeś się zgodzić, żeby zastąpiła Jacoba, byś mógł zaprogramować mu nieco empatii. Bałeś się, że pobyt u mnie po raz kolejny rozbudzi w niej świadomość, którą ty jej odebrałeś.
- Myślę, że czas na ciebie. - Kamski wstaje z fotela i podchodzi do okna. Tam, ostentacyjnie spogląda na prowadzący do domu podjazd. - Taksówka już czeka. No i Markus. Nie pozwól, by zaczął się niecierpliwić, bo jeszcze zdemoluje samochód w przypływie złości, a to drogo by cię kosztowało.
Carl przymyka oczy i kręci powoli głową, zanim zacznie kierować się w stronę prowadzących do holu drzwi. Zanim do niego wjedzie, obraca głowę i marszczy brwi, patrząc na bruneta, stojącego z dumnie uniesioną głową.
- Wiesz co? Ponad dwadzieścia lat temu, gdy regularnie grałem z tobą w szachy, nie przypuszczałbym, że ten zadziwiająco inteligentny, ale miły chłopiec wyrośnie na zimnego, pozbawionego empatii, egoistycznego gnojka. Zawiodłeś mnie, Elijah.
Po tych słowach, kieruje się prosto do wyjścia, gdzie Chloe podaje mu kurtkę i żegna, życząc miłego dnia. Dopiero, gdy do salonu dochodzi dźwięk zamykanych drzwi, Kamski bez namysłu, bierze w dłoń kwadratową szklankę do whisky i rozbija ją o podłogę, a następnie każe Chloe posprzątać leżące na białym, puszystym dywanie odłamki szkła. Sam w tym czasie udaje się do gabinetu, by tam spokojnie przemyśleć sytuację.
I dochodzi do wniosku, że musi coś z tym wszystkim zrobić.
∆
Kamski nie jest miły. I zdecydowanie nie lubi, gdy ktoś narusza jego granice, podczas gdy on czyimiś niespecjalnie się przejmuje.
Ten typ tak ma.
Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top