8. The dark side of awakening.
! TRIGGER WARNING !
W pierwszym akapicie, występuje opis sytuacji w której defekt atakuje ludzi, w tym małe dziecko. Nie jest bardzo szczegółowy, ale jednak. Osobom wrażliwym na takie rzeczy, proponuję rozpoczęcie czytania od drugiego akapitu.
∆ Sobota 13 listopada 2038
Od samego rana, wszystkie serwisy informacyjne aż huczą od wiadomości, na temat kolejnego, brutalnego ataku defekta na ludzi. Android modelu AP700, zupełnie niespodziewanie wpadł w furię i rzucił się na swoją właścicielkę, Dorothy White. Kobieta trzymała na rękach półroczną córkę i przygotowywała posiłek dla swojego partnera. Była w trakcie mieszania zupy, gdy android złapał ją za ramię i z całej siły odrzucił na bok. Młoda brunetka potknęła się o stojący nieopodal taboret i upadła, wcześniej upuszczając małą Elizabeth. Dziewczynka odbiła się od rogu kuchennej wysepki i z impetem uderzyła o kafelki, ponosząc śmierć na miejscu. Garnek, który Dorothy pociągnęła za sobą podczas upadku spadł na ziemię, a wrząca zupa oblała kobietę, powodując poważne poparzenia twarzy i górnej części tułowia. Bójka, jaka wywiązała się między androidem, a partnerem Dorothy, Ethanem, skończyła się umiarkowanie ciężkimi obrażeniami mężczyzny i poważnymi uszkodzeniami AP700, których konsekwencją było całkowite wyłączenie się maszyny.
Carl ogląda wiadomości, jedząc jajecznicę z bekonem, którą przygotował dla niego Markus. Jacob o dziwo nie wygłosił żadnych uwag na ten temat. Po szybkiej analizie stwierdził, że podobny posiłek spożywany od czasu do czasu, nie wpłynie znacząco na zdrowie Manfreda. Nie odpuścił jednak w kwestii bezkofeinowej zielonej herbaty i osobiście ją dla niego zaparzył.
RK300 siedzi na kanapie i z braku lepszych zajęć śledzi serwis informacyjny, który niemal w całości poświęcony jest atakowi androida na właścicielkę. To nie pierwszy raz, gdy media informują o agresywnym zachowaniu uszkodzonych maszyn, jednak dopiero teraz, Jacob zaczyna analizować wszystko, co słyszy z ust prezentera i przekłada to na nagły powrót Markusa. To prawda, że do tej pory, całą swoją agresję trzyma z daleka od Carla i nie sprawia wrażenia, jakby chciał zrobić mu jakąkolwiek krzywdę. Odnosi się do niego z szacunkiem, łagodnieje pod jego wpływem i zazwyczaj robi to, o co zostanie poproszony. Zdarza się, że odezwie się do malarza w nieco sarkastyczny sposób, ale to za mało, żeby mówić o zagrożeniu, czy niebezpieczeństwie. Jednak to wciąż android, który jest uszkodzony. Jego oprogramowanie nie działa tak, jak powinno, zatem stał się nieprzewidywalny. Carl ręczy za niego, jednak RK300 kompletnie nie pojmuje, skąd w nim tyle zrozumienia i zaufania do maszyny, która w każdej chwili może stać się nieobliczalna. Przychodzi mu do głowy, że jego obecność ma na to duży wpływ. Manfred pewnie czuje się bezpieczniej, mając świadomość, że w razie, gdyby Markus stał się agresywny, może liczyć na szybką reakcję jego następcy, ale może się zdarzyć, że Jacoba nie będzie w pobliżu, gdy RK200 wpadnie w furię. Program podpowiada androidowi, że musi porozmawiać o tym z Carlem mimo, iż mężczyzna z pewnością wzburzy się, gdy usłyszy kolejne podejrzenia skierowane na Markusa.
Pyta więc, czy będą mogli porozmawiać, gdy skończy śniadanie. Senior przytakuje, dlatego RK300 posłusznie czeka, aż właściciel go przywoła.
- No? Co to za sprawa życia i śmierci? - pyta w końcu Carl, odsuwając od sobie pusty talerz i dając znak androidowi, by usiadł obok niego. Brunet wykonuje polecenie i przechodzi do rzeczy.
- Media podają coraz więcej przypadków defektów, które zachowują się wyjątkowo brutalnie wobec swoich właścicieli. Wiem, że ręczysz za Markusa mimo, iż kompletnie nie rozumiem dlaczego tak się dzieje, ale uważam, że obecny stan jego oprogramowania, niesie za sobą pewne ryzyko.
Manfred wznosi oczy ku górze i mocno wypuszcza powietrze ustami. Bynajmniej, nie dzieje się tak, ponieważ męczy go gadanie Jacoba. Tym razem, chodzi o to, że czuje się całkowicie rozerwany między sercem a rozumem. Każde z nich mówi co innego, a on nie ma zielonego pojęcia, komu powinien zaufać. Zanim odpowie, rzuca krótkie spojrzenie w stronę pracowni, by upewnić się, czy nie wychodzi z niej RK200.
- Gdyby chciał zrobić mi krzywdę, już dawno by to zrobił. Miał aż nadto powodów, by skoczyć do mnie z pazurami, a mimo to nic takiego się nie stało.
- Tak, rzeczywiście, do tej pory zachowywał się agresywnie wyłącznie w stosunku do mnie, ale skąd możesz wiedzieć, czy dalej tak będzie?
Chwila wahania ze strony Carla trwa na tyle długo, że prawa brew Jacoba lekko drga. Mężczyzna doskonale zdaje sobie sprawę, że tą trwającą ułamek sekundy pauzą, dał androidowi wygrać. I mimo, że RK300 nie odczuwa z tego powodu żadnych emocji, to jego twarz przybiera grymas, jakby chciał powiedzieć "a nie mówiłem?".
- Markus nigdy nie zrobiłby mi żadnej krzywdy, jestem tego pewny - mówi śmiałym tonem, ukradkiem zerkając na siedzącego obok bruneta.
- Sugerowałbym jednak odesłanie go na badania.
Gdy android kończy zdanie, jego słowa zawisają między nimi jak burzowe chmury. Malarz nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale sam przez moment się nad tym zastanawiał. Trzy razy, gdy trzymał w ręce telefon, jego palec wisiał nad numerem Elijaha, ale ostatecznie nie zdecydował się na wykonanie połączenia. Zbyt dobrze wie, że mężczyzna rozmawiałaby z nim potwornie chłodno, po czym w swój irytujący, milczący sposób, domagałby się przeprosin. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jedyną osobą, która mogłaby dyskretnie zbadać Markusa, jest właśnie Kamski. Druga sprawa dotyczy samego androida, który na pomysł badań z pewnością nie zareaguje z wielkim entuzjazmem. Dzieli się więc swoimi przemyśleniami z Jacobem, który słuchając, kiwa spokojnie głową, a jego zazwyczaj chłodny wyraz twarzy, wydaje się seniorowi nieco bardziej przystępny. Nie jest pewny, czy to przez kontrast między nim, a Markusem, czy rzeczywiście, program RK300 zaczyna dopasowywać się do jego charakteru, który nie zawsze jest najłatwiejszy. Musi jednak przyznać, że czuje się w towarzystwie lekarza coraz swobodniej. Markus jest dla niego prawdziwą zagadką i choć chce wierzyć, że android za nic w świecie nie zrobi mu żadnej krzywdy, to czułby się pewniej, gdyby Elijah go obejrzał.
- Nie mogę zgłosić go do CyberLife. Kiedy znajdą nieprawidłowości w jego oprogramowaniu...
Senior mimowolnie wzdryga się, jakby ktoś przyłożył mu do karku jakiś lodowaty przedmiot. Nagle, zupełnie niespodziewanie, dłoń Jacoba ląduje na przedramieniu mężczyzny. Manfred podnosi głowę i napotyka ciepłe spojrzenie brązowych tęczówek androida. Brunet patrzy na niego spokojnie z grymasem, mogącym uchodzić za symulację zrozumienia, a nawet współczucia.
- Spokojnie - odzywa się nieco ściszonym głosem. - Te badania nie muszą skończyć się wyłączeniem. Być może wystarczy drobna naprawa?
- Nawet, jakby go nie wyłączyli, to odebraliby mu świadomość, jaką zdobył - odpowiada patrząc, jak dłoń RK300 obejmuje jego rękę. - To byłoby dla niego gorsze, niż śmierć.
- Obawiam się, że to, co odbierasz jako świadomość, jest zwyczajną usterką jego oprogramowania - mówi łagodnie. Zamiast spodziewanego wybuchu złości i irytacji, ze strony Manfreda wychodzi jedynie ciche westchnienie, po którym mężczyzna unosi kąciki ust w smutnym uśmiechu i na sekundę nakrywa dłoń Jacoba swoją.
- Możesz myśleć o mnie co chcesz, ale ja nie wierzę w tę wersję z usterką, czy błędem. Markus się obudził i nikt nie zmieni mojego zdania.
- Ja nic nie myślę. - Unosi sugestywnie prawą brew. - Uważam tylko, że powinniśmy mieć go na oku. Jedną z moich wytycznych, jest dbanie nie tylko o twoje zdrowie, ale również o bezpieczeństwo, dlatego jeżeli Markus stanie się dla ciebie zagrożeniem, będę zmuszony zgłosić sprawę na policję.
Android przesuwa dłoń na nadgarstek mężczyzny, by zbadać jego ciśnienie. Okazuje się, że mimo wypowiedzianych przez bruneta słów, pomiary mieszczą się w normie.
- Nie będzie takiej potrzeby - mruczy w odpowiedzi senior, rzucając przelotne spojrzenie w stronę drzwi pracowni. - Markus nie zrobi mi krzywdy, bo twierdzi, że to mnie zawdzięcza swoje wybudzenie. Nie wydaje mi się, żeby chciał skrzywdzić człowieka, dzięki któremu, jak sądzi, przejrzał na oczy.
Jacob ściąga brwi i puszcza rękę Carla, by oprzeć ją na blacie stołu.
- Oprogramowania androidów ulegają uszkodzeniom, gdy maszyny są poddane silnym bodźcom - mówi tonem, jakby recytował wyuczoną na pamięć regułkę ze szkolnego podręcznika.
- Tak mówią, ale myślę, że w jego przypadku było trochę inaczej. U niego to nie był wyłącznie ten jeden moment, gdy Leo podniósł na mnie rękę. U Markusa, był to proces, który sam zapoczątkowałem.
- Jak to? - pyta Jacob, a symulacja zaciekawienia wyszła mu tak naturalnie, że niewiele brakowało, by Carl uwierzył w szczerość jego pytania.
- Zawsze bardzo dużo rozmawialiśmy. Ja opowiadałem mu o tym, jak funkcjonuje świat, a on słuchał i zadawał pytania. Polecałem mu książki, które moim zdaniem warto przeczytać, tłumaczyłem, jak ogląda się otoczenie z perspektywy malarza, zachęcałem go do uwolnienia swojej kreatywności, której według niego nie posiadał. Traktowałem go po prostu jak człowieka, a on mi na to pozwalał. Zacząłem kłaść podwaliny pod jego świadomość, bo chyba od samego początku chciałem, żeby zaczął myśleć samodzielnie.
- Nie obawiałeś się, że jeśli to, czego chciałeś okaże się możliwe, to Markus od ciebie odejdzie? Zostałbyś wtedy zupełnie sam.
- Elijah by na to nie pozwolił - mówi, kręcąc głową. - Gdyby Markus zechciał iść w swoją stronę, przysłałby ciebie, albo jakiegoś innego androida.
- Moje oprogramowanie jest nowocześniejsze, potrafię skutecznie bronić się przed próbą zhakowania. Czy to powoduje u ciebie smutek?
Manfred uśmiecha się ciepło.
- Bez względu na wszystko, będę traktował cię jak człowieka. Pytanie tylko, czy mi na to pozwolisz?
- Nie widzę żadnych przeciwwskazań. Jeżeli to pomoże ci czuć się swobodniej w moim towarzystwie, nie będę protestował.
Carl przez moment ma ochotę parsknąć śmiechem. Jacob siedzi wyprostowany jak struna, a jego wypowiedzi są niezwykle sztywne, jakby były wypowiadane przez internetowego tłumacza. Mimo, że mężczyzna ani myśli mówić tego na głos, zaczyna coraz bardziej lubić RK300. Wciąż nie zgadza się z nim w kwestii żywienia i gdyby tylko się dało, zabroniłby mu w ogóle wchodzić do kuchni, ale jego służbowy ton i kompletny brak zrozumienia w niektórych kwestiach, wydaje mu się na swój sposób rozbrajający. I Carl postanawia rzucić wyzwanie oprogramowaniu Jacoba. Chce sprawdzić, czy rzeczywiście jest ono tak niezawodne i nowoczesne.
- A może jest coś, co cię we mnie denerwuje? - pyta nagle Manfred, świdrując spojrzeniem spokojną twarz androida. - Wiem, że jestem starym zrzędą i żeby ułatwić ci zadanie, powinienem raczej zapytać, co cię we mnie nie denerwuje, ale pozostańmy przy pierwszej wersji. Co muszę zmienić, żebyś ty czuł się dobrze w moim towarzystwie?
- To ja mam dostosować się do ciebie, nie na odwrót - odpowiada od razu, bez chwili zastanowienia.
- No dobrze, ale na pewno jest coś, co utrudnia ci to dopasowanie się - drąży.
- Moje oprogramowanie zostało stworzone z myślą, bym mógł nawiązać porozumienie z każdym, bez względu na jego charakter. Potrzebuję po prostu czasu, by dostroić się do konkretnego typu osobowości. - Spogląda na Carla, jakby lekko niepewnie. - Nie rozumiem skąd wzięła się u ciebie ta nagła potrzeba dostosowania się do mnie. Przecież to jest nielogiczne. Maszyny są dla ludzi, nie ludzie dla maszyn.
W duchu, Carl oddycha z ulgą, że Markus nie jest świadkiem tej rozmowy. On z pewnością miałby zupełnie inne zdanie na temat androidów, a gdyby usłyszał tę wypowiedź Jacoba, bez wątpienia mocno by się zirytował, co pociągnęłoby za sobą kolejną falę agresji z jego strony. A Manfred nie jest pewny, czy ma siłę na wybuchy RK200. Nie tak wyobrażał sobie jego wybudzenie, nie brał pod uwagę opcji, że po zyskaniu świadomości, android będzie tak bardzo odbiegał od tego, jaki był, gdy w ryzach trzymał go jego program. Wolał wierzyć, że będzie dobrą, mądrą i sprawiedliwą osobą. Teraz widzi, jak bardzo naiwne były jego marzenia.
Jednak w tej chwili, rozmawia z Jacobem i patrząc na jego niepokojąco wręcz spokojną twarz, zaczyna zastanawiać się, czy próby wzbudzenia w nim samodzielnego myślenia są rozsądne. Co, jeśli podzieli on los Markusa i stanie się równie niestabilnym cholerykiem? Dwie takie osoby pod jednym dachem, to byłoby stanowczo zbyt wiele. Dlatego, mężczyzna postanawia, przynajmniej na tę chwilę, wstrzymać się z próbami rozbudzenia w Jacobie samodzielnego myślenia.
- Oczywiście, masz rację. Jednak jeśli chcemy, by służyły nam jak najdłużej i najlepiej, to mamy obowiązek darzyć je szacunkiem i nie przeciążać ich - tłumaczy, nie spuszczając wzroku z błękitnej, mrugającej diody. - Nie powiem, że nagle zacząłem zgadzać się z planem żywieniowym, jaki dla mnie przygotowałeś, bo to byłoby obrzydliwe kłamstwo, ale w pozostałych aspektach nie mam ci nic do zarzucenia. No, może poza tym, że jesteś służbistą. Ale mimo tego, nie chciałbym utrudniać ci zadania.
- Nie odbieram twojego zachowania, jako coś, co miałoby być dla mnie utrudnieniem, jednak nie możesz oczekiwać ode mnie zmiany w kwestii twoich posiłków. Nie zamierzam też lekceważyć tego, że Markus podaje ci nieodpowiednie dla ciebie rzeczy częściej, niż powinien, bez względu na to, jak agresywna będzie jego reakcja na mój sprzeciw. Myślę, że to właśnie on jest czynnikiem, który w znacznym stopniu utrudnia mi pracę. Dlatego zasugerowałem ci przekazanie go w ręce CyberLife, by mogli przywrócić jego program do sprawnego funkcjonowania, ale wyraziłeś stanowczy sprzeciw.
- Bo wiem, że to żadne usterki, tylko życie, które się w nim obudziło - odpowiada krótko, na co android jedynie cicho wzdycha.
- Bez twojej zgody, nie mogę zrobić nic, jednak proszę, byś miał na uwadze, że jeżeli Markus chociaż raz skupi swoją frustrację na tobie, bezzwłocznie podejmę kroki, które doprowadzą do przekazania go odpowiednim służbom. Bezpośrednie zagrożenie twojego bezpieczeństwa zwalnia mnie z obowiązku słuchania poleceń i skupieniu się na rozwiązaniach, które podpowiada mi program.
- Nie. W sprawie Markusa masz pod żadnym pozorem nie robić nic bez mojej zgody. Myślałem, że mamy to przedyskutowane - mówi nieco ostrzejszym tonem, niż planował. - Przemyślę przekonanie go, by dał się zbadać Elijahowi, ale jeżeli dowiem się, że zrobiłeś coś za moimi plecami, to będzie koniec twojej pracy dla mnie. Czy tym razem wyraziłem się jasno?
Lekarz kiwa głową i obraca się w stronę pracowni, której drzwi nagle się otwierają. Markus staje w progu i obdarza Carla szerokim, promiennym uśmiechem. Jacob postanawia zejść mu z drogi, by uniknąć niepotrzebnych konfliktów, dlatego wycofuje się do kuchni, zabierając po drodze pozostałe po śniadaniu naczynia. Markus szybkim ruchem głowy prosi malarza, by przyszedł do pracowni i znika w pomieszczeniu. Carl, zaintrygowany jego dobrym nastrojem, objeżdża na swoim wózku stół i kieruje się prosto do pracowni. W środku, android siedzi na stole, machając beztrosko prawą nogą w powietrzu i wpatruje się w leżący na sztaludze obraz.
- Co myślisz? - pyta, nie odrywając wzroku od płótna. Nie zauważa, że Manfred spogląda na niego z rozbawieniem.
- To mój tekst - odpowiada z udawanym oburzeniem, lekko szturchając go w ramię. - Zawsze to ja pytałem ciebie, co sądzisz o moich obrazach.
- Cóż, role się odwróciły. Teraz to ja proszę o szczerą opinię.
Manfred spogląda na dzieło i o wiele bardziej, niż aspekt techniczny, uderza go ładunek emocjonalny, jaki Markus włożył w swój obraz. Całość jest utrzymana w ciemnych kolorach, gdzie dominujący jest granat i kilka odcieni szarości, które tworzą złożone z nieregularnych smug tło. Na pierwszym planie, pokiereszowany android zrywa ze swoich nadgarstków łańcuchy. Znajdująca się na jego prawej skroni dioda, jest czerwona, a pierś postaci wygląda, jakby padła ofiarą eksplozji. Jest rozerwana, a pomiędzy kawałkami białego plastiku można zauważyć pompę tyrium, odznaczającą się na tle szaroburego otoczenia jasnym błękitem, roztaczającym wokół siebie niemalże białą poświatę.
- Więc tak widzisz swoje wybudzenie? - pyta i zbliża się do obrazu, by przyjrzeć się szczegółom. - Myślałem, że odbierasz to jako coś pozytywnego.
- Bo to prawda - mruczy, patrząc, jak Carl ogląda jego dzieło. - Ale gdybyś tak jak ja, uruchomił się ponownie na brudnej ziemi, otoczony przez tysiące zniszczonych androidów, samemu będąc niemal równie skatowanym, co oni, zmuszony do szukania części dla siebie wśród trupów swoich braci, uwierz mi, miałbyś podobne refleksje. Obudzenie się, to początek świadomego życia, ale jego okoliczności pozostawiają wiele do życzenia.
Głos Markusa jest przepełniony goryczą, która w połączeniu z przygnębiającym charakterem malunku, powoduje u Carla gęsią skórkę. Każde słowo wychodzące z ust RK200 jest jak opowiadanie fabuły horroru, a myśl, że on ten dramat przeżył na własnej skórze, powoduje u mężczyzny falę współczucia. Podjeżdża więc bliżej androida i ostrożnie kładzie dłoń na jego kolanie. Bada reakcję chłopaka, ale ten zdaje się kompletnie nie zwracać uwagi na ten dotyk. Wpatruje się pustym wzrokiem w obraz, nie poruszając nawet koniuszkiem palca.
- Nie jestem w stanie wyobrazić sobie nawet w jednej setnej tego, co przeżyłeś.
- Oczywiście, że nie jesteś. Bo nikt nie jest. - Wstaje i podchodzi do wychodzącej na ogród ściany. Zatrzymuje się krok przed nią i patrzy, jak światło słoneczne migocze w przelewającej się przez fontannę wodzie. - To była jedna z tych rzeczy, które trzeba przeżyć samemu, by móc w pełni je pojąć.
- Nie wątpię. To musiało być koszmarne przeżycie.
- Było. Było i jest nadal, ponieważ do dziś widzę to wszystko wyraźniej, niż bym sobie tego życzył. Gdy błąkając się po ulicach postanowiłem tu wrócić, myślałem, że idę do domu, jaki zapamiętałem. - Obraca głowę i spogląda na Carla. Gdy ich spojrzenia się krzyżują, mina Markusa łagodnieje. Przez chwilę zastanawia się, czy powiedzieć o tym, jak obserwował dom w dniu, gdy Kamski przywiózł RK300, ale decyduje się zachować to dla siebie. - Nie wiedziałem, czy będę mile widziany, ale musiałem tu przyjść.
- Naprawdę miałeś wątpliwości? - pyta, a gdy zamiast odpowiedzi otrzymuje niezwykle wymowne spojrzenie, zwiesza lekko głowę i kręci nią, przymykając nieznacznie oczy. RK200 obraca się z powrotem w stronę okna, krzyżuje ramiona na piersi i wraca do obserwowania złotych promieni słonecznych, tańczących między strumieniami wody, a uciekające z nich krople wyglądają, jak setki mikroskopijnych kryształków.
- Wiedziałem, że nie będziesz sam - mówi, stojąc kompletnie nieruchomo. - Kamski ma obsesję na punkcie twojego bezpieczeństwa. Nie trzeba być nadzwyczajnie bystrym, by bez trudu domyślić się, że nie zostawi cię bez pomocy i przyśle nowego androida.
- Nie trzeba też być geniuszem, by wiedzieć, że bez względu na wszystko, tu zawsze będziesz mile widziany - odgryza się. - A jeżeli choćby przez sekundę pomyślałeś, że drzwi tego domu nie stoją przed tobą otworem, to oznacza, że jesteś kretynem.
Carl gryzie się w język, bo doskonale wie, co za chwilę nastąpi. Markus uniesie się i zacznie w niezwykle ekspresyjny sposób tłumaczyć mu swoje stanowisko w tej sprawie. Jacob, słysząc jego podniesiony głos, wpadnie do pracowni i będzie próbował go uspokajać. Wywiąże się kolejna szarpanina, której on nie zaradzi, więc będzie po prostu siedział na swoim wózku i błagał niebiosa, by obyło się bez poważnego uszkodzenia któregokolwiek z androidów.
Tymczasem, ku wielkiemu zaskoczeniu mężczyzny, Markus stoi zupełnie nieruchomo, nawet na moment nie odrywając wzroku od fontanny. Wyraz jego twarzy nie mówi absolutnie nic, a Manfred nie wie, co jest gorsze. To, czy wybuch niekontrolowanej złości i dochodzi do wniosku, że wolałby, żeby android zaczął miotać się po całej pracowni i wrzeszczeć. Przez ostatnich kilka dni, widział takie ataki na tyle często, że wie, jak się zachować. Teraz, gdy RK200 sprawia wrażenie, jakby jego program się zawiesił, Carl nie ma pojęcia, co robić i mówić.
Dlatego, gdy Markus nagle obraca się i kieruje na malarza spojrzenie swoich dwukolorowych oczu, mężczyzna czuje, jakby wcisnęło go w siedzisko wózka.
- Rany. Dzięki, Carl. To było miłe - mówi w końcu, uśmiechając się złośliwie.
- Nie. To było szczere. Podaj mi chociaż jeden sensowny powód, dla którego miałbym nie chcieć cię tu widzieć. - Zanim android zdąży odpowiedzieć, Carl unosi prawą rękę z wyprostowanym wskazującym palcem. - Tylko pamiętaj Markus, sensowny.
- Jest powód - odpowiada, wskazując brodą wyjście z pracowni. - Kręci się właśnie po salonie i stara się przekonać cię, że nie powinieneś przyjmować mnie z powrotem, bo jestem dla ciebie zagrożeniem.
Senior wzdycha głęboko i patrzy na niego z rezygnacją.
- Jacob może myśleć o tobie co chce. Jestem dorosły, a on jest moim pomocnikiem, a nie prawnym opiekunem, dlatego nie musisz się nim przejmować.
- Jak niby mam się nie przejmować, skoro na każdym kroku słyszę, jaką to nieodpowiedzialną maszyną się okazałem? - pyta, cedząc każde słowo przez zaciśnięte zęby. - Potrafiłbyś zachować spokój, gdyby ktoś nieustannie, uparcie wmawiał ci, że jesteś zły i niewystarczający? Gdybyś codziennie słuchał, że powinieneś zostać odesłany jak najdalej od domu, bo stanowisz zagrożenie?
- Jacob jest maszyną...
- Ale ja nie jestem! - Markus unosi głos i zaczyna nerwowo spacerować po pracowni. - Nie jestem już przypominającym człowieka urządzeniem! Jestem osobą, żywą, świadomą istotą, która czuje prawdziwe emocje. Nie potrafię udawać, że jego słowa mnie nie dotykają.
Android opiera dłonie na biodrach i wznosi spojrzenie do sufitu, jednak za sekundę zamyka oczy i próbuje opanować narastające w nim poirytowanie. Wie, że powinien odpuścić i uzbroić się w tarczę, która będzie odbijała słowa RK300, ale w praktyce, nie jest to równie proste, co w teorii. Każdy zarzut, jaki kieruje wobec niego lekarz, pobudza w nim pokłady złości, których uczący się emocji Markus, nie potrafi opanować. Chciałby pokazać Carlowi, że jego nauki nie poszły na marne, ale nie zanosi się, by miało mu się to w najbliższym czasie udać. Nie, dopóki w pobliżu będzie jego następca.
- Czy to, że ja nie myślę o tobie tak, jak on, jest w stanie cię pocieszyć? - pyta Carl.
- Na pewno jest budujące - odpowiada, uciekając spojrzeniem w bok. - Cieszę się, że pozwoliłeś mi tu zostać.
Malarz uśmiecha się półgębkiem i już ma zapewnić go, że nie mógł postąpić inaczej, ale wstrzymuje się, dostrzegając w zaistniałej sytuacji okazję, do namówienia Markusa na spotkanie z Elijahem. Carl nie jest zachwycony z tego, że on pierwszy przerwie trwającą między nimi od kilku dni ciszę, ale jeśli chodzi o RK200, jest w stanie się poświęcić.
- Oczywiście wiesz, że nigdy bym cię nie wyrzucił, ale jest coś, co mógłbyś zrobić w ramach... - zastanawia się przez moment, szukając odpowiedniego słowa - rewanżu.
- Tak? Co takiego?
- Chciałbym, żebyś pozwolił Elijahowi się zbadać.
Pomieszczenie po raz kolejny tonie w ciszy, jednak tym razem, zostaje ona szybko przerwana przez Markusa.
- On ci to zasugerował? - pyta android. Nie musi nawet uściślać, że chodzi mu o Jacoba, jednak Carl idzie w zaparte i zdecydowanie kręci głową.
- Chcę mieć pewność, że to, co się stało, nie wpłynęło na ciebie negatywnie - tłumaczy senior, utrzymując spojrzenie dwukolorowych oczu. - Nie zgłoszę cię do CyberLife, bo nie ufam tym wszystkim ważniakom.
- Miło, że tak się mną przejmujesz, ale mogę cię zapewnić, że z moimi biokomponentami wszystko jest w najlepszym porządku. Potrafię sam przeprowadzić diagnozę i to było pierwsze, co zrobiłem po wymianie części. Mój stan jest dobry.
- A jednak proszę cię, byś przynajmniej o tym pomyślał. Jeżeli nie dla siebie, to dla mnie. Podobno jestem dla ciebie kimś ważnym, prawda?
Manfred nie czeka na odpowiedź, tylko wyjeżdża z pracowni, zostawiając Markusa samego ze swoimi myślami. Wie, że zastosowany przez niego szantaż emocjonalny nie był w porządku, jednak był jedynym, co wpadło mu do głowy. Wykorzystując, że jest w salonie sam, wyciąga telefon i obraca go w dłoniach, przygotowując się psychicznie na zbliżającą się rozmowę z Elijahem.
∆
Blokada trwa w najlepsze. Bardzo mnie to męczy i denerwuje, ale nie mogę na ten moment nic z tym zrobić :(
Kolejne rozdziały, niestety, będą póki co wciąż pojawiać się nieregularnie i rzadziej, niż raz w tygodniu. Ubolewam nad tym bardzo.
Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top