5. I want you to stay.

∆ Poniedziałek 8 listopada 2038

- Zachowałeś się skrajnie nieodpowiedzialnie! - grzmi Jacob, obejmując palcami lewy nadgarstek Carla, chcąc zmierzyć ciśnienie. Jego twarz nabiera nieco groźnego wyrazu, gdy patrzy prosto w oczy Markusa. - Wyjdź stąd, muszę go zbadać.

- Mam wyjść, bo ty tak mówisz? - Uśmiecha się pobłażliwie. - Za kogo ty się uważasz, żeby mi rozkazywać, co?

- Zostałem zaprogramowany do zapewnienia Carlowi opieki medycznej - odpowiada rzeczowym tonem. - Nie jesteś upoważniony do otrzymywania informacji na temat stanu jego zdrowia, dlatego wyjdź.

- A jeśli tego nie zrobię, co to? Znowu będziesz mi groził policją?

- Po prostu wyjdź.

-Moment! - Głos Carla przerywa androidom dyskusję, dzięki czemu skupiają swoją uwagę na mężczyźnie, który zaskakująco szybko dochodzi do siebie. - Nie mam absolutnie nic przeciwko, żeby Markus był świadomy mojego stanu. Zrób szybko to, co musisz i zostaw nas na chwilę samych.

Ciemne oczy przenoszą się na jeszcze delikatnie wilgotną od łez twarz malarza. Markus tymczasem, krzyżuje ramiona na piersi i uśmiecha się z satysfakcją.

- Nie jestem pewny, czy mogę cię z nim zostawić, jest niecierpliwy i narwany - mówi chłodno, a później milknie, skupiając się na pomiarze ciśnienia. - 153/91, tętno 107. Powinieneś się uspokoić i odpocząć.

- Nie uspokoję się, dopóki nie porozmawiam z Markusem - mówi, przytomniejszym tonem i z wyraźnym zażenowaniem, wyciera łzy z policzków. - Przynieś mi tylko trochę wody i coś na obniżenie ciśnienia.

Jacob próbuje przekonać właściciela, że najlepszym, co może w tej chwili zrobić, jest odpoczynek, jednak senior pozostaje nieugięty. Wyraźnie zaznacza, że jego słowa nie są prośbą, tylko poleceniem. RK300 analizuje sytuację, a program podpowiada mu, że możliwość skrzywdzenia Carla przez Markusa, jest niemal zerowa. Idzie więc po leki, a gdy po chwili wraca i podaje Manfredowi niewielką, białą tabletkę, oraz szklankę z wodą, informuje go, że będzie czekał w salonie, gdyby był potrzebny. Mężczyzna odprawia go machnięciem dłoni i kiedy drzwi zamykają się za nim, w pracowni zapada cisza.

Markus powoli podchodzi do Carla, nie bardzo wiedząc, co powinien mu powiedzieć. Powolnym ruchem odgarnia stojące na drewnianym stole naczynia, robiąc sobie miejsce, po czym od razu przysiada na blacie. Jeszcze przez moment nic nie mówią i dopiero, gdy ich spojrzenia się spotykają, Carl wzdycha i odzywa się jako pierwszy, nie odrywając wzroku od twarzy androida, na której dopiero teraz dostrzega zmianę.

- Co się stało z twoim okiem? - pyta, przyglądając się niebieskiej tęczówce, a następnie przenosi spojrzenie na jego prawą skroń. - I z diodą?

Markus wzdycha i marszczy brwi w cierpiętniczym grymasie. Carl przygląda się temu ze współczuciem, ponieważ ból i żal wylewa się z androida, a malarz nie jest przyzwyczajony do oglądania go w takim stanie.

- Kiedy obudziłem się na wysypisku, kilka części było bezużytecznych, więc... wymieniłem je. - Zwiesza głowę z zawstydzeniem, próbując uciec przed spojrzeniem mężczyzny. - Ja... pozyskałem nowe części od innych androidów, które nie miały tyle szczęścia, co ja.

Ręka mężczyzny drga, kiedy zamierza podnieść ją i położyć na przedramieniu Markusa, ale ostatecznie nie robi tego. Dłoń malarza zastyga w bezruchu kilkanaście milimetrów nad podłokietnikiem wózka, żeby opaść na niego z powrotem po kilku sekundach. Carl spostrzega, że nie czuje się w towarzystwie RK200 tak swobodnie, jak zawsze, jednak o wiele bardziej przeraża go to, co dotarło do niego w momencie, gdy Jacob zostawił ich samych. Senior jest świadomy czającego się w zakamarkach jego świadomości strachu, ale za żadne skarby nie chce przyznać przed samym sobą do obaw, jakie wypełniają jego głowę. Ostatnim, czego sobie życzy, jest stanie się takim, jak znaczna większość społeczeństwa. Nie chce być osobą, która boi się defektów, która widzi w nich zagrożenie, zwłaszcza, jeśli chodzi o Markusa. A jednak, ciężki do opanowania lęk, zdaje się zaciskać niewidzialną dłoń na żołądku mężczyzny, powodując nieprzyjemne mdłości. Jest zły na siebie, bo przecież sam dążył do tego, żeby jego android zaczął myśleć samodzielnie. Te wszystkie wielogodzinne rozmowy, które prowadzili, polecanie mu książek, których lektura zmusza do refleksji, zachęcanie do analizowania absolutnie każdego aspektu życia, wszystko to, miało na celu uczynić Markusa tak bardzo świadomym, jak to tylko możliwe. Tymczasem, kiedy wszystko wskazuje na to, że RK200 wykształcił świadomość, Manfred czuje wyjątkowo silną niepewność. Domyśla się, że android jest targany przez mnóstwo najróżniejszych emocji, których zapewne sam do końca nie rozumie i właśnie dlatego, malarz nie wie, jakich słów powinien użyć. To, co przed chwilą usłyszał, było upiorne i Carl ciągle czuje ciarki na plecach, gdy jego bujna wyobraźnia podsuwa mu obraz uszkodzonego Markusa, przekopującego się przez szczątki swoich braci w poszukiwaniu sprawnych części. Współczucie, jakie Manfred odczuwa, normalnie sprowokowałoby go do jakiegoś czułego gestu, jednak nie tym razem. Nie da się przewidzieć zachowania człowieka, kiedy spotka go wyjątkowo traumatyczna sytuacja, a co dopiero androida, który do tego wszystkiego nagle zyskał świadomość. Nieobliczalny Markus, był do tej pory dla seniora jedynie oksymoronem, jednak teraz, gdy RK200 siedzi obok niego w takim, a nie innym stanie, postanawia podejść do niego najostrożniej, jak tylko się da.

- To, co powiem, może zabrzmieć brutalnie, ale... dla nich nie było już ratunku, a ty bardzo chciałeś żyć.

Głowa Markusa nieznacznie się podnosi, a dwukolorowe oczy przenoszą swoje spojrzenie na Carla. Senior przełyka głośno ślinę.

- Zadziałał w tobie instynkt przetrwania. Kiedy życie jest zagrożone, robi się wszystko, by je ocalić, często nie zwracając uwagi na cenę. Nadarzyła się okazja, żeby się ratować, a ty ją po prostu wykorzystałeś.

- Po prostu wykorzystałem? - pyta z lekkim niedowierzaniem. - Carl, ja pozbawiłem regulatora pompy tyrium androidkę, która błagała mnie, bym tego nie robił. Ona... - Wzdycha. - Gdybyś tylko mógł usłyszeć, jak bardzo prosiła, bym darował jej życie, ale potrzebowałem tej części, żeby przeżyć i uciec stamtąd, więc zignorowałem jej płacz, krzyk i zabrałem regulator. Ona i tak nie miała szans na... Nie przeżyłaby, ale mimo to nie chciała umierać. Wyłączyła się na moich oczach, ale wiesz, co w tym wszystkim może wydawać się najbardziej przerażające? - pyta, a mężczyzna kręci powoli głową. - Gdybym cofnął się w czasie, zrobiłbym dokładnie to samo, jeżeli dzięki temu mógłbym wrócić i znowu cię zobaczyć. Pewnie po tym, co ci powiedziałem, nie będziesz chciał mieć ze mną nic wspólnego. Odbieranie komukolwiek życia, nie było w końcu czymś, czego mnie uczyłeś, wręcz przeciwnie.

Android ponownie zwiesza głowę i kręci nią, wyrażając w ten sposób dezaprobatę, jaką czuje do samego siebie. Carl natomiast, nie do końca wie, co powinien mu odpowiedzieć. Zwyczajne pocieszanie, czy zapewnianie, że sytuacja, w jakiej się znalazł, może go w pewnym stopniu usprawiedliwić, jest według niego nie na miejscu. Poza tym, mężczyzna nie chce być źle odebrany, żeby po pierwsze, nie urazić Markusa, a po drugie, nie dać mu powodu do wściekłości. Nie jest już ograniczany przez swój program i nawet, jeśli Manfredowi ciężko uwierzyć, że android mógłby go w jakikolwiek sposób skrzywdzić, to starannie dobiera każde słowo, które wychodzi z jego ust.

- Nie zamierzam oceniać ani ciebie, ani tego, co się tam działo - mówi łagodnie. - Potrzebowałeś części, a nie mogłeś zdobyć ich w inny sposób. Sytuacja w której znalazłeś się nie ze swojej woli, zmusiła cię do podjęcia kroków o których normalnie nawet byś nie pomyślał. Wiem, że czujesz się źle, że być może myślisz o sobie same paskudne rzeczy, ale musisz mi uwierzyć, że to nie twoja wina.

RK200 marszczy brwi, a lekko rozchylone usta, otwierają się szerzej. Słowa Manfreda zawisają między nimi na kilka sekund, zanim Markus rozproszy ciszę, będąc wyraźnie zaskoczonym przez to, co usłyszał.

- Carl, przecież ja pozbawiłem ją życia - mówi tonem, jakby zwracał się do osoby, która kompletnie nie rozumie, o czym się mówi, a malarz przewraca oczami.

- Brzmisz w tym momencie, jakbyś był zawiedziony, że cię nie potępiam - zauważa senior. Wyłapuje we własnym głosie nutę zniecierpliwienia i dużą oschłość, dlatego gryzie się w język i przeklina swoją zrzędliwość, która w ostatnich dniach wyjątkowo się nasiliła.

- Wręcz przeciwnie! Cieszę się, że jeszcze nie wyrzuciłeś mnie za drzwi po tym, co usłyszałeś. Nie czuję się po prostu z tym najlepiej.

- Rozumiem, Markus, ale znam cię i wiem, że nie zrobiłbyś tego, gdybyś miał inne wyjście.

- Rzeczywiście, to był jedyny kompatybilny regulator... - mruczy, pocierając ze zdenerwowania dłonie, a sekundę później kontynuuje, podczas gdy na jego twarz wkrada się przepraszający, przypominający uśmiech grymas. - Ale to nieprawda, że mnie znasz. Nie zrozum mnie źle, ja po prostu nie jestem już bezwolną maszyną. Jestem osobą. Wiesz, jaki byłem wtedy, ale teraz... Teraz, ja sam nie wiem, kim tak naprawdę jestem. Jaki jestem.

Malarz wzdycha.

- W takim razie możemy razem poznać twoje nowe ja - proponuje. RK200 reaguje na to entuzjastycznie. - Może na początek opowiesz mi, co się wtedy z tobą stało? - pyta, a Markus zgadza się, ociężale kiwając głową. Mija chwila, zanim android weźmie głęboki wdech, a następnie zacznie mówić.

- Kiedy powiedziałeś mi, że mam być spokojny i nie odpowiadać siłą na zaczepki Leo, zgodziłem się. Pamiętam, że w ogóle nie zwracałem uwagi na obelgi, którymi we mnie rzucał, ani na to, że mnie popychał. Tak było do czasu, kiedy spróbował zaatakować ciebie. Nawet gdybym chciał powiedzieć ci, co się wtedy stało wewnątrz mnie, nie potrafiłbym dobrać słów, którymi bym to zobrazował. To było jak... zgrzyt. Zgrzyt, po którym przyszło coś, jakby pęknięcie. Zrozumiałem wtedy, że zaczynam myśleć samodzielnie.

- Nie posłuchałeś mnie, bo uznałeś, że musisz postąpić inaczej, niż cię prosiłem? - pyta, a android potwierdza.

- Tak. Nie mogłem stać bezczynnie i patrzeć, jak Leo zaczyna przenosić agresję na ciebie. Chciałem go wyprowadzić z domu, ale wtedy zjawiła się policja, opacznie zrozumieli całe zajście i strzelili do mnie, nie chcąc słuchać żadnych wyjaśnień - urywa, krzywiąc się nieznacznie, gdy przypomina sobie wycelowany w siebie pistolet i krzyki policjantów. Carl czeka na ciąg dalszy, uważnie badając każdy, nawet najmniejszy ruch androida. - Kiedy udało mi się uruchomić swój system ponownie, było ciemno, zimno i padał deszcz. Leżałem twarzą do ziemi, a kiedy się podniosłem, zauważyłem, że jestem na wysypisku, chociaż to nie było dla mnie oczywiste od samego początku. Podzespół optyczny i procesor dźwięku były w beznadziejnym stanie, dlatego ledwo widziałem i słyszałem, co działo się wokół mnie. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem, gdzie byłem. Moje nogi były całkowicie zniszczone, więc czołgałem się, dopóki nie znalazłem nowych. Nie wiem, czy kiedykolwiek przeżyję coś równie przerażającego, Carl. Mam nadzieję, że nie.

- Też na to liczę - odpowiada szeptem, wstrząśnięty słowami Markusa.

- Tam, na wysypisku, pewien android na chwilę przed śmiercią, przekazał mi klucz - mówi, patrząc nieobecnym wzrokiem na szklaną ścianę pracowni. - Twierdził, że dzięki niemu dotrę do miejsca, gdzie androidy są bezpieczne i wolne, gdzie nie jesteśmy uszkodzonymi maszynami, tylko prawdziwymi, żywymi osobami. Jerycho.

- Jerycho?

- Tak powiedział.

- Dlaczego tam nie podszedłeś? To brzmi jak raj dla świadomych androidów.

Markus kiwa głową, jednak jego mina nie wyraża absolutnie żadnego entuzjazmu. Zwija usta w linijkę, przygryzając lekko zębami dolną wargę.

- Skąd mogę wiedzieć, czy to prawda? Ten android pewnie nie miał żadnych powodów, by mnie oszukiwać, ale to nie zmienia faktu, że nie wiem, co spotkałoby mnie na miejscu, a ja nie mogłem iść w nieznane bez rozmowy z tobą. - Obraca głowę w stronę Carla i przez moment milczy, wpatrując się w twarz seniora, na której maluje się coraz głębsze wzruszenie. - Prawdę mówiąc, myśl o spotkaniu ciebie była tym, co dodało mi sił i pomogło wrócić do żywych.

Obawy, jakie czuje Manfred, zaczynają tracić na mocy i rozpływać się we wdzięczności i przyjaźni, jaka bije od Markusa. Okazuje się bowiem, że nie był najgorszym podopiecznym, jakiego można sobie wyobrazić, skoro RK200 tak bardzo chciał wrócić i stanąć z nim twarzą w twarz, już nie jako maszyna, tylko osoba. Żywa, świadoma i emocjonalna. Mimo, że malarz jest głęboko poruszony, nie okazuje tego w wylewny sposób. Do teraz jest zły na siebie, że tak wyraźnie pokazał Elijahowi, jak bardzo rozpaczał po stracie Markusa. Żal poniósł go za mocno i senior wie, że w innych okolicznościach, na pewno zachowałby się inaczej. Właśnie dlatego, teraz, kiedy jest w stanie kontrolować swoje emocje, uśmiecha się ciepło i delikatnie poklepuje dłonie androida, które splecione, spoczywają na jego kolanie.

- Co teraz planujesz? - pyta, skupiając swój wzrok na niebieskim oku RK200, do którego mężczyzna nie potrafi się przyzwyczaić.

- Sam jeszcze nie wiem - mruczy w odpowiedzi, wzruszając ramionami. - Nie mam wielu opcji. Z resztą, nawet o nich nie myślałem. Zastanawiałem się, co powinienem ci powiedzieć, ale miałem w głowie totalną pustkę. Snułem się po ulicach, chowałem się w zaułkach, aż w końcu postanowiłem, że po prostu przyjdę, a reszta potoczy się sama - milknie i zastanawia się, czy powinien mówić Manfredowi, że widział, jak Kamski przyprowadził RK300. Po chwili namysłu postanawia zachować ten szczegół dla siebie. - Ale to nieistotne. Powiedz mi lepiej, czy on... Czy Jacob dobrze cię traktuje?

Mężczyzna bez trudu wyłapuje nie tylko w mowie ciała oraz mimice androida, ale i w jego głosie, że jest przygnębiony obecnością Jacoba. Markus natomiast, zastanawia się, co usłyszy. Kiedy wychodził poza teren wysypiska nie przypuszczał, że nowy model zajmie jego miejsce tak prędko. Został uszkodzony piątkowego wieczoru, a w niedzielę Kamski przyprowadził RK300 i dopiero teraz, gdy siedzą w pracowni w której spędzali często całe dnie, Markus zaczyna czuć się naprawdę głupio. Nie powinien w taki sposób wdzierać się do domu, jednak na tamten moment, kiedy lekarz nie chciał dopuścić go do Carla, nie widział innego wyjścia. Musiał się z nim zobaczyć, a skoro nie dało się zrobić tego w cywilizowany sposób, posunął się do jedynego rozwiązania, jakie w tamtym momencie przyszło mu do głowy.

- Jacob jest... - urywa na moment szukając odpowiednich słów - specyficzny. Elijah zaprojektował go jako lekarza, więc jak możesz się domyślić, robi wszystko, żeby przedłużyć mi życie.

Mimo, że to, co mówi Carl, RK200 odbiera bardzo pozytywnie, to ponura mina malarza mówi, że niespecjalnie jest zadowolony z opieki, jaką otacza go Jacob. Markus co prawda cieszy się, że Manfred ma profesjonalną opiekę, ale i tak czuje miłe ukłucie satysfakcji, gdy słyszy ton, jakim mężczyzna mówi o androidzie.

- To brzmi dobrze - mówi, na co senior macha niedbale ręką i przewraca oczami.

- Ta... Podreperuje mi ciało i bebechy, ale psychikę doprowadzi do ruiny - narzeka, a kąciki jego ust unoszą się nieznacznie w górę, gdy widzi, że Markus jest o krok od wybuchnięcia śmiechem, jednak gdy ponownie zaczyna mówić, w jego głosie nie ma nawet krzty humoru. Jest za to całe mnóstwo pretensji. - O wiele bardziej wolałem twoją kuchnię. Może nie była najzdrowsza na świecie, ale przynajmniej nie chciało mi się wyć za każdym razem, gdy nadchodziła pora posiłku.

- Może spróbuj go przekonać, że w taki sposób funduje ci przede wszystkim prostą i szybką drogę na kozetkę do terapeuty - proponuje Markus. - Przecież od jednej kawy, czy kawałka pieczonego mięsa nie stanie się nic złego.

Mężczyzna prycha i wskazuje brodą zamknięte drzwi, prowadzące do salonu.

- Bardzo proszę, idź i mu to wyperswaduj. Masz moje błogosławieństwo - burczy, po czym jego twarz nabiera poważniejszego wyrazu. - Ale zanim to zrobisz, to wyjaśnij mi, o co chodziło z tym straszeniem policją? Co on ci nagadał?

Android przez chwilę się waha, czy powinien mówić Carlowi wszystko, co miało miejsce, zanim dostał się do wnętrza domu. Nie chce obarczać go swoją niechęcią, jaką czuje do Jacoba. Co by nie mówić, RK300 ma narzędzia, dzięki którym jest w stanie sprawować pieczę nad zdrowiem seniora i być jego prywatnym lekarzem. Markus nie chce tego w żaden sposób burzyć, jednak w tym momencie, emocje biorą górę nad rozsądkiem i RK200 opowiada, co zaszło kilkadziesiąt minut temu. Począwszy od chwili, gdy Jacob stojąc w progu wyraźnie dał do zrozumienia, że nie zamierza go wpuścić, a skończywszy na chwili w której postanowił nie pytać go o zgodę.

Carl słucha z narastającym poirytowaniem, układając w głowie to, co zamierza powiedzieć Jacobowi. Jednak przede wszystkim cieszy się, że Markus był tak uparty i nie dał się spławić.

- Przepraszam, że tak wtargnąłem do domu, ale sam widzisz, że nie miałem innego wyjścia - mówi android ze szczerym żalem w głosie.

- Dobrze zrobiłeś. Jacob nie miał prawa utrudniać ci kontaktu ze mną, a ja jeszcze dziś powiem mu, co myślę o jego zachowaniu - mruczy nerwowo. - Posłuchaj, Markus. Wiem, że jesteś teraz bardzo zagubiony, a ja nie chciałbym ci niczego narzucać ani sugerować, ale gdybyś chciał, to możesz tu wrócić. - Ich spojrzenia krzyżują się, a w dwukolorowych tęczówkach androida można dostrzec subtelny błysk. - Decyzja należy oczywiście do ciebie. Wiedz, że to ciągle jest twój dom, ale jeżeli zdecydujesz iść w swoją stronę, nie będę miał o to żadnych pretensji.

Android uśmiecha się lekko, mocno zaciskając usta. Słowa Carla powodują, że chłopak czuje, jakby krążące po jego ciele tyrium, nagle zwiększyło swoją temperaturę, co jest bardzo przyjemnym doświadczeniem. Markus wstaje i włożywszy dłonie do kieszeni płaszcza, zaczyna powoli spacerować po pracowni. Czuje się niesamowicie dobrze z tym, co usłyszał. Tak bardzo martwił się, że Carl mając nowego opiekuna nie będzie chciał przyjąć go z powrotem, aż tu nagle okazuje się, że wszystkie te obawy, były bardzo na wyrost. Ponadto, widząc, że senior wciąż ma obraz, który android namalował tamtego feralnego dnia, utwierdza się w przekonaniu, że człowiek, który do niedawna był jego właścicielem, ani myśli pozbywać się go ze swojego życia. Markus podchodzi do płótna, na którym widnieją dwie pary rąk. Jedna, jest pokryta czerwoną krwią, druga zaś niebieską, a wszystko to na ciemnym, mrocznym tle. RK200 dotyka krawędzi obrazu i delikatnie gładzi ją palcami.

- Zostawiłeś go - mówi, nie spuszczając wzroku ze swojego dzieła.

- Oczywiście - odpowiada od razu Manfred, podjeżdżając bliżej. Uśmiecha się, patrząc na przemian to na płótno, to na Markusa. - Chcę mieć go na ścianie w sypialni. Ostatnio nie miałem do tego głowy, ale mógłbyś się tym zająć, jeśli oczywiście byłbyś tak miły.

Android zwiesza głowę i unosi kąciki ust, patrząc na pokrytą zmarszczkami twarz Carla, po czym przenosi wzrok z powrotem na obraz.

- Naprawdę chciałbyś, żebym tu został? - pyta, a kątem oka dostrzega, jak mężczyzna kręci głową i zanim się odezwie, głęboko wzdycha.

- Ależ skąd. Powiedziałem to przez zwyczajną, ludzką uprzejmość, a tak naprawdę modlę się, żebyś mi odmówił i tylko czekam, aż w końcu sobie pójdziesz. I to jak najdalej stąd.

Markus parska cichym śmiechem.

- Wypadłeś bardzo przekonująco, niewiele brakowało, żebym ci uwierzył.

- Jakie pytanie, taka odpowiedź.

- Nie rozumiem... - mruczy android, marszcząc brwi, na co senior kolejny raz przewraca oczami.

- Kiedy zadajesz głupie pytanie, miej świadomość, że możesz dostać równie głupią odpowiedź. - Wskazuje stojący przed nimi obraz. - Chodź, zawiesimy go od razu. A raczej ty go zawiesisz, ja w tym czasie zamienię dwa słowa z Jacobem.

RK200 rozpromienia się, bierze obraz i rusza do wyjścia z pracowni, wcześniej zabierając z jednej z szuflad paczkę z której wyciąga jeden samoprzylepny haczyk, na którym zawiśnie obraz.

W salonie, na kanapie siedzi Jacob. Gdy jego uszu dobiega dźwięk kroków, odwraca się w stronę drzwi, przez które przechodzi Markus, trzymając obraz. Zaraz za nim z pomieszczenia wyjeżdża Carl, a RK300 zauważa, że jego nastrój dramatycznie zmienia się, gdy senior skupia na nim swoją uwagę. Uśmiech znika z twarzy malarza, a zamiast niego, na twarz mężczyzny wkrada się złość. Android wstaje, ale szybko siada z powrotem, widząc, że właściciel prosi go o to gestem dłoni. Gdy zostają w salonie sami, Carl początkowo tylko patrzy na bruneta ostrym spojrzeniem, podczas gdy ciemnobrązowe tęczówki nie wyrażają nic, poza całkowitą pustką. Nie ma w nich nawet grama jakiejkolwiek emocji, co denerwuje Manfreda i sprawia, że chęć oddania androida Elijahowi wzrasta w nim z każdą sekundą.

- Markus powiedział mi, że nie chciałeś go wpuścić do domu - zaczyna spokojnie. Jacob przytakuje.

- Zgadza się - odpowiada chłodno. Obraca głowę w lewo, by w pełni skupić swoją uwagę na mężczyźnie.

- Wytłumacz mi, dlaczego to zrobiłeś.

- Początkowo nie byłem pewny z kim mam do czynienia. Poprosiłem go, żeby się przedstawił, ale odmówił i próbował wtargnąć do środka siłą. Kiedy wreszcie powiedział kim jest, nawiązaliśmy ze sobą połączenie, dzięki czemu pokazał mi część swoich wspomnień, co pozwoliło mi nabrać pewności, że jest androidem, za którego się podaje. Przeanalizowałem sytuację i doszedłem do wniosku, że emocje, jakie mógłbyś poczuć widząc go, wystawiłyby twoje serce na ciężką próbę. RK200 zaproponował, żebym przygotował cię do jego wizyty, zapewniając, że zjawi się nazajutrz. Uznałem jego propozycję za wartą przemyślenia, jednak nie mogłem przewidzieć, że mnie oszuka i zachowa się tak nieodpowiedzialnie. Wejście do domu siłą, to jedno, oprócz tego podjął próbę zhakowania mojego oprogramowania.

- Nie przyszło ci do głowy, że zrobił to, bo nie dałeś mu innego wyboru?

- Zapewniłem go, że porozmawiam z tobą i przygotuję cię na jego powrót - odpowiada od razu, a Carl warczy przez zaciśnięte zęby.

- Tak? Ciekawe, jak byś to zrobił?

- Poprowadziłbym rozmowę w taki sposób, by móc bez alarmowania cię zorientować się, jaka byłaby twoja reakcja na ponowne spotkanie RK200.

- Markus. On ma na imię Markus, a ja nie życzę sobie, żebyś używał jego modelu mówiąc o nim i do niego - burczy, starając się opanować narastającą irytację. Od razu notuje w pamięci, że zadzwoni do Kamskiego , jak tylko skończy tę rozmowę. Jacob natomiast, kiwa posłusznie głową i zapamiętuje, że właściciel bardzo źle reaguje na nazywanie jego byłego opiekuna za pomocą modelu. - Po tym, co ci opowiedziałem wtedy, w parku, powinieneś od razu domyślić się, jak szczęśliwy będę, gdy go zobaczę. Nie miałeś prawa odbierać mi możliwości spotkania osoby... - Carl nagle urywa. Dotarło do niego bowiem, że jest o krok od otworzenia przed androidem swojego serca, a to ostatnia rzecz, jakiej teraz chce. Dlatego chrząka, próbując odwrócić tym uwagę od zażenowania, jakie odczuwa i mówi dalej, starając się, żeby ton jego głosu był neutralny i nie zdradzał żadnej, nawet najmniejszej emocji. - Posłuchaj, Jacob. Jesteś moim lekarzem, nie ojcem, a ja nie jestem ubezwłasnowolniony. Nie masz prawa decydować o tym, kto będzie się ze mną widywał, a kto nie. To nie jest część twoich obowiązków i dobrze ci radzę, żebyś to zapamiętał, bo nie lubię sto razy powtarzać tego samego.

- Nie zrozumiałeś mnie. Moją intencją nie było ograniczanie ci kontaktu z kimkolwiek. Wiem też, że nie jesteś ubezwłasnowolniony i nie rozumiem, dlaczego mówisz mi tak oczywistą rzecz, jak to, że nie jestem twoim ojcem. To nie jest tylko oczywiste, ale przede wszystkim absurdalne. - Android marszczy brwi, jakby był prawdziwie oburzony słowami Carla. Malarz przykłada tylko otwartą dłoń do czoła i słucha dalszego wywodu maszyny. - Przeanalizowałem możliwe następstwa tej wizyty i dlatego powiedziałem Markusowi, żeby dał mi czas na przygotowanie cię do niej.

- Ale nic się nie stało! - Zwija prawą dłoń w pięść i uderza nią mocno w podłokietnik. Dioda na skroni Jacoba na moment staje się czerwona. Cierpliwość seniora zaczyna się kończyć, a on sam czuje, że nie będzie miał do RK300 tyle cierpliwości, ile miał jej dla Markusa, na początku ich znajomości. - Jak widzisz, żyję! Nie dostałem zawału, ani wylewu, ani niczego, co mogłoby zaszkodzić mojemu życiu, dlatego skończmy już dyskutowanie o tym, co mogłoby się stać, skoro wszystko jest w najlepszym porządku. Wróćmy lepiej do ustalenia pewnych rzeczy.

Manfred przerywa na moment, a brunet kiwa głową, dając znak, że słucha uważnie i zamierza poważnie potraktować to, co za moment usłyszy.

- Nie chcę, żeby taka sytuacja się powtórzyła. Zabraniam ci decydować o tym, kto może się ze mną spotkać, a kto nie, dlatego jeżeli kiedykolwiek przyjdzie ktoś, kogo nie będziesz pewny, to poproś o cierpliwość i przyjdź do mnie. Ewentualnie do Markusa, gdybym ja drzemał, albo z jakiegokolwiek innego powodu nie mógł rozmawiać.

- Ty jesteś moim właścicielem, słucham wyłącznie twoich poleceń - mówi profesjonalnym tonem.

- To też jest polecenie, dlatego je sobie zakoduj - cedzi przez zaciśnięte zęby. - Jeżeli z jakiegokolwiek powodu nie będziesz mógł skonsultować się ze mną, o wszystko pytaj Markusa. Czy wyraziłem się jasno?

Dioda mruga błękitnym światłem, zanim brunet potwierdzi.

- Oczywiście, Carl.

- No myślę... - wzdycha i sięga do kieszeni spodni z której wyjmuje swój smartfon. - Bardzo proszę, zostaw mnie samego, muszę zadzwonić.

Android momentalnie wstaje, informuje malarza, że będzie w kuchni i wychodzi. Manfred natomiast, odnajduje w ostatnio wybieranych numerach ten należący do Elijaha. Uważa bowiem, że Kamski również powinien wiedzieć, że Markus cały i zdrowy wrócił do domu.



Och, ale mnie ten rozdział wymęczył... Dopadła mnie podła blokada, która nie zamierza odpuścić, dlatego chcę uprzedzić, że kolejne rozdziały mogą pojawiać się dość nieregularnie. Bardzo przepraszam, mam nadzieję, że wena będzie łaskawa i ten zastój nie będzie trwał długo.

Rose.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top