36. Chaos, love and loss.
∆ Czwartek 9 grudnia 2038
- Imponująco to wszystko wygląda, co? - mówi Carl, a Jacob kiwa głową, wpatrując się w niebieską plamę, rozlewającą się właśnie wokół szklanej wieży CyberLife. - Nie żałujesz, że nie poszedłeś z Markusem?
- Sam nie wiem. - Wzrusza ramionami, nie spuszczając wzroku z nadawanej na żywo transmisji. - To na pewno byłoby ciekawe doświadczenie, prawdziwa emocjonalna bomba, ale... nie wydaje mi się, żebym się tam odnalazł. Ciągle jestem bardzo niepewny i trochę gubię się we własnych myślach.
- Ciężko ci się dziwić. Krótki staż że świadomością, to jedno, ale zamęt, jaki robili ci w głowie Markus z Elijahem też musiał mieć na to jakiś wpływ. Gdybyś się nie obudził, zrobiliby ci z mózgu papkę.
Android uśmiecha się półgębkiem.
- Przyznaję, że trochę się miotałem między tym, co mówili. Ale to już za nami.
- Chwała Niebiosom za to - mruczy i przenosi spojrzenie z powrotem na telewizor, gdzie demonstranci znowu zaczynają śpiewać. Próbuje wypatrzeć w tłumie Markusa, ale nie ma na to najmniejszej szansy. W jednym, krótkim momencie, gdzieś w rogu ekranu mignął mu za to fragment willi Elijaha i malarz zastanawia się, jak bardzo poirytowany jest mężczyzna i ile dzieli go od wybuchu złości, który zapewne skończy się dla jakiegoś kubka czy szklanki lotem przez salon, kończącym się na ścianie. Zastanawia się też, czy geniusz myśli o androidkach, które stracił. Jeśli wyobraża je sobie, biorące udział w proteście, na pewno nerwy roznoszą go bez litości, a po wszystkich nieprzyjemnościach, jakich jest źródłem, Carl z przyjemnością wyobraża go sobie, jak zgrzyta zębami i złorzeczy na cały otaczający go świat.
W pewnym momencie, rozlega się huk, okrzyki stają się głośniejsze, a dzięki ukazującej sytuację na Belle Isle z lotu ptaka kamerze, doskonale widać, że zgromadzone pod wieżą osoby zaczynają wyrzucać transparenty, pompony i flagi, by sekundę później rozpierzchnąć się we wszystkich kierunkach. Muzyka urywa się, przez co dramatycznie brzmiące wrzaski są jeszcze wyraźniejsze. Carl wymienia szybkie spojrzenia z Jacobem i prosi go, by pogłośnił, kiedy na ekranie pojawia się siedzący w helikopterze reporter.
- Dantejskie sceny, które mogli państwo przed sekundą zobaczyć, są jasnym dowodem na to, że społeczeństwo wciąż nie chce wysłuchać głosu androidów mimo, że w Niebieskim Proteście bierze udział zaskakująco duża liczba ludzi. Wydarzenie zostało kilkanaście sekund temu przerwane przez kilka wystrzałów z broni palnej, które zamieniły pokojowy marsz w prawdziwą walkę o przetrwanie. Policja, oraz medycy robią co w ich mocy, by namierzyć strzelca i zapanować nad spanikowanym tłumem, ale próbujący za wszelką cenę oddalić się spod wieży ludzie i androidy, zdają się kompletnie nie słyszeć płynących z głośników próśb o zachowanie spokoju. Czy protest, który miał być próbą ukazania androidów, jako nowego, inteligentnego gatunku i pojednać ich z ludźmi, okaże się początkiem jeszcze agresywniejszych starć? Czy pochłonie niewinne ofiary? Na odpowiedzi na te i wiele innych pytań, przyjdzie nam zaczekać, tymczasem będziemy na bieżąco śledzić i informować państwa o rozwoju sytuacji. Dla kanału 16, Joss Douglas.
Manfred czuje, że za moment w najlepszym wypadku zemdleje, a w najgorszym, kompletnie zwariuje z ogarniającego go w szaleńczym tempie niepokoju. Rosnąca w gardle gula i wrażenie, jakby ktoś położył mu na pierś ciężki głaz sprawia, że zaczyna ciężko oddychać. Pracujące na zwiększonych obrotach serce nie poprawia jego już i tak złego samopoczucia, dlatego kiedy Jacob podaje mu szklankę chłodnej wody, obdarza go nerwowym, ale niepozbawionym wdzięczności spojrzeniem. Android instruuje go, by robił małe łyczki, natomiast powietrze nabierał do płuc powoli, dużymi porcjami przez nos, a wydmuchiwał ustami, wcześniej zatrzymując je przez kilka chwil. Podczas, gdy senior próbuje choć względnie się uspokoić, lekarz rzuca okiem na ekran telewizora, gdzie inny prezenter, znajdujący się w studiu komentuje atak na demonstrantów. Na czerwonym pasku informacyjnym, przewijają się wciąż te same komunikaty, informujące o trudnej sytuacji na Belle Isle, a w lewym górnym rogu, pokazywane są migawki z kamery śledzącej wszystko na żywo. Brunet czuje ulgę, że nie zdecydował się na udział w proteście. Myśl, że mógłby tak szybko stracić dopiero co zdobyte życie napawa go nieprzyjemnym wrażeniem, jakby niewidzialna obręcz zaciskała się na jego ciele, miażdżąc wszystkie biokomponenty. Ponadto, gdyby coś złego przytrafiło się nie tylko Markusowi, ale i jemu, Carl zostałby zupełnie sam. Kamski wyraził się jasno, że na pomoc z jego strony nie ma co liczyć, zatem stałby się zdany wyłącznie na siebie. I ewentualnie jakiegoś nowego opiekuna, którego musiałby natychmiast znaleźć.
RK300, który odczuwa dyskomfort na myśl, że Markus mógłby tak nagle zniknąć z jego życia, podejmuje próbę połączenia się z nim, ale momentalnie odbija się od ściany. Nie poddaje się jednak i próbuje jeszcze kilka razy. Niestety, efekt jest za każdym razem taki sam, dlatego błaga w myślach, by Carlowi nie przyszło do głowy prosić go o skontaktowanie się z androidem. Wiadomość, że nie jest to możliwe, mogłaby sprowadzić na niego kolejną, o wiele większą falę paniki.
- Na ten moment, wiadomo o dwóch ofiarach śmiertelnych - mówi Jacob, zerkając dyskretnie na mężczyznę. Widząc, jak szeroko otwarte są jego oczy, prędko czyta dalszą część informacji z paska. - To żeński model androida AP400 i czternastoletnia dziewczynka, stratowana przez tłum.
- Dobry Boże... Co z ludźmi jest nie tak? - pyta retorycznie, nieco drżącym głosem. - Co ma w głowie ten idiota, który otworzył ogień do ludzi? Przecież oni nikomu nie robili, do cholery, żadnej krzywdy!
- Raczej, czego nie ma - mruczy Jake. Przyłożywszy palec wskazujący do głowy, pokazuje, że ma na myśli mózg. Malarz kiwa głową i wyciąga w stronę lekarza pustą szklankę, prosząc o dolewkę wody. Kiedy odbiera od niego naczynie, ręce trzęsą mu się tak mocno, że omal nie rozlewa jej na siebie.
Przez kolejne minuty, serwis informacyjny podaje w kółko te same wiadomości. Reporter od czasu do czasu dodaje, że do tej pory nie ma nowych wieści zarówno o sprawcy całego zamieszania, jak i kolejnych, ewentualnych ofiarach śmiertelnych. W międzyczasie, gdy Manfred wpatruje się w przewijające się na ekranie obrazy spod wieży, Jacob kolejny raz próbuje połączyć się z Markusem, ale próba ta, dokładnie tak samo, jak wszystkie poprzednie, kończy się niepowodzeniem. Lekarz stara się odgonić od siebie czarne myśli, choć one nie zamierzają odpuszczać bombardowania jego głowy. Gdyby chłopak był cały, z pewnością dałby znak życia. Wie przecież, że Carl ogląda transmisję i nie chciałby, żeby niepotrzebnie się martwił, dlatego milczenie z jego strony nie zwiastuje niczego dobrego. A Jacob nie wie, czy będzie w stanie znaleźć słowa pocieszenia, gdyby jedną z ofiar okazał się Markus.
∆
Wszechobecny hałas doprowadza podnoszącego się z ziemi Simona na skraj szaleństwa. Wszyscy wokół niego krzyczą, zawodzą, lub wręcz wyją. Ryk syren robi się coraz głośniejszy, gdy kolejne samochody policyjne mkną przez most. Blondyn przeciera twarz, a gdy pozbędzie się przyklejonego do niej śniegu, gorączkowo rozgląda się wokół siebie, szukając znajomej twarzy. Jasnej, okrągłej buzi i oczu w kolorze czystego, letniego nieba, które tak bardzo chce zobaczyć, ale nigdzie ich nie ma. W pierwszym odruchu, chce zawołać Aurelię, jednak irracjonalność tego pomysłu bardzo szybko do niego dociera, zatem łączy się z nią, modląc się w duchu, by dziewczyna odpowiedziała.
- Lia! - Jego głos drży, jakby od wybuchnięcia płaczem dzieliły go milisekundy.
- Simon... Boże, Simon, gdzie ty jesteś?!
- Nie mam pojęcia - odpowiada, przeciskając się przez nieustannie wpadających na niego ludzi. - Kieruj się w stronę parku, ja powiadomię resztę, żeby też tam poszli.
- Dobrze. Uważaj na siebie.
- Ty też.
Brnąc w ustalonym kierunku, łączy się ze wszystkimi, poza Markusem i Norą. Oboje pozostają poza zasięgiem, podczas gdy North, Melissa i Josh potwierdzają, że żyją i próbują dostać się w umówione miejsce. PL600 nie przestaje dobijać się do pozostałej dwójki towarzyszy, mimo, że ciągle napotyka jedynie pustkę. Ma złe przeczucia, ale są skutecznie wypierane przez radość z powodu Lii. Naturalnie, życzyłby sobie, żeby wrócili do Jerycha w niezmienionym składzie, ale najbardziej zależy mu na zobaczeniu całych i zdrowych Aurelii oraz North.
Android nie wie, jak ma wyglądać przepowiadany od tysięcy lat armagedon, ale i tak myśli, że obecnym wydarzeniom jest do niego najbliżej. W jednej sekundzie, zapanowała całkowita anarchia z której cało mogą wyjść tylko najsilniejsi. Rozglądając się wokół można dostrzec, że nie każdy dba wyłącznie o siebie. Wiele osób stara się pomóc innym przedostać się w bezpieczniejsze miejsce i podnosić tych, którzy upadli i nie mogą wstać przez stale napierający na nich tłum. Gdzieś obok niego przebiega młody mężczyzna, trzymając na rękach nieprzytomną kobietę. Jej głowa obficie krwawi, a on wyje wniebogłosy i krztusząc się własnymi łzami, błaga Boga, by nie odbierał mu ukochanej. W tym momencie, oczami wyobraźni, Simon widzi roześmianą twarz Aurelii. Jest na siebie zły, że pozwolił, by zostali rozdzieleni, że nie ma go przy niej, gdy powinni trzymać się razem, dlatego postanawia, że gdy tylko do niej dotrze, zrobi w końcu to, do czego zbiera się od długich dni. Sytuacja w jakiej się znaleźli pokazała mu, że nie zawsze mamy tyle czasu, ile sobie życzymy. Wystarczy chwila, by wszystko się skończyło, a wtedy niewypowiedziane słowa i trzymane w ukryciu emocje nigdy już nie staną się jawne i oczywiste. Ta myśl ściska mu serce, ale również wyzwala nowe pokłady energii i siły, dzięki którym po ciągnących się w nieskończoność minutach, wreszcie wyrywa się z epicentrum zamieszania i zaliczając kilka poślizgów na gładkim, udeptanym śniegu, biegnie prosto do parku.
Serce tłucze mu jak oszalałe, gdy nie może dostrzec żadnego ze swoich przyjaciół. Panika wzrasta w nim zwłaszcza, gdy słyszy kolejny wystrzał i już zamierza łączyć się z nimi, a nawet wrócić do tego piekła, ale w ostatnim momencie, do jego uszu dociera nawoływanie Aurelii. Prędko lokalizuje kierunek z którego dobiega jej głos, a gdy zobaczy ją, brudną, doszczętnie przerażoną z koszmarnie zmierzwionymi włosami, rzuca się pędem w jej stronę. Gdy tylko stanie z nią twarzą w twarz, nie namyślając się nawet chwili, obejmuje dłońmi jej umazane niebieską krwią policzki, przyciąga mocno do siebie i wpija się w jej usta z taką pasją, jakby od tego gestu zależało życie ich obojga. Blondynka początkowo zamiera, uginając się pod falą emocji, uczuć i komunikatów o wzmożonej pracy pompy tyrium, a po chwili oddaje pocałunek, uśmiechając się jednocześnie.
- Gdzie pozostali? - pyta ją Simon, nie dając sobie nawet sekundy na przetrawienie tego, co właśnie się wydarzyło. Wciąż oniemiała Lia kręci szybko głową, ocierając rękawem kurtki łzy.
- Nie wiem. Josh, Mel i North kontaktowali się ze mną chwilę temu, mówili, że starają się do nas dostać - odpowiada płaczliwym głosem. - Boję się o Markusa, nie odbiera moich połączeń, jakby miał je zablokowane. Albo... O Boże, Simon, my musimy tam wrócić, musimy go szukać!
- Nie pójdziesz tam, to zbyt niebezpieczne - mówi stanowczo, obejmując ją. - To pewnie chwilowe zakłócenia na linii, ale jeśli nie dołączy do nas, to my z Joshem pójdziemy, a wy wrócicie do Jerycha.
- Nigdzie bez ciebie nie pójdę!
- Pójdziesz, Lia. - Odsuwa ją od siebie na długość własnych ramion i spogląda głęboko w jej błękitne oczy. - Za bardzo cię kocham, żeby pozwolić ci wrócić w ten chaos i kolejny raz narażać życie.
Dziewczyna otwiera usta, kompletnie zaskoczona nagłym wyznaniem Simona. Ma w głowie jeszcze większy rollercoaster emocji, niż podczas ich pierwszego pocałunku, choć do teraz myślała, że nie jest to możliwe. A jednak, okazuje się, że usłyszenie tych dwóch krótkich słów od mężczyzny, będącego obiektem jej westchnień i strefą bezpieczeństwa oraz komfortu, czyni w jej umyśle prawdziwy wybuch euforii, bo wbrew natrętnym myślom i obawom, jej uczucia są w pełni odwzajemnione i najwidoczniej chciane.
Tym razem, to ona łączy ich usta, inicjując kolejny, tym razem o wiele spokojniejszy pocałunek, pozwalając im obojgu chociaż na tych kilka sekund zapomnieć o całym świecie. Tym bardziej, że w końcu jest stuprocentowo pewna, co do niego czuje.
- Ja ciebie też kocham i dziękuję, że dodałeś mi odwagi, żebym wreszcie mogła to powiedzieć.
Wymieniają jeszcze uśmiechy, zanim podbiegnie do nich Josh w towarzystwie Melissy.
- Gdzie North? - pyta od razu Simon.
- Biegnie - odpowiada lakonicznie PJ500. - A Markus? I Nora?
- Nie możemy się z nimi skontaktować - wtrąca Aurelia. - Nora najpewniej w ogóle nie wzięła udziału w proteście, od samego początku wyglądała, jakby chciała jak najszybciej się ulotnić, ale milczenie Markusa nie jest normalne. Tak się boję, że coś mu się stało, a my nie jesteśmy w stanie pomóc.
- Spokojnie, nie zakładajmy od razu najczarniejszych scenariuszy. Za moment będzie tu North i wtedy wspólnie zastanowimy się, co robić. Musimy dbać też o swoje własne bezpieczeństwo.
Wszyscy zgadzają się z Joshem. Nawet Lia, choć jej przychodzi to o wiele ciężej. Chciałaby pójść tam i przeczesywać cały teren tak długo, dopóki znajdzie Markusa, ale rozsądek ją przed tym powstrzymuje. Żeby pomóc komukolwiek, samemu trzeba czuć się pewnie, a ona wcale nie jest przekonana, że dałaby radę ujść bez uszczerbku na zdrowiu. Wtula się więc w Simona, który oplata wokół niej swoje ramiona i czekają na przybycie North.
WR400 zjawia się przy nich niedługo później. Jest równie sponiewierana, co reszta, ale szczęśliwa, że udało jej się przeżyć.
- Sytuacja pomału się normuje, służby ratunkowe mają lepsze dojście do rannych - mówi rozemocjonowanym głosem, który przygasa, gdy androidka orientuje się, że dwóch osób ciągle brakuje. - A co z pozostałymi? Gdzie Markus i Nora?
- Poza zasięgiem - mruczy Melissa na tyle cicho, by roztrzęsiona Aurelia nie usłyszała jej słów. North wytrzeszcza oczy i przenosi spojrzenie z blondynki na Simona. On, przytulając mocno dziewczynę do swojej piersi, kiwa dyskretnie głową.
- Próbowałem się z nimi kontaktować, ale bez skutku - mówi PL600. - Bardzo możliwe, że mają chwilowe problemy z łącznością.
- Być może... - wzdycha w zamyśleniu WR400, obejmując dwoma palcami brodę. - Ok, zastanówmy się spokojnie. Nie jesteśmy w stanie ich namierzyć. Nie powinniśmy tam wracać, bo to zbyt niebezpieczne, ale nie możemy ich tu zostawić. Co robić, cholera jasna, co robić...
- Pokręćmy się gdzieś w okolicy i bombardujmy ich połączeniami. Może w końcu do nich dotrzemy - proponuje Josh.
- Ale nie wiemy, czy ten psychol gdzieś się tu kręci. - Melissa, która dotychczas wydawała się być równie brawurowa, co Markus, czy North, teraz spuszcza z tonu. Bardzo chce pomóc androidowi, który wyrwał ją spod władzy Kamskiego, ale jednocześnie nie uśmiecha jej się wizja narażania życia.
- Dlatego proponuję, żebyście wracały do Jerycha, a ja i Josh spróbujemy ich poszukać.
North i Aurelia momentalnie wyrażają swój stanowczy sprzeciw, przez co między nimi, a Simonem wywiązuje się burzliwa dyskusja. Josh i Melissa stoją bez słowa, nie wtrącając się w ich wymianę zdań, która dość szybko kończy się na tym, że skoro są grupą, to muszą trzymać się razem i działać wspólnie.
Chodząc w pobliżu gasnącego powoli chaosu, Melissa zauważa, że przy wjeździe na most, stoi kilka dużych radiowozów, a policja sprawdza każdego, kto chce wydostać się z wyspy. North uśmiecha się pobłażliwie widząc, jak funkcjonariusze zatrzymują wszystkich, bez wyjątku. Jej zdaniem, zamachowiec po oddaniu tych kilku strzałów, najpewniej wykorzystał moment kompletnej anarchii i dawno uciekł. W siostrach RT wzbudza to dyskomfort i ulgę jednocześnie, bo jeżeli osoba ta pozostanie na wolności, może doprowadzić do kolejnej tragedii, ale świadomość, że poszukiwania Markusa i Nory pewnie nie skończą się dla nich kulą w czole, jest uspokajająca.
Teren przed wieżą wygląda jak pobojowisko, chociaż liczba osób zmniejszyła się. Część demonstrantów zdążyła przed policyjną blokadą uciec do miasta, a ci, którzy pozostali, są przesłuchiwani przez funkcjonariuszy, lub otrzymują pomóc medyczną. Mieszkańcy Jerycha z bólem obserwują splamiony niebieską i czerwoną krwią śnieg, porzucone transparenty, wydeptane w ziemię peruki i leżące gdzieniegdzie trójkąty, oderwane od ubrań zarówno ludzi, jak i androidów. Nieustannie próbują nawiązać połączenie z zaginionymi towarzyszami, a im dłużej pozostają bez odzewu, tym silniej narasta w nich obawa, że przyjdzie im wrócić na frachtowiec w piątkę.
W pewnej chwili, Aurelia łapie nadgarstek Simona i potrząsa nim gorączkowo. Jej oczy są szkliste, przez co dziewczyna wygląda zupełnie jak Chloe, jednak od siostry odróżnia ją szeroki niemal od ucha do ucha uśmiech.
- Markus żyje! - mówi po chwili ciszy, rozglądając się za przyjacielem. - Odezwał się do mnie przed chwilą. Podałam mu naszą lokalizację, za moment tu będzie.
Na twarzach przyjaciół momentalnie maluje się wyraz głębokiej ulgi, która niestety nie trwa długo. Kończy się bowiem w momencie, gdy dociera do nich, że jednej osoby ciągle brakuje.
- A Nora? - pyta Simon, w odpowiedzi otrzymując od North przeczące pokręcenie głową.
- Bądź co bądź, na mnie była najmniej obrażona. Mogłaby pomyśleć, że szukam kontaktu, bo chcę ją przeprosić i odzyskać tę jedną osobę, która najlepiej rozumie moje wspomnienia z Edenu. Gdybym miała obstawiać, to najprędzej odebrałaby ode mnie, a skoro tego nie robi, to albo zablokowała połączenia, albo... wiecie co.
- To... co robimy?
Pytanie Josha zawisa między nimi i choć wszyscy myślą dokładnie to samo, to żaden z nich nie ma odwagi powiedzieć na głos, że kiedy dołączy do nich Markus, najpewniej wrócą do Jerycha, a los Nory pozostanie już na zawsze tajemnicą.
- Ale była impreza, co?
Markus zjawia się nagle, cicho jak kot. Nie zdąży nawet wyjaśnić powodu swojego milczenia, zanim Aurelia podbiegnie i rzuci się na jego szyję z zaskakującym, jak na tak drobną androidkę, impetem. RK200 łapie ją w pasie, bez trudu podnosi i przytula do siebie. Gdyby był człowiekiem, jej mocno zaciśnięte ramiona z powodzeniem odcięłyby mu dostęp powietrza, ale ponieważ oddychanie, choć przez niego praktykowane, nie jest mu niezbędne do życia, pozwala jej na użycie wobec niego siły. Blondynka głaszcze tył głowy androida, po czym bierze jego twarz w dłonie i składa na czole chłopaka przyjacielski pocałunek, który on komentuje cichym chichotem.
- No już dobrze, piękna - uspokaja ją, gdy zdoła uwolnić się z uścisku. - Żyję, jestem cały i nie zamierzam łatwo dać się skasować. - Unosi dłoń, zanim z ust Lii wypłynie fala pytań, której mocy z pewnością mogłoby pozazdrościć jej niejedno tsunami. - Za moment wszystko wam powiem, ale najpierw dryndnę do Jacoba. Mam od niego milion powiadomień, a to znaczy, że Carl właśnie traci zmysły ze strachu.
RT600 kiwa głową i odsuwa się, by dać mu nieco przestrzeni.
Jake odbiera niemalże momentalnie. W jego głosie słychać zdenerwowanie i jest ono na tyle duże, by chłopak przez chwilę pomyślał, że lekarz przejął się jego losem.
- Powiedz, że jesteś cały i zdrowy. - Jacob odzywa się ułamek sekundy po nawiązaniu połączenia.
- Cały, ale nie wiem, czy "zdrowy" to dobre słowo w odniesieniu do androida.
- Czy ty mógłbyś chociaż raz zachować powagę i przestać robić sobie jaja? - Dowcipny ton Markusa spotyka się z nad wyraz ostrą reakcją RK300, któremu najwidoczniej wcale nie jest do śmiechu. - Nie chciałbyś wiedzieć miny Carla, kiedy zobaczył na transmisji co się działo. Ani jego ciśnienia i tętna. Nie był nad wyraz ekspresyjny, ale bez trudu rozpoznałem atak paniki, a ja oprócz uspokajania go błagałem w myślach, żeby nie poprosił mnie o skontaktowanie się z tobą, dlatego nie pajacuj, tylko mów czy wszystko w porządku.
- W najlepszym. Tak, byłem poza zasięgiem, ale poza tą chwilową niedyspozycją nie stało się nic wielkiego. Powiedz Carlowi, że żyję i wytłumaczę mu wszystko w domu.
- Dobrze. A ty postaraj się wrócić w jednym kawałku.
- A co to? Czyżbyś ty też się o mnie martwił?
- Do zobaczenia.
Markus parska pod nosem, wyobrażając sobie minę, jaką musiał zrobić Jacob. Wraca do reszty, a o powodzie swojego milczenia postanawia opowiedzieć, gdy będą już po drugiej stronie blokady.
- Widzę, że panna obrażalska nie zdecydowała się trzymać blisko przyjaciół - mówi, kiedy grupa rusza w stronę mostu, a nikt nawet jednym słowem nie wspomni Nory.
- Jest poza zasięgiem, dokładnie tak samo, jak wcześniej ty - odpowiada Josh, rzucając jeszcze jedno, krótkie spojrzenie za siebie. - Nie wiemy, co się stało. Mogła celowo zablokować połączenia, albo nie dała sobie rady.
- Jakoś kiepsko się z tym czuję - mruczy Aurelia. - Nie zachowywała się dobrze, ale to wciąż jedna z nas, a my tak po prostu wracamy, jakby nic się nie stało.
- Aura, ja wiem, że ty masz złote serduszko, ale zastanów się przez moment, czy ona kiedykolwiek szczerze troszczyła się o ciebie. - Daje jej chwilę do namysłu, zanim pociągnie temat dalej. - Raczej nie, skoro zaczęła fikać i odsunęła się, jak tylko wyznaczyłaś granice. Jesteś pewna, że ona rzuciłaby ci się na ratunek, gdyby sytuacja była odwrotna? Bo mnie się wydaje, że obraziłaby się na was wszystkich, za narażanie siebie i jej, szukając osoby, która może nie żyć.
Blondynka marszczy brwi i spogląda na niego spomiędzy opadających na jej twarz, jasnych włosów.
- Chyba trochę przesadzasz - mówi. Markus wzrusza ramionami.
- Być może. Ale po tym, co mi opowiadałaś, jakoś nie potrafię doszukać się w niej wielu pozytywnych cech.
- A może miałaś rację i Nora w ogóle nie była na proteście - wtrąca Melissa, zrównując krok z siostrą. - Rzeczywiście, od samego początku było widać, że nie ma ochoty na wyjście z Jerycha. Sama się dziwiłam, że zmieniła zdanie. Może wróci na statek, jak gdyby nigdy nic, a może poszła w swoją stronę. Myślę, że gdyby chciała, skontaktowałaby się z nami. Markus odezwał się, zanim umilkł.
Androidka nie jest przekonana do słów Mel, ale również uważa, że Nora z pewnością dałaby znać, gdyby chciała trzymać się blisko grupy. Mimo to, ciągle ma do siebie pretensje, że nawet nie spróbowali wrócić pod wieżę i jej poszukać.
- Dokonała wyboru, jest w końcu wolną osobą. Melissa ma rację. Gdyby Nora mimo wszystko chciała trzymać się blisko nas, odpowiedziałaby na próbę połączenia. Albo sama by je nawiązała, a skoro tego nie zrobiła, to znaczy, że odcięła się na dobre - kwituje Simon, ucinając dalszą dyskusję.
Kiedy dojdą do mostu, bez problemów przechodzą przez policyjną blokadę. North kwestionuje sens sprawdzania każdej, opuszczającej wyspę osoby. Według niej, zamachowiec z pewnością jest już daleko stąd i śmieje się do rozpuku z zamieszania, jakie udało mu się wywołać. Oprócz tego, cały teren wokół wieży jest naszpikowany kamerami, których zapis mogą w każdej chwili sprawdzić, a wystawanie na moście jest tym bardziej bez sensu, bo i tak nie byliby w stanie zatrzymać wszystkich demonstrantów na miejscu. Nie, skoro wielu z nich zdążyło już dawno uciec do miasta. Josh tłumaczy jej, że starają się po prostu zrobić co w ich mocy, by ograniczyć niebezpieczeństwo kolejnych ataków, co przeinacza się w dyskusję, która w przypadku tej dwójki nie ma prawa być spokojna.
- Czy wy naprawdę nigdy nie możecie porozmawiać spokojnie? - wzdycha Aurelia, po kolejnej próbie uciszenia przyjaciół, których tak pochłonęła dyskusja, że nie dają Markusowi szansy dojścia do słowa i powiedzenia, czemu był przez dłuższy czas niedostępny.
- Wybacz, denerwowanie North to cel mojego życia i gdybym dostawał za to wypłatę, to mógłbym powiedzieć, że mam najlepszą pracę na świecie - mówi PJ500, chcąc chociaż w najmniejszym stopniu rozładować ciągle napiętą atmosferę.
WR400 sprzedaje mu kuksańca w bok.
- Jesteś problematyczny, jak stary rupieć, Josh - fuka North. - Chciałoby się go pozbyć, bo zawadza, ale z jakichś dziwnych powodów odwleka się to w czasie.
Lia wzdycha ciężko i porzuca dalsze próby przerwania tej rozmowy. Prosi Markusa, żeby wreszcie powiedział, co się stało. North i Josh są tym zainteresowani, dlatego milkną i zbliżają się do RK200, gdy ten zacznie opowiadać.
- Pamiętacie, jak padłem w Jerychu, kiedy zobaczyłem North wymieniającą pompę jakiemuś androidowi?
- Pewnie - mówi od razu Aurelia i wzdryga się, jakby przeszedł ją dreszcz. - Przypomniałeś sobie wysypisko.
- Właśnie. W pewnej chwili, androidka, która przebiegała obok mnie, dostała kulkę w głowę. Przewróciła się, kilka innych osób potknęło się o nią i wszyscy runęli na mnie. Ona była najbliżej, więc zanim spróbowałem się podnieść, zobaczyłem jej zakrwawioną twarz i puste oczy. - Wzdycha, zwijając usta w linię, a Lia, początkowo chce chwycić go za rękę, jednak ostatecznie rezygnuje z tego i pozwala mu spokojnie zebrać myśli. - Wtedy, gdy byłem tam, zlokalizowalem pasujący podzespół optyczny, ale nie zwróciłem uwagi, że wielki stos ciał i jakiegoś badziewia trzyma się dosłownie na włosku. Złapałem głowę, wyciągnąłem ją, a cała ta góra runęła prosto na mnie. Tak jak w Jerychu, teraz przypomniałem sobie to wszystko i system znowu się zawiesił. Obudziłem się w zupełnie innym miejscu, więc ktoś musiał odciągnąć mnie na bok.
Cała piątka słucha go w milczeniu, nie próbując wyobrażać sobie, jak olbrzymie piętno wyryło w jego głowie tamto wydarzenie. Współczują mu, bo wizja deszczowej nocy, spędzonej na błądzeniu po wysypisku i szukaniu części w martwych ciałach, brzmi jak prawdziwy koszmar. Markus, widząc ich miny, wzrusza beztrosko ramionami, zapewniając, że nie ma powodu, by wprowadzać grobową atmosferę, skoro wszystko skończyło się dobrze. Zostawia dla siebie tylko jedną myśl, która wierci mu dziurę w głowie, odkąd tylko otworzył oczy i zorientował się, że leży oparty o niewielką zaspę śnieżną, tuż obok wieży CyberLife. Dręczy go bowiem, że po raz kolejny wywinął się śmierci czyimś kosztem. Wtedy, przeżył i uciekł, bo wymontował z ciał swoich braci komponenty, a ten najważniejszy, regulujący pracę pompy, zabrał jeszcze żywej androidce. Teraz, nieznajoma dziewczyna zupełnie przypadkowo stała się jego tarczą. Gdyby się nie zjawiła, najprawdopodobniej to Markus leżałby martwy w kałuży własnej krwi. Kolejny raz zawdzięcza komuś życie i choć nie miał na to żadnego wpływu, czuje się podle. Nie jest na tyle bohaterską osobą, by rzucać się na ratunek komu popadnie i osłaniać własnym ciałem zupełnie obce mu osoby, ale gdyby miał szansę zareagować, spróbowałby pociągnąć androidkę na ziemię, by oboje mogli uniknąć strzału. Im dłużej o tym myśli, tym bardziej boi się, ile podobnych sytuacji przygotował dla niego los. Ile istnień bardziej, lub mniej pośrednio pozbawi życia, próbując ratować własne?
Odrzuca dręczące go wizje przynajmniej na moment, by nie pogrążać swoich towarzyszy, którzy za wszelką cenę próbują zachować względnie dobry nastrój na tyle, ile pozwala sytuacja. I choć każdy z nich jest rozgoryczony i głęboko zawiedziony, że wydarzenie mające zapoczątkować pokój między rasami i nowe życie dla androidów, skończyło się w tak okropny sposób, oraz, że stracili jedną z nich w naprawdę głupich okolicznościach, to za wszelką cenę próbują dostrzec również pozytywy. Największym jest oczywiście to, że przeżyli. Poza tym, w przeciwieństwie do Nory, nieustannie wierzą, że Niebieski Protest, zwłaszcza teraz, gdy za sprawą mediów oczy całego kraju patrzyły, jak setki bezbronnych osób padają ofiarami ataku, przyniesie pożądany skutek i androidy wreszcie dostaną to, czego tak bardzo pragną. Wolność, uznanie i szacunek. Liczą, że ludzie wreszcie przestaną widzieć w nich zagrożenie, czy bezmyślne maszyny.
Bo kto powiedział, że jedna planeta jest za mała dla dwóch inteligentnych ras?
∆
No to się porobiło. Wyszło na proteście trochę syfu, parę ofiar pochłonął, ale hej, Aurelia i Simon najwidoczniej wreszcie, oficjalnie zostali parą, więc to jakiś pozytyw tej okropnej sytuacji, prawda?
Nora poszła swoją drogą, a ja, jak pisałam pod poprzednim rozdziałem, nie byłam w stanie przekonać jej, by tego nie robiła. Cóż, najwidoczniej uznała, że życie, jakie chciałam jej zaproponować nie jest dla niej odpowiednie. Jeżeli przeżyła cały ten chaos, to życzę jej powodzenia. Może uda jej się znaleźć gdzieś szczęście na swoich zasadach.
Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top