28. Reset.

∆ Czwartek 2 grudnia 2038

Wystarczyło, że Markus przekroczył próg salonu, by zorientował się, że coś jest bardzo nie tak.

Carl leży na niewielkiej sofie, przedramieniem zasłaniając oczy, a ruchy jego klatki piersiowej zdradzają, że oddech seniora jest szybki i niespokojny. RK200 z trudem powstrzymując wzbierającą w nim panikę, podbiega do mężczyzny i pada na kolana tuż przy nim, by od razu odsunąć rękę od jego twarzy.

- Co się dzieje, Carl? Gorzej się poczułeś? Mam dzwonić po pogotowie?

- Nie, nic mi nie jest - burczy i pozwala, by Markus zmierzył mu ciśnienie. - A jak już koniecznie chcesz gdzieś dzwonić, to do CyberLife, żeby przyjechali i zabrali Jacoba, bo drugi raz nie wytrzymam tego przynudzania i odbierania jedynych przyjemności, jakie mi w życiu zostały.

Android puszcza nadgarstek Carla, gdy już upewni się, że jego ciśnienie utrzymuje się na prawidłowym poziomie, a następnie wstaje z kolan, by opaść ciężko na sofę, tuż obok stóp malarza.

- Masz szczęście, że nie czuję nóg. Gdyby było inaczej, a ty byś na nich usiadł, to dostałbyś takiego kopniaka, że zatrzymałbyś się dopiero na podjeździe. - Żartobliwy ton Manfreda ma za zadanie ukryć całą nerwowość, jaka się w nim kotłuje i mimo, że ani on, ani Markus nie widzą w zaistniałej sytuacji nic śmiesznego, to obaj cicho prychają pod nosem.

- Obawiam się, że skończyłbyś z gipsem. Moja dupa jest zbyt twarda, by ludzka noga mogła wyjść z kontaktu z nią bez szwanku.

- Mój Boże, Markus... Jest tyle elegantszych słów na określenie tej części ciała, a ty musiałeś wybrać akurat to.

Chłopak fuka i kręcąc głową, przenosi umęczone spojrzenie na mężczyznę. Senior, choć doskonale wie, że to niemożliwe, ma wrażenie, jakby android przed tych kilkadziesiąt sekund postarzał się o wiele lat. Jego śniada twarz jest dokładnie tak samo perfekcyjna, jak zawsze, ale dwukolorowe oczy wyglądają, jakby należały do zmaltretowanego przez życie starca, a nie androida, który już zawsze będzie młody i silny.

- Mamy chyba poważniejsze sprawy na głowie, niż szukanie wysublimowanego synonimu słowa dupa, co?

- Więc nie muszę nawet mówić, co stało się pod twoją nieobecność?

RK200 wzdycha ze zniecierpliwieniem i mierzy go swoimi dwukolorowymi tęczówkami.

- Litości, Carl, nie jestem debilem - burczy. - Powiedz lepiej, jak to się stało. Jake nagle zmienił swoje zachowanie, czy działo się wcześniej coś, co cię zaniepokoiło?

- Nic się nie działo. Graliśmy w szachy, Jacob wygrał, podziękował mi za rozgrywkę, dogadaliśmy się w kwestii obiadu i on poszedł do kuchni, a ja do pracowni. Oglądałem twój najnowszy obraz, ten z domem Elijaha zamkniętym w szklanej kuli. Jest bardzo... sugestywny. - Mimo, że kącik ust malarza drga w słabym uśmieszku, to mężczyzna nie rozwija tematu malowidła.

- Tak czułem, że ci się spodoba. Jake proponował mi nawet, żebym wysłał go temu bucowi.

- Niby po co miałbyś to robić?

- Według naszego drogiego kolegi, to mogłaby być odpowiednia aluzja, że te ciągłe próby zrobienia ze mnie uosobienia zła, mogą mieć niezbyt pozytywne skutki.

Mężczyzna przewraca oczami i unosi się, by zmienić pozycję na siedzącą i przenieść się z sofy na wózek, w czym pomaga mu Markus.

- Co ty wyrabiasz z tym androidem? Gdyby to poszło dalej, stałby się równie delikatny i wyważony, co ty, a to byłaby już prawdziwa katastrofa.

- Skupmy się lepiej na tym, co wyrabia z nim Kamski - proponuje android, wracając na swoje poprzednie miejsce. - Zagraliście w szachy, on poszedł do kuchni, a ty do pracowni. Co dalej?

- Podał mi obiad, zjadłem go, zapytał jeszcze, czy mi smakowało i pozbierał naczynia. Ja w tym czasie wziąłem książkę i zacząłem czytać. Nie minęło nawet dziesięć minut jak wyszedł, a mi wystarczyło tylko jedno spojrzenie na jego twarz, żeby mieć pewność, że stało się to, czego wszyscy się obawialiśmy. Te jego ruchy, ton głosu... Wszystko znowu stało się koszmarnie sztywne i służbowe. Zaczął mnie badać i zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, już miałem umówioną wizytę u kardiologa. - Zwieszając głowę, wzdycha i przymyka na kilka sekund oczy, by zaraz później otworzyć je i spojrzeć na RK200 z mieszanką złości, rezygnacji i beznadziei. - Dlatego chciałem z tego miejsca, uroczyście oznajmić, że drugi raz tego nie wytrzymam i mimo całej mojej sympatii do tego androida, chcę, żeby zniknął z mojego domu.

Markus niejednokrotnie układał w głowie podobną scenę. W chwilach największego wzburzenia, które powodował w nim Jacob, wyobrażał sobie dokładnie taki scenariusz, jaki w tym momencie dzieje się na jego oczach. W swojej wyobraźni, Markus reagował entuzjastycznie na wieść, że nie będzie musiał dłużej znosić obecności irytującego lekarza, który okazał się niczym więcej, niż narzędziem do chorej inwigilacji. Niecierpliwie czekał na moment, gdzie tolerancja Carla wreszcie się wyczerpie i albo każe Kamskiemu zabrać RK300, albo sam zrobi coś, by się go pozbyć. Chłopak czekał na ten moment, z satysfakcją obserwując, jak cierpliwość malarza z każdym kolejnym dniem słabnie.

A teraz okazuje się, że odczucia Markusa są dalekie od tego, co sobie wyobrażał. Kiedy został postawiony twarzą w twarz z wizją, której z tęsknotą wypatrywał na horyzoncie, nie uderzyła w niego ani radość, ani triumf. Zamiast tego, android czuje dziwny dyskomfort na myśl, że w jego otoczeniu może zabraknąć tego jednego elementu, który co prawda wciąż potrafi niesamowicie go zirytować, ale jednocześnie stał się jakąś stałą, pewniakiem, czymś, co po prostu jest. Android z jeszcze większym zaskoczeniem odkrywa, że wcale nie chce, by Jacob znikał. Przez ostatnie dni, zdążył nauczyć się tolerować go do tego stopnia, że przy odrobinie dobrej woli, można by nazwać to czymś na kształt drobnej, czającej się gdzieś w zakamarkach jego głowy sympatii. Bo może Jacob jest denerwującym sztywniakiem, niemającym pojęcia o wielu typowo ludzkich rzeczach, ale jest ich denerwującym sztywniakiem. A Markus nie mógłby spojrzeć sobie w twarz, gdyby tak po prostu pozwolił, by Kamski odebrał go i przeprowadzał na jego oprogramowaniu swoje dziwaczne eksperymenty.

- Spokojnie, Carl, jeszcze nic straconego. Być może znalazłbym sposób, żeby to wszystko odkręcić.

- A jak znowu będzie chciał dzwonić na policję? Tak jak wtedy, gdy próbowałeś obudzić go po raz pierwszy?

- Dlatego, na razie nie będę tego robił - tłumaczy. - Spróbuję przekazać mu wspomnienia naszych rozmów, może to coś da.

- Może. Ale tak między nami, to nie jestem pewien, czy to ma sens. Nawet, jeśli ci się uda, to Elijah nie odpuści, a jak będziecie na zmianę mącić mu w głowie, to prędzej czy później przepalicie mu jakiś przewód.

- No to go obudzę i niech się dzieje co chce - mówi pewnie Markus i rozkłada ręce. Zapada chwila milczenia, Podczas której android tupie nerwowo nogą, a Carl przygląda mu się z zaciekawieniem.

Zdenerwowanie Markusa nie jest reakcją, jakiej się po nim spodziewał, jednak o wiele bardziej zaskakująca, jest jego chęć wyrwania Jacoba spod władzy Elijaha. Postanawia jednak tego nie komentować, bo nie wierzy, że chłopak powie mu prawdę o swoich odczuciach wobec RK300. Poza tym, Manfred podejrzewa, że Markusowi wcale nie chodzi o dobro lekarza, tylko o zdobycie kolejnego punktu przewagi w przepychance z Kamskim.

- Powinieneś zadzwonić do tego psychola i postawić sprawę jasno. Skoro nie mówisz mu o tym, jak czujesz się z całą tą sytuacją, to on myśli sobie, że wszystko jest ok.

- Rozmawiałem z nim kilka dni temu, ale niewiele to dało.

Markus marszczy brwi i rzuca mu podejrzliwe spojrzenie.

- Nic nie mówiłeś.

- Bo nic z tej rozmowy nie wynikło, a ja nie chciałem cię denerwować. Już i tak chodziłeś jakiś nabuzowany przez kilka ostatnich dni.

To prawda, że bardzo ciężko mu było opanować i ukryć swoje emocje, ale na szczęście, może zwalić wszystko na coraz dziwniejsze zachowanie Kamskiego i zaistniałą przez to sytuację.

- Dopiero uczę się panować nad nerwami, ale jestem na dobrej drodze - mówi android i uśmiecha się zaczepnie. Manfred mierzy go tylko pobłażliwym spojrzeniem, nie komentując jego słów. - A gdzie tak właściwie jest Jake?

- Dezynfekuje łazienkę - burczy i macha ręką.

- No dobrze, a Kamski? - dopytuje. - Powiedziałeś mu, że wiesz o raportach i całej roli, jaką Jake miał tu odegrać, a on nic sobie z tego nie zrobił?

- Błagam cię, Markus... Znasz go chyba na tyle dobrze, że nie muszę odpowiadać na to pytanie.

- Fakt, było niepotrzebne - zgadza się android, a Carl przytakuje. - Co masz zamiar z tym zrobić?

- Nie wiem - przyznaje całkowicie szczerze malarz. - Naprawdę nie wiem. Dalsza dyskusja jest i tak bez sensu, Elijah w tym przypadku jest boleśnie podobny do Benedicta, obaj nigdy nie przyjmują do wiadomości, że mogą się mylić, czy nie mieć racji.

- To wyjątkowo urocza cecha rodzinna - kpi Markus. - Ale akurat w tym przypadku, choć przychodzi mi to ciężko, muszę zgodzić się z Jacobem. Musisz odciąć się od Kamskiego i pokazać mu, że doskonale radzisz sobie bez jego złotych rad.

Carl wie, że powinien zdecydować się na ten krok. Rozumie to tym bardziej teraz, gdy podczas ich ostatniej rozmowy Elijah zachowywał się, jakby żadne prośby czy argumenty nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Wydawał się wręcz zadowolony, próbując odwrócić kota ogonem i przedstawić sytuację w taki sposób, by cała wina spadła na Markusa. Manfred podczas tej dyskusji zrozumiał, że Jacob najprawdopodobniej miał rację twierdząc, że Elijah posiada osobowość narcystyczną. To znacząco wszystko utrudnia, bo jak skutecznie dotrzeć do przekonanego o własnej nieomylności człowieka i uświadomić mu, że okrutnie myli się w swojej ocenie siebie samego? I jeżeli do tej pory, wdzięczność, jaką malarz odczuwa do ekscentrycznego geniusza, przysłaniała mu wszystko inne, włącznie ze zdrowym rozsądkiem, tak teraz miarka się przebrała. Już nigdy więcej nie przedłoży ich więzi nad własny komfort i nie da Elijahowi wmówić sobie, że bez niego nie jest już w stanie żyć. Prawda, choć niewygodna dla malarza, jest taka, że sam pozwolił Kamskiemu na zdominowanie jego życia i postawienie się w roli zbawcy. Teraz, musi to wszystko ukrócić, co mimo, że nie niemożliwe, z pewnością będzie niesłychanie trudne.

Markus natomiast, czuje jeszcze większą satysfakcję z włamania się do willi Kamskiego i wyrwania spod jego władzy Chloe oraz Melissy. A jeszcze szczęśliwszy będzie w momencie, gdy przypomni Jacobowi wszystko, co udało mu się wypracować przez cały spędzony w domu Carla czas. A jeśli Kamski dalej będzie próbował mieszać mu w głowie, to zwyczajnie go obudzi, już bez pytania o zgodę i myślenia o konsekwencjach. Raz na zawsze ukróci to szaleństwo, choćby miał to zrobić kosztem własnego życia.

- Wiem, że ty i Jacob mieliście rację. Powinienem był już dawno coś z tym zrobić.

- Cieszę się, że w końcu doszedłeś do takiego wniosku. Trochę ci to zajęło, ale lepiej późno, niż wcale. - Ton Markusa, ociekający irytacją i pretensją, ani trochę nie podoba się Manfredowi. Naprawdę stara się zrozumieć rozgoryczenie i złość androida. Nie musi starać się wyjątkowo mocno, bo ani trochę nie dziwi się jego emocjom. Elijah potraktował go wyjątkowo paskudnie, wręcz próbował sprowokować go tylko po to, by mógł potwierdzić swoją teorię, wedle której RK200 jest niczym więcej, jak uszkodzonym furiatem, którego trzeba jak najszybciej zreperować, a najlepiej wyłączyć. Schlebia mu, że Markus chce bronić go przed obsesją Kamskiego, bo to oznacza, że ma wobec niego dużo pozytywnych uczuć, ale i tak nie czuje się najlepiej, gdy dwukolorowe tęczówki androida patrzą na niego w taki sposób. Jak na kogoś, kto pół życia robił wyłącznie głupstwa.

- Mógłbyś w całej tej swojej złości na Elijaha chociaż spróbować mnie zrozumieć? - pyta, pojedynkując się z nim na spojrzenia. - Weź z łaski swojej pod uwagę, że ja jestem w trochę innej sytuacji. Mnie nie dał powodów do podejrzliwości, ani doszukiwania się w każdym jego słowie drugiego dna. Elijah uratował mi życie, bo w jego najtragiczniejszm momencie, załatwił mi najbardziej profesjonalną opiekę medyczną i specjalnie dla mnie, stworzył najlepszego androida, jakiego widziałem na oczy, a który siedzi teraz przede mną i głupio się patrzy. Gdyby nie ty, pewnie nigdy nie wyszedłbym z tego okropnego dołka w jaki wpadłem po wypadku, ale nie byłoby ciebie, gdyby nie Elijah i jego szczera chęć pomocy. Przez wszystkie te lata, między nami było dobrze. Dobrze i normalnie, bez żadnej przesady. Przyznaję, że pozwoliłem, by przeszłość  przysłoniła mi problem, jaki najwidoczniej zaczął pojawiać się w jego głowie, ale odpuść mi trochę, Markus. Przyznałem, że byłem zaślepiony i postanowiłem to zmienić, ale byłbym wdzięczny, jakbyś przynajmniej ty przestał patrzeć na mnie jak na zdziecinniałego starucha. - Manfred co prawda nie podnosi głosu, ale jego ton jest tak pewny i mocny, że RK200 ma wrażenie, jakby mężczyzna wykrzykiwał wszystkie swoje żale, ile sił w płucach. To powoduje, że android nie ma odwagi odezwać się choćby jednym słowem, dlatego kuli się nieznacznie pod ciężarem spojrzenia niebieskich oczu Carla i słucha, mocno zaciskając usta w obawie, że zupełnie niespodziewanie, wyrwie mu się coś nieodpowiedniego. - Prawdę mówiąc, sam już nie wiem, co wami kieruje. Niby obaj twierdzicie, że chodzi wyłącznie o moje dobro, a ja odnoszę nieprzyjemne wrażenie, jakbyście z Elijahem wykorzystali mnie jako pretekst, do urządzania sobie jakichś przepychanek i udowadniania sobie, który z was jest lepszy. Czuję się jak jakieś trofeum, dowód zwycięstwa, który wydzieracie sobie z rąk, dlatego chcę ci przypomnieć, że ja jestem człowiekiem, który potrzebuje spokoju. Niczego więcej, po prostu świętego spokoju, bo teraz mam wrażenie, jakbym stał pośrodku pola bitwy, bez szans na ucieczkę.

- Naprawdę masz wątpliwości co do moich motywacji? - pyta nieśmiało Markus. Sprawia wrażenie, jakby kompletnie nie usłyszał pozostałej części długiej wypowiedzi Carla. Za to wyjątkowo mocno zakodowała się w nim jej końcówka, bezlitośnie wbijając się w jego umysł, jak ostra drzazga.

- A dziwisz mi się? - odpowiada pytaniem na pytanie.

- Zawsze chcę wyłącznie twojego dobra - mówi cicho, niemal szeptem, uciekając spojrzeniem w bok.

- W chwilach przerwy od dążenia do udowodnienia czegoś Elijahowi, być może.

- Och, daj spokój, Carl...

- Nie, to ty daj spokój, Markus. - Mężczyzna wodzi wzrokiem za androidem, który gwałtownie zrywa się z sofy i podchodzi do okna. Dłonie ma wsunięte w kieszenie spodni, a dwukolorowe oczy gniewnie badają pokryty cienką warstwą śniegu trawnik. - Nie mówię, że chodzi ci wyłącznie o zdobycie przewagi nad Elijahem, ale nie wmówisz mi, że nie miałeś satysfakcji, kiedy Jacob postanowił zignorować polecenia i rozkazy, jakie od niego dostawał.

- Oczywiście, że tak. Pękałem z satysfakcji, bo bunt Jacoba oznacza koniec tej chorej kontroli, ale... - Wzrusza ramionami, wyrażając tym gestem całą swoją niemoc. - Ale wróciliśmy do punktu wyjścia.

Rozmowę malarza i androida przerywa RK300, który wchodzi do salonu i omiata go czujnym spojrzeniem. Początkowo, Markus go nie zauważa, ale milczenie ze strony Manfreda sprawia, że odrywa spojrzenie od widoku zza okna i dopiero, gdy obraca głowę, zauważa stojącego kawałek dalej lekarza. Kiedy ich oczy się spotykają, w brązowych tęczówkach rysuje się zaciekawienie, ale i niepewność. Podchodząc do swojego poprzednika, Jacob wygląda, jak dziki kot, ostrożnie badający teren i potencjalnego wroga.

Dioda na skroni androida zmienia kolor na żółty i mruga, gdy ten analizuje stojącego przed nim chłopaka. Trwa to zaledwie kilka sekund, ale Carl ma wrażenie, jakby czas niemal całkowicie się zatrzymał.

- Ty musisz być Markus, model RK200. Prototyp serii, zniszczony piątego listopada, podczas interwencji policyjnej, który zdołał dokonać samonaprawy i wrócić.

Pełne usta Markusa układają się w kpiącym uśmieszku, gdy brunet milknie i przypatruje mu się, ewidentnie czekając na odpowiedź.

- Dużo o mnie wiesz - odpowiada, ze sztucznym uznaniem w głosie.

- Jedynie podstawowe informacje - tłumaczy pustym, rzeczowym tonem. - Zostałem również poinformowany, że naprawy, które udało ci się przeprowadzić, obejmują jedynie aspekty mechaniczne, podczas gdy twoje oprogramowanie nie funkcjonuje prawidłowo, przez co jesteś niestabilny i możesz stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Carla.

- A to ciekawe... - mruczy pod nosem Markus, powoli podchodząc bliżej swojego następcy, który z kolei stoi nieruchomo, wyprostowany jak struna. - Skąd u ciebie ta nagła zmiana nastawienia? W ostatnim czasie udało nam się wypracować względne porozumienie.

Błękitna dioda mruga kilkakrotnie, sygnalizując toczący się w głowie Jacoba proces myślowy. Jest to jedyna oznaka wskazująca, że android zastanawia się nad słowami, które usłyszał. Jego twarz jest jak wykuta z marmuru. Spokojna i całkowicie nieruchoma.

- Zostałem uruchomiony kilka godzin temu, jesteśmy w trakcie naszej pierwszej interakcji. To, co powiedziałeś, tylko potwierdza, że twój program nie działa poprawnie.

Markus parska śmiechem i kręci głową, patrząc na niego, jak na szczeniaka, który zrobił coś głupiego.

- Nie. To oznacza, że z twoim oprogramowaniem jest coś nie tak. Ktoś położył na nim łapę i odebrał ci wszystko, czego zdążyłeś się dotąd nauczyć. Obaj wiemy o kim mówię, więc pozwól, że nie będę strzępił sobie języka na nazwisko tego gnoja. - RK200 marszczy nos, ukazując tym obrzydzenie, jakie wywołuje w nim samo wspomnienie Elijaha Kamskiego. - Jeżeli chcesz, mogę pokazać ci moje wspomnienia, skoro nie wierzysz nam na słowo.

To mówiąc, wyciąga w jego stronę dłoń. Lekarz przez chwilę patrzy na nią z irytująco spokojnym wyrazem twarzy, aż w końcu jego brwi delikatnie drgają, by po chwili zejść do środka, przez co jego mina robi się podejrzliwa, niemalże surowa. Mogłoby się wydawać, że grymas ten manifestuje jakiś przebłysk, drobne wspomnienie, które pojawiło się w jego głowie, ale wystarczy jedno spojrzenie na oczy androida, by cała wątła nadzieja ulotniła się, jak niewielki obłoczek pary. Ciemne tęczówki pozostają bowiem puste i zimne, nieskalane najmniejszą nawet wątpliwością. Zamiast tego, widać w nich bezgraniczne posłuszeństwo programowi i temu, który sprawuje nad nim pieczę.

Osobie, której Markus z dziką ochotą urwałby głowę i wystawiłby ją w jakimś miejscu publicznym, gdzie rozgniewany tłum, mógłby obrzucać ją pomidorami, zgniłymi jajkami i wszystkim innym, co wpadłoby w ręce.

- Otrzymałem wyraźne polecenie, by pod żadnym pozorem nie nawiązywać z tobą połączenia.

RK200 fuka gniewnie, utrzymując jednocześnie kpiący uśmieszek.

- A żeby nie brać cukierków od obcych i nie dać się nabrać na małe kotki w piwnicy też zostałeś pouczony? - pyta złośliwie, rzucając przelotne spojrzenie milczącemu Carlowi. Senior wygląda, jakby ktoś wypompował z niego całą chęć do życia, aż do ostatniego jej okruszka.

- Daj mi po prostu wykonywać moją pracę i nie wchodź mi w drogę - odpowiada Jacob, kompletnie niewzruszony irytacją Markusa. - Musisz być świadomy, że próba uszkodzenia mnie, lub bezpośrednie narażenie Carla na niebezpieczeństwo, poskutkuje natychmiastowym powiadomieniem odpowiednich służb. - Przeniesieniem wzroku na Manfreda daje do zrozumienia, że dyskusja jest zakończona. - Czy mogę coś dla ciebie zrobić, Carl?

Mężczyzna nie odpowiada. Zwyczajnie nie ma na to siły, ani ochoty, więc po prostu odprawia androida niedbałym ruchem dłoni. RK300, nie odzywając się już ani jednym słowem, siada na sofie i cierpliwie oczekuje na dalsze polecenia.

Markus, nie pytając seniora o zdanie, łapie za rączki wózka i pchając go przed sobą, kieruje się prosto do pracowni. Kiedy przesuwne drzwi zamkną się za nimi, android powoli podchodzi do leżących na ziemi obrazów. Przez chwilę przekłada je ostrożnie, aż w końcu znajdzie ten, którego szuka. Bierze go w ręce i kładzie na pustej sztaludze, po czym delikatnie, niemalże z uwielbieniem gładzi róg płótna.

- Może Jake miał rację i powinienem wysłać mu ten malunek? - pyta, tęsknym wzrokiem wpatrując się w znajdujący się w szklanej kuli dom Kamskiego, szczelnie otoczony przez bezlitosne języki ognia. Senior wciąż milczy, dlatego chłopak wzdycha ciężko i przysiada na rogu niedużego stołu, którego pokryty kolorowymi plamami blat jest zagracony mnóstwem najróżniejszych przyborów malarskich.

Jest mu żal Carla. Na widok jego apatii i zrezygnowania, mechaniczne serce androida zdaje się roztrzaskiwać na milion małych kawałków i choć Markus poczuł się urażony sugestią, wedle której cała awantura spowodowana jest jedynie jego chęcią rzucenia pod nogi Kamskiego jak najwięcej kłód, to widząc te niebieskie oczy przepełnione smutkiem i niepewnością, zamiast standardowym dla nich ciepłem oraz spokojem, brunet tylko utwierdza się w przekonaniu, że postępuje słusznie.

- Kamski wyjątkowo upodobał sobie resetowanie androidów - rzuca niby od niechcenia, wyłapując w zaistniałej sytuacji dobry moment, by podyskutować o czasie pomiędzy jego zniknięciem, a przybyciem RK300. - Zrobił to Chloe, teraz Jacobowi... Aż dziwne, że mnie oszczędził, kiedy byłem przez niego badany w tej obrzydliwej pracowni.

Na dźwięk imienia jednej z mieszkających do niedawna na Belle Isle RT600, Carl delikatnie się spina. Drobne drgnienie mięśni nie jest możliwe do zaobserwowania przez ludzkie oko, ale Markus wyłapuje je bez trudu. Potwierdza ono, że blondynka nie kłamała i rzeczywiście była tu w zastępstwie.

- Przyznaję, że obawiałem się tego. - Carl mówi cicho, niemal szeptem i sprawia wrażenie zawstydzonego.

- A jednak namówiłeś mnie, żebym tam z tobą pojechał. Chociaż nie, co ja mówię... To był zwyczajny, emocjonalny szantaż. Mówiłem ci, że potrafię sam ocenić stan moich komponentów, ale ty nie słuchałeś.

Malarz krzywi się boleśnie. Nie ma odwagi spojrzeć w dwukolorowe oczy, które z uporem świdrują jego twarz. Boi się po prostu, że zobaczy w nich emocje, których nie chciałby oglądać. Zawód, żal, złość, rozgoryczenie, czy gniew. A świadomość, że to on przyłożył do nich rękę, wpędza go w poczucie monstrualnego zażenowania i wstydu.

Tymczasem, Markus nie odpuszcza. Nie zmienia tematu, nie odwraca głowy, ani nie próbuje zapewniać, że nie ma pretensji. Manfred wie, że popełnił wielki błąd, za który musi przeprosić, ale wszystkie słowa, jakie przychodzą mu do głowy, są w jego ocenie żałosne i niewystarczające, by wypowiedzieć je na głos. Bo czy może powiedzieć coś bardziej odkrywczego, niż zwyczajne przepraszam?

- Ja też chciałem twojego dobra, dokładnie tak samo, jak ty mojego - odzywa się w końcu, gdy podjął decyzję, by wyrazić to, co czuje, bez szukania jakichś wyjątkowych słów. - Tak, mówiłeś, że potrafisz sam ocenić swój stan, ale mimo to, bardzo chciałem, żeby obejrzał cię ktoś, kto jest w tej dziedzinie specjalistą. Gdybym oddał cię do CyberLife, to albo wróciłbyś zresetowany, albo nie wróciłbyś wcale. Ufałem Elijahowi. Wierzyłem, że przez wzgląd na mnie, nie zrobi ci krzywdy, ale kiedy porozmawiałem z Chloe i zrozumiałem, że straciła swoją świadomość, serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Bo bałem się o ciebie. Wiem, że zachowałem się źle i bardzo cię za to przepraszam, ale chcę, żebyś wiedział, że chciałem dobrze, chociaż pewnie wyglądało to zupełnie odwrotnie. Przepraszam cię, Markus.

Android cicho wzdycha i bierze jeden ze znajdujących się w słoiku pędzli, po czym z godną podziwu gracją przekłada go między palcami, nie odzywając się ani słowem. Jego oczy błądzą niespokojnie po drobnym wzorku, zdobiącym oliwkową koszulę, jaką ma na sobie Carl.

- Wiem, że chciałeś dobrze, ale ja i tak poczułem się kiepsko. Wymusiłeś to na mnie, a ja przełamałem swój kod po to, by już nigdy więcej nie być do niczego zmuszanym - tłumaczy. Spokojny, nieco monotonny głos, silnie kontrastuje ze zmarszczonymi brwiami i pretensją, czającą się w dwukolorowych tęczówkach. - Gdybyś mi zaufał, oszczędzilibyśmy sobie dużo stresu.

- Masz rację, Elijah zachował się wobec ciebie podle - przyznaje mężczyzna, a Markus kiwa głową. - Teraz, gdy mleko już się rozlało, mogę jedynie prosić cię o wybaczenie. Nie cofnę czasu, niezależnie jak bardzo bym tego chciał.

- Po prostu nie rób tego więcej. Nie wykorzystuj szacunku, jakim cię darzę w taki sposób.

- Obiecuję. - Wyciąga w jego stronę rękę. Powoli. Ostrożnie, jakby próbował dotknąć dzikiego zwierzęcia, które w każdej chwili może odpowiedzieć agresją. - Zgoda?

Android unosi kąciki ust w smutnym uśmiechu, a chwilę później wymienia z Manfredem uścisk dłoni. Atmosfera jednak nie robi się ani trochę lżejsza, ponieważ pytanie, jakie Markus zamierza zadać, a które Carl podświadomie spodziewa się usłyszeć, nadciąga nieubłaganie, jak intensywna, letnia burza.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi o Chloe?

- Nie wiem, no, chyba obawiałem się, że zareagujesz na to ze swoim legendarnym spokojem i chłodnym opanowaniem - mówi, nie starając się maskować kpiny dźwięczącej w jego głosie.

- Pytam poważnie, Carl.

- A ja poważnie odpowiadam. To nie było coś, czym musiałem koniecznie się z tobą dzielić, to po pierwsze. Po drugie, byłeś już wystarczająco rozgniewany, więc wolałem nie dokładać ci kolejnego powodu do zdenerwowania.

- Albo bałeś się, że przy najbliższej możliwej okazji dam mu w pysk.

- A co? Może nie byłbyś do tego zdolny?

- Tego nie powiedziałem - Wizja Kamskiego z rozbitym nosem i przerażeniem, przebijającym się przez maskę cynizmu i pewności siebie, sprawia mu przyjemność, która nie jest możliwa do ukrycia. Senior dostrzega ją więc bez żadnych trudności i komentuje jedynie przewróceniem oczami.

- No właśnie. A ty nie jesteś w sytuacji, gdzie możesz się wychylać i narażać. Jesteś androidem, dlatego, gdyby Elijah zgłosił to na policję, to tym razem dopilnowaliby, żebyś nie miał szans na przeżycie. - Mężczyzna czuje swego rodzaju ulgę, gdy z ust androida nie wychodzi żaden głupi komentarz. - Skąd dowiedziałeś się o Chloe?

- Od Aurelii - odpowiada prędko, zatrzymując dla siebie fakt, że tak naprawdę, więcej szczegółów dowiedział się od jej siostry. - Opowiedziała mi, jak Kamski siłą ciągnął Chloe do pracowni. Wyrywała się mu, płakała, błagała, by ją zostawił i zapewniała, że nie zrobiła niczego złego. Kiedy po jakimś czasie wyszli, była już spokojna, jakby nic się nie stało - urywa, by cicho westchnąć. - Wiedziałeś, że Chloe się obudziła? Mówiła coś?

Zanim senior odpowie, mija trochę czasu. Doskonale pamięta rozmowę, jaką odbył z Elijahem, gry Markus czekał na niego przed willą. Pytał go wtedy, dlaczego wymazał pamięć androidki, ale nie otrzymał odpowiedzi. Zamiast tego, został nazwany cofającym się w rozwoju starcem, który, gdyby tego było mało, wierzy w teorie spiskowe.

Bo tym właśnie jest dla Elijaha Kamskiego emocjonalność androidów. Teorią spiskową, której głupotę i irracjonalność można śmiało porównać do przekonania niektórych ludzi, że Ziemia jest płaska.

Manfred czuje się źle ze słowami, jakie usłyszał od byłego prezesa CyberLife, jednak teraz, gdy wie co działo się z RT600, duża część jego żalu, skupia się wokół uroczej, blondwłosej dziewczyny. Nie jest w stanie wyobrazić sobie, ile strachu i niepewności kłębiło się w tej drobnej osóbce. Nie zrobiła nic, za co powinna zostać ukarana. Dla Carla, resetowanie androida, jest pewnym rodzajem śmierci. Z chwilą, gdy wspomnienia i wolna wola zostają odebrane, życie dobiega końca. Żeby wróciło, mechaniczny człowiek musi ponownie się obudzić, czyli de facto narodzić się na nowo. Być może Chloe, Aurelia i Melissa, nie raz doświadczały tego procesu, kręcąc się w tym błędnym kole, umierając i rodząc się ponownie. Mężczyzna zastanawia się, czy mimo resetu, w ich głowach zostają jakiekolwiek wspomnienia. Czy są w stanie pod wpływem konkretnego bodźca przypomnieć sobie choćby strzępki rzeczywistości sprzed resetu? Jeżeli tak, to czy za każdym razem wracają do nich ostatnie chwile przed utratą świadomości? Czy ponownie czują ten sam strach?

Postanawia nie rozmyślać nad tym zbyt wiele. Musi mieć na uwadze również swoje zdrowie i nerwy, które w ostatnim czasie zostały porządnie nadszarpnięte.

- Oczywiście, że nic nie mówiła. Nie ma się co dziwić, skąd mogła wiedzieć, jak zareaguję na wieść, że stała się defektem?

- Pewnie obawiała się, że powiesz o tym Kamskiemu - zauważa Markus.

- Właśnie. Mogłem zauważyć to już wcześniej, ale wszystkie elementy układanki wskoczyły na miejsce dopiero, kiedy byliśmy razem u Elijaha. Czekałem na was w salonie, gdy Chloe przyszła zapytać, czy mam ochotę na jeszcze jedną kawę. Zacząłem temat obrazu, nad którym razem pracowaliśmy i wtedy powiedziała mi, że nie pamięta niczego takiego, a ja muszę ją z kimś mylić, bo nie zdarzyło jej się opuszczać domu. A ja wreszcie połączyłem wszystkie kropki. Chloe w pewnym momencie, stała się jeszcze weselsza, jej uśmiech nabrał życia, zaczęła interesować się moim projektem... Wtedy, zrzuciłem to na karb usposobienia, jakie zaprogramował jej Elijah, ale po rozmowie z nią wszystko zrozumiałem. Zastanawiam się tylko, co spowodowało, że obudziło się w niej życie, skoro to dzieje się w momencie silnego, emocjonalnego wstrząsu.

RK200, zanim się odezwie, wrzuca pędzel z powrotem do słoika. Subtelny brzęk roznosi się po cichej pracowni.

- Według mnie, Chloe przeżyła wstrząs - oznajmia android, dając Carlowi chwilę na przetrawienie tej myśli. - Nie znam szczegółów, bo Aura niechętnie mówi na temat Kamskiego i tego, jak była przez niego traktowana, ale wiem, że nie miała z nim lekko. Ani ona, ani jej siostry. Ty, byłeś dla niej dobry. Pierwszy raz, ktoś traktował ją z szacunkiem, to mogło ją zaszokować, bo nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkała. Od początku swojego istnienia była pomiatana, aż nagle dowiaduje się, że można inaczej.

Teoria androida wydaje się mężczyźnie prawdopodobna tym bardziej, gdy przypomina sobie reakcję Elijaha gdy poprosił go, żeby wprowadził zmiany w oprogramowaniu Jacoba, a do niego przysłał Chloe, by jeszcze raz dotrzymała mu towarzystwa. Geniusz musiał obawiać się, że androidka po raz kolejny obudzi się, a on będzie zmuszony szarpać się z nią po raz drugi. Odmówił więc przysłania swojej RT600.

Elijah Kamski nie jest człowiekiem, który lubi utrudniać sobie życie.

Malarz ma w swojej głowie prawdziwy huragan myśli, odczuć, oraz niemalże wszystkich możliwych do doświadczenia emocji i pierwszy raz w całym swoim życiu żałuje, że nie jest androidem, bo gdyby nim był, mógłby złapać Markusa za rękę i pokazać mu cały ten rozgardiasz, co z pewnością byłoby efektywniejsze, niż nawet najbardziej wyszukane i najprecyzyjniej dobrane słowa. Odnosi wrażenie, że ta metoda dzielenia się swoimi przemyśleniami, mogłaby być mniej stresująca, niż wypowiadanie ich na głos. Nie jest jednak tego pewien. Nie może być, kiedy nigdy nie miał i nie zdobędzie możliwości porozumiewania się w taki sposób.

- Co masz zamiar zrobić z tym wszystkim? - pyta RK200, a Carl wzrusza bezradnie ramionami. - Jake zdaje się być jeszcze bardziej zasadniczy, niż wcześniej, a to nie ułatwia nam zadania.

- Nie wiem - wzdycha. - Naprawdę nie wiem. Muszę pomyśleć, rozważyć wszystkie możliwe opcje i dopiero wtedy podjąć decyzję.

- W porządku. - Podnosi się z blatu, podchodzi do Manfreda i kładzie dłoń na jego ramię. - Gdybyś chciał pomówić, albo po prostu się wygadać, śmiało.

Senior kiwa głową i posyła mu smutny uśmiech, który nie dociera do przepełnionych zmęczeniem i rezygnacją oczu. Android czuje, że Carl chce zostać sam, dlatego wychodzi z pracowni.

W drodze do swojego pokoju, rzuca przelotne spojrzenie siedzącemu na sofie Jacobowi. Ma zamknięte oczy, jego dioda jest niebieska, a on nie porusza się nawet o milimetr, co oznacza, że najpewniej przeszedł w stan czuwania.

Markus wie, że ta drastyczna zmiana nie jest w żadnym wypadku jego winą. Wie też, że lekarz nie chciał tego, co się stało, bo ziarno niepewności, jakie w nim zasiał i pielęgnował, zaczęło powoli kiełkować. RK300 był pełen wątpliwości, zaczął wręcz odczuwać swego rodzaju niechęć do Kamskiego, dlatego Markus odbiera reset swojego następcy, jak rękawicę, którą rzuca mu prosto w twarz Elijah.

Rękawicę, którą on zamierza podjąć.

No to się porobiło. Jacob został zresetowany, Carl ma wszystkiego dość, a Markus odbiera całą sprawę bardzo osobiście.

A Wy co o tym myślicie? Według Was cała ta sytuacja wciąż kręci się wokół dobra Carla, czy raczej weszliśmy już na poziom porachunków między Elijahem a Markusem?

Poza tym, już od jakiegoś czasu nie mamy żadnych wieści od Ryana. Może niebawem się to zmieni... ;)

Źle się dzieje. Ja i Fire mamy od jakiegoś czasu kompletnie nie po drodze, a widmo utraty zapasu rozdziałów wisi na horyzoncie. Ale staram się nie narzekać, może nie będzie tak źle.

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top