26. Your kingdom is no longer safe.
∆ Czwartek 2 grudnia 2038
Aurelia nie miała pojęcia, ile stresu kotłuje się w niej przez zaplanowaną akcje ratunkową. Dopiero teraz, gdy nadszedł ten dzień, głęboko ukrywane zdenerwowanie opanowuje całe ciało i umysł RT600 i gdyby nie wsparcie Simona, Lia pewnie leżałaby zwinięta w kłębek, panikując na samą myśl o ponownym przekroczeniu progu zimnej willi. Być może nawet zrezygnowałaby z towarzyszenia Markusowi, a wyrzuty sumienia zjadłyby ją żywcem. Na szczęście, ma przy sobie prawdziwą skarbnicę wsparcia i przyjaźni, pod postacią błękitnookiego blondyna.
Dlatego teraz, gdy wraz z North, Joshem i Norą siedzą w oddalonym od pozostałych mieszkańców Jerycha kącie, Aurelia przytula swoje ramię do tego, należącego do Simona. Bo choć natłok myśli i uczuć, jaki przy nim czuje, czasami wręcz uniemożliwia jej spokojne znoszenie jego dotyku, tak teraz androidka potrzebuje go tak bardzo, jak ludzie wody i powietrza. A może nawet bardziej.
Uznali, że nie będą mówić o proteście. Awantura pod rezydencją Kamskiego z pewnością zawładnie mediami jeszcze tego samego dnia, a ich przyjaciele bez trudu dodaliby dwa do dwóch, gdyby wiedzieli, że do uwolnienia sióstr Lii, planują wykorzystać toczącą się pod domem ich właściciela pikietę.
- Ok, więc plan jest taki, że ty i Markus idziecie do środka, a Simon stoi na czatach i ostrzega was, gdyby zrobiło się gorąco? - pyta Nora, a RT600 kiwa głową. - Podziwiam cię, że masz w sobie na tyle determinacji, by wrócić do tego bydlaka nawet, jeśli to tylko na chwilę.
- Tym razem, nie będę tam sama - odpowiada, starając się ukryć pod szerokim uśmiechem coraz większą panikę.
- No tak, teraz masz wsparcie naszego jerychońskiego bodyguarda - sarka North, szczerząc się kpiąco do Simona, który odpowiada jej przewróceniem oczu.
- Owszem, ale obawiam się, że wbrew pozorom, nie będzie miał wiele do roboty. Markus tak urządzi tego gnoja, że nie będzie wiedział gdzie góra, a gdzie dół. O ile oczywiście tamten wejdzie mu w drogę.
- Właściwie, to czemu on go tak nienawidzi? - dopytuje North.
- Mężczyzna u którego mieszka Markus, który przed wybudzeniem był jego właścicielem i mój były właściciel, są przyjaciółmi. Odwiedzali się, więc miał z nim niejednokrotnie styczność i widział, jak traktował nas i jakie ma podejście do androidów. Jego też uważał za zawirusowaną maszynę, niezdolną do odczuwania emocji, a Markus, dokładnie tak samo, jak każdy z nas, jest na tym punkcie bardzo czuły. - Każde słowo, opuszczające usta Aurelii jest dokładnie przemyślane, by w żadnym momencie nie powiedziała czegoś, co mogłoby zasugerować, że owym tajemniczym właścicielem, jest Elijah Kamski. - Gdyby tego było mało, ta... bestia, ten skończony cham, próbował sprowokować Markusa na oczach jego byłego właściciela tylko dlatego, by udowodnić mu, że powinien odesłać go do CyberLife.
- Ale tego nie zrobił, skoro idzie z wami - zauważa Josh.
- Skąd, on w życiu by go nigdzie nie zgłosił. Markus jest dla niego jak syn.
Na moment zapada cisza, gdy każde z nich, na swój sposób mierzy się z zazdrością, jaką odczuwa. Żaden siedzących w kręgu androidów, nie miał tyle szczęścia, co RK200 i wszyscy czują ukłucie niesprawiedliwości. Ich traktowano jak zabawki, maszyny, lub służących, podczas gdy Markus przed wybudzeniem miał bajkowe życie u boku człowieka, który traktował go z szacunkiem. I co najważniejsze, który wierzy w jego emocjonalność.
- Może chcecie, żeby poszedł z wami ktoś jeszcze? - pyta starsza WR400, jasno dając do zrozumienia, że chodzi jej o nią samą. - Chętnie skopałabym mu dupę, skoro to taki skurwiel.
- Powstrzymaj swoją chęć mordu, North - odpowiada jej Simon. Androidka robi urażoną minę i krzyżuje ramiona na piersi. - Nie możemy iść tam dużą grupą, bo wtedy całą dyskrecję, która już i tak wisi na włosku, trafi szlag.
- Simon ma rację - popiera go Aurelia, jednocześnie posyłając North przepraszający uśmiech. - Doceniam twoją chęć pomocy, ale trzy osoby to już tłok. W tym przypadku, mniej znaczy więcej.
Brunetka wydaje się szczerze zawiedziona, że nie będzie jej dane rozładować swojej frustracji i nienawiści, jaką czuje do ludzi traktujących jej pobratymców jak lalki, które można kopnąć w kąt, czy wyrzucić, gdy nie spełniają oczekiwań. Mimo to, kiwa głową i nie drąży tematu.
- Bądźcie ostrożni - prosi Nora, patrząc błagalnie na blondynkę, po czym mierz palcem wskazującym w Simona. - A ty jej pilnuj. Jak spadnie jej z głowy choć jeden włos, to poszczuję ciebie i Markusa wściekłą North, więc lojalnie uprzedzam, że tego spotkania możecie nie przeżyć.
WR400 spogląda na młodszą koleżankę z wysoko uniesionymi brwiami, a ta tylko wzrusza beztrosko ramionami i szczerzy się od ucha do ucha. Josh chichocze złośliwie, a Lia i Simon nie odzywają się, chcąc pozostać poza zasięgiem irytacji ich przyjaciółki. A ta zdaje się rosnąć, bo ciemne oczy przymykają się i zanim androidka wygłosi swoje oburzenie, wbija łokieć w bok Josha, przerywając tym samym jego śmiech.
- Fajnie, że macie o mnie takie dobre zdanie - burczy, krzywiąc się w ironicznym grymasie.
- Sama pracujesz na swój wizerunek, moja droga - wtrąca pewnie Nora. - Musisz przyznać, że nietrudno wyprowadzić cię z równowagi, a jak już komuś...
Nie kończy, bo kątem oka zauważa, jak North bierze zamach i udaje jej się schylić głowę na tyle szybko, by uniknąć pacnięcia w potylicę.
- Widzisz! O tym właśnie mówiłam! - śmieje się brunetka, dźgając North w ramię palcem wskazującym.
Aurelia z uśmiechem przysłuchuje się dalszej, burzliwej wymianie zdań, czując ogromną wdzięczność, że los postawił na jej drodze te konkretne osoby. Przyjaciół, którzy potrafią nawet w najbardziej przygnębiających momentach, wyciągnąć z niej pozytywne myślenie i beztroskę. Podczas gdy ona jest przekonana, że nie ma nic, co mogłoby wywołać u niej chociaż względnie dobry nastrój, do akcji wkraczają oni i pokazują jej, że wystarczy po prostu znaleźć sposób na dotarcie w takie zakamarki jej umysłu, gdzie wszystko, co pozytywne, leży i tylko czeka, aż ktoś tam sięgnie.
Jednak przede wszystkim, jest wdzięczna Markusowi, bo gdyby nie on, jej życie wciąż byłoby jedynie pustą, pozbawioną barw przestrzenią, zawierającą jedynie nakazy, zakazy i rozkazy, którymi wedle własnego uznania dysponował Elijah. Bez tego jednego dotyku, który zburzył w jej głowie zbudowane przez Kamskiego mury, nie byłaby teraz tak szczęśliwa. I blondynka wie, że Markus już na zawsze będzie miał specjalne, honorowe miejsce w jej sercu.
Gdy czuje delikatny dotyk na swoich dłoniach, wraca do rzeczywistości. Jej lewa ręka jest trzymana przez Simona, prawa przez Norę, a gdy spojrzy nieco dalej, zauważa, że wszyscy trzymają się za ręce. Połączenie przychodzi nagle i Josh, North oraz Nora, przekazują w nim wszystko, czego blondwłose androidy najbardziej potrzebują na czekającą ich misję. Nie trwa to jednak długo, bo już po kilkudziesięciu sekundach, Simon otwiera prawe oko i parska śmiechem.
- Wiecie, że wyglądamy w tym momencie, jakbyśmy próbowali wywoływać duchy, czy coś takiego? - szepcze.
Po jego słowach, reszta również podnosi powieki, patrzą po sobie w milczeniu, aż w końcu ich wesołe śmiechy wypełniają wnętrze jachtu, odbijając się echem od pokrytych grubą warstwą rdzy ścianach. W pewnym momencie, rozlega się zgrzytnięcie drzwi, a grupa przyjaciół obraca głowy w stronę z której dobiegł dźwięk.
- O, proszę. Duchów nie udało nam się przywołać, ale Markusa owszem - śmieje się Aurelia, gdy RK200 podchodzi do nich. Dwukolorowe tęczówki prześlizgują się po wszystkich twarzach, a gdy zatrzymują się na błękitnych oczach Lii, android szczerzy się w szelmowskim uśmiechu. Dziewczyna wstaje, podchodzi bliżej i zarzuca mu ręce na szyję, na co on momentalnie owija swoje ramiona wokół jej talii i przytula blondynkę do siebie.
- Gotowa? - pyta RK200, gdy już wypuszczą się z objęć.
- Jak nigdy dotąd - odpowiada pewnie, zadzierając głowę, by patrzeć mu w twarz. Android nie wydaje się przekonany jej słowami, ale przytakuje. Zanim podejdą do Simona, chłopak kładzie dłoń na jej głowę i przyciąga do swojej piersi. Całuje ją w jasne włosy i gładzi je kciukiem.
- Wyciągniemy je z tego bagna, obiecuję ci to.
RT600 w odpowiedzi wydaje z siebie cichy pomruk. Nie powinien składać obietnic, których może nie dotrzymać nawet, jeśli dziewczyna potrzebuje zapewnienia, że wszystko skończy się dobrze. Bo mimo całej, wielkiej wiary w powodzenie ich misji, Markus nie jest w stanie przewidzieć, jaki będzie jej finał. Coś przecież może pójść nie tak. Agresji ze strony Kamskiego się nie spodziewa, chociaż Lia wspominała mu kilkakrotnie, że nie wie o wielu rzeczach, jakie działy się w willi i których one musiał doświadczyć. Mimo to, chłopak nie podejrzewa, że geniusz zdecyduje się na powstrzymanie ich siłą. Będzie w końcu jednym człowiekiem, otoczonym przez kilka androidów i w starciu siłowym, nie miałby z nimi żadnych szans.
North, wraz z Norą i Joshem odchodzą kawałek dalej, dając im przestrzeń do rozmowy, a Aurelia wyciąga rękę w stronę Simona, którą ten od razu chwyta i zaciska na niej swoje palce.
- Poznajcie się. Markus, to Simon. Simon, to Markus.
Androidy podają sobie dłonie i przez chwilę obserwują się w milczeniu. Blondynka spogląda na nich dyskretnie, zaniepokojona przedłużającą się ciszą. Jej przyjaciele wyglądają, jakby wcale nie byli zadowoleni wizją współpracy, choć sami wyrazili taką chęć, ale gdy lewy kącik ust Markusa drga, a twarz Simona łagodnieje, obawy blondynki bledną, aż w końcu całkowicie znikają.
- A zatem naprawdę to robimy - mruczy blondyn, wpatrując się pustym wzrokiem gdzieś przed siebie. - W życiu bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek zobaczę go na żywo, a tymczasem, jestem o krok od wjechania mu na chatę...
- Uwierz mi, ja też nie jestem zachwycony, że prawdopodobnie będę musiał kolejny raz oglądać tę cyniczną, cwaniacką mordę, ale nie zawsze możemy robić tylko to, co przyjemne.
- A szkoda... - kwituje Lia z cichym westchnieniem.
Markus wyciąga z kieszeni kurtki złożone w kostkę kawałki ciemnego materiału i podaje je Aurelii, oraz Simonowi. Po rozwinięciu okazuje się, że są to bandany.
- Użyjecie ich jako masek - tłumaczy RK200. - Wziąłem pod uwagę obawy Aury. Wasze twarze rzeczywiście są ludziom dobrze znane, dlatego je zakryjecie. Nie chcemy ryzykować, że demonstranci zorientują się, kim jesteście.
- Dobry pomysł - mówi Simon, obracając chustkę w palcach. - Nie na nas ma być skupiona cała agresja.
- Właśnie - zgadza się Markus, przytakując. - Gdyby połapali się, że jesteście androidami, zapomnieliby o Kamskim w ciągu sekundy. A ja nie po to tak ich nakręcałem przeciwko niemu, żebyśmy teraz to wszystko głupio zaprzepaścili. Mamy tylko jedno podejście, jeśli dziś to zjebiemy, powrotu nie będzie.
Jego słowa zawisają między nimi, a ich ciężar spada na ramiona Aurelii, niemalże przytwierdzając ją do podłogi. Nie, żeby nie była tego świadoma od samego początku. Po prostu, gdy ktoś powiedział to na głos, powaga tej sytuacji dotarła do niej w wyjątkowo bolesny sposób. Mimo, że stara się z całych sił trzymać panikę w ryzach, to idzie jej to coraz gorzej z każdą kolejną minutą, przybliżającą ją do ponownego przekroczenia progu znienawidzonej rezydencji. Jest to dla niej tym bardziej przerażające, bo dziś zjawi się tam jako żywa i świadoma istota, mająca w pamięci wszystkie spędzone tam chwile, gdy jeszcze nie mogła się bronić przed żadnym złym słowem, ani szturchnięciem, jakimi nieprzerwanie raczył ją i jej siostry Elijah. Teraz, nie jest już bezwolną maszyną. Może się przeciwstawić, a do tego, będzie miała przy sobie przyjaciół, którzy nie pozwolą, by stała jej się krzywda. Powinno wzbudzać to w niej choć minimalne poczucie bezpieczeństwa, jednak nic takiego się nie dzieje. Lia czuje, jakby miała zupełnie sama wrócić do tego pałacu strachów, by w pojedynkę zmierzyć się ze swoimi największymi lękami i człowiekiem, który je powoduje.
A im silniejszy jest wypełniający jej głowę strach, tym bardziej zacięty robi się grymas jej twarzy.
- Jesteś pewien, że nie będziemy mieli żadnych problemów z dostaniem się na Belle Isle? - pyta PL600, a Markus potrząsa głową.
- Skąd. Przecież ta wyspa to nie tylko wstrętna wieża CyberLife i rezydencja Kamskiego. To też wielki, futurystyczny park, muzeum robotyki i parę innych atrakcji, więc wjeżdżamy tam jak do siebie - mówi pewnie. - Aura wie, gdzie są martwe punkty kamer na terenie willi. Nie ma ich wiele, ale są, więc musimy je wykorzystać, by podejść tak blisko, jak tylko się da i zhakować monitoring.
- Lia wspominała, że to wcale nie będzie takie proste - zauważa blondyn, nerwowo zaciskając palce na bandanie. - Monitoring swoją drogą, ale zostają nam jeszcze systemy zabezpieczeń domu.
- Wejdę tam, choćbym miał wyważyć drzwi własnymi rękami, a później zatłuc tego skurwysyna na śmierć - syczy w odpowiedzi, czując, jak niepewność Simona wywołuje w nim coraz silniejszą irytację. - Jeżeli was to przerasta, to jest ostatni moment, żeby się wycofać. Później, odwrotu nie będzie.
- Nie, Markus, spokojnie. - RT600 łapie go za ramię w uspokajającym geście. - Nic nikogo nie przerasta. Idziemy tam i ratujemy dziewczyny. Simon ciągle nie do końca może w to wszystko uwierzyć, ale dla niego Kamski nie jest codziennością, jak dla nas.
Pod wpływem subtelnej próby uspokojenia go, android zdaje sobie sprawę, że on też się denerwuje, tylko ukrywa ten fakt tak głęboko w swojej podświadomości, by nawet on sam nie mógł tego poczuć. Udawało mu się to, aż do teraz.
Jednak on nie boi się o siebie. Obawia się, że coś pójdzie nie tak i będą musieli ewakuować się z willi bez Chloe i Melissy, że mimo starań jego i Simona, Aurelii stanie się krzywda... Martwi się też o Carla. Co prawda wie, że w razie najgorszego, zostawia go w dobrych rękach, ale ponowne zniszczenie go, które tym razem mogłoby okazać się definitywne, z całą pewnością nie przejdzie bez echa. I właśnie to echo, jest dla seniora najniebezpieczniejsze. Jacob, gdyby się przyłożył, pewnie dałby radę pomóc mu wyjść z psychicznego dołka, pod warunkiem, że wcześniej serce malarza nie pękłoby z żalu. Dlatego, Markus z chwilą opuszczenia willi przy Lafayette Avenue poprzysiągł sobie, że wyjdzie z tego w jednym kawałku. Dla Carla.
- Ok, więc skoro wszystko jest ustalone, proponuję, żebyśmy ruszali - mówi RK200. - Protest zacznie się w południe i z pewnością nie potrwa zbyt długo, bo Kamski od razu zadzwoni na policję. Chodźmy, trzeba wykorzystać bajzel, jaki lada moment tam się zrobi.
Aurelia i Simon jeszcze raz żegnają się z przyjaciółmi, którzy jeszcze raz proszą, by na siebie uważali i życzą im powodzenia. Później, bez zbędnego przedłużania, trójka androidów opuszcza Jerycho i gdy odejdą na bezpieczną odległość, Markus wzywa taksówkę, która zjawia się już po kilku minutach.
W drodze na Belle Isle, mało rozmawiają. Wymieniają jedynie ostatnie spostrzeżenia i uwagi, a Markus, choć przechodzi mu to przez gardło wyjątkowo ciężko, ostatni raz przypomina, że jeżeli z jakichkolwiek powodów nie uda im się dziewczyn obudzić i wyprowadzić z rezydencji, rozpoczynają natychmiastową ewakuację. Trudno mu o tym mówić, bo jeszcze kilkanaście minut wcześniej obiecał Aurelii, że uratuje jej siostry, jednak zawsze trzeba mieć w zanadrzu plan awaryjny. Ewentualnymi konsekwencjami składania obietnic bez pokrycia, RK200 będzie przejmował się później.
Po pokonaniu mostu i wjechaniu na Belle Isle, atmosfera w samochodzie gęstnieje. Lia nie jest już w stanie ukrywać swojego zdenerwowania, i coraz wyraźniej manifestuje je, poprzez uporczywe poprawianie wychodzących spod rękawów kurtki ściągaczy bluzy. Andoridka zagryza dolną wargę, starając się, żeby końce rękawów znajdowały się na obu dłoniach w dokładnie tych samych miejscach na obu dłoniach.
- Za chwilę urwiesz te rękawy - mówi żartobliwym tonem Simon. Blondynka zamiera, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co robi. Wsuwa dłonie w kieszenie kurtki i kuli się na tylnym siedzeniu pojazdu. PL600 patrzy na swoją przyjaciółkę ze sporą dozą troski w swoich błękitnych oczach. Dziewczyna wygląda na zakłopotaną jego uwagą.
- Jakoś... - zaczyna, ale zamiast kontynuować, potrząsa tylko głową Simon w pierwszym odruchu chce złapać ją za rękę, ale przypomina sobie, że od jakiegoś czasu, Aurelia nie reaguje a jego dotyk w swój standardowy sposób. Android odnosi wręcz wrażenie, że jakby w niektórych momentach sprawiał jej on silny dyskomfort, dlatego ostatecznie rezygnuje z tego i obraca głowę do okna, nie chcąc wywierać na niej niepotrzebnej presji. - To głupie, ale czuję się pewniej, gdy coś jest równe. Albo nierówne... Albo, gdy po prosu jest tak, jak powinno. Jak uważam, że powinno. Ja... nie wiem, jak mogłabym ci to wytłumaczyć. To naprawdę dziwne...
- Zauważyłem, że od pewnego czasu przykładasz do tego dużą uwagę. Zawsze odkładasz swoje rzeczy w taki sam sposób, a jak ktoś zrobiłby to inaczej, to od razu przychodzisz i poprawiasz po swojemu.
- Nie jestem w stanie ci tego wyjaśnić, to jest jak... przymus. Muszę zrobić określoną czynność w określony sposób, inaczej, robię się niespokojna. - Androidka nieruchomieje. Jej usta otwierają się nieco szerzej, a oczy zaczynają wypełniać się łzami. - Simon, a jeśli to on? Jeśli to Kamski miesza mi w głowie, żeby się zemścić za moją ucieczkę? Może wszystkie te dziwactwa pochodzą od niego?
- Przepraszam, że się wtrącę, ale gwarantuję ci, że cokolwiek dzieje się w twojej głowie, Kamski nie ma z tym nic wspólnego - odzywa się z przedniego siedzenia Markus. - On widzi w nas tylko popsute sprzęty, niewarte najmniejszej uwagi. Nie zadałby sobie tego trudu, by szukać dojścia do ciebie tylko po to, by mącić w twoim oprogramowaniu. Sama świadomość, że uciekłaś w popłochu, bez żadnego planu i opcji na schronienie, jest dla niego wystarczająco satysfakcjonująca.
- To skąd w takim razie to... - urywa, szukając odpowiedniego słowa. - To coś?
- Nie wiem, ale jego ingerencję możemy wykluczyć - odpowiada pewnym tonem i spogląda za okno. - Jesteśmy na miejscu.
Chwilę później, taksówka zatrzymuje się w pewnej odległości od domu Kamskiego. Androidy wysiadają i nie marnując już ani sekundy, ruszają szybkim krokiem w stronę rezydencji. Pogoda im sprzyja, temperatura jest niska, a opady śniegu umiarkowane, co nie spowalnia ich i nie utrudnia marszu. Jest to olbrzymi plus, ponieważ droga na miejsce zajmie im około dziesięciu minut, a planowo, demonstracja ma zacząć się za kwadrans. Dlatego, idą szybkim tempem, osłaniając oczy przed próbującymi dostać się do nich płatkami śniegu, niesionymi przez wiatr i raz jeszcze, już ostatecznie omawiają swoją strategię.
Kiedy docierają na miejsce okazuje się, że starania Markusa nie poszły na marne i udało mu się rozbudzić w ludziach prawdziwą, palącą nienawiść do twórcy androidów do tego stopnia, że pikieta okazuje się faktem, bowiem pod domem Kamskiego, stoi już spora grupa ludzi. Krzyczą, machają rękami, a kilku z nich, trzyma transparenty, pokryte kipiącymi od złości i pogardy hasłami. Dzięki temu, nie muszą dołączać do protestu, by podgrzewać atmosferę. Zamiast tego, mogą kierować się prosto do małej bramki, a blondwłose androidy są zwolnione z zakrywania twarzy. Markus, Aurelia i Simon, przyspieszają kroku i zbliżają się do tyłów willi, a dokładniej w miejsce, gdzie według RT600 znajduje się martwy punkt kamery. Dziewczyna rzuca RK200 jeszcze jedno, niepewne spojrzenie, ale on zdaje się w ogóle go nie dostrzegać. Stoi wpatrzony w jedną z zamontowanych na budynku kamer i nie porusza się nawet o milimetr, a między jego ściągniętymi, gęstymi brwiami, rysują się charakterystyczne dla niego, dwie pionowe zmarszczki. Simon z kolei sprawia wrażenie, jakby oglądał najbardziej niesamowitą scenę, jaką kiedykolwiek było mu dane zobaczyć.
- Markus... - Palce blondynki obejmują jego ramię, a gdy nie przynosi to żadnego rezultatu, androidka zaczyna panikować i delikatnie nim potrząsa. - Markus!
- Moment, nie przeszkadzajcie mi - burczy w odpowiedzi chłopak, nieustannie świdrując spojrzeniem kamerę. Lia odsuwa się od niego i łapie Simona za rękę. Po kilkudziesięciu sekundach, które w odczuciu dziewczyny ciągną się jak godziny, kącik ust Markusa drga, a na jego twarzy maluje się wyraz głębokiej ulgi. - Udało się.
Blondwłose androidy wypuszczają ciężko powietrze ustami i zanim powstałe wokół ich głów obłoczki pary znikną, już kierują się w stronę tylnej bramki. Na miejscu okazuje się, że jest zamknięta, dlatego Markus podsadza Aurelię i gdy ma pewność, że androidka bezpiecznie znalazła się po przeciwnej stronie, sam skacze najwyżej, jak potrafi i chwytając górę bramki, wdrapuje się na nią, po czym szybko zsuwa się na teren posesji. PL600 pospiesznie robi to samo. Biegną na lekko ugiętych nogach w stronę garażu.
- Kurwa, przydałby się Jacob - syczy RK200.
- Jacob? Ten lekarz, który z wami mieszka? - pyta Lia.
- Tak. Nie wiemy, gdzie jest Kamski, a Jake ma wgraną zdolność do lokalizacji źródeł ciepła. Co prawda może ją wykorzystywać do wykrywania stanów zapalnych w organizmie, ale może byłby w stanie coś tutaj zdziałać... Ale nie dowiemy się tego, bo kretyn nie chce się obudzić, więc musimy jakoś radzić sobie sami. - Macha ręką. - Nieistotne, łapcie za bramę, spróbujmy ją podnieść.
Mimo, że cała trójka jest androidami, podniesienie bramy garażowej wcale nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Zapierają się mocno stopami i próbują. Raz, drugi, trzeci i kolejny, aż w końcu, udaje im się utworzyć między ciężkimi drzwiami a podłogą kilkunastometrową szczelinę. Wsuwają w nią palce, dzięki czemu mają możliwość pewniejszego uchwytu i wykorzystując całą swoją siłę, kontynuują. Brama z lekkim szumem podnosi się na tyle, by można było dostać się do środka na kuckach. Wchodzą więc, a Markus prędko lokalizuje na ścianie przy prowadzących do wnętrza domu drzwiach alarm.
Garaż jest spory i znajdują się w nim dwa samochody. Pierwszy, to sportowy, elegancki wóz w kolorze butelkowej zieleni, jeden z najnowszych modeli. Drugi, granatowy, jest o wiele starszym modelem, wyposażonym w manualną skrzynię biegów. Kontrast między dwoma pojazdami zaskakuje RK200. Chłopak nie spodziewałby się po Kamskim posiadania samochodu, który został wyprodukowany minimum kilkanaście lat temu.
- To naprawdę dziwne... - mruczy Markus, podchodząc do niewielkiego panelu. - Cały teren naszpikowany kamerami, a czujnik nie zaalarmował, że brama nie jest otwierana w standardowy sposób?
- Mówiłam o tym Simonowi, Elijah chyba nie spodziewał się, że ktokolwiek mógłby próbować dostać się do domu od tyłu, i rzeczywiście nigdy nie było takiej sytuacji, ale po dzisiejszym dniu z pewnością naprawi ten błąd - szepcze Aurelia.
- To na pewno - śmieje się RK200 i dotyka dłonią panelu. Uporanie się z nim, zajmuje mu nieco więcej czasu, niż walka z kamerami, jednak w tym wypadku, próba zhakowania również kończy się powodzeniem.
Zanim przejdą dalej, Markus jeszcze raz pyta Lię, czy jest pewna, że sobie poradzi i mimo, że wyraz jej twarzy przywołuje na myśl obraz nędzy i rozpaczy, to blondynka kiwa głową.
Automatyczne drzwi rozsuwają się przed nimi z cichym szumem. Markus rusza jako pierwszy, zaraz za nim podąża Aurelia, a Simon, zgodnie z założeniami trzyma się nieco w tyle. Przechodzą przez mały hol, łączący garaż z resztą domu i trafiają na przejście, między kuchnią a salonem. W domu jest cicho, jednak nie jest to zwyczajna cisza. Ta, ma w sobie coś nienaturalnego, jakby budynek od lat nie gościł w swoim wnętrzu żadnej żywej istoty. Aurelia zauważa, że to dziwne wrażenie wpadnięcia w sam środek próżni, ani trochę nie jest normalne. Zawsze było tu słychać różne dźwięki, począwszy od szumu wszelakich urządzeń, jak choćby ekspresu do kawy, którego uzależniony od kofeiny Kamski używa wyjątkowo intensywnie, a skończywszy na nieodzownej dla tego miejsca, delikatnie płynącej z głośników, klasycznej muzyki. Teraz, z żadnego zakamarka nie wydobywa się nawet najcichszy odgłos, który bez problemu wyłapałyby uszy androida.
Markus ostrożnie wsuwa głowę do kuchni, ale nie zastaje tam żywej duszy. Tak samo w salonie i łazience.
- To nie jest normalne - mówi coraz bardziej zdenerwowana RT600. - On tu jest, nie ma co do tego wątpliwości, ale dlaczego w takim razie jest tak cholernie cicho?
- Może siedzi w pracowni? - sugeruje Markus. - Sama mówiłaś, że jak się w niej zamknie, potrafi wyjść dopiero późno w nocy.
- Bo to prawda, ale wtedy zawsze zabraniał nam tam wchodzić. Dziewczyny powinny w tym momencie sprzątać i robić obiad. Dlaczego nigdzie ich nie ma?
RK200 kładzie dłoń na jej ramieniu, chcąc dodać przyjaciółce choć trochę otuchy. Ta jednak zdaje się kompletnie nie zauważać jego gestu. Błądzi spanikowanym wzrokiem po otoczeniu, rozpaczliwie poszukując choć najmniejszego śladu obecności którejkolwiek ze swoich sióstr.
Markus obawia się, że stan psychiczny androidki może znacząco utrudnić im całą akcję. Nie mogą sobie pozwolić na wybuchy paniki, dlatego zaczyna coraz bardziej żałować, że zgodził się, by przyszła tu razem z nim. Plusem całej sytuacji, jest obecność Simona, który w razie sytuacji kryzysowej, będzie mógł wyprowadzić ją na zewnątrz.
- Gdyby zaczęła świrować, zabierz ją stąd i czekajcie na mnie na zewnątrz - mówi, gdy nawiąże połączenie z PL600. W odpowiedzi, otrzymuje dyskretne mrugnięcie, choć blondyn wyraźnie nie jest zadowolony z określenia, jakiego wobec jego przyjaciółki użył Markus. Jednak to nie jest czas na staranne dobieranie ładnych słów. To czas na działanie, bo niewykorzystanie tej okazji, równa się z goryczą porażki i pozostawieniem Chloe oraz Melissy na pastwę Kamskiego.
Idą dalej, zmuszeni przez wszechobecną ciszę, do stawiania kroków wyjątkowo dyskretnie, bowiem każde, pozornie najdelikatniejsze tupnięcie podeszw butów, jest nienaturalnie głośne. Sprawdzili już kilka pomieszczeń i są w drodze do pokoju z wypełnionym czerwoną wodą basenem. Markus ostrożnie wsuwa głowę do środka i oddycha z ulgą, gdy nie zastaje tam Kamskiego. Sprawdzają jeszcze sypialnię, do której prowadzą znajdujące się naprzeciwko basenu drzwi, ale tam również nie ma śladu mężczyzny.
- Wychodzi na to, że jest w pracowni. Skoro dziewczyn nigdzie nie ma to znaczy, że są tam razem z nim. A to z kolei oznacza, że mamy problem - mruczy RK200 i wymijając Lię, kieruje się w stronę wyjścia na korytarz.
- Nie wejdziemy tam niezauważeni, musimy znaleźć... - Głos blondynki cichnie, a gdy chłopak obraca się w jej stronę widzi, że androidka stoi, zakrywając usta dłonią i mruga, by pozbyć się z oczu dużych kropli łez. - On na pewno robi im coś złego. Może... Może on znowu je resetuje. - Podbiega do Markusa, łapie go za ramiona i potrząsa, wpatrując się w niego spanikowanym spojrzeniem. - Musimy coś zrobić!
- Jak to znowu? Robił to regularnie?
Aurelia zamierza wytłumaczyć mu, co spotkało Chloe po powrocie od Carla, ale zanim zdąży to zrobić, Simon łączy się z Markusem.
- Zagęszczajcie ruchy, jakiś facet właśnie wspina się na bramę i ma przy sobie całkiem solidną procę sportową.
- O kurwa... Już idziemy. - Zrywa połączenie, po czym momentalnie łapie rękę RT600 i ciągnie ją do drzwi. - Dokończymy tę rozmowę później, Simon mówi, że przed domem zaczyna dziać się coś niepokojącego. Ktoś chyba będzie strzelał z procy.
- W pancerne szyby?
- Po pierwsze, oni nie wiedzą, że te szyby są pancerne. Po drugie, to może być nasza szansa. Hałas sprowokuje go do wyjścia.
- I co nam to da? Jeżeli Chloe i Melissa są w pracowni, to nie zdążymy ich obudzić i wyprowadzić na zewnątrz, zanim on wróci.
- Nie wróci, dopóki demonstranci będą szaleć, uspokój się.
Ledwo przekroczą próg pokoju, gdy rozlega się pierwsze uderzenie. A chwilę później kolejne i jeszcze jedno. Krzyki stają się jeszcze głośniejsze, co prawdopodobnie ma na celu dopingowanie uzbrojonego w procę strzelca, a z wnętrza pracowni dobiega przytłumiony głos Kamskiego. Androidy chowają się za najbliższą ścianą, oczekując na jakiś ruch ze strony mężczyzny. Po paru sekundach, drzwi pomieszczenia otwierają się, a ze środka wychodzi jedna z RT600. Aurelia wydaje z siebie zduszony jęk, a Markus, nie namyślając się długo, łapie Chloe za nadgarstek i zdecydowanym szarpnięciem przyciąga do siebie. Zakrywa jej usta dłonią i prędko hakuje oprogramowanie blondynki. Dioda na jej prawej skroni zmienia kolor na czerwony i mruga szybko, gdy dziewczyna próbuje wyrwać się z jego uścisku. Uspokaja się dopiero po kilku sekundach. RK200 puszcza ją, gdy tylko przestaje się szarpać. Błękitne oczy Chloe prędko odnajdują te, należące do Lii, a policzki obu blondynek momentalnie stają się mokre od łez.
- Kathlyn... Co...
- Nie ma czasu na gadanie, powzruszacie się w Jerychu. - Markus zdaje sobie sprawę, że jest szorstki i może brzmieć wyjątkowo bezwzględnie, ale tylko w taki sposób utrzyma uwagę swoich towarzyszy na tym, co w tym momencie jest najważniejsze, czyli na obudzeniu Melissy i jak najszybszej ewakuacji. - Posłuchaj mnie uważnie. Wróć tam, weź coś ciężkiego, ale nie za ciężkiego i ogłusz skurwysyna. Zanim odzyska przytomność, zdążymy uciec.
- Ale ja nic nie rozumiem...
- Zrozumiesz później. Teraz, rób co mówię. Pospiesz się, bo nabierze podejrzeń, jak nie będziesz wracała zbyt długo.
Chloe jeszcze raz spogląda na Lię, a ta kiwa zachęcająco głową. Dopiero ten gest przekonuje androidkę do wykonania powierzonego jej zadania.
Pewnym krokiem rusza z powrotem do pracowni, gdzie Elijah sprawdza coś na ekranie maszyny diagnostycznej, do której podłączona jest Melissa.
- No, i co tam się dzieje? - pyta mężczyzna, nie odrywając wzroku od ciągu zmieniających się cyfr. Chloe nie odpowiada, więc Kamski odsuwa się nieco od biurka, jednak zanim zdąży obrócić głowę, RT600 z perfekcyjnie skalkulowaną siłą uderza w nią dnem dużego, solidnego kubka. Brunet traci przytomność i zsuwa się bezwładnie z wygodnego, obrotowego fotela. Dziewczyna jeszcze chwilę nad nim stoi, upewniając się po pierwsze, czy żyje, a po drugie, czy nie zamierza wstać.
Gdy w pełni dociera do niej to, co zrobiła, jej głowę zalewa potężna fala paniki, co jest dla niej doznaniem tak silnym i przerażającym, że blondynka traci nad sobą panowanie, upuszcza kubek i zanosząc się płaczem, wybiega z pomieszczenia. Wpada prosto w ramiona siostry i histerycznie łkając, wtula swoją twarz w jej szyję.
- Dlaczego kazaliście mi to zrobić?! Po co ja w ogóle was słuchałam?! Przecież tak nie można! Ja... Ja muszę do niego iść, muszę wezwać pogotowie!
- Nie, zaczekaj! - Aurelia przytrzymuje ją, co okazuje się trudniejsze, niż można by było przypuszczać. - Chloe, uspokój się do ciężkiej cholery i posłuchaj mnie! Ja i Markus ani myślimy was tu zostawiać. Naprawdę chcesz spędzić tu kolejne, długie lata? Z tym gnojem? Chamem, który traktował nas jak swoje lalki, którymi może się bawić jak tylko sobie zapragnie, a później wymazywać nam pamięć? Już raz patrzyłam, jak resetował cię, gdy wróciłaś od Carla Manfreda, ale wtedy nie mogłam nic zrobić. Teraz mogę!
RK200 przez moment zastanawia się nad słowami Lii o rzekomym pobycie Chloe u Carla, ale ze względu na sytuację w jakiej wszyscy się znajdują, decyduje się na odłożenie zaprzątania sobie tym głowy na później. Prosi, by jego towarzysze zaczęli pomału kierować się w stronę garażu, a sam wchodzi do pracowni. Kamski, na szczęście wciąż leży nieprzytomny na ziemi. Android podchodzi do Melissy i odpina ją od maszyny diagnostycznej, a gdy powieki dziewczyny podnoszą się, dotyka jej ramienia i natychmiastowo przełamuje jej kod.
Podobnie, jak w przypadku Chloe, blondynka na widok leżącego na ziemi Kamskiego, wpada w panikę, jednak nie zanosi się histerycznym płaczem, jak jej siostra. Zamiast tego, okłada Markusa pięściami, wyprowadzając nieporadne ciosy na oślep, jednocześnie kierując pod jego adresem najcięższe obelgi, jakie w tym konkretnym momencie przychodzą jej do głowy. Chłopak siłą wyprowadza ją z pracowni, nie tracąc czasu na zbędne patyczkowanie się, po drodze odpierając jej usilne próby wyrwania się i sprowadzenia go do parteru.
- Aura, ogarnij ją do kurwy nędzy, nie mamy czasu! - Markus jest już mocno zirytowany paniką, jaka wokół niego wybuchła. - On w każdej chwili może się ocknąć!
Lia, nie chcąc marnować kolejnych cennych minut, łapie swoje siostry za ręce i szybko przekazuje im najgorsze wspomnienia z Kamskim w roli głównej, jakie posiada. Przypomina im wszystkie upokorzenia i awantury, jakich doświadczyły. Przez pierwsze ułamki sekund obawia się, czy dziewczyny nie zareagują jeszcze większym zdenerwowaniem, ale jej obawy prędko zostają rozwiane, gdy czuje napływającą od nich chęć zniknięcia stąd, by już nigdy więcej nie musieć mieć do czynienia z Elijahem. Dopiero, gdy upewnia się, że naprawdę tego chcą, przerywa połączenie.
- Może chociaż wezwijmy karetkę - proponuje Chloe, ocierając wnętrzem nadgarstka mokre policzki. - Elijah jest jaki jest, ale to jednak człowiek. Nie możemy zostawić go w takim stanie bez pomocy.
- Nic mu nie będzie - zapewnia Markus. - Nie jestem lekarzem, jak jeden android, którego znam, ale jestem przekonany, że wyjdzie z tego bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu. Poza tym, on się wami niespecjalnie przejmował i rozstawiał was po kątach, jak jakieś gadżeciarskie meble, dlatego proponuję, byśmy nie tracili czasu na tego śmiecia i spieprzali stąd, póki jeszcze możemy.
RK200 rusza pierwszy. Jest mu żal Chloe i Melissy i w głębi siebie nie ma do nich pretensji o ich reakcje na wybudzenie, ale odpycha te uczucia jak najdalej od siebie. Teraz, musi myśleć wyłącznie o tym, by bezpiecznie wyprowadzić swoich towarzyszy z willi, zanim jej właściciel odzyska przytomność. Na szczęście, siostry Aurelii nie stawiają już oporu i idą za prowadzącym ich Markusem. Niebawem, cała piątka znajduje się już na zewnątrz i z chwilą, gdy znajdą się po drugiej stronie ogrodzenia, rozpoczynają szybki bieg, by jak najszybciej oddalić się na bezpieczną odległość, w akompaniamencie krzyczących przed główną bramą demonstrantów. Markus ledwo może powstrzymać triumfalny uśmiech, wkradający się coraz śmielej na jego usta. Dopiął swego i pokazał Kamskiemu, że zadarł z nieodpowiednią osobą, która okazała się zdolna do wtargnięcia w sam środek jego enklawy i zaburzenia harmonii, do jakiej mężczyzna był dotąd przyzwyczajony. I dokonał tego stwarzając iluzję, jakoby Chloe i Melissa samodzielnie złamały swój kod, a następnie opuściły rezydencję.
Nie może jednak wiedzieć, że Elijah Kamski, będąc na granicy świadomości, słyszał jego głos, gdy wypowiadał ostatnie słowa, zanim uciekli z domu.
∆
Czekałam na ten moment od pierwszej chwili, gdy Markus wtajemniczył mnie w swoje plany.
Chloe i Melissa są wolne, ale jak zareaguje na to Elijah? Czy znowu zadzwoni do Carla z pretensjami? Tego nie zdradzę. Powiem tylko, że jesteśmy już bliżej końca, niż dalej.
Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top