2. New reality and old fears.

∆ Niedziela 7 listopada 2038

Pracownia, znajdująca się w willi na Belle Isle, zdaje się Elijahowi Kamskiemu o wiele za mała. Kiedy po raz kolejny zahacza oparciem obrotowego krzesła o stojącą tuż za nim szafkę, woła do siebie jedną ze swoich RT600, o imieniu Kathlyn i prosi, by zapisała w jego kalendarzu przypomnienie o skontaktowaniu się z kierownikiem zaufanej ekipy remontowej.

- Czy mogę zrobić dla ciebie coś jeszcze? - pyta androidka, gdy tylko wykonała polecenie.

- Nie - odburkuje Elijah, jednak szybko o czymś sobie przypomina i zatrzymuje blondynkę, gdy ta znajduje się już po drugiej stronie progu. - Chociaż nie, zaczekaj. Zadzwoń do Carla i powiedz mu, że wpadnę do niego koło osiemnastej.

W odpowiedzi, otrzymuje krótkie skinienie głową, po czym Kat opuszcza pomieszczenie, a automatyczne drzwi zasuwają się za nią bezszelestnie. Kiedy mężczyzna zostaje w pomieszczeniu sam, z głośnym westchnieniem przenosi wzrok na podpiętego do maszyny diagnostycznej androida. Jest wysoki, mniej więcej wzrostu Markusa. Jego twarz pokrywa ciemny zarost, a brązowe włosy są elegancko zaczesane do tyłu, natomiast na górnej części prawego policzka, widnieją dwa małe pieprzyki. Kamski siedzi przed nim, opierając łokcie na szeroko rozstawionych kolanach i zastanawia się, czy android spełni oczekiwania Carla. Rozważając wszystkie możliwe scenariusze, włącza maszynę i oczekuje na wyniki, nie spuszczając wzroku ze stojącego na biurku, małego monitora. Wyświetlające się na nim litery i cyfry składają się na same pozytywne wieści, dlatego mężczyzna uśmiecha się półgębkiem i przenosi spojrzenie na stojącego z zamkniętymi oczami bruneta.

- No. Zobaczmy, co my tu mamy - wzdycha i uruchamia androida.

Powieki powoli podnoszą się, ukazując ciemne, niemal czarne tęczówki. Dioda na skroni maszyny mruga żółtym światłem, żeby po chwili przejść w kojący błękit. Patrzy na Kamskiego bez jednego słowa, a po chwili omiata spojrzeniem pracownię.

- Przedstaw się - rozkazuje Elijah.

- Model RK300, numer seryjny 262 022 416. - Jego głos jest głęboki, dość niski i bardzo przyjemny dla ucha. - Jestem androidem stworzonym w celu służby zdrowiu ludzkiemu. Moduł medyczny, w jaki zostałem wyposażony, umożliwia mi zarówno dokonanie prostych pomiarów parametrów, jak ciśnienie krwi, temperatura ciała, czy saturacja, ale potrafię również na podstawie zgłaszanych przez pacjenta objawów, analizy krwi i prześwietlenia problematycznego fragmentu ciała, zdiagnozować dolegliwość i dobrać odpowiednią terapię.

Milknie, a jego twarz zastyga w spokojnym, lecz niewyrażającym żadnych emocji grymasie. Elijah za to, zaczyna poważnie zastanawiać się nad przekazaniem androida Carlowi. Mimo, że w zamierzeniu miał być równie sympatyczny, co Markus, to rzeczywistość weryfikuje te plany zupełnie inaczej. Gorzej. Mężczyzna nie ma wątpliwości, że RK300 to doskonały opiekun pod względem medycznym, jednak Kamski łapie się na podawaniu w wątpliwość zdolności towarzyskich maszyny. Jego poprzednik był całkowicie inny, od pierwszej chwili, jego twarz wyrażała całą gamę najróżniejszych emocji mimo, że tak naprawdę wcale ich nie czuł. Wydawał się też szczerze zainteresowany wieloma rzeczami i doskonale symulował troskę oraz przyjaźń. Stojący przed Kamskim, ciemnowłosy android, jest całkowitym przeciwieństwem uroczego Markusa, który był w stanie w ciągu kilku chwil zaskarbić sobie sympatię niemal każdej mającej z nim styczność osoby. Od RK300 bije nie tylko profesjonalizm, ale również chłód i dystans. To nie miało tak wyglądać. On nie miał tak wyglądać.

Jednak mleko się wylało i Kamski decyduje się dać mu szansę mimo, że nie jest pewny, czy Carl będzie równie wyrozumiały. Gestem dłoni daje mu znak, żeby zszedł ze stopnia, na którym stoi, co android robi, bez mrugnięcia okiem.

- Za chwilę pojedziemy do człowieka, którym masz się zaopiekować - tłumaczy, rzucając niepewne spojrzenie na maszynę, której LED zmienia barwę z niebieskiej, na żółtą. - Nazywa się Carl Manfred, jest malarzem, cenionym artystą, który kocha rozmowy o życiu, grę w szachy, dobre jedzenie i wiele innych rzeczy. Dwa dni temu, stracił androida, który zajmował się nim przez ostatnich kilka lat, przez co jest dość ponury. Musisz być dla niego wyrozumiały.

Emanująca żółte światło dioda zaczyna mrugać.

- Nie jestem wyposażony w specjalizację psychiatryczną, zatem diagnozowanie i leczenie depresji nie leży w spektrum moich kompetencji, jednak zrobię co w mojej mocy, by okazać Carlowi możliwie jak najwięcej zrozumienia.

Mężczyzna nadyma policzki i po chwili mocno wypuszcza powietrze ustami. W jego głowie kotłuje się mnóstwo myśli, ale najgłośniejsza jest ta o reakcji malarza na swojego nowego towarzysza. Każda wizja, jaka pojawia się w wyobraźni Kamskiego, opiera się głównie na samych czarnych myślach, gdzie Carl w żadnym wypadku nie akceptuje RK300. Niestety, opcja ta jest bardzo prawdopodobna, a Elijah z bólem stwierdza, że nie podołał zadaniu jakie sam sobie narzucił. Nie udało mu się stworzyć równie przyjaznego androida, co Markus. Na szczęście, z każdej sytuacji jest jakieś wyjście i mężczyzna postanawia, że jeżeli malarz nie zechce przyjąć pod dach tego androida, to odda mu jedną ze swoich RT600.

Zastanawia się, co mogło pójść nie tak, dlaczego android jest tak potwornie sztywny, ale nie może znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Pomimo tego, stara się być dobrej myśli i liczy, że RK300 nabierze nieco luzu, gdy będzie już w domu.

O ile wcześniej Carl nie wystawi go za drzwi - myśli Elijah.

- Zaczekaj tu na mnie. Przyjdę po ciebie za pół godziny.

- W porządku.

RK300 siada na stojącym obok niego krześle i odprowadza Kamskiego wzrokiem. Dopiero, gdy drzwi zamykają się za mężczyzną, android po raz kolejny dokładnie ogląda pomieszczenie. Korzystając z okazji, że jest sam, wyszukuje w sieci informacje na temat Carla. Nie poświęca jednak temu zbyt wiele czasu, bowiem prędko orientuje się, że nie jest w stanie z dostępnych w internecie danych, stworzyć sobie obrazu swojego nowego właściciela. Nie ma tam rzeczy, które on, jako jego opiekun powinien wiedzieć, żeby dobrze wykonać swoje zadanie. Postanawia więc nieco wypytać Elijaha, kiedy będą w drodze do nowego domu.

Tymczasem, Kamski zakłada ubrania, które przygotowała dla niego Kat, kiedy on był pod prysznicem. Chłodna woda nieco orzeźwiła nie tylko jego ciało, ale również umysł, co pozwala mu spojrzeć na całą sytuację przychylniej. Android został uruchomiony przysłowiową chwilę temu. Mimo, że ma jasno sprecyzowany cel, jakim jest opieka nad Carlem, to jeszcze go nie spotkał. Nie wie więc, z kim będzie miał do czynienia, a jego chłód z pewnością straci na mocy, kiedy zacznie poznawać Manfreda osobiście. Ucząc się jego charakteru i przyzwyczajeń, będzie w stanie dostroić się do niego i stać się tak dobrym towarzyszem, jak Markus. A nawet lepszym, mając na uwadze umiejętności, jakich nie miał jego poprzednik.

Mija dokładnie trzydzieści minut, gdy drzwi pracowni się otwierają, a w progu staje ubrany w proste, materiałowe spodnie, Elijah. Android podnosi się i spogląda na mężczyznę pytająco.

- Chodź. Czas, żebyś poznał swojego właściciela.

Kiwa krótko głową i rusza za Kamskim, odprowadzany przez wzrok RT600, obserwujących go z ciekawością. Przy drzwiach czeka na już Kathlyn, która żegna ich promiennym uśmiechem.

- Czy mógłbyś powiedzieć mi coś więcej o Carlu? - pyta RK300, patrząc na Elijaha. Samochód w tym czasie kieruje się w stronę miasta.

- Najlepiej będzie, jak sam ci o sobie opowie - odpowiada, wzruszając ramionami. Brwi androida ściągają się lekko, co nadaje jego twarzy surowego wyrazu.

- Chciałbym mieć choć minimalne pojęcie o jego charakterze już teraz. To może być bardzo pomocne.

Kamski wzdycha i przez moment zastanawia się, jak krótko i zwięźle ubrać w słowa to, co android powinien wiedzieć o Manfredzie. Pierwsze określenie, jakie przychodzi mu do głowy, to "zrzędliwy, ale całkiem sympatyczny dziadek" jednak nie decyduje się na przedstawienie siedzącemu obok brunetowi takiego obrazu mężczyzny, bowiem RK300 najpewniej wziąłby to do bólu dosłownie. Określenie to, mimo, że trafne, było bardzo pobieżne. Android mógł nie wyłapać żartu.

- Jest bezpośredni, sarkastyczny i bywa nieco kapryśny, ale można mu to wybaczyć. Jest starszym człowiekiem, a życie nie obeszło się z nim lekko. - Odwraca głowę i patrzy na androida. Kiwa spokojnie głową, a jego LED miga żółtym światłem.

- A zalety? - dopytuje. - Musi jakieś mieć, skoro utrzymujecie kontakt.

- Jest po prostu dobrym człowiekiem. Można porozmawiać z nim na prawie każdy temat i lubi ludzi mimo, że sam nie jest najbardziej towarzyską osobą na świecie.

Kąciki ust RK300 unoszą się nieznacznie. Nadaje mu to o wiele przyjaźniejszego wyrazu, wydaje się z tym bardziej... ludzki.

W trakcie drogi, android pytał jeszcze o Markusa. Interesowało go, co stało się z jego poprzednikiem, jaka relacja łączyła go z Carlem i czym charakteryzował się RK200. Elijah wyjaśnił mu kilka kwestii, nie wchodząc zbytnio w szczegóły. Uznał bowiem, że najlepiej będzie, jeśli Carl sam odpowie na jego pytania.

Dojeżdżają na miejsce po kilkunastu minutach. RK300 omiata wzrokiem dom i rozgląda się po jego wyjątkowo schludnym otoczeniu, jednak nie poświęca temu zbyt wiele czasu. Tym bardziej, że ledwo on i Elijah stają pod drzwiami, one otwierają się, a na progu staje blondwłosa androidka, ubrana w prostą, granatową sukienkę i tego samego koloru baleriny, uśmiecha się promiennie.

- Dzień dobry, Carl jest w pracowni - mówi, wycofując się w głąb holu. Kamski rzuca jej rozbawione spojrzenie.

- Widzę, że się zadomowiłaś - mówi zaczepnie mężczyzna, delikatnie szturchając palcem jeden z jasnych kosmyków, okalających twarz androidki.

- Wykonuję jedynie twoje polecenia, Elijah - odpowiada, obracając się z gracją i rusza w stronę salonu. - Carl czuje się komfortowo w moim towarzystwie. Oczywiście, wciąż jest załamany stratą Markusa, ale mówienie o nim i wspominanie wspólnych chwil, ma na niego terapeutyczny wpływ.

- Niech zgadnę, streścił ci ostatnich kilka lat w najdrobniejszych szczegółach?

Słysząc ton głosu Elijaha, który wydaje się androidce nad wyraz lekceważący, obraca się gwałtownie, niemal smagając swoimi długimi włosami twarz idącego obok Kamskiego RK300.

- On traktował tego androida jak człowieka. Przywiązał się do niego, zatem nic dziwnego, że tak bardzo przeżywa całą tę sytuację. Dlaczego mówisz o tym w tak złośliwy sposób?

Chloe marszczy brwi i patrzy na mężczyznę niemal z odrazą, co wpędza go w głęboką konsternację. Każda z jego RT600 obcym osobom może wydawać się bardzo empatyczna mimo, że są pozbawionymi tego uczucia maszynami. Złudzenie to, powoduje sympatyczne usposobienie, jakie zaprogramował im Kamski. Jednak tym razem, androidka zachowuje się zbyt ludzko, nawet jak na nią. Elijah nie odbiera tego, jako coś pozytywnego i postanawia zrobić z tym porządek, jak tylko wrócą do domu. Tymczasem, odpuszcza i zachowuje się, jakby nigdy nic.

- Ta uwaga była niepotrzebna, Chloe - mówi ostro. - Carl rozumie moje poczucie humoru, ty nie musisz.

- Chodziło mi po prostu o to...

- Chloe - warczy, mierząc ją przeszywającym spojrzeniem. - Dość. Zaczekaj tu na mnie.

Wskazuje stojącą przy schodach, elegancką sofę, a kiedy blondynka zamiast usiąść, patrzy na niego z lekko rozchylonymi ustami, brunet wymija RK300 i lekko ją popycha. Dziewczyna siada, a LED częściowo przykryty jasnymi włosami zmienia barwę na czerwoną. Rzuca jeszcze jedno, błagalne spojrzenie towarzyszącemu im androidowi, ale on nie wydaje się w żadnym stopniu przejęty sytuacją, jakiej jest świadkiem. Błękitne oczy, emanujące niezrozumieniem i czymś na kształt strachu, nie robią na nim najmniejszego wrażenia. Nawet ich nie zauważa. Idzie za Kamskim, uważnie oglądając wszystko, co jest w zasięgu jego wzroku.

- Sądząc po wystroju, Carl musi być interesującym człowiekiem - mówi android, spoglądając w kierunku półki z książkami i stojącego przed nią fortepianu. Elijah przystaje na moment i kładzie dłoń na ramieniu maszyny.

- Już za moment sam się o tym przekonasz - odpowiada i wchodzi do pracowni.

Carl przegląda plik kartek, które pokrywają wykonane ołówkiem szkice, mające najpewniej przeobrazić się w kolejne obrazy artysty. Senior podnosi głowę i lekko kręci nią, gdy spostrzega, że Elijah nie przyszedł sam. Starszy z mężczyzn na pierwszy rzut oka domyśla się, że tajemniczy brunet, stojący kawałek za Kamskim jest androidem. Nie musi nawet widzieć jego błękitnej diody, która mruga szybko, gdy ciemne oczy oglądają znajdujące się w pomieszczeniu obrazy.

Malarz odkłada kartki na stolik i podjeżdża na swoim wózku bliżej przybyszów.

- Doczekał się swojego wielkiego dnia - mówi z entuzjazmem Elijah, wskazując RK300. Senior parska i układa usta w kpiącym grymasie.

- Czemu nie powiesz wprost, że to ty doczekałeś tego dnia, tylko zwalasz wszystko na niego? - pyta. Kamski w odpowiedzi przewraca oczami i rusza za kierującym się do salonu przyjacielem. W międzyczasie, rzuca szybkie spojrzenie do holu, gdzie Chloe siedzi bez jednego ruchu, a między blond kosmykami można dostrzec szkarłatną diodę. Manfred zauważa dziwne zachowanie androidki. - Coś ty jej zrobił? - pyta i dyskretnie wskazuje ją brodą.

- Kazałem jej zaczekać tam na mnie - wyjaśnia. - Ale to nieistotne. RK300, poznaj swojego właściciela.

Brunet wychodzi przed Elijaha i wyciąga rękę w stronę seniora.

- RK300, numer seryjny 262 022 416. Miło mi cię poznać, Carl. Możesz się do mnie zwracać po modelu, albo, jeżeli sobie życzysz, nadać mi imię.

Malarz nie jest zachwycony. Android jest uprzejmy, a delikatny uśmieszek, czający się na jego twarzy ciepły, jednak to nie to samo, co Markus. On był po prostu ludzki, naturalny w każdym geście, który wykonywał i słowie, jakie wypowiadał, a z jego twarzy biło życie. Od pierwszej chwili, doskonale wiedział, jak się zachować i co mówić, dzięki czemu Carl miał wrażenie, jakby znali się od lat, mimo, że początkowo wcale nie podchodził do RK200 entuzjastycznie. I właśnie ta myśl powoduje, że starszy mężczyzna postanawia mimo wszystko dać mu szansę. Być może ten drętwy start nie będzie rzutował na przyszłość, a przeciwnie, okaże się początkiem czegoś dobrego i wartościowego.

Manfred zerka na Elijaha. Brunet domyśla się, że chodzi o zapisanie w systemie androida imienia, dlatego kiwa głową, dając przyjacielowi znak, że wygląda to dokładnie tak samo, jak w przypadku Markusa. Carl wzdycha i mówi znaną sobie formułkę, patrząc prosto w ciemne oczy.

- RK300, proszę, zarejestruj imię. - LED przechodzi w żółć i zaczyna mrugać. - Jacob.

- Mam na imię Jacob - odpowiada, lekko skinąwszy głową. Carl uśmiecha się do niego, co android odwzajemnia, a senior od razu myśli, że może do głosu za bardzo doszła zrzęda, którą od jakiegoś czasu stara się opanować, jak tylko może. Kiedy lepiej się poznają, pewnie ich relacja nabierze kolorów i charakteru, w końcu Elijah obiecywał, że jego osobowość będzie podobna do tej, jaką miał Markus.

- Jacob, czy mógłbyś przygotować jakiś obiad? Muszę zamienić jeszcze kilka słów z Elijahem.

- Oczywiście, ale najpierw, chciałbym rzucić okiem na twoją dokumentację medyczną - odpowiada łagodnie. Malarz wzdycha i przewraca oczami. Kompletnie zapomniał, że Kamski mówił mu o module medycznym, w jaki wyposażony jest android. Zaczyna powoli domyślać się, co to dla niego oznacza i wizja ta w żadnym wypadku nie napawa go optymizmem. Mimo tego, nie chce dać po sobie poznać irytacji, jaka nagle go ogarnęła, więc zwraca się do swojego nowego androida spokojnym, miłym tonem.

- Idź na piętro, do mojej sypialni. Na komodzie leży komputer, tam jest wszystko.

- Dziękuję, Carl. To nie zajmie mi wiele czasu.

Manfred milczy i zerka w stronę Chloe, która ciągle siedzi jak marmurowy posąg. Zanim w domu zjawił się Kamski z Jacobem, androidka była żywiołowa, roześmiana i radosna, choć to ostatnie to jedynie symulacja. Teraz, siedzi z miną, jakby zobaczyła ducha i wpatruje się we własne dłonie, spoczywające na jej kolanach. W żadnym wypadku nie jest to ta sama dziewczyna, która jeszcze kilkanaście minut wcześniej, wraz z Carlem wybierała kolory do jednego ze szkiców. Dopiero, kiedy drzwi sypialni zamykają się za RK300, senior zaczyna rozmowę.

- Dalej będziesz próbował mi wmówić, że nie masz już nic wspólnego z CyberLife? - pyta, unosząc prawą brew. - Przecież nie zbudowałeś go w swoim domowym zaciszu.

Młodszy mężczyzna uśmiecha się złośliwie i opada na stojące przy szachownicy krzesło.

- Powiedziałem ci, że nie mam już nad nimi kontroli, ale nie wspominałem nic o ludziach, którzy chętnie mi pomogli, gdy powiedziałem, że mój najbliższy przyjaciel jest w potrzebie. - Wzrusza ramionami. - Z resztą, nie zawracaj sobie tym głowy. Zamiast tego, ciesz się swoim nowym towarzyszem.

- To się jeszcze okaże - odpowiada szeptem, jakby w obawie, że Jacob, albo Chloe go usłyszą. - Nie wydaje mi się, żeby jego chęć studiowania tych wszystkich lekarskich bzdur w momencie, gdy poprosiłem go o obiad była przypadkowa.

- Nie powinieneś narzekać. W twoim wieku, zbilansowana dieta jest kluczem do zachowania zdrowia. Nie masz już dwudziestu lat i musisz uważać na wiele rzeczy.

Carl zaciska dłonie w pięści i mierzy mężczyznę ostrym spojrzeniem.

- Nie będę kontynuował tej bezsensownej dyskusji. - Macha ręką, gdy uśmiech na twarzy Kamskiego poszerza się jeszcze bardziej. - Powiedz lepiej, co zrobiłeś Chloe. Jeszcze chwilę temu aż iskrzyła od entuzjazmu i non stop się uśmiechała, a teraz wygląda jak cień samej siebie.

- Carl, już ci tłumaczyłem, że kazałem jej tam na mnie czekać. Po prostu grzecznie wykonała moje polecenie.

Senior obraca się, by ponownie spojrzeć na androidkę. Mimo, że wyjaśnienie Elijaha w żadnym wypadku go nie przekonuje, to nie decyduje się na drążenie tematu. Zna swojego przyjaciela i wie, że to kompletnie bezcelowe, jednak tak drastyczna zmiana w zachowaniu blondynki wydaje mu się niepokojąca.

- Wstrzymam się z podziękowaniami do czasu, aż wyrobię sobie na jego temat własne zdanie - mówi Carl, spoglądając w stronę kuchni z cierpiętniczym wyrazem twarzy. - Od razu uprzedzam, żeby nie było żadnych niedomówień. Odeślę ci go, jak będzie mnie terroryzował i zmuszał do jakichś kretyńskich diet.

- Odeślesz go tak samo, jak Markusa? - pyta kpiącym tonem.

- Mógłbyś mi jeszcze raz przypomnieć, dlaczego ja tak właściwie nie posłałem cię do wszystkich diabłów, tylko ciągle uważam za przyjaciela?

- Chyba dlatego, że naprawdę nim jestem - odpowiada i powoli wstaje. - Mam nadzieję, że Jacob skutecznie wypełni pustkę, jaką zostawił po sobie Markus. Tymczasem wybacz, ale będę się zbierał. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.

Manfred kiwa głową i odprowadza Elijaha do holu, skąd w międzyczasie wychodzi Jacob, kierując się prosto do kuchni. Siedząca na sofie RT600 drga, słysząc zbliżające się kroki, a gdy mężczyźni zjawiają się w jej pobliżu, podrywa się na równe nogi i pośpiesznie podchodzi do wieszaka. Zdejmuje z niego należący do jej właściciela płaszcz i pomaga Kamskiemu go założyć. Carl obserwuje tę sytuację z dużym niezrozumieniem. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, jakie podejście do maszyn ma jego przyjaciel, ale i tak nie może pomieścić mu się w głowie, że można w taki sposób traktować androida. Dlatego krzywi się, kiedy Elijah wciąga na siebie płaszcz mocnym szarpnięciem, wyrywając go z drobnych dłoni Chloe. Malarz podjeżdża na swoim wózku bliżej niej i zaciska palce na jasnym nadgarstku blondynki. Błękitne oczy kierują się na seniora.

- Było mi bardzo miło - mówi, patrząc na zatroskaną twarz dziewczyny. - Jesteś przesympatyczna, Chloe. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, masz świetne oko do kolorów.

- Z przyjemnością - odpowiada od razu, ale zaraz potem jej ciało sztywnieje, a w oczy wkrada się zdenerwowanie. - Oczywiście pod warunkiem, że Elijah się zgodzi.

- Pozwólmy Carlowi oswoić się z jego nowym opiekunem - mówi, nie obdarzając jej nawet jednym spojrzeniem.

- Naturalnie, Elijah - szepcze, jakby w obawie, że Kamski mógłby źle zareagować, gdyby ton jej głosu był pewniejszy.

Chwilę później, drzwi zamykają się za nimi, a Manfred wraca do salonu, gdzie czeka już na niego Jacob. Android skupia swoje ciemne tęczówki na mężczyźnie i uśmiecha się do niego szeroko, a senior nie ma pewności, jak powinien ten grymas odebrać. Czuł bowiem, że pierwsze dni, a nawet tygodnie, mogą być naprawdę ciężkie. Android nie wygląda na takiego, który jest skłonny do kompromisów, czy ustępstw. I to właśnie przeraża Carla najbardziej.

- Nadciśnienie, wysoki poziom cholesterolu, niedobory witamin - wylicza, kręcąc głową z dezaprobatą. - A to i tak wyniki sprzed dwóch lat.

- Czuję się doskonale - zapewnia.

- Profilaktyka polega na monitorowaniu stanu swojego zdrowia - tłumaczy rzeczowym, profesjonalnym tonem, z delikatnym uśmieszkiem błąkającym się po jego ustach, który sprawia, że twarz androida wygląda przyjaźniej. - Wiele schorzeń w początkowej fazie nie daje żadnych objawów, albo są one na tyle niecharakterystyczne, że bardzo łatwo je przeoczyć. Regularne badania, zwłaszcza w twoim wieku, to podstawa, a ja zadbam, żebyś wykonywał je ze stałą częstotliwością.

Senior ma ochotę uderzyć czołem w ścianę, jednak pomysł ten ulatuje z jego głowy tak szybko, jak się w niej pojawił. Ostatnim, czego chce, jest utrata honoru, dlatego zamiast na narzekaniu, skupi się na dostosowaniu androida do siebie, mając jednocześnie świadomość, że będzie to o wiele trudniejsze, niż w przypadku Markusa.

- Widzę, że chyba mi nie odpuścisz, co? - pyta, a Jacob kręci powoli głową.

- Nie. Pozwolisz, żebym poszedł do apteki?

- Po co? - Carl marszczy brwi w podejrzliwym grymasie.

- Po strzykawki i igły - odpowiada od razu. - Technika, w tym medycyna oczywiście bardzo się rozwija, ale nie istnieje inna metoda pobrania krwi do badań. - Mina Manfreda nie zmienia się, dlatego brunet spieszy z dalszymi wyjaśnieniami. - Potrafię samodzielnie ocenić stan próbki krwi, zatem nie musimy jeździć do laboratorium.

- Ja tego Elijaha po prostu zatłukę i każdy sąd mnie uniewinni - warczy pod nosem, na tyle cicho, że Jacob nie słyszy, co mężczyzna mówi.

- Więc?

- Idź. Przecież doskonale wiem, że nie będziesz miał dla mnie współczucia - odburkuje. - A co z obiadem?

- Wrócę niebawem. W lodówce znalazłem dużo produktów z których będę mógł przyrządzić sycący, ale przede wszystkim zdrowy posiłek.

Zanim wyjdzie, odbiera od Carla pieniądze i dopiero wtedy wyrusza, wcześniej obiecując, że będzie z powrotem za piętnaście minut. Nie zauważa, jak Manfred przykłada dłoń do czoła, w geście całkowitej beznadziei. Mężczyzna stara się trzymać ostatnich nitek nadziei, jednocześnie marząc o wehikule czasu. Jest przekonany, że w tym momencie użyłby go bez chwili zastanowienia.

Wracając pamięcią do sytuacji z domu Carla, Chloe nie znajduje nic, o co Elijah może być aż tak zły. Nie powiedziała przecież nic złego, nie była niemiła, dlatego kompletnie nie rozumie, dlaczego Kamski siłą ciągnie ją do swojej pracowni. Kiedy przechodzą przez hol, androidka rzuca zrozpaczone spojrzenie pozostałym RT600, Kathlyn i Melissie, jednak one nie reagują. Ich błękitne oczy są puste, a twarze spokojne, podczas gdy Chloe się boi. W rezydencji malarza nie była tego jeszcze do końca pewna, ale teraz wie, że w towarzystwie seniora zaczęła czuć. I teraz, gdy zostaje wepchnięta do białego, niepokojącego pomieszczenia, może z całą świadomością powiedzieć, że się boi. Uczucie to rośnie z każdą chwilą coraz bardziej, zwłaszcza, gdy drzwi pracowni zamykają się, a brunet siłą podpina androidkę pod jedną z maszyn.

- Elijah, co ty robisz? Dlaczego jesteś na mnie taki zły? Proszę, powiedz...

Nie kończy. Przerywają jej w tym palce mężczyzny, wbijające się w jej policzki, kiedy mocnym szarpnięciem kieruje jej głowę tak, żeby patrzyła mu w oczy. Niebieskie tęczówki androidki są pełne strachu, co on zamierza ukrócić.

- Dobrze ci radzę, nie szarp się - ostrzega i jeszcze bardziej zaciska dłoń na jej twarzy, zanim ją puści.

- Proszę, porozmawiaj ze mną, wytłumacz...

Policzek, jaki jej wymierza na chwilę ją otumania i zaskakuje. Wykorzystując ten moment, Kamski uruchamia aparaturę i jeszcze przez kilkanaście sekund przytrzymuje próbującą wyrwać się Chloe. Po tym czasie, grymas przerażenia znika z jej twarzy, oczy na powrót stają się pozbawione jakichkolwiek emocji, a ciało blondynki uspokaja się, dzięki czemu Elijah może ją puścić.

Gdy po jakimś czasie wychodzą z pracowni, Chloe ze swoim standardowym uśmiechem pyta mężczyznę, czy może coś dla niego zrobić. Nie czuje już strachu, paniki, ani niezrozumienia.

Nie czuje już nic.

Dzień dobry :)

No to mamy Jacoba. Carl ma przegwizdane xd

Fun fact: numer seryjny pana RK300 nie jest zlepkiem przypadkowych cyfr.

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top