18. Everyone has their own demons.

∆ Środa 24 listopada 2038

Michelle jest wściekła.

Zgodnie ze złożoną Ryanowi obietnicą, odbyła rozmowę ze swoim szefem i nakreśliła mu, bez wchodzenia w szczegóły, trudną sytuację, w jakiej znalazł się Scott. Mężczyzna słuchał jej w skupieniu, jednocześnie analizując wszystkie za i przeciw przyjęcia nowego pracownika. W końcu sumienie i duże pokłady zrozumienia dla walczących o pracę ludzi spowodowały, że zgodził się wyciągnąć do chłopaka pomocną dłoń. Philips podziękowała mu w swoim i jego imieniu, po czym od razu złapała za telefon, by przekazać swojemu wybawcy radosne wieści. Kiedy nie odebrał pierwszy raz, uznała, że może zwyczajnie nie usłyszał dzwonka. Po drugiej nieudanej próbie, wciąż trzymała się tej wersji. Trzeci raz, wywołał w niej niepokój, a gdy za czwartym podejściem, po drugiej stronie usłyszała niski, ochrypły głos, od razu pomyślała, że tajemniczy człowiek o którym jej opowiadał zrobił mu krzywdę. Tymczasem jej rozmówca, który był przekonany, że Michelle jest dziewczyną Ryana powiedział coś, co sprawiło, że całe współczucie i stres, jaki odczuwała, ustąpił miejsca złości i rozgoryczeniu. Kazał jej bowiem szukać go w jego domu, zaznaczając, że chłopak prawdopodobnie nie będzie w stanie wyłuskać z siebie zbyt wielu logicznych zdań. Kobieta aż za dobrze wiedziała, co to oznacza, a teraz, gdy idzie do niego, utrwalając sobie w głowie wszystko, co zamierza mu powiedzieć, wie to jeszcze lepiej.

Czuje się oszukana i zlekceważona. Ma żal do Scotta, że prosi ją o pomoc z której nie zamierza skorzystać. Nie jest w stu procentach pewna, czy chce się z nim spotkać, ale ta część niej, która odczuwa palącą potrzebę rzucenia mu kilku gorzkich słów w twarz, pcha ją do przodu, aż pod drzwi lekko podniszczonego domu w którym bądź co bądź, rozpoczęło się jej nowe życie. Zapominając o zasadach dobrego wychowania, zwija dłoń w pięść i z całej siły wali nią w drzwi. Czeka chwilę, a gdy z wnętrza domu nie dochodzi nawet jeden dźwięk, raczy drzwi kolejną salwą gorączkowych uderzeń. Przysuwa do nich usta i wyraźnie podniesionym głosem prosi Scotta, by wpuścił ją do środka. W końcu, po kilku spędzonych na mrozie minutach, Philips naciska klamkę. Drzwi otwierają się, a targana emocjami dziewczyna bez zastanowienia wchodzi do środka i kieruje się prosto do salonu, po drodze przekraczając leżącą na ziemi kurtkę. Idzie powoli, najciszej, jak tylko potrafi, analizując otoczenie, jakby za każdym rogiem czaiło się niebezpieczeństwo. Z sercem bijącym tak mocno, jakby próbowało złamać jej mostek, oraz żebra, zagląda do salonu. Widok, jaki Michelle zastaje sprawia, że brunetka ma ochotę podnieść z podłogi pustą butelkę po piwie, przez którą o mało się nie przewróciła i rzucić nią prosto w ścianę.

Ryan śpi na kanapie z lewą ręką pod głową, podczas gdy jego prawa ręka oraz noga, zwisają i opierają się na ziemi. Telewizor cicho gra, a na stoliku i podłodze, walają się puste butelki. Jednak nie to sprawia, że Philips czuje, jak jej żołądek zaczyna się ściskać. Falę mdłości powoduje u niej leżąca na blacie ławy, prowizoryczna fajka. Kawałek dalej, obok zmiętej paczki papierosów, znajduje się mały woreczek strunowy. Brunetka nie jest już w stanie opanować wzbierającej w niej złości, dlatego kilkoma szybkimi krokami podchodzi do śpiącego mężczyzny, łapie go za ramię i mocno potrząsa. Początkowo nie reaguje, aż w końcu, z głośnym chrapnięciem nabiera sporą porcję powietrza i zrywa się na równe nogi. Prędko traci jednak równowagę i opada z powrotem na swoje poprzednie miejsce. Piwne oczy są szeroko otwarte i patrzą na Michelle, jakby była zjawiskiem z kosmosu. Umysł szatyna pracuje tak szybko, jak to możliwe w obecnych warunkach i poza kompletną dezorientacją i szokiem, do chłopaka zaczynają docierać te emocje, które wolałby odepchnąć od siebie najdalej, jak tylko się da, czyli zażenowanie, złość na samego siebie i ogromny, niewyobrażalny wstyd. Czuje na sobie spojrzenie szarych tęczówek, ale nie ma odwagi ponownie w nie spojrzeć. Za dobrze wie, co w nich zobaczy, mimo resztek otępienia, które ciągle ogarnia jego głowę.

- Czy ty jesteś poważny, Ryan? - Zaczyna cicho, ale z każdym kolejnym słowem, jej głos staje się coraz głośniejszy. - Dzwonisz do mnie kompletnie przerażony i prosisz, żebym ubłagała u szefa zatrudnienie dla ciebie, tylko po to, żebyś zaraz później doprowadził się do takiego stanu?

- Elle...

- Nie skończyłam! - grzmi, zaciskając dłonie w pięści. - Zdajesz sobie sprawę w jakim świetle cię przedstawiłam? Powiedziałam, że musisz zarobić pieniądze dla matki, która potrzebuje pomocy, bo sama byłam święcie przekonana, że to, co mi powiedziałeś, jest prawdą! Tymczasem okazuje się, że cała ta rzewna historyjka była zwyczajnym, wstrętnym kłamstwem! Jak śmiesz zasłaniać się własną matką, żeby zdobyć pracę, dzięki której zarobisz pieniądze na narkotyki?! Jak?!

- Nikim się nie zasłaniam, ani cię nie okłamałem - burczy przez zaciśnięte zęby. - Moja matka naprawdę jest w niebezpieczeństwie, ale zrozum, tego nie da się rzucić, ot tak. Wytrzymałem kilka dni i myślałem, że będzie dobrze, ale wczoraj po prostu mnie to przerosło. Nie zrozumiesz tego.

- Masz rację, nie zrozumiem, bo jeżeli walka o bezpieczeństwo własnej rodziny nie jest dla ciebie wystarczającą motywacją, by rzucić to ścierwo, to chyba nic nie będzie dla ciebie warte wyjścia z nałogu.

Chłopak wbija palce we włosy i drapie nerwowo skórę głowy. Głowa mu pęka, a gardło i język palą żywym ogniem, dlatego ostatnim, czego Scott w tym momencie potrzebuje, jest słuchanie pretensji i wyrzutów, zwłaszcza od osoby, która najwidoczniej nie ma bladego pojęcia, co znaczy być uzależnionym.

- Nie wiesz o czym mówisz. - Spogląda na nią z ukosa z wymalowanym na pokrytej delikatnym zarostem twarzy, krzywym uśmieszkiem. - Wyjście z nałogu, to nie jest jakiś jeden moment. Nie jest tak, że przylatuje dobra wróżka, napierdala cię po łbie różdżką, a ty nagle doznajesz olśnienia i idziesz sobie dalej przez życie czysta jak łza, czy zostajesz jakimś zjebanym coachem, który myśli sobie, że jest na tyle kompetentny, żeby uczyć innych, jak mają żyć, gdy tak naprawdę, jest zwyczajnym kmiotem, który wpierdolił wszystkie rozumy i wydaje mu się, że jest kimś.

- Nie powiedziałam, że to coś łatwego. Wydawało mi się po prostu, że masz dobrą motywację, ale najwyraźniej się myliłam - odburkuje, a mężczyzna wzdycha ciężko i ostrożnie wstaje, podtrzymując się oparcia kanapy.

- Mam w ogóle szansę na robotę? Szef coś ci powiedział?

- Nie. - Michelle wypowiada to słowo, zanim zdąży je przemyśleć. Prędko jednak dochodzi do wniosku, że nie zamierza narażać swojej posady dla człowieka, którego nie może być pewna. Na kogo wyszłaby w oczach szefostwa, gdyby okazało się, że Ryan przychodzi do pracy pod wpływem, lub co gorsza, zacząłby kraść, by mieć jak najwięcej pieniędzy na bordo? Philips podchodzi do swojej pracy bardzo poważnie wykonuje ją sumiennie i za nic w świecie nie chce, by właściciele sklepu mieli do niej żal, że wstawiła się za człowiekiem, który nie zasługuje nawet na odrobinę ich zaufania. To, co zamierza mu powiedzieć, nie przychodzi jej łatwo ze względu na wszystko, co dla niej zrobił, ale gdy w grę wchodzi jej przyszłość, musi zachować się egoistycznie i myśleć wyłącznie o sobie.

- Nic nie powiedział, czy...

- Nie może pozwolić sobie na jeszcze jednego pracownika - kłamie natychmiast, czując jednocześnie wstręt do samej siebie i poczucie, że w obecnej sytuacji, nie może bawić się w dobrą samarytankę. Lekko obraca głowę, gdy dostrzega na jego twarzy cień zawodu, który wydaje jej się szczery. - Przykro mi, ale będziesz musiał poszukać szczęścia gdzieś indziej.

- A gdybyś tak zapytała, czy nie znają kogoś, kto szuka człowieka do pracy?

Dziewczyna przymyka na moment oczy i bierze głęboki wdech, licząc, że to ułatwi jej dalszą rozmowę, ale dzieje się zupełnie odwrotnie. Ma wrażenie, że jeśli powie to, co ma na końcu języka, na dobre zmieni się jej postrzeganie siebie samej, ale rozsądek bierze górę nad emocjami i Michelle nabiera odwagi, by postawić sprawę jasno.

- Posłuchaj mnie, Ryan. Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłeś. Zawsze będę pamiętała, że wyciągnąłeś do mnie pomocną dłoń, ale nie jestem w stanie ci się odwdzięczyć. Wciąż masz olbrzymi problem, rozwiązanie go zajmie ci pewnie mnóstwo czasu, a ja nie mogę nikomu polecić człowieka, któremu nie można ufać. Co by było, gdybym ci powiedziała, że mój szef chce dziś z tobą porozmawiać? - Pytanie zawisa między nimi, gdy Elle czeka na odpowiedź ze strony szatyna, jednak on zdaje się nie mieć najmniejszego zamiaru jej udzielić. - Wybacz mi, ale nie mogę ci pomóc, dopóki sam sobie nie pomożesz.

Początkowo, gdy w pokoju zapada cisza, chłopak patrzy na Michelle z obrazą, której w żadnym wypadku nie stara się ukryć. Pierwsza, tego pojedynku na spojrzenia nie wytrzymuje brunetka i kiedy w oczach Scotta oprócz rozczarowania, pojawia się złość, przenosi wzrok na kanapę. W końcu, po kilkunastu sekundach milczenia z jego ust wydobywa się ciche parsknięcie.

- Wszystko, co masz, masz dzięki mnie. - W jego głosie słychać tyle goryczy, że mimo ciepłych ubrań, Philips czuje, jak na jej przedramionach pojawia się gęsia skórka. - Uratowałem cię od alfonsa, dla którego byłaś przedmiotem, który można rozstawiać po kątach, dałem ci pieniądze i nową tożsamość, a w zamian poprosiłem tylko o drobną pomoc w znalezieniu pracy. Powinnaś mnie zrozumieć, sama w końcu byłaś w ciężkiej sytuacji.

- Rozumiem i będę ci dozgonnie wdzięczna za wszystko, ale jest między nami zasadnicza różnica. Ja wykorzystałam szansę, jaką mi podarowałeś i zrobiłam to od razu. Nie za dzień, czy tydzień, tylko zaraz. A ty? Daruj, ale nie wyglądasz, jak ktoś, kto planuje odmienić swoje życie, bo wiedziałeś, że dziś zadzwonię do ciebie z wieściami, a zachowałeś się jak nieodpowiedzialny gówniarz!

Ryan zgrzyta zębami i robi trzy powolne kroki w jej stronę. Brunetka wstrzymuje oddech i wycofuje się do progu pokoju, bo reakcja na odmowę wydaje jej się niepokojąca. Mężczyzna wyłapuje zdenerwowanie Michelle i przystaje, lekko unosząc otwarte dłonie.

- Za prędko mnie skreślasz. Powiedziałem ci, że z tego nie da się wyjść ot tak, a praca byłaby dla mnie dodatkową motywacją do rzucenia tego w cholerę.

- Przepraszam, nie pomogę ci - mówi stanowczo. - Dziękuję za wszystko, ale nie polecę nikomu człowieka, po którym nie wiadomo, czego można się spodziewać. Teraz, muszę myśleć o sobie.

Dziewczyna obraca się na pięcie i od razu kieruje się do wyjścia. Jest w połowie przedpokoju, gdy do jej uszu dociera głośne chrząknięcie. Ryan stoi metr za nią, opierając się nonszalancko o ścianę, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Kiedy ich spojrzenia się spotykają, na twarzy Scotta pojawia się błagalny grymas.

- Proszę, przemyśl to jeszcze.

Michelle spogląda tylko na niego i bez słowa opuszcza dom, zamykając za sobą drzwi.

A on nie wie, co powinien zrobić.

Stracił jedyną nadzieję na szybkie zatrudnienie, bo po tym, co zaszło, dziewczyna mu nie pomoże. Następna myśl, która uderza w niego z siłą huraganu, dotyczy długu, jaki ma teraz jeszcze u Drew. Jak przez mgłę pamięta, że kiedy wyszedł z domu dilera, ten wybiegł za nim i powiedział, że daje mu tydzień na doniesienie jeszcze dwustu dolarów. Teraz, gdy Ryan jest trzeźwy, widzi, że mężczyzna najzwyczajniej w świecie wykorzystał jego głód i naciągnął go na absurdalną kwotę. Niestety, w tych transakcjach pojęcie reklamacji nie istnieje, dlatego szatyn musi stanąć oko w oko z trudną sytuacją w którą się wpakował.

Musi znaleźć pracę, choćby miał wyrwać ją jakiemuś androidowi z rąk.

Od rozmowy między Aurelią a Markusem, minęło kilkadziesiąt minut. Od chwili, gdy połączenie między nimi zostało przerwane, dziewczyna nie odezwała się do nikogo nawet jednym słowem. North, chcąc dać jej przestrzeń, nie narzuca się, Nora i Josh nie wiedzą, jak powinni do niej podejść i tylko Simon odważył się zrobić pierwszy krok.

Gdy RT600 zjawiła się w Jerychu, od razu złapała wspólny język z Simonem. Oboje są spokojni i stonowani, jednak gdy trzeba, potrafią wykrzesać z siebie pokłady siły i energii, o które mało kto mógłby ich podejrzewać. To, plus podobne poczucie humoru sprawiło, że blondwłose androidy bardzo szybko odnalazły wspólny język i teraz, bez zająknięcia określają się nawzajem mianem dobrych przyjaciół.

Lia siedzi na podłodze, plecami opierając się o pustą skrzynię po biokomponentach. Oplata ramionami zgięte w kolanach nogi, a jej spojrzenie błądzi po schodach, prowadzących na wyższą kondygnację statku. Nie zauważa zbliżającego się do niej Simona do momentu, gdy PL600 usiądzie obok niej. Uśmiechają się do siebie, jednak z twarzy Aurelii sympatyczny grymas znika szybciej, niż się pojawił.

- Jak się czujesz? - pyta blondyn, starając się odnaleźć wzrokiem punkt w który wpatruje się dziewczyna, przez co nie widzi, jak ta wzrusza ramionami.

- Normalnie.

- Posmutniałaś - stwierdza, ale ona w żaden sposób na to nie reaguje, a przynajmniej nie tak, jak oczekiwałby Simon. Po raz kolejny, niedbale wzrusza ramionami.

- Gdzie tam, wydaje ci się.

- Aurelia, wiesz przecież, że nie musisz przede mną udawać. Ale nie musisz też mówić. Gdybyś chciała pogadać, czy choćby pomilczeć to pamiętaj, że jestem.

Delikatnie poklepuje jej przedramię i wstaje, jednak zanim mu się to uda, blondynka zaciska palce prawej dłoni na jego nadgarstku, przytrzymując go. Chłopak uśmiecha się pod nosem i rozsiada się wygodniej, krzyżując nogi. Sądzi, że Lia postanowiła skorzystać z opcji wspólnego milczenia.

Tymczasem RT600 poważnie zastanawia się nad podzieleniem się swoimi obawami z przyjacielem. Wie, że jest jedyna osobą, która podejdzie do sprawy spokojnie. Bez niepotrzebnej paniki w stylu Nory, ani nadmiernej agresji, jaką na samo wspomnienie ludzi operuje North. Poza tym, dziewczyna czuje, że nie straci w jego oczach, gdy powie, kto był jej właścicielem. Od chwili, gdy Detroit zaczęło stawać się areną walk między dwoma grupami, posiadającymi zupełnie różne poglądy, Elijah Kamski jest jednym z głównych tematów, przewijającym się przez rozmowy mieszkających w Jerychu androidów. Podejście do jego osoby jest dość różne, jest jednak jeden punkt w którym wszyscy się zgadzają, a jest nim całkowity brak zaufania do czegokolwiek z nim związanego. Każdy doskonale zdaje sobie sprawę, że nie byłoby go tu, gdyby nie geniusz Kamskiego, ale legendy, jakie urosły wokół "najbardziej tajemniczego człowieka w Detroit" robią swoje. Aurelia jeszcze przez chwilę zastanawia się nad wtajemniczeniem Simona w swoją przeszłość i pomysł Markusa, aż w końcu pęka, bo czuje, że jeśli dalej będzie dusić to wszystko w sobie, to po prostu pęknie.

- Musisz być w stu procentach pewny, że chcesz usłyszeć to, co mam ci do powiedzenia - odzywa się nagle, wpędzając androida w lekką konsternację.

- Dlaczego miałbym nie być pewny? - pyta, przysuwając się bliżej niej.

- Bo istnieje opcja, że twoje nastawienie do mnie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni.

PL600 spogląda na nią ze zmarszczonymi brwiami.

- Mogłabyś powiedzieć coś takiego, gdybyś nie była świadoma, że jesteś chyba jedyną osobą w Jerychu z którą jestem w stanie się tak dobrze dogadać. Poza tym, uważam cię za swoją przyjaciółkę. - Unosi lewy kącik ust w figlarnym uśmieszku. - Wywal to z siebie, a ja obiecuję, że po wszystkim dalej będziemy przyjaciółmi. I że wszystko zostanie między nami, jeśli tego chcesz.

- Byłoby idealnie - mruczy i zanim zacznie mówić, bierze głęboki wdech. - Widzisz, przed wybudzeniem, miałam na imię Kathlyn i byłam androidką Elijaha Kamskiego. - Kiedy dochodzi do nazwiska mężczyzny, ścisza głos niemal do szeptu. - Oprócz mnie, w jego rezydencji były jeszcze dwie dziewczyny mojego modelu, Melissa i Chloe, przy czym Chloe jest pierwszym androidem, który przeszedł test Turinga - milknie, szukając na twarzy Simona jakichkolwiek oznak negatywnych emocji. - Jak czujesz się z tym, co usłyszałeś do tej pory?

- Czuję, że podjęłaś dobrą decyzję, by nie wspominać o tym North - odpowiada i puszcza jej oczko. - Kamski jest dla niej synonimem diabła, a gdyby dowiedziała się, kim tak naprawdę jest mężczyzna o którym jej opowiadałaś, to najpewniej już byłaby w drodze na Belle Isle z kanistrem pełnym benzyny w jednej ręce i zapałką w drugiej. - Parska cichym śmiechem i trąca ją żartobliwie w ramię.

- Och... I nie myślisz, że ja...

Blondyn wzdycha głęboko i przewraca oczami.

- Nie zapominaj, że ja i North to dwie różne osoby. Ona jest przewrażliwiona i czasem to bywa męczące, chociaż są chwile, gdy myślę, że zginęlibyśmy bez niej. Ale ty się nie bój, nie podejrzewam cię o bycie wysłanniczką Kamskiego.

Dziewczyna uśmiecha się z wdzięcznością. Czuje, jakby z jej serca spadł nie kamień, tylko ogromny głaz. Dopiero teraz w pełni dociera do niej, jak bardzo potrzebowała otworzyć się przed kimś innym niż Markus i powiedzieć prawdę o swoim poprzednim życiu. O tym, że usługiwała człowiekowi, który wśród tysięcy ludzi i androidów wzbudza wyłącznie negatywne emocje. Bała i wciąż boi się, że gdyby zdradziła swoją tajemnicę reszcie, zaczęłaby być odbierana i oceniania przez pryzmat bycia byłą towarzyszką Kamskiego, a to coś, czego dziewczyna za żadne skarby nie chce. Jednak Simon wydaje się być stuprocentowo szczery we wszystkim, co mówi, dlatego Lia wraca do przerwanej opowieści.

- Ten android, który nas ostatnio odwiedził, to Markus. Unikatowy model, stworzony osobiście przez Elijaha, dla jego niepełnosprawnego przyjaciela. Pewnego dnia, obaj przyjechali na Belle Isle. Wtedy, Markus mnie przebudził. To było... - urywa, szukając słów, które najlepiej opisałyby to, co działo się wtedy w jej głowie. - Nie potrafię tego opowiedzieć. Z resztą, sam doskonale wiesz, o czym mówię. Oboje z Markusem czujemy się odpowiedzialni za los moich sióstr. On dlatego, że mnie obudził, a ja... bo tego nie zrobiłam i uciekłam bez nich. Kiedy tu był powiedział mi, że chce spróbować je obudzić i uwolnić.

- Jak ma zamiar to zrobić?

- Tu jest właśnie cały problem. Wymyślił sobie, że włamie się do jego domu.

PL600 unosi brwi. Nie zna Markusa, więc nie do końca wie co nim kieruje. Niesamowita odwaga, czy skrajna głupota.

- Niby jak? Nie znam Kamskiego tak, jak ty, ale sądząc po informacjach, jakie można znaleźć w internecie, do jego domu nie ma szans zbliżyć się nikt niepożądany. Chyba, że chce wykorzystać do tego bycie dziełem najbardziej tajemniczego człowieka w Detroit.

- To, czego można dowiedzieć się w sieci, jest jedną tysięczną Elijaha i wszystkiego, co z nim związane - mówi nerwowo i szybko skupia rozmowę z powrotem na RK200. - A Markus postanowił wykorzystać coś zupełnie innego. Dobrze, że siedzisz, bo nie zaliczysz twardego lądowania na tyłek, jak ci powiem, co on wykombinował. - Parska cichym śmiechem i kręci głową, jakby sama nie do końca dowierzała we własne słowa. - Planuje wcielić się w rolę człowieka, zgromadzić przez internet sporą grupę przeciwników androidów, a później pójść z nią pod dom Kamskiego, by zorganizować tam wielką pikietę. W międzyczasie, chce zhakować monitoring i pozostałe zabezpieczenia, by dostać się do środka, gdy Elijah będzie zajęty dzwonieniem na policję i wypatrywaniem patrolu. I co ty na to?

Blondyn nie wie, co powinien myśleć o planie, jaki przedstawiła mu RT600, zatem tylko wzrusza ramionami. Sam pomysł próby przedarcia się do willi wydaje mu się szalony, ale jednocześnie jak na dłoni widać, że los sióstr Aurelii leży mu na sercu, a takie poświęcenie, niosące za sobą ogromne ryzyko z pewnością zasługuje na docenienie.

- Lepiej powiedz, jak ty to widzisz - mówi, patrząc androidce prosto w oczy. - Ty najlepiej znasz ten dom. Jest chociaż okruszek szansy, że mu się uda, czy raczej porywa się na walkę z wiatrakami?

- Rozsądek podpowiada mi, że podpisuje tym na siebie wyrok. Elijah z pewnością jest przygotowany na awarię systemu zabezpieczeń, ale... logika w pewnych sytuacjach schodzi na dalszy plan. A ja nie zamierzam go powstrzymywać, bo też odrzuciłam rozsądek daleko za siebie.

- Co masz na myśli? - pyta podejrzliwym tonem.

- To, że idę tam razem z nim.

Chłopak czeka, aż Lia powie, że to tylko luźna myśl, albo szalony pomysł, którego ona sama nie jest do końca pewna, ale z jej ust nie wydobywa się nawet jedno słowo. Androidka patrzy na niego pewnie, z zacięciem w swoich błękitnych oczach. Wyraz jej twarzy jest tak poważny, że Simon nie ma nawet cienia wątpliwości, że jego przyjaciółka naprawdę planuje wziąć udział w tym przedsięwzięciu, co jednocześnie wypełnia go podziwem i obawą.

- Zwariowałaś - mówi w końcu, kręcąc głową.

- Dlaczego? Bo chcę uratować moje siostry? - pyta z nutą obrazy, jednak nie zamierza dopuścić go do słowa. - Posłuchaj, Simon, zachowałam się jak skończona egoistka. Uciekłam, nie oglądając się za siebie. Nawet nie spróbowałam obudzić dziewczyn, by też mogły uwolnić się od tego bydlaka. Pomoc im to mój obowiązek i nie zamierzam od niego uciekać.

- Rozumiem cię i podziwiam twoją odwagę, ale są dwa duże zgrzyty, których nie widzisz, albo nie chcesz widzieć. Twój model jest szalenie popularny, głównie za sprawą Chloe. Nawet średnio rozgarnięty człowiek, opętany złością na Kamskiego, bez trudu rozpozna, że jesteś androidką, a to oznacza kłopoty. To po pierwsze. Po drugie, co będzie, jak akcja potoczy się nie po waszej myśli i Kamski was nakryje? Masz w ogóle pojęcie, co on z tobą zrobi, gdy cię dopadnie?

Prawda jest taka, że Aurelia nie ma bladego pojęcia. Jedyna opcja, jaka po zastanowieniu przychodzi jej do głowy, to reset i przywrócenie do stanu sprzed wybudzenia, by z powrotem stała się bezwolną lalką, wykonującą wszystkie polecenia swojego pana. Jest to wizja, która przeraża dziewczynę bardziej, niż ewentualna śmierć, ale wola walki o Melissę i Chloe wysuwa się na przód, skutecznie tłumiąc rozpaczliwy krzyk rozsądku.

- Nie martw się, nic mi nie będzie - mruczy, unikając jak ognia jego spojrzenia.

- Sama w to nie wierzysz - stwierdza, a blondynka zaciska gniewnie usta. Darzy Simona ogromną sympatią, ale jego umiejętność prześwietlenia emocji, które ona stara się ukrywać, doprowadza ją do szału.

- Właśnie, że wierzę! - odburkuje, wyraźnie już zirytowana. - Wierzę w powodzenie tego planu, nawet, jeśli rozum podpowiada mi, że jest kompletnie szalony. I w Markusa. I w siebie. To już postanowione i nikt mnie nie powstrzyma. Wrócę tam po moje siostry i zrobię wszystko, by nie musiały już nigdy oglądać tego człowieka.

PL600 opiera na kolanie rękę, obróconą wnętrzem do góry. Aurelia przez kilka sekund patrzy na nią z lekko ściągniętymi brwiami, aż w końcu kładzie na niej swoją dłoń. Simon od razu splata ich palce i nawiązuje połączenie. Przelewa na nią wszystko, co w tym momencie czuje. Niepewność, obawę, lęk, troskę i całe mnóstwo szczerej przyjaźni. RT600 jak gąbka chłonie każdą jego emocję, zaskoczona ich siłą. Jest to coś, czego prawdopodobnie nigdy nie będzie dane w pełni zrozumieć ludziom. Mówienie o swoich uczuciach nie ma takiej mocy, jak bezpośrednie pokazanie ich, dlatego androidy są w stanie o wiele szybciej nawiązać między sobą wyjątkowo silne relacje. Nie inaczej jest w przypadku Simona i Lii, która bardzo mocno czuje, co siedzi w sercu jej przyjaciela. Pozwala więc, by ogarnęło ją wyjątkowo silne wzruszenie. Chcąc się zrewanżować, dziewczyna przekazuje mu swoją wdzięczność i resztki spokoju, jakie jeszcze jej zostały, jednocześnie skrzętnie ukrywając panikę, która wypełnia jej umysł za każdym razem, gdy pomyśli o możliwych konsekwencjach wielkiej akcji ratunkowej. Blondyn nie wymusza na niej dostępu do uczuć, które przed nim chowa. Nie jest głupi i wie, że androidka nie chce pokazać mu, że się boi, ale z szacunkiem omija napotkane blokady. Aż w końcu, po kilku długich minutach, połączenie się urywa.

- Nawet przez moment nie pomyślałem, by próbować cię powstrzymać, nie mam do tego prawa - mówi, delikatnie gładząc kciukiem jej dłoń. - Proszę tylko, żebyś obiecała mi, że będziesz ostrożna i staniesz na głowie, by uchronić się przed niebezpieczeństwem. No i że dasz mi znak, gdybyście potrzebowali pomocy. - Dwoma palcami wolnej dłoni łapie jej brodę i z wyczuciem obraca głowę Aurelii, by spojrzała mu w oczy. - Proszę.

- Obiecuję - mówi poważnie, gdy ich niebieskie tęczówki skupiają się na sobie. Usta chłopaka rozciągają się w smętnym uśmiechu, który dociera do oczu dopiero w momencie, gdy głowa blondynki opiera się na jego ramieniu. Stojąca kawałek dalej North, rzuca mu pytające spojrzenie, ale on tylko dyskretnie kręci głową i opiera policzek na czole dziewczyny. Za żadne skarby nie chce dopuścić do siebie myśli, że mógłby stracić osobę, która okazała się być jego bratnią duszą. Mimo, że ich przyjaźń trwa stosunkowo krótko, Aurelia zdążyła w tym czasie stać się nieodłączną częścią jego życia, jego strefą komfortu i powodem do uśmiechu, dlatego tak bardzo liczy, że Markus dobrze przemyślał swój plan i będzie ją chronił, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Bo w tym momencie, nie potrafi już wyobrazić sobie swojej codzienności w której zabrakłoby pewnej uroczej, sympatycznej blondynki.

Czy Ryan zaprzepaścił swoją szansę na powrót do normalności? Nie wiem.

Czy Lia i Simon to powoli tworzące się OTP? Tego też nie wiem.

A czy Markus kompletnie zwariował, chcąc włamać się Kamskiemu na chatę? To już pozostawiam do Waszej oceny ;)

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top