14. The mists of Jericho.

∆ Piątek 19 listopada 2038

Niesione wiatrem płatki śniegu smagają twarz Ryana, który pyta w myślach wszystkie znane mu bóstwa, dlaczego zdecydował się na to spotkanie. Po co uległ, skoro jeszcze zanim zadzwonił telefon, postanowił, że niedawna akcja była ostatnią tego typu? Że już nigdy nie zrobi krzywdy komuś, kto na to nie zasługuje, bez względu na objętość pliku banknotów, jaki mógłby za to dostać. Po chwili namysłu dociera do niego, że gdyby sam się nie zjawił, z całą pewnością zostałby do tego zmuszony, zatem nie ma innego wyjścia. Musi się z nim spotkać, jeśli chce się od tego odciąć.

Jego zleceniodawca, na swoje nieszczęście wstrzelił się w moment, gdzie Ryan myśli trzeźwiej, niż kiedykolwiek wcześniej, podczas ostatnich miesięcy. Parkując swoje granatowe, niczym niewyróżniające się auto pod opuszczonym motelem, nie zdaje sobie sprawy, że spotkanie nie przebiegnie w taki sposób, jaki sobie założył. Zanim wyjdzie na zewnątrz, gdzie silne podmuchy bez litości wbijają igiełki kłującego mrozu w każdy odsłonięty kawałek ciała, naciąga na głowę grubą czapkę, dłonie chowa w rękawiczkach i stawia kołnierz płaszcza. Tak przygotowany, otwiera drzwi samochodu i z jękiem niezadowolenia, opuszcza ciepłe wnętrze pojazdu.

- Mam nadzieję, że nie czekasz długo - odzywa się, patrząc na Ryana z mieszanką kpiny i pogardy. Szatyn parska gorzkim śmiechem i oddaje spojrzenie.

- Uważaj, bo uwierzę, że cię to interesuje - odburkuje niechętnie.

- Chcę, żeby sprawa była załatwiona szybko, a jak teraz się przeziębisz, to przez tydzień nie wyjdziesz spod kołdry. - Kpiący ton głosu, jakim mówi mężczyzna, ma dobitnie podkreślić, że kompletnie nie przejmuje się on stanem zdrowia chłopaka, a chodzi mu wyłącznie o jego efektywność w którą już i tak zdążył nieco zwątpić po ostatnim razie.

- Nie zamierzam się przeziębić - odpowiada, krzyżując ramiona na piersi. Jego rozmówca już otwiera usta, jednak Ryan nie zamierza dopuścić go do głosu i mówi coś, co wyraźnie nie podoba się stojącemu przed nim brunetowi. - Nie zamierzam też drugi raz dać się wkręcić w taką akcję, więc lepiej o tym zapomnij. Jak chcesz mieć gościa z głowy, to sam zrób z nim porządek, albo znajdź kogoś innego. Ja się wypisuję.

Mężczyzna chichocze niemal bezgłośnie, a jego białe, równe zęby błyszczą w słabym świetle latarni. W oczach Ryana, wygląda on jak wampir, stojący nad kompletnie bezbronną ofiarą, ciesząc się na świeżą porcję krwi.

- Zabawny jesteś, wiesz? - odzywa się mężczyzna, głosem aż kipiącym od cynizmu. - Zrobisz to, co ci każę, twoje prywatne obiekcje ani trochę mnie nie interesują.

- Lepiej, żeby zaczęły - warczy.

- Nie jesteś w sytuacji, gdzie mógłbyś narzekać, czy stawiać warunki. Przypominam ci, że poprzednim razem nie wykonałeś roboty dokładnie, a ja mimo tego nie poprosiłem o zwrot pieniędzy, które ci dałem. Weź to pod uwagę i doprowadź sprawę do końca. Być może będę miał dobry humor i dorzucę ci jakieś drobne na lody.

- Nie zrobię tego - cedzi przez mocno zaciśnięte zęby. Ukryte w kieszeniach kurtki dłonie zwija w pięści i wciąga nosem sporą porcję lodowatego powietrza. - Nie wiem, czemu tak bardzo ci zależy na wykończeniu go, ale będziesz musiał uporać się z tym sam. Po wszystkim, sam możesz skoczyć na loda. Najlepiej prosto do Edenu.

Zanim zdąży roześmiać się w pełni, szczupłe, blade palce mężczyzny zaciskają się mocno na kołnierzu kurtki szatyna. Ryan milknie na sekundę z ustami rozciągniętymi w szerokim, szczerym uśmiechu, żeby następnie wybuchnąć zaraźliwym chichotem, doprowadzając tym stojącego przed nim mężczyznę do szału. Chłodne, niebieskie oczy i te drugie, o ciepłej, piwnej barwie, wpatrują się w siebie, jednak te należące do rozwścieczonego bruneta, zdają się ciemnieć pod wpływem złości, jaka na dobre rozgościła się w jego umyśle i ciele. Zawsze gra opanowaną i chłodną osobę, której nic nie może wyprowadzić z równowagi, jednak teraz, cała otoczka zimnego cynika rozsypuje się w drobny mak, jak stłuczone zwierciadło. Mężczyzna czuje się wręcz upokorzony, że do takiego stanu doprowadził go pospolity ćpun, dlatego tym bardziej nie chce odpuszczać.

- Udam, że nie usłyszałem tego, co przed chwilą powiedziałeś i jeszcze raz wytłumaczę ci, że to nie jest prośba, czy sugestia. - Luzuje pięści zaciśnięte na śliskim materiale kurtki, jednak nie puszcza jej, jakby w obawie, że chłopak mu ucieknie. - Jesteś jedyną osobą, która ma do niego dojście, więc to wykorzystasz i pozbędziesz się go. W przeciwnym wypadku...

- Co?! W przeciwnym wypadku co?! - Ryan wykorzystuje moment i wyrywa się, po czym odpycha bruneta, omal nie wrzucając go do sterty brudnego śniegu. - Jeżeli lubisz od czasu do czasu w ramach rozrywki kogoś zastraszyć, to wybrałeś absolutnie chujowy adres! Nie mam nic do stracenia, więc koło dupy lata mi to, co ze mną zrobisz!

Chłopak poprawia kołnierz pewnym, nonszalanckim ruchem i bez słowa rusza w tylko sobie znanym kierunku.

- Pożałujesz tego - mruczy niemal szeptem, jednak jego głos ma w sobie tyle mocy, że chłopak słyszy to równie wyraźnie, jakby brunet krzyknął ile sił w płucach. Nie odpowiada na groźbę. Zdecydowanym krokiem idzie przed siebie.

Mężczyzna natomiast, wsiada do samochodu i momentalnie włącza ogrzewanie. Zdejmuje czapkę i rękawiczki, po czym wrzuca bieg i wyjeżdża na drogę. Jadąc do domu, zastanawia się nad konsekwencjami, jakie może wyciągnąć wobec Ryana. Czeka go intensywny wieczór, bowiem musi też zastanowić się nad najlepszym sposobem, który pozwoli mu pozbyć się osoby, która nieoczekiwanie stała się kulą u jego nogi.

Aurelia stoi nieco z boku obserwując, jak Nora nawiązuje połączenie z androidem, którego spotkały podczas wieczornej wędrówki po mieście. Blondynka trzyma się blisko, by w razie potrzeby pomóc koleżance. Dioda chłopaka jest żółta i mruga bardzo nieregularnie, natomiast ciemne brwi WR400 schodzą do środka, a pod opuszczonymi powiekami widać, jak jej oczy poruszają się niespokojnie. Trwa to zaledwie kilka sekund, po których ciemnowłosy android oddala się prędko w swoją stronę, a Nora podchodzi bliżej Aurelii.

- Przekazał mi jakiś klucz - mówi brunetka. - Twierdzi, że dzięki niemu dostaniemy się do miejsca, gdzie androidy są bezpieczne i wolne.

- To świetna wiadomość! - Lia mimowolnie podskakuje, a w jej błękitnych oczach rozbłyska wesoła iskierka. Wszystko to jednak gaśnie, gdy widzi ściągniętą trudnym do rozszyfrowania grymasem twarz androidki. - Co jest? Nie cieszysz się?

Nora wzrusza ramionami.

- Zastanawiam się, czy możemy mu ufać - odpowiada, odprowadzając wzrokiem oddalającą się sylwetkę androida. RT600 wzdycha i ostentacyjnie przewraca oczami.

- A jaki miałby powód, by nas oszukać? Jest w końcu taki, jak my. Musimy spróbować, nie mamy nic do stracenia, a możemy zyskać spokój i bezpieczeństwo.

Był pracownica Edenu nie wydaje się przekonana. Kiwa co prawda głową, jednak zmarszczone brwi i mocno zaciśnięte usta jasno pokazują, że najchętniej poszłaby prosto do swojej kryjówki i została w niej tak długo, jak tylko można. Sprzeczne myśli kotłują się w jej umyśle, bo z jednej strony, chciałaby wrócić do opuszczonego sklepu i skryć się w nim przed całym światem licząc, że nikt jej tam nie znajdzie. Z drugiej, ciekawość i chęć doświadczenia czegoś lepszego, popycha ją do miejsca, którego położenie zdradził jej nieznajomy android. Jednak nieufność skutecznie hamuje wszystko inne. Nawet jasne, roziskrzone oczy Aurelii nie są w stanie wzbudzić w Norze większego entuzjazmu, ale mimo całego lęku, jaki WR400 odczuwa, zgadza się z koleżanką. Powinny przynajmniej spróbować odnaleźć tajemnicze Jerycho.

- Boję się - przyznaje po chwili Nora, a blondynka odruchowo kładzie dłoń na jej ramieniu. - Obawiam się, że ten android z kimś współpracuje, że daje wskazówki, które mają doprowadzić defekty do miejsca, gdzie ktoś je wyłapuje i niszczy. A ja bardzo chcę żyć, Lia. Chcę żyć i nie uśmiecha mi się wizja śmierci z rąk jakiegoś zwyrodnialca.

- To normalne, że czujesz strach. Doskonale cię rozumiem, bo sama nie jestem tak pewna i odważna, na jaką być może wyglądam, ale skoro już się obudziłyśmy, skoro żyjemy, nie możemy stać w miejscu. Prędzej czy później, ktoś znajdzie nas w tym opuszczonym budynku. Poza tym, w nim nie czeka nas żadna przyszłość, a tam być może tak. Musimy zaryzykować.

Aurelia stara się jak może przelać cały swój entuzjazm na Norę, ale androidka zdaje się wręcz odpychać go od siebie.

- A jeśli to pułapka? Jeśli Jerycho nie jest opoką, tylko czymś, czego obie wolałybyśmy uniknąć? - Wyraz twarzy brunetki zdradza ogromne zagubienie w którym dziewczyna się miota.

- Jerycho?

- Powiedział, że te wskazówki, które mi przekazał, doprowadzą nas do Jerycha.

RT600 jest zdecydowana na podróż do tego miejsca. Zastanawia się jedynie, co zrobi, gdy Nora kategorycznie odmówi. Nie chce się rozdzielać, gdy znalazła osobę w towarzystwie której czuje się dobrze, a z drugiej strony, nie może dać się hamować i tłamsić, zwłaszcza, gdy być może stoi przed szansą na trafienie do miejsca, gdzie jest więcej androidów, być może równie zagubionych, co ona.

- Musimy spróbować - mówi pewnie, patrząc prosto w ciemne oczy androidki. - Jeżeli istnieje szansa na bezpieczny kąt, trzeba ją wykorzystać. Będziemy ostrożne, a w razie zagrożenia obronimy się i uciekniemy.

Nora spogląda na Aurelię badawczo, lekko unosząc prawą brew, czego nie da się zaobserwować, przez czapkę, którą dziewczyna naciągnęła niemal na oczy.

- Wiesz co? Wydaje mi się, że wbrew temu, co powiedziałaś, jesteś dokładnie tak pewna siebie, na jaką wyglądasz i brzmisz - mruczy, wywołując swoimi słowami wybuch perlistego śmiechu blondynki. - No i z czego się tak śmiejesz? Dosłownie minutę temu powiedziałam ci, że to całe Jerycho może być sposobem na wyłapywanie nas i niszczenie, a ty sprawiasz wrażenie, jakby w ogóle cię to nie ruszało.

- O widzisz, i tu się mylisz! - Dźga ją delikatnie w ramię, chcąc podkreślić tym swoje słowa. - Rusza mnie i to bardzo, ale staram się zachować względny spokój, a przede wszystkim, równowagę. Masz rację, że nie możemy być zbyt brawurowo nastawione, ale popadanie w coraz większą panikę też w niczym nam nie pomoże. Dlatego, skoro dostałyśmy ten klucz, to wykorzystajmy go i zawalczmy o swoje życie. - Jasna twarz Aurelii jest wręcz rozświetlona przez entuzjazm, jaki z niej emanuje. Część tego blasku dociera do Nory, bo rysy WR400 łagodnieją, a usta wyginają się w niepewnym uśmiechu.

- Mam nadzieję, że cała ta walka nie skończy się drogą na wysypisko, albo do CyberLife, gdzie nas zresetują i odeślą tam, skąd uciekłyśmy. Prawdę mówiąc, gdyby do tego doszło, wolałabym opcję numer jeden - burczy, a RT600 przewraca oczami i cicho chichocząc, wbija palec pod żebra koleżanki.

- Przyrzekam, że jeśli dalej będziesz taką marudą, to pójdę tam sama - odpowiada zaczepnie, nawet przez moment nie starając się powstrzymać błądzącego po jej ustach uśmiechu. Nora podpiera się pod boki, by za ułamek sekundy popchnąć Lię zdecydowanym ruchem. Ciało zupełnie oniemiałej blondynki opada do tyłu i zanim jej plecy dotkną dużej, śnieżnej zaspy, WR400 łapie kurtkę androidki przy zamku, ratując ją tym samym od upadku. Błękitne oczy są szeroko otwarte i badają drobną twarz brunetki, która uśmiecha się złośliwie.

- Jak chcesz to zrobić, skoro ja mam klucz? - pyta, pomagając jej wrócić do pozycji pionowej. - Z naszej dwójki, to ty możesz zostać w tyle, Lia.

Blondynka fuka z udawanym oburzeniem i nie namyślając się wiele, nabiera do rąk sporą porcję śniegu, kilkoma szybkimi ruchami formuje ją w bryłę o bliżej nieokreślonym kształcie i rzuca prosto w Norę. Androidka nie pozostaje dłużna i przez kilka najbliższych minut, dziewczyny prowadzą między sobą zaciętą wojnę na śnieżki, aż w końcu obie dochodzą do wniosku, że nie powinny dłużej kusić losu i ruszają do Jerycha według przekazanych im wskazówek.

Droga okazje się trudniejsza, niż obie na początku zakładały. Nie sądziły, że będą musiały przeczołgiwać się pod ogrodzeniem z siatki, skakać po wysokich murach i wchodzić do budynku, który normalnie ominęłyby szerokim łukiem. Późna pora jest dla nich zarówno sprzymierzeńcem, jak i wrogiem, bo kiedy ulice miasta oświetlają jedynie latarnie i neony, można łatwiej pozostać niezauważonym, a z drugiej strony, późną porą można natknąć się na większą liczbę ludzi, będących potencjalnym zagrożeniem. Tym bardziej Aurelia cieszy się, że Nora postanowiła wyruszyć w tę drogę razem z nią. Razem, stanowią trudniejszy cel i mogą skuteczniej się bronić. Oprócz tego, zawsze miło mieć obok siebie kogoś, z kim można po prostu porozmawiać.

Gdy docierają na szczyt prowadzących do wyjścia ze zdewastowanego budynku schodów, ich oczom ukazuje się wielki frachtowiec, pokryty grubą warstwą rdzy. Na jego boku, widnieje sporych rozmiarów napis Jerycho. Reakcje androidek na to, co mają przed sobą, są skrajnie odmienne. Aurelia jest zaskoczona, co doskonale obrazują delikatnie rozchylone usta i oczy, otwarte tak szeroko, jak chyba nigdy wcześniej, natomiast Nora, wyraża swoje głębokie rozczarowanie ciężkim westchnieniem. Brunetka chowa twarz w dłoniach i kręci głową, bo ostatnie, nikłe iskierki nadziei, właśnie gasną. Przez moment naprawdę myślała, że może rzeczywiście patrzy na to wszystko w zbyt pesymistyczny sposób, ale teraz, gdy już wiedzą, czym jest Jerycho, ma ochotę wybuchnąć gorzkim śmiechem i powiedzieć "a nie mówiłam?".

- Wiedziałam, że to jakaś lipa - mówi smętnie, odsuwając dłonie od twarzy. - Enklawa dla androidów, wolność, bezpieczeństwo... dobre sobie. Ok, naoglądałyśmy się już, więc wracajmy, bo ktoś zajmie naszą miejscówkę.

Podnosi się z kucek i obraca w stronę schodów, ale zanim ruszy, RT600 łapie ją za nadgarstek i przytrzymuje.

- Nie ma mowy! Skoro zadałyśmy sobie tyle trudu, by tu dotrzeć, to chociaż się rozejrzyjmy.

- Ale co ty chcesz oglądać, Lia? - pyta ze zrezygnowaniem, zamaszystym ruchem ręki wskazując statek. - Tę zardzewiałą kupę złomu? Przecież wystarczy postawić tam stopę, żeby ta góra żelastwa rozpadła się w drobny mak!

- Spodziewałaś się luksusowego apartamentu w najdroższej dzielnicy miasta? - pyta nieco bezczelnym tonem. - W obecnej sytuacji, musimy myśleć przede wszystkim o dyskrecji, a wbrew wszystkiemu, co myślisz, prędzej znajdą nas w tamtym kiosku, niż tutaj.

- Za to tu mamy większe szanse, że coś ciężkiego spadnie nam na głowy i zabije na miejscu - odburkuje i wyrywa się z uścisku Aurelii. - Odpuśćmy i chodźmy stąd.

- Ja nigdzie się nie wybieram. Nie po to skakałam po tych wszystkich murach i dachach, żeby teraz tak po prostu stąd odejść. Idę tam, a ty rób, co uważasz.

Blondynka prędko analizuje otoczenie, nie zwracając najmniejszej uwagi na ciężkie westchnienie Nory i ostrożnie stawia stopę na mostku. Metalowa konstrukcja trzeszczy pod ciężarem androidki, jednak nie zniechęca jej to. Zaciska palce na poręczy i powoli rusza przed siebie, modląc się, by finalnie nie okazało się, że jej towarzyszka miała rację i cała droga, jaką przebyły, była bezsensowna. Z każdym kolejnym krokiem, który przybliża ją do pokładu, narasta w niej niepewność, skutecznie tłumiąca entuzjazm, który jeszcze kilkanaście minut wcześniej buzował w jej umyśle i ciele. Co, jeśli rzeczywiście okaże się, że nie czeka tu na nie nic dobrego? Jeżeli nie ma tu żadnego androida, a ten, który przekazał Norze wskazówki wprowadził je w błąd z jakiegoś tylko sobie znanego powodu?

Zamyka oczy i lekko potrząsa głową, chcąc pozbyć się pesymistycznego nastawienia, jakie nieświadomie zaszczepiła w niej WR400 i kontynuuje drogę. Kilka kroków później, jest już na pokładzie frachtowca i rozgląda się po nim, nadsłuchując każdego, nawet najcichszego dźwięku. Jedyne, co dociera do jej uszu, to szum wiatru i przytłumione odgłosy miasta. Żadnych głosów, ani kroków, tylko rozbrzmiewający co chwilę zgrzyt metalu. Blondynka rozgląda się, aż w końcu znajduje dziurę, przez którą można dostać się pod pokład. Kuca, a zaraz później przysiada na krawędzi wyrwy i uśmiecha się złośliwie, gdy kątem oka dostrzega zbliżającą się Norę. Androidka ciągle ma naburmuszony wyraz twarzy, ale jej oczy zamiast rozczarowania, wykazują czujność.

- O, więc jednak wybierasz się ze mną na pewną śmierć? - pyta kpiąco. Brunetka przewraca oczami i siada obok.

- Widzę, że humorek dopisuje.

- Ktoś musi trzymać balans w tym duecie - mruczy, spoglądając w dół. - Gdybyśmy obie były marudne i nadmiernie bojaźliwe, to równie dobrze możemy same oddać się w ręce policji.

- Dzięki. Miło, że masz o mnie takie dobre zdanie.

- Och, daj spokój. Nie miałam nic złego na myśli, chodziło mi po prostu o to, że nie możemy we wszystkim wypatrywać spisku i nieszczęścia. Już raz zaryzykowałyśmy, uciekając od naszych właścicieli, dlaczego więc nie spróbować jeszcze raz?

Aurelia wskazuje sugestywnie brodą ciemną czeluść, znajdującą się pod pokładem. Brunetka nie ma w zanadrzu argumentów, dzięki którym mogłaby pociągnąć tę dyskusję dalej i mimo, że wciąż bardzo obawia się, co czeka je na tym statku, przełamuje się i zeskakuje zaraz za koleżanką.

Na pierwszy rzut oka, nie dostrzegają nic, co mogłoby napawać jakimkolwiek, nawet najmniejszym optymizmem. Wszystko jest brudne, zardzewiałe i sprawiające wrażenie, jakby wystarczył jeden mocniejszy krok, by całość poszła na dno, jak wrzucony do rzeki kamień. Aurelia ignoruje pomruki niezadowolenia, jakie wydaje z siebie Nora i powoli brnie w coraz dalsze rejony statku, nawet na moment nie odpuszczając czujności, stale wytężając słuch i rozglądając się szybko na wszystkie strony.

- Fakt, apartament to nie jest - szepcze WR400, z obrzydzeniem dotykając drzwi kajuty, by je otworzyć. Blondynka syczy z irytacją.

- Błagam cię, Nora, pobierz sobie z sieci jakąś aktualizację, która doda ci trochę optymizmu, bo ja z tobą nie wytrzymam!

- To była ironia... Przepraszam, denerwuję się i sama nie wiem co mówię. - Zwiesza głowę i wpatruje się w czubki swoich butów, jakby były zjawiskiem niespotykanym na Ziemi. - Boję się po prostu, żebyśmy nie skończyły jak ten android, którego widziałyśmy po drodze.

Aurelia krzywi się na wspomnienie rozczłonkowanego modelu AJ700, którego ciało, a raczej to, co z niego zostało, leżało w jednym z zaułków. Obraz ten uderza w nią z taką siłą, że postanawia znaleźć dla siebie coś, czym będzie mogła się w razie potrzeby obronić. Nora ma nóż, a ona jedynie puste dłonie, którymi mogłaby nie zrobić zbyt wiele w razie zagrożenia. Dlatego, bierze kawał grubej, spróchniałej deski i mimo, że nie jest to wymarzona broń, to lepsza taka, niż żadna.

Skręcają w kolejny korytarz, który jest łudząco podobny do poprzedniego. Lia, będąca do tej pory bastionem nadziei i pozytywnego myślenia, sama zaczyna tracić wiarę w to, że znajdą tu coś godnego uwagi, aż w pewnym momencie, ktoś zachodzi ją od tyłu, wytrąca z ręki deskę i owija swoje ramię wokół jej szyi. Blondynka momentalnie zaczyna wrzeszczeć, rozpaczliwie próbując się wyrwać. Ze znajdującej się nieopodal kajuty wybiega Nora, trzymając w wyciągniętej przed siebie ręce nóż. Gdy jej spojrzenie krzyżuje się z tym należącym do napastnika, zastyga w bezruchu. Widziała tę twarz niezliczoną ilość razy i zaczyna czuć dzięki temu mikroskopijną ulgę.

Aurelia czuje, jak uścisk ja jej szyi ustępuje, co dziewczyna wykorzystuje i wyrywa się. Szybkim, ale niepozbawionym gracji ruchem obraca się, a widok, jaki napotyka przed sobą sprawia, że jej poziom stresu co prawda nie zaczyna spadać, ale zatrzymuje się na poziomie 75%. RT600 sama nie wie, kogo spodziewała się zobaczyć, ale widok świecącej żółtym światłem diody na skroni dziewczyny powoduje, że wzdycha z ogromną ulgą i nie zwracając uwagi na wszechobecny bród, siada pod ścianą, przykładając dłoń do czoła.

Nora z kolei jest na swój sposób szczęśliwa, gdy w pełni dociera do niej, że ubrana w kozaczki, krótkie spodenki i szeroką, popielatą bluzę brunetka, jest tak samo jak ona, modelem WR400. Androidki patrzą na siebie przez dłuższą chwilę, a w ich spojrzeniach można dostrzec spore pokłady zrozumienia, mimo, że są przecież dla siebie całkowicie obce. Łączą je jednak podobne przeżycia. Obie pracowały w Edenie i obie w pewnym momencie postanowiły z tym skończyć.

- Przepraszam, nie chciałam was przestraszyć - mówi nieznajoma androidka. Podchodzi bliżej Lii i wyciąga do niej rękę, by pomóc jej wstać. - Patrolujemy statek, by móc prędko zareagować, gdyby ludzie wpadli na nasz trop. Mam na imię North.

- Jestem Nora, a to Aurelia.

- Miło poznać. Chodźcie, dołączmy do reszty. - Pełne usta dziewczyny układają się w przyjazny uśmiech, gdy wskazuje dziewczynom drogę. - Skąd wiecie o Jerychu?

- Jakiś android przekazał Norze wskazówki, jak tu dotrzeć - odzywa się milcząca dotąd Aurelia. - Powiedział, że to miejsce, gdzie defekty są wolne.

- Miał rację. To nie są co prawda wymarzone warunki do życia, ale nie ma tu nikogo, kto mógłby chcieć zrobić nam krzywdę.

- Dużo was tu jest? - pyta blondynka.

- Tak, ale większość jest o krok od wyłączenia - wzdycha z wyraźnym żalem. Lia i Nora wymieniają dyskretne spojrzenia. - Wielu naszych jest w kiepskim stanie, gdy tu docierają. Zjawiają się w Jerychu skatowani, często z uszkodzeniami, których nie jesteśmy w stanie naprawić. A jeżeli jesteśmy... Wiem, że to zabrzmi upiornie, ale jeżeli możemy coś naprawić, to części pozyskujemy z tych, którym nie udało się przeżyć.

Gdyby Nora była człowiekiem, w tej chwili zrobiłaby się blada jak ściana. North parska cichym śmiechem widząc jej minę, mimo, że nie powiedziała nic, co mogłoby kogokolwiek rozbawić.

- Nie myślałaś chyba, że kupujemy części w CyberLife? - pyta, unosząc kącik ust w dyskretnym uśmiechu.

- Nie, oczywiście, że nie! - odpowiada prędko, unosząc w górę otwarte dłonie, jakby ktoś mierzył do niej z pistoletu. - To po prostu rzeczywiście zabrzmiało przerażająco.

- Wiem. Wiem o tym doskonale, ale niestety, nie mamy innego wyboru. Androidowi, który nie żyje, te części do niczego się nie przydadzą, a komuś innemu mogą uratować życie.

Nora kiwa głową, zgadzając się ze słowami androidki. North natomiast, długo przygląda się Aurelii, zanim zada pytanie, cisnące się na jej usta.

- Dawno temu uciekłyście z Edenu?

- Aurelia tam nie pracowała - wyjaśnia brunetka. - Ja obudziłam się tydzień temu i zwiałam tego samego dnia.

- Och, rozumiem. Przepraszam, po prostu w klubie są też androidki o twojej aparycji, Aurelio.

Blondynka kiwa ze zrozumieniem głową. Nowa znajoma nie dopytuje o więcej szczegółów. Sama nie lubi, gdy ktoś zbyt natarczywie dopytuje o jej przeszłość, dlatego każdemu daje przestrzeń, by opowiedział o swoim poprzednim życiu dopiero wtedy, gdy poczuje się gotowy.

Zanim dotrą do dużego pomieszczenia, gdzie znajduje się sporo androidów o różnych modelach i aparycjach, North mówi, że sama jest w Jerychu od ponad miesiąca. Zapewnia dziewczyny, że mimo przykrego pierwszego wrażenia, można poczuć się tu dobrze. Wystarczy po prostu spróbować.

Podchodzą do ubranego w rozciągniętą bluzę blondyna. Lia bez trudu rozpoznaje w nim model PL600. Nie raz widziała go w telewizyjnych reklamach, wedle których androidy z tej serii świetnie zajmują się domem, począwszy od gotowania i sprzątania, poprzez opiekę nad dziećmi, na organizacji płatności skończywszy. Chłopak spogląda na nie z ciekawością i uśmiecha się przyjaźnie.

- Simon, to Nora i Aurelia, nasze nowe koleżanki. Noro, Aurelio, poznajcie Simona. - W międzyczasie, gdy androidy witają się ze sobą, zza jednego z filarów wychodzi wysoki, czarnoskóry chłopak. Dioda, którą on również z jakiegoś powodu ciągle ma na skroni, świeci ciągłym, błękitnym światłem. North uśmiecha się do niego i przywołuje gestem ręki. Gdy podchodzi, przedstawia się jako Josh.

Zanim North rozpocznie luźną, zapoznawczą pogawędkę, Aurelia i Nora spoglądają na siebie i dostrzegają u siebie nawzajem coś, co przy odrobinie dobrej woli można określić jako względny spokój. Owszem, Jerycho nie jest miejscem, do którego androidy lgną w poszukiwaniu luksusu i komfortu. Przychodzą tu z nadzieją na bezpieczeństwo. One oczekiwały tego samego, przemierzając ciemne ulice miasta i mimo, że przyszłość ich gatunku jest niepewna, to czują, że wrak frachtowca może ustrzec je przed ludzką agresją i niesprawiedliwością. Przynajmniej przez jakiś czas.

Osoby, które czytały mój poprzedni fanfik z tego uniwersum, czyli Shades of fear, mogą dość sceptycznie podejść do postaci North. Nie dziwię się. Chcę jednak uprzedzić, że tutaj, to nie jest ta sama osoba.

Kompletnie nie planowałam pojawienia się Jerycha i jego "mieszkańców". Wielu rzeczy w tym ff nie planowałam, ale bohaterowie w pewnych kwestiach podjęli niektóre decyzje za mnie, a ja ani trochę tego nie żałuję ;)

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top