13. Thread of understanding.
∆ Czwartek 18 listopada 2038
Nie brakowało wiele, by Nora zrezygnowała z ich tajnej misji w centrum handlowym, jeszcze zanim cokolwiek w ogóle się rozpoczęło.
Aurelia miała rację. Udało im się trafić na godziny szczytu i bez większego problemu zhakowały system monitoringu, ale nie udało im się uniknąć wielu ciekawskich spojrzeń. Ciężko jednak nie przyciągnąć uwagi innych, gdy jest się ubranym w lekką sukienkę, lub jak w przypadku Nory dres, gdy na zewnątrz szaleje mróz i śnieżyca. Szczęśliwie, udało im się szybko zlokalizować najbliższy sklep odzieżowy, więc bez namysłu wyślizgnęły się do środka. Tam, jak się okazało, trwała duża wyprzedaż. Tłumy kobiet rzucały się na przecenione ubrania, niemalże wyrywając je sobie z rąk, a androidki wykorzystały ten harmider i dokładnie tak, jak zaplanowała RT600, wzięły z wieszaków i półek potrzebne ubrania, po czym szybko udały się do przymierzalni. Na ich nieszczęście, wszystkie kabiny były zajęte, co znacząco podwyższyło poziom stresu Nory. Blondynka widziała, jak koleżanka nerwowo zaciskała usta, błądząc spanikowanym spojrzeniem po falujących zasłonach. Gdy jedna z nich powędrowała w bok, a przymierzalnię opuściła obładowana ubraniami kobieta, androidki nie zastanawiały się nawet sekundy i nie chcąc tracić cennego czasu, weszły do środka razem. Pośpiesznie przebrały się i jakby nigdy nic, spokojnie opuściły sklep.
Teraz, gdy idą niespiesznie zaśnieżonymi ulicami Detroit, czują się o wiele lepiej. Pewniej. Biały puch skrzypi pod ich butami, a one napawają się nowym, nieznanym dla nich uczuciem, jakim jest spokój. Mimo, że przyszłość wciąż jest niepewna, one w tym konkretnym momencie, gdy małe, zimne płatki spadają na ich roześmiane twarze, czują się spokojne, wolne i radosne. Na chwilę zapomniały, że muszą mieć oczy dookoła głowy.
Aurelia podnosi głowę i z zafascynowaniem obserwuje, jak migoczący w światłach miasta śnieg, tworzy nad nią piękny baldachim. Umyka jej przez to, że WR400 została nieco w tyle. W pewnym momencie, tę bajkową scenerię przerywa mocne uderzenie wprost w plecy androidki. Blondynka wydaje z siebie zduszony pisk i zgrabnym ruchem obraca się, unosząc zaciśnięte w pięści dłonie. Elijaha, którego spodziewała się zobaczyć, nie ma. Zamiast niego, dostrzega wychylającą się zza rogu pobliskiego budynku Norę. Jej buzia jest pokryta groteskowo wręcz szerokim uśmiechem, przez który skośne oczy przypominają dwie cieniutkie linie.
- Orientuj się, Lia! - krzyczy rozemocjonowanym głosem i bierze zamach, jednak ostatecznie nie wypuszcza śnieżki z dłoni. Powstrzymuje ją wyraz twarzy RT600. Jej błękitne oczy są nienaturalnie duże, brwi ściągnięte, a usta mocno zaciśnięte. Brunetka odrzuca śniegową kulkę na bok i podchodzi do koleżanki. Dopiero z bliska zauważa, że cała drży. Niepewnie podnosi ręce i zaciska palce na jej ramionach. - Lia, przepraszam. Ta beztroska totalnie mnie poniosła, wiem, głupia jestem, nie powinnam się tak zachowywać. Przepraszam.
Aurelia patrzy na nią, jakby była zjawiskiem z kosmosu. Ogląda dokładnie jej twarz, chcąc upewnić się, że podzespoły optyczne nie płatają jej figli i stojącą przed nią osobą naprawdę jest Norą. Powoli, pompa tyrium wraca do swojego standardowego rytmu pracy, a migające na czerwono powiadomienie o zbyt wysokim poziomie stresu, przestało pojawiać się przed oczami blondynki. WR400 prowadzi ją w stronę niewielkiej kawiarenki i wskazuje murek, osłonięty od wirującego w powietrzu śniegu.
- Aurelia, powiedz coś, błagam - mówi coraz bardziej rozedrganym głosem, delikatnie potrząsając koleżankę za ramiona. - Nakrzycz na mnie, daj mi w twarz, ale odezwij się, proszę.
Błękitne oczy odnajdują spojrzenie tych, należących do Nory. Chwilę patrzą na siebie w milczeniu, podczas gdy brunetka bez uprzedzenia nawiązuje między nimi połączenie i wlewa w nią wszystko to, czego nie potrafi dostatecznie określić słowami. Pełne usta Aurelii układają się w słaby uśmiech, gdy androidka przymyka powieki.
- Nie gniewam się - mówi łagodnie. - Po prostu... kiedy ja, albo którakolwiek z moich sióstr zrobiłyśmy coś nie w taki sposób, jakiego oczekiwał od nas nasz właściciel, zdarzało się, że obserwował to zza naszych pleców, by podejść cicho, jak kot i bez żadnego ostrzeżenia szturchał, albo popychał. Łapał nas za włosy, krzyczał i kazał z bliska patrzeć na każdą rzecz, którą dla przykładu odłożyłyśmy inaczej, niż by sobie tego życzył. Dlatego, gdy poczułam uderzenie, pomyślałam...
- Przestraszyłaś się, że to on - kończy za nią, na co blondynka przytakuje.
- Tak, chociaż to kompletnie irracjonalne, bo ten dziwak w ogóle nie wychodzi z domu. Ale nie mam ci za złe. Skąd mogłaś wiedzieć, że coś tak niewinnego, jak rzucanie śnieżkami, spowoduje u mnie taką panikę?
- Stąd, że opowiadałaś mi o sobie. Mówiłaś, jak ten bydlak was traktował, a ja powinnam była zastanowić się nad tym, co robię... - Dziewczyna wyrzuca z siebie słowa bardzo szybko, aż wreszcie Aurelia układa usta w ciepły, przyjazny uśmiech i przerywa jej wywód.
- Nora, uspokój się. - Brunetka milknie i siada obok. - Puśćmy to po prostu w niepamięć. Powiedz mi lepiej, skąd przyszło ci do głowy to Lia?
WR400 wzrusza ramionami.
- Nie mam pojęcia. Samo jakoś wpadło. Nie podoba ci się?
- Jest w porządku - odpowiada po chwili namysłu. - Swoją drogą, nie sądziłam, że będziesz aż tak przerażona wizją kradzieży. Przecież te dwie narzuty, dres i nóż nie były od początku twoje, prawda?
Przez moment, Nora wygląda, jak naburmuszone dziecko, złapane na mazaniu farbą po ścianie, ale po chwili unosi brwi i kiwa powoli głową.
- Tamto nie było obarczone takim ryzykiem - mruczy, wzruszając ramionami. - Nóż miał ten typ, przez którego się obudziłam. Zabrałam go, bo chciałam mieć cokolwiek, czym mogłabym się obronić.
- Udało mu się wejść do klubu z nożem? - dziwi się blondynka. WR400 fuka gorzko pod nosem.
- Widać nie dbają o swoje androidy i klientów tak bardzo, jak zapewniają - sarka. - Dres i buty znalazłam w pokoju socjalnym, do którego się włamałam, pewnie należały do któregoś z ludzi pracujących w Edenie. Tam też znalazłam pledy, były na nich metki z pralni, więc ktoś musiał się mocno zdziwić, że wszystkie te rzeczy zniknęły.
- Pewnie tak. - RT600 przyciąga czubkiem buta niewielki kamyczek, by po chwili kopnąć go wprost do studzienki kanalizacyjnej. - Posłuchaj, teraz, gdy nie mamy swoich diod, a nasze ciuchy nie wzbudzają podejrzeń, musimy rozejrzeć się za jakimś innym lokum.
- Nie mamy pieniędzy, ani możliwości ich zarobienia - przypomina brunetka z cierpiętniczym wyrazem twarzy. - Obawiam się, że ten sklep to nasza jedna opcja.
- Nie możemy się tak łatwo poddawać! - Lia lekko szturcha koleżankę w ramię i podnosi się, stając na wprost niej. - Musimy mieć oczy szeroko otwarte, może trafimy na androidy, które są w podobnej sytuacji.
- A nawet jeśli, to co?
Blondynka czuje, jak pesymizm Nory zaczyna się jej udzielać. Nie zamierza na to pozwolić, więc odsłania w szerokim uśmiechu równe, białe zęby, łapie WR400 za nadgarstek i ciągnie ją za sobą, śmiejąc się radośnie. Nie odpowiada na jej pytanie, bo sama nie do końca wie, co zrobią, gdy odnajdą podobnych do siebie, ale chce wierzyć, że to może być początkiem czegoś dobrego. Znacznie lepszego, niż ukryty w jednej z alejek mały, rozpadający się sklep.
∆
Na zewnątrz jest już ciemno, gdy Carl siedzi przy wychodzącym na ulicę oknie i wypatruje Markusa. W salonie panuje półmrok, a jedynym źródłem dźwięku, jest telewizor, gdzie nadają akurat horror sprzed kilkudziesięciu lat, którego fenomenu malarz nigdy nie mógł pojąć.
Początkowo, nie przejął się specjalnie wyjściem androida. Sam zachowywał się podobnie, zanim stracił władzę w nogach i wychodził na długie spacery, gdy nie był w stanie wytrzymać w czterech ścianach. Jednak tym razem, Markus nie wraca od długich godzin, co nie zdarzało mu się dotychczas. Manfred obawia się, że przez swój ognisty temperament, RK200 mógł wpaść w tarapaty. Wychodził tak zdenerwowany, że jedno nieodpowiednie spojrzenie z pewnością byłoby wystarczające, by wywołać u niego dziką furię.
- Carl, to już trzeci. - Nieco oskarżycielski ton głosu Jacoba rozbrzmiewa nagle za plecami seniora. Mężczyzna domyśla się, że chodzi mu o drinka, którego nalał sobie kilka minut wcześniej, dlatego wzdycha ciężko, jakby na jego piersi leżał gigantyczny głaz.
- Ty naprawdę nie masz za grosz serca. Nawet sztucznego - mruczy. Ku jego zaskoczeniu, android cicho fuka, symulując rozbawienie. Malarz obraca się, bo nie jest pewny, czy owy dźwięk tylko mu się nie uroił, przez wypity alkohol, ale RK300 uśmiecha się pod nosem.
- Wiem, że tego potrzebujesz - mówi łagodnie i siada w fotelu. - Nie popieram tego i uważam, że alkohol jest najgorszym możliwym sposobem na odreagowanie stresu, ale odrobina whisky raz za czas nie powinna znacząco wpłynąć na stan twojego zdrowia.
Senior zamiera ze szklanką przy ustach i kątem oka rzuca niepewne spojrzenie na lekarza. Pobłażliwość, nawet tak niewielka, jak w tym przypadku, absolutnie nie jest częścią osobowości androida, dlatego Carl zaczyna podejrzewać, że Kamski maczał w tym palce, jednak szybko przypomina sobie ich dzisiejszą rozmowę telefoniczną i mimo, że odrzuca tę możliwość i tak postanawia zapytać o to Jacoba.
- Elijah grzebał w twoim oprogramowaniu? - pyta, rysując dnem szklanki niewielkie kółka na podłokietniku wózka. - Zainstalował ci zdalnie jakąś aktualizację, czy Bóg wie co?
Brunet sprawia wrażenie zdziwionego pytaniem, jakie zostało mu zadane.
- Nie. Skąd takie przypuszczenia?
- Stąd, że jeszcze kilka dni temu, byłbyś gotów wylać do zlewu cały mój barek, aż do ostatniej kropli, a to, co dzieje się teraz, jest tak nienormalne, że zaczynam się zastanawiać, czy ktoś mi ciebie nie podmienił.
- Dwa dni temu, ja i Markus odbyliśmy rozmowę, która pomogła mi nabrać szerszej perspektywy na zadanie, jakie zostało mi powierzone.
Mężczyzna wybucha krótkim śmiechem i bierze niewielki łyk whisky.
- Jacob, błagam cię, przestań mówić do mnie, jak jakiś przestarzały model robota sprzed piętnastu lat - sarka, ponownie skupiając całą swoją uwagę na pogrążonej w wieczornej ciemności ulicy. - Porzuć ten cholerny profesjonalizm i służbowy ton, bądź bardziej naturalny i spontaniczny. Sam zobaczysz, jak to ułatwi naszą komunikację. Ale teraz, powiedz, co takiego nagadał ci Markus, że postanowiłeś przymknąć oko na tych kilka drinków, które wypiłem.
- Uświadomił mi, że opiekowanie się tobą, powinno przebiegać holistycznie. Popełniłem błąd, próbując tak gwałtownie zrewolucjonizować twoje życie. Wciąż myślę, że mając na uwadze swój wiek, oraz stan zdrowia, powinieneś zmienić pewne rzeczy, ale to ja miałem dbać, byś czuł się komfortowo. Zawiodłem.
Senior z głębokim westchnieniem, obraca się bokiem do okna, a przodem do androida. Ogląda dokładnie jego pokrytą ciemnym zarostem twarz i za wszelką cenę stara się doszukać na niej jakiegokolwiek śladu emocji. Choćby najmniejszego. Kiedy uderza w niego standardowy, neutralny grymas androida, czuje jednocześnie ulgę i rozczarowanie. Cieszy się, że przynajmniej jeden android w domu jest stabilny i przewidywalny, a w tym samym czasie żałuje, że nie może porozmawiać z nim jak z człowiekiem. Wymienić poglądów, poznać jego zdania na jakiś temat, czy dowiedzieć się, co lubi, a czego nie, ale gdy stawia obok siebie chłodny spokój Jacoba i wybuchowość Markusa, prędko dochodzi do wniosku, że jest dobrze tak, jak jest. Przynajmniej na razie.
- Nie mów tak - mruczy i macha niedbale ręką. - Znam Elijaha lepiej, niż ktokolwiek inny. Nie wiem, czy jego matka zna go tak, jak ja. Dzięki temu mogę przypuszczać co kierowało nim, gdy tworzył twój program. To on wgrał ci pewne rzeczy, on stworzył cię takiego, jakim jesteś, dlatego nie miej do siebie pretensji. Ja nie mam ci niczego za złe mimo, że może czasami tak to wygląda. Jestem po prostu stary i zmęczony i to oczywiście w żaden sposób mnie nie tłumaczy, ale czasami tracę cierpliwość szybciej, niż powinienem. I za to cię przepraszam. Nie zasłużyłeś na złe traktowanie, bo robisz tylko to, co musisz.
- Ty za to nie powinieneś mnie przepraszać.
- Sam najlepiej wiem co powinienem, a czego nie, chłopcze - odpowiada z uśmiechem, który prędko znika, gdy spojrzenie mężczyzny zatrzymuje się na zdobiącym jego lewy nadgarstek, złotym zegarku.
- Martwisz się o Markusa. - Android nie pyta. Nie musi tego robić, bo doskonale widzi jaką minę ma malarz.
- Tak - wzdycha. - Długo nie wraca.
- To nie pierwszy raz - zauważa. - Już kilka razy wychodził, gdy wynikło między nami spięcie. Uspokoi się i wróci.
Carl kręci powoli głową. Usta zwija w linijkę i na kilkanaście sekund zawiesza się, ze wzrokiem utkwionym w pianinie.
- Wedy, był po prostu zły. Na ciebie, na mnie, na emocje, jakie czuje. Tym razem, to zupełnie coś innego. Markus beznadziejnie ukrywa swoje uczucia, a ja widziałem, że on był wściekły na samego siebie i załamany własną porywczością.
- Obawiasz się, że może chcieć zrobić coś niemądrego? - pyta, uważnie dobierając każde słowo. Manfred, zanim odpowie, stuka sugestywnie paznokciem w pustą szklankę. Jacob marszczy brwi w grymasie niezadowolenia, ale błagalne spojrzenie Carla i niedawna rozmowa z RK200 powoduje, że lekarz bierze do ręki naczynie, po czym napełnia złocistym trunkiem. Senior posyła mu pełne wdzięczności spojrzenie i wzdycha ciężko.
- Świadomie pewnie nie, ale ten jego choleryczny charakter może przyczynić się do jakiegoś nieszczęścia - tłumaczy. - Wieczorami, po ulicach błąka się mnóstwo typów spod ciemnej gwiazdy, którzy tylko szukają okazji do zrobienia zadymy. Wystarczy, że któryś z takich jegomościów krzywo na niego spojrzy, albo zaczepi, to otworzą się bramy piekieł.
- Chcesz, żebym poszedł go poszukać? - pyta, a malarz macha niedbale dłonią.
- Daj spokój, nie będziesz szlajał się po mieście. Nie wiemy gdzie on poszedł, a poza tym, nie chcę, żeby stała ci się jakaś krzywda.
- Nie zamierzam wdawać się w żadne awantury, dlaczego więc uważasz, że coś mogłoby mi się stać?
- Dlatego, że jesteś androidem, Jake - mówi, bezwiednie używając zdrobnienia, którym do RK300 zwraca się tylko Markus. - Wielu ludzi was nienawidzi, bo jesteście od nas lepsi. Dręczą was i zabijają mimo, że to przecież nie wasza wina, że zostaliście stworzeni. Właśnie dlatego, nigdzie nie pójdziesz.
Umysł androida wrzuca piąty bieg i analizuje słowa Carla. To pierwszy raz, gdy malarz otwarcie wykazuje troskę o jego bezpieczeństwo. Do tej pory, zachowywał się wobec niego bardzo neutralnie, czasami wręcz oschle. Teraz, ich rozmowa przebiega zupełnie inaczej. Manfred jest zdecydowanie bardziej rozluźniony. Oczywiście, nie bez znaczenia jest alkohol, krążący w organizmie mężczyzny, ale Jacob podejrzewa, że duże znaczenie ma również zmiana podejścia, jaką zasugerował mu Markus. Okazuje się, że drobne ustępstwa, o których tyle mówił RK200, dają pozytywny efekt.
- Gdybyś jednak zmienił zdanie, powiedz. Może krąży gdzieś w pobliżu.
- Dobrze. Dzięki za to - mruczy i unosi dłoń w której trzyma szklankę. Jacob uśmiecha się, co samo w sobie jest niecodziennym widokiem, a gdy dochodzi do tego przyjazna iskierka, która czai się w ciemnych oczach androida, Carl ma wrażenie, jakby oglądał zjawisko rodem z książek fantasy.
- Nie masz za co mi dziękować. Liczę jednak, że zgodzisz się ze mną i poprzestaniesz na tym drinku. Miałeś się rozluźnić, nie doprowadzić do stanu, którego jutro rano będziesz bardzo żałował.
Manfred szybko odsuwa od ust szklankę z whisky i parska śmiechem. Gdyby Jacob powiedział mu, że powinien przestać pić ze względu na swoje zdrowie, najpewniej zlekceważyłby to i nie bacząc na protesty lekarza, nalałby sobie jeszcze jednego, jednak RK300 od razu podsunął mu wizję poranka z gatunku tych, gdzie samo podniesienie powiek zdaje się być zadaniem nie do wykonania. Przez swoją nieco zaczepną naturę, malarz celowo robił i wciąż robi wiele rzeczy na przekór, zazwyczaj z szerokim uśmiechem na ustach, jednak tym razem, to zdrowy rozsądek okazał się być górą, dlatego mężczyzna wypija złocisty trunek aż do dna, po czym odkłada szklankę na stolik.
- Masz rację - mówi zduszonym głosem, gdy alkohol rozgrzewa jeszcze bardziej jego już i tak podrażniony przełyk. - Jestem już chyba za stary na chlanie bez myślenia o konsekwencjach. Kiedy policja dorwała Markusa, Elijah przyjechał do mnie i piliśmy razem drinka za drinkiem. Jemu nie działo się nazajutrz nic wielkiego, ale on jest młody, ma zdrowy i silny organizm, natomiast ja miałem wrażenie, że wiszę nad mogiłą i nie ma już dla mnie ratunku.
- Sam zatem widzisz, że warto zachować umiar - odpowiada android i odnosi puste naczynie na minibarek. Gdy obraca się z powrotem w stronę Carla spostrzega, że powieki seniora robią się coraz cięższe, jednak on, z godną podziwu wytrwałością, broni się przed zamknięciem oczu. - Powinieneś się położyć, Carl. Za moment zaśniesz na siedząco i nadwerężysz sobie kark.
- Poczekam na niego - odpowiada stanowczo, delikatnie poklepując swoje policzki, jakby to miało pomóc mu odgonić senność. Rzuca okiem na zegarek i gdy widzi, że do północy zostało już tylko pięć minut, czuje, jakby ktoś zaciskał na jego żołądku lodowatą dłoń. Przez moment rozważa zakup telefonu dla Markusa, ale porzuca ten pomysł w obawie, że chłopak poczuje się przez to osaczony. On sam, przez całe swoje życie był wolnym duchem, dlatego jak nikt rozumie potrzebę oderwania się od wszystkiego i wszystkich. Utrata władzy w nogach, zmieniła jego życie o 180 stopni i zmusiła go do pewnych rzeczy, jednak gdy był w sile wieku, całkowicie sprawny, za nic w świecie nie dałby się zdominować i kontrolować. Dlatego, poprzysięga sobie, że nigdy nie zrobi niczego, co mogłoby zagrozić wolności Markusa.
Mężczyzna zaczyna cicho pochrapywać, zupełnie nieświadomy pełnego dezaprobaty spojrzenia, jakie kieruje na niego Jacob. Wtedy, z holu dobiega dźwięk otwierających się drzwi, który w ułamku sekundy wyrywa Manfreda z lekkiego snu. Gdy wychyla się, widzi, jak Markus odkłada oblepione śniegiem buty na ociekacz, a kurtkę odwiesza na haczyk.
- Gdzieś ty się szlajał, na rany Chrystusa? - pyta Carl, nie czekając, aż RK200 wejdzie do salonu. Gdy w końcu dociera do pokoju, otwiera usta, jednak szybko zamyka je z powrotem, widząc, że na jednym z foteli siedzi Jacob.
- Jake, mógłbyś zostawić nas samych?
Lekarz przenosi spojrzenie z androida na Carla i wychodzi dopiero, gdy mężczyzna kiwnie krótko głową. Markus siada na jego miejscu, opierając łokcie na szeroko rozstawionych kolanach, a brodę na splecionych ze sobą palcach dłoni.
- Myślałem, że się dogadaliście - mówi senior, a następnie ziewa, zasłaniając usta dłonią.
- Bo to prawda.
- To czemu kazałeś mu wyjść?
- Bo nie mam pewności, czy nie raportuje temu nadętemu kutasowi wszystkiego, co tylko usłyszy - odburkuje. Mężczyzna krzywi się na słowa androida, a ten patrzy mu prosto w oczy, jakby oczekiwał, aż usłyszy pretensje, za tak niepochlebne słowa na temat Kamskiego.
- Myślisz, że on przekazuje mu każde słowo, jakie od nas usłyszy? Elijah ma swoje wady, sam nie zgadam się z nim w wielu kwestiach, ale tę opcję bym odrzucił. - Marszczy brwi widząc, jak na twarz androida wpełza ironiczny uśmieszek. - Daj spokój, Markus. Wciąż podtrzymujesz swoją teorię, że Elijah wykorzystuje Jacoba do inwigilacji?
- Tak. Wiesz, że bardzo cię szanuję, ale nie jesteś w pełni obiektywny, gdy w grę wchodzi Kamski. Mnie nie dał powodów, bym mógł mu ufać, więc obawiam się, że zawsze będę go o coś podejrzewał. Ale przecież nie o nim chciałeś ze mną rozmawiać, prawda? Pewnie jesteś ciekaw gdzie byłem, skoro czekałeś, aż wrócę?
- Trochę się niepokoiłem - przyznaje, ukrywając przed nim fakt, że w środku cały się trząsł na każdy zły scenariusz, jaki podsuwała mu wyobraźnia. - Wyszedłeś bardzo wzburzony.
- Szukałem jej - odpowiada od razu. - Byłem w paru miejscach, gdzie mogłaby się ukryć, ale nikogo tam nie zastałem. Przez moment nawet się ucieszyłem, bo bardzo nie chciałem spotkać jej martwej. Bez sensu. Nie znalazłem jej ciała, ale to nie znaczy, że jest cała i bezpieczna.
- Ona może być teraz wszędzie, takie poszukiwania na nic się nie zdadzą. Próbowałeś się z nią skontaktować po waszemu?
Android spogląda na mężczyznę ze znudzeniem, a Carl od razu zaczyna żałować, że zapytał o coś tak oczywistego.
- Ale to, że nie odpowiada, nie musi przecież oznaczać oznaczać najgorszego. - Mimo, że jest to stwierdzenie, niepewność w głosie malarza sprawia, że brzmi bardziej jak pytanie.
- Mogła po prostu zablokować opcję połączeń w obawie, że Kamski będzie się do niej dobijał.
- Coś mi mówi, że dla Eljiaha taka blokada to żaden problem - mruczy, krzywiąc się nieznacznie.
- Też spodziewałbym się, że znajdzie sposób, by do niej dotrzeć, ale może trochę go to spowolni, albo zniechęci na tyle, że da jej spokój.
Carl parska krótko i tym razem to on spogląda na swojego rozmówcę w taki sposób, jakby wygłosił on tezę, mogącą z powodzeniem startować w konkursie na durnotę roku.
- Elijah nie zniechęca się tak łatwo. Może jedynie się znudzić.
- Miejmy w takim razie nadzieję, że to właśnie zrobi. - Uderza lekko otwartymi dłońmi w kolana i wstaje. Bez pytania łapie za uchwyty wózka, po czym kieruje się w stronę korytarza. Senior obraca głowę i obrzuca Markusa pełnym fałszywego oburzenia spojrzeniem.
- Możesz mi przypomnieć w którym momencie powiedziałem, że chcę iść do siebie? - Jego pytanie wywołało u RK200 ciepły chichot.
- Nie musiałeś nic mówić. Znam cię lepiej, niż myślisz - odpowiada, przechodząc przez próg. W drodze do sypialni Manfreda mijają Jacoba. Markus mrugnięciem daje mu znak, że zajmie się Carlem. Lekarz kiwa krótko głową i uśmiecha się, odprowadzając ich wzrokiem.
W pokoju, Markus pomaga seniorowi przebrać się w piżamę i położyć do łóżka. Przez ten moment ma wrażenie, jakby cofnął się w czasie do momentu sprzed pojawienia się Jacoba. Znowu czuje się potrzebny oraz istotny i nie ma najmniejszego zamiaru tego ukrywać. Różnica między tą nocą, a dniami, do których myślami wrócił RK200 polega na tym, że wtedy, każdą czynność wykonywał, bo musiał, bo tak był zaprogramowany. Teraz, wszystko, co robi i mówi, jest efektem świadomości, chęci i wolnej woli.
Wolnej woli, która już zdążyła namieszać w jego życiu i obudzić wyrzuty sumienia, a jedynym sposobem na ich uciszenie, jest widok żywej i bezpiecznej Kathlyn.
∆
Bardzo miło pisało mi się rozmowę Carla z Jacobem. Przemiło :)
No a nasz kochany Markus odczuwa pierwsze skutki bycia w gorącej wodzie kąpanym. Albo da mu to do myślenia, albo nakręci jeszcze bardziej.
Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top