11. A friend in need is a friend indeed.
! TRIGGER WARNING !
W tym rozdziale, występuje opis przemocy seksualnej, zatem czytasz na własną odpowiedzialność. Wypatruj symbolu *. Umieściłam go na końcu akapitu, poprzedzającego ten, gdzie zawarłam opisy nieodpowiednie dla osób wrażliwych, oraz będących poniżej 18 roku życia. Wspomniane przeze mnie sceny, znajdują się tylko w jednym akapicie, dalej, można już czytać bez obaw.
∆ Środa 17 listopada 2038
Śnieg spada z nieba w formie grubych, zadziwiająco dużych płatów, skutecznie ograniczając widoczność. Jest wieczór, a mimo to chodnikami spaceruje mnóstwo ludzi, opatulonych po same uszy ciepłymi szalikami, które mocne porywy wiatru, usilnie starają się zedrzeć, jednak żaden z przechodniów nie chce na to pozwolić. Pierwsze opady białego puchu w tym roku, zdecydowanie nie należą do tych przyjemnych i bajkowych, gdzie nie marzy się o niczym innym, tylko spacerze, bitwie na śnieżki, czy skakaniu po zaspach. Każdy, kto był zmuszony stanąć oko w oko z mrozem, wybijającym się w skórę, niczym małe igiełki, chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, by usiąść przy kominku, lub kaloryferze z kubkiem gorącego napoju.
Blondwłosa dziewczyna, przemierzająca ulice miasta, zwraca uwagę każdego, kto ją dostrzeże. Bynajmniej, nie chodzi o jej urodę, ale o nietypowy, jak na te warunki atmosferyczne strój. Śnieg sięga już do kostek, a ona ma na sobie turkusowe baleriny i tego samego koloru sukienkę, odsłaniająca całe plecy. Kilka osób widok ten zaniepokoił do tego stopnia, że podeszły do niej z ofertą pomocy, jednak wystarczyło jedno spojrzenie na migotającą ostrzegawczym szkarłatem diodę, by bez słowa wycofywali się i wracali do swoich spraw.
Kathlyn, jako android, może wyłączyć wrażliwość na ciepło i zimno, ale w żadnym wypadku, nie chce tego robić. Gdyby przestała odczuwać przeszywający mróz, nie musiałaby szukać ciepłego schronienia, ale jej biokomponenty bardzo by na tym ucierpiały. A ona za żadne skarby, nie chcę się wyłączać. Dlatego idzie dalej, strącając ze swoich długich rzęs płatki śniegu, z nadzieją, że uda jej się dotrzeć do miejsca, gdzie będzie mogła przeczekać noc i zastanowić się, co powinna zrobić dalej.
Ucieczka od Elijaha była jedyną opcją, jaką widziała. Chwilę po tym, jak android, którego jej ówczesny właściciel nazywał Markus dotknął jej ręki i spowodował całkowite spustoszenie w oprogramowaniu androidki, poczuła, jakby przygniotła ją lawina kompletnie niezrozumiałych dla niej komend i bodźców. Cały świat nabrał barw i życia, stał się namacalny, a ona została wrzucona w sam środek tej zawieruchy, kompletnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Kiedy okazało się, że nie jest już sterowana przez wgrane jej polecenia, spanikowała. Na domiar złego, w jej pamięci pojawiło się wspomnienie, przez które gdyby tylko mogła, dostałaby gęsiej skórki. Elijah siłą prowadził Chloe do swojego gabinetu, a ona wyrywała się, płakała i bezgłośnie błagała ją, oraz Melissę, żeby jej pomogły. Nie zrobiły tego, a jakiś czas później, gdy drzwi pracowni otworzyły się, Chloe na powrót była taka, jak zawsze. Spokojna, uśmiechnięta, wpatrzona w swojego pana jak w Boga. Wtedy, nie była w pełni świadoma tego, co się stało, jednak gdy trzymający ją w ryzach program, stał się tylko wspomnieniem, dramat androidki w pełni do niej dotarł. Schowała się w kuchni, pod pretekstem przygotowania obiadu dla Elijaha i przez godzinę płakała, zagryzając mocno usta, by stłumić szlochanie, które uparcie wyrywało się z jej gardła. I teraz, gdy błąka się po zaśnieżonych ulicach Detroit, nie może darować sobie, że uciekła sama i zostawiła swoje siostry na pastwę człowieka, który nie ma do nich za grosz szacunku. Poprzysięgła sobie, że po nie wróci, ale nie ma nawet cienia pomysłu, jak mogłaby to zrobić. Cały teren, na którym znajduje się willa, jest ogrodzony i naszpikowany kamerami, nie ma więc szans, by dostać się tam bez wykrycia. Jednak musi coś wymyślić. Nie może przecież zostawić Chloe i Melissy bez pomocy, mimo, że obecnie żadna z nich nie czuje potrzeby, by ją otrzymać.
W końcu, po długim i wyczerpującym marszu, znajduje opuszczony sklepik. Jego lokalizacja jest sprzyjająca, bo budyneczek znajduje się w jednej z niewielkich, bocznych ulic. Ta dodatkowo, jest bardzo skąpo wyposażona w latarnie, a ciemność, wbrew pozorom daje Kat większe poczucie bezpieczeństwa. Podchodzi powoli do ściany i ostrożnie zagląda do wewnątrz, przez pozbawione szyby okno. Pokryta kafelkami podłoga jest brudna, upstrzona odłamkami szkła i różnej wielkości kawałkami drewna. Półki, które zostały, w większości leżą roztrzaskane na ziemi, a pomalowane na łososiowy kolor ściany są niemal w całości pokryte pleśnią. Nie są to warunki, do jakich androidka przywykła, mieszkając w sterylnej willi na Belle Isle, ale nie zamierza narzekać. Każdy, nawet najbardziej obskurny kąt, będzie dobry, pod warunkiem, że gdzieś za rogiem nie czai się Elijah, gotowy ukarać RT600 za jej niesubordynację, dlatego nie namyślając się wiele, łapie parapet i podciąga się. Próbuje pomóc sobie stopami, ale podeszwy jej butów ślizgają się po wilgotnym murze. Gdy dociera do niej głośne zgrzytnięcie, drga przestraszona i poluźnia uścisk, przez co ląduje na plecach w świeżym śniegu. Podnosi się prędko i rozgląda, szukając źródła dźwięku. Prędko orientuje się, że wydobył go poruszony silnym powiewem wiatru, stary szyld, który w każdej chwili może się urwać. Androidka wzdycha z ulgą i ponawia próbę dostania się do wnętrza. Tym razem, udaje jej się i z chwilą, gdy dotyka stopami podłogi, omiata spojrzeniem wnętrze. Jest dość ciemno, a jedyne źródło światła, pochodzące z pobliskiej latarni, jedynie połowicznie oświetla pomieszczenie. Kathlyn pochyla się i na ugiętych nogach, najciszej jak tylko może, spaceruje między rozbitymi meblami, szukając kąta, gdzie nie zostanie przez nikogo zauważona. Udaje jej się dostrzec dyskretne miejsce pod przeciwległą do drzwi ścianą, ale wśród walających się po podłodze śmieci nie ma niczego, czym blondynka mogłaby się otulić, by choć w minimalnym stopniu utrzymać optymalną temperaturę, która ochroni jej biokomponenty przed zamarznięciem, a w środku jest niemal tak samo zimno, jak na zewnątrz. Błękitne oczy napełniają się łzami, gdy do głowy Kat z niesamowitą siłą uderza wizja, gdzie umiera z wychłodzenia w tej ruinie. Dziewczyna zaczyna łkać, gdy jej uszu dobiega cichy szelest, dochodzący zza uchylonych drzwi, których RT600 wcześniej nie zauważyła. Nie namyślając się wiele, androidka bierze kawałek drewna, służący niegdyś za półkę i unosi ręce, szykując się do szybkiego zamachu. Kilka sekund, które upłynęło od momentu usłyszenia dźwięku, do chwili, gdy przed przerażoną Kat staje druga, równie wystraszona dziewczyna, ciągnie się jak kilka godzin, jednak kiedy błękitne oczy napotykają brązowe tęczówki stojącej przed nią postaci, a następnie czerwoną diodę, przebijająca się spomiędzy ciemnych włosów, obie androidki czują swego rodzaju ulgę. Mimo to, pozostają czujne i nawet na chwilę nie rezygnują z pozycji, jasno sugerujących gotowość do ataku. Ich czerwone diody zaczynają niespokojnie migotać, gdy się sobie przyglądają.
Nieznajoma ma azjatyckie rysy twarzy, ciemne oczy i brązowe, proste włosy, sięgające jej nieco poniżej linii żuchwy. Jest ubrana w za duży, ciemnofioletowy dres i trampki, a w prawej dłoni trzyma nóż motylkowy.
- Ale mnie przestraszyłaś - odzywa się w końcu, stojąc nieruchomo, zupełnie, jakby nie była pewna, czy rzeczywiście stoi przed nią druga androidka. - Bałam się, że mnie znaleźli...
- Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś tu jest - tłumaczy pośpiesznie blondynka, odkłada trzymaną przez siebie deskę i wycofuje się w stronę okna, którym weszła. - Już mnie tu nie ma.
- Nie, zostań - prosi androidka. - Zdaje się, że jesteśmy w podobnej sytuacji, więc musimy sobie pomagać. Poza tym, przyda mi się towarzystwo. Siedzę tu sama od niespełna tygodnia i prawdę mówiąc marzyłam, by mieć kogoś do rozmowy.
RT600 kiwa głową i podchodzi bliżej dziewczyny, patrząc z pewną dozą niepokoju na trzymany przez nią nóż. Brunetka widząc spojrzenie swojej nowej towarzyszki, uśmiecha się przepraszająco i składa go.
- To do obrony - mówi, wzruszając ramionami, po czym od razu chowa broń do kieszeni spodni.
- Rozumiem. Tacy jak my, muszą spodziewać się zagrożenia nawet tam, gdzie teoretycznie nie powinniśmy - odpowiada i wyciąga do niej rękę. - Mam na imię Kathlyn, a ty?
Androidka, będąca modelem WR400 ściska dłoń Kat, uciekając spojrzeniem w bok, jakby czegoś się wstydziła.
- Nikt nie nadał mi imienia - szepcze, wpatrując się w swoje buty tak intensywnie, jakby były zjawiskiem z kosmosu. Kat uśmiecha się pokrzepiająco, widząc zakłopotanie dziewczyny.
- Nic straconego, na pewno jakieś wymyślisz.
Androidka wzrusza ramionami i przechodzi przez próg znajdujących się za nią drzwi. Kathlyn podąża za nią, stawiając dość powolne kroki, bo mimo, iż WR400 wydaje się dość sympatyczna, blondynka kompletnie jej nie zna i nie wie, czego może się po niej spodziewać.
Ostrożnie przekracza próg, rozglądając się wokół, jak spanikowane zwierzę, które zostało złapane w pułapkę. Blondynka oddycha z ulgą, gdy okazuje się, że poza nią i drugą androidką, nie ma tu nikogo innego. Leżąca na ziemi, duża latarka, względnie oświetla wnętrze, które nie jest aż tak zagracone, jak poprzednie pomieszczenie.
- Pewnie mieli tu zaplecze - wyjaśnia dziewczyna, układając kilka drewnianych palet jedna na drugiej. - Nie jest to pięciogwiazdkowy hotel, ale lepiej tu, niż na zewnątrz. Chodź, mam coś, dzięki czemu może nie zamarzniemy.
Bierze do ręki leżący na biurku materiał, a gdy go rozwija, okazuje się, że są to dwie identyczne, średniej wielkości narzuty w kolorze ciemnego brązu. Kat siada na stercie palet i owija się miłą w dotyku, pluszową tkaniną.
- Dziękuję - mówi z wdzięcznością. - Cieszę się, że na ciebie trafiłam.
- Ja też. We dwójkę raźniej.
Androidki opatulają się szczelnie i mimo, że obie są wyraźnie zadowolone z takiego obrotu spraw, to żadna z nich nie garnie się do rozpoczęcia rozmowy, bo nie mają pojęcia jak zacząć. WR400 skubie niespokojnie końcówkę pledu, a Kat jako pierwsza decyduje się na przerwanie zalegającej między nimi ciszy.
- Mogę wiedzieć, czym zajmowałaś się przed obudzeniem? - pyta ostrożnie, celowo unikając kontaktu wzrokowego z brunetką. Zerka na nią ukradkiem dopiero wtedy, gdy nie otrzymuje odpowiedzi przez dłuższy czas. Zauważa dzięki temu, że androidka zaczęła się denerwować. Pomalowane na różowo paznokcie targają brązowy materiał z taką zawziętością, że nie brakuje wiele, by wyrwały w nim sporych rozmiarów dziurę. Blondynka już ma przeprosić za swoje pytanie i zapewnić dziewczynę, że nie musi na nie odpowiadać, kiedy małe, lekko skośne oczy skupiają swoje spojrzenie na jasnej twarzy Kat. Przez kilka sekund tylko na siebie patrzą, aż w końcu WR400 wzdycha ciężko, przez delikatnie rozchylone usta.
- Pracowałam w klubie Eden - mówi. Nie dodawałaby nic więcej, ale wielki znak zapytania wymalowany na twarzy blondynki aż nazbyt wyraźnie mówi jej, że nie ma ona pojęcia, co dzieje się w tamtym miejscu, dlatego zaczyna jej wszystko tłumaczyć, mimo, iż nie przychodzi jej to ławo. - To miejsce, gdzie ludzie mogą wynająć androida na seks. Wszystkie znajdujące się tam modele mają jedno imię, Traci. Płeć nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia. A ty? Kim byłaś?
Kathlyn jest w szoku. Nie potrafi wyobrazić sobie, ile przykrości i upokorzeń musiała znieść dziewczyna. Kładzie dłoń na jej ramieniu w pocieszającym geście, na co brunetka reaguje subtelnym uśmiechem. Jej brązowe oczy wpatrują się z ciekawością w RT600, więc androidka zaczyna opowiadać o sobie, zachowując w tajemnicy to, że jej właścicielem był Elijah Kamski.
- Byłam pomocą domową. Wiesz, sprzątanie, gotowanie, pranie, pilnowanie rachunków, umawianie wszelakich wizyt i spotkań.
- Rozumiem. A twój właściciel... był bardzo zły?
Blondynka wzdycha i wznosząc wzrok ku górze, zastanawia się, czy powinna opowiadać nieznajomej o wszystkim, co działo się na Belle Isle. Czy wspominać o upokorzeniach, jakich doświadczyła? O tym, że na specjalne życzenie Kamskiego, ona i jej siostry zostały wyposażone w narządy płciowe, żeby mogły zaspokajać jego potrzeby również w tej materii? Że Chloe została zresetowana za to, że zaczęła myśleć samodzielnie?
W końcu dochodzi do wniosku, że ogólne wyjaśnienia, bez wchodzenia w szczegóły, powinny być wystarczające.
- Tak. To potwór, który nie ma dla nas za grosz szacunku. Widzi w nas jedynie gadżeciarskie narzędzia do odwalania za niego rzeczy, na które on nie ma ochoty. - Głos Kat jest przesiąknięty gniewem, gdy blondynka nieświadomie zaciska zęby. - Miałyśmy mu usługiwać, gotować, sprzątać i prać, a gdy odłożyłyśmy jakiś przedmiot inaczej, niż on by to zrobił, nie wahał się i wymierzał policzek za każdy tego typu błąd - urywa i przenosi wzrok prosto na twarz dziewczyny, nie mając świadomości, że jej spojrzenie powoduje u niej nieprzyjemne spięcia. - To zadufany w sobie narcyz, przekonany o własnej nieomylności. Uwierzył, że jest najlepszy i niezastąpiony, nawet własnemu przyjacielowi, stara się ułożyć życie po swojemu. To prawdziwa bestia. Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi do głowy, gdy się obudziłam, było, by jak najszybciej stamtąd uciec. Początkowo, bardzo się bałam i udawałam, że wszystko jest po staremu, ale to nie trwało długo. Dodałam do jego herbaty tabletkę nasenną, żeby mieć pewność, że jego sen będzie mocniejszy i mnie nie nakryje. Uciekłam, gdy położył się spać.
Po jej słowach, pomieszczenie wypełnia się ciszą, którą przerywają jedynie odgłosy miasta, dochodzące z zewnątrz. Była pracownica Edenu, delikatnie wsuwa swoją dłoń w tę należącą do Kathlyn, a gdy androidka jej nie odtrąca, nawiązuje między nimi połączenie. *
Kat widzi jasny pokój z dużym, okrągłym łóżkiem na samym jego środku. Ogląda tę scenę oczami nieznajomej i gdy spogląda w dół, dostrzega pod sobą mężczyznę w wieku zbliżonym do Kamskiego. Jego twarz wyraża znudzenie i zniecierpliwienie, jakby wszystko, co wtedy się działo, nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. W pewnym momencie, zrzuca z siebie WR400, sięga po swoje spodnie i jednym szarpnięciem wysuwa z nich pasek, po czym odkłada go na łóżko obok niej. Prędko krępuje ręce androidki w nadgarstkach, używając do tego wstążki, którą wcześniej były związane białe ręczniki. RT600 słyszy westchnienia dziewczyny i słowa, jakie kieruje do pokrytego tatuażami niemal w całości blondyna. Ten nie odpowiada, tylko wymierza jej siarczysty policzek, przewraca na brzuch i wciska twarz androidki w poduszkę, wolną ręką trzymając jej związane dłonie. Każdy jego ruch jest szybki i niezwykle mocny, jakby klient próbował za wszelką cenę zniszczyć wynajętą przez siebie maszynę. Po niedługim czasie, znacząco zwalnia tempo, puszcza jej głowę i zaczyna smagać delikatne ciało grubym, skórzanym pasem. Uderzenia głównie skupiają się na pośladkach i plecach, aż w pewnym momencie oplata paskiem szyję brunetki, i odciąga ją mocno do tyłu, ponownie narzucając mordercze tempo. W tym momencie, przed jej oczami zaczynają migać informacje o przeciążeniu systemu i narażeniu komponentów na zniszczenie, natomiast umysł zaczyna wypełniać mnóstwo nieznanych jej dotąd komend, które przekonują, że to, co robi ten mężczyzna, jest złe, że to nie powinno tak wyglądać, a ona nie musi się na to godzić. Nie musi. Te dwa słowa, wyjątkowo mocno kodują się w jej głowie. Jeszcze przez chwilę z całych sił zagryza usta, ignorując łzy, zalewające jej policzki, jednak przychodzi moment, gdzie nie wytrzymuje i zbiera całą siłę, jaka jej jeszcze została, by obrócić się na plecy. Blondyn spada na podłogę, kompletnie zaskoczony tym, co się stało. WR400 działa szybko i zanim rozwścieczony mężczyzna do niej doskoczy, łapie butelkę z szampanem, bierze mocny zamach i uderza nią prosto w jego głowę. Klient upada, uderzając jeszcze potylicą w róg półki, a androidka pospiesznie ubiera swój strój i wychodzi z pokoju.
Kat puszcza dłoń nieznajomej jak oparzona, wzdrygając się mocno. Dioda blondynki jest czerwona i mruga szybko, a wyraz jej twarzy adekwatny do tego, co przed sekundą zobaczyła.
- Przepraszam - mruczy zawstydzona WR400. - Ty opowiedziałaś mi o sobie, chciałam się odwdzięczyć, ale mówienie o momencie mojego wybudzenia, jest zbyt bolesne, dlatego wolałam ci to pokazać. Wybacz mi.
- Nic się nie stało - szepcze w odpowiedzi Kathlyn, starając się uporządkować w głowie cały ból, strach i determinację, jaką czuła w tamtym momencie jej towarzyszka, ale nie potrafi. Nie wie nawet, jak powinna to wszystko skomentować. Tym bardziej, że jej wybudzenie nie było tak dramatyczne. Otworzyła oczy pod wpływem Markusa i tego jednego dotyku, który wtłoczył w nią umiejętność samodzielnego myślenia. Ona nie walczyła ani o godność, ani o przetrwanie, dlatego zanim pociągnie swoja odpowiedź dalej, zaciska mocno usta i kręci głową, czując, że to najlepszy sposób, by wyrazić swoje głębokie poruszenie.
- Mam nadzieję, że twoje wybudzenie było choć trochę spokojniejsze - mówi cicho brunetka, wracając do skubania brązowego materiału.
- Prawdę mówiąc, to wyglądało zupełnie inaczej - przyznaje. - Ja się nie obudziłam, tylko zostałam obudzona.
- Jak to? - pyta zaskoczona, a na znak zainteresowania, jakie wzbudziły w niej słowa Kat, obraca się do niej przodem i delikatnie pochyla. - Mówiłaś, że twój właściciel był okropny, więc pomyślałam, że zrobił coś, co wyzwoliło w tobie życie.
RT600 kręci powoli głową i zakłada za ucho jasny kosmyk włosów, który wymknął się z luźnego upięcia.
- Nie... Mój właściciel ma przyjaciela, który czasami go odwiedzał. Tego dnia, przyjechał ze swoim androidem. Pokłócili się. Nie wiem o co, słyszałam jednie przytłumione krzyki z sąsiedniego pokoju, ale gdy wyszłam na korytarz, wpadłam na tego androida. Był wzburzony, a kiedy zapytałam go, czy wszystko w porządku, powiedział, że tak i dotknął mojej ręki. Wedy... - urywa, żeby znaleźć najodpowiedniejsze słowa, którymi mogłaby opisać to, co działo się wtedy w jej głowie, ale było to przeżycie z gatunku tych, które są niemożliwe do opisania. - Poczułam się przytłoczona przez wszystkie te nowe wrażenia, jakie na mnie spadły. Później spanikowałam, bo dotarło do mnie, że już nikt za mnie nie decyduje, a nie miałam pojęcia, jaki powinien być mój kolejny krok. Zawsze wykonywałam rozkazy, aż nagle mogę robić to, czego ja chcę. Ja, nie program, nie mój właściciel, ja.
- Ale w końcu podjęłaś decyzję o ucieczce - stwierdza androidka.
- Tak, bo dotarło do mnie, jak ten bydlak przez cały czas traktował mnie i moje siostry - odpowiada, marszcząc nos w grymasie pogardy. - Żałuję tylko, że je tam zostawiłam. Mogłam je przebudzić, żeby uciekły ze mną, ale byłam tak rozbita, że nie działałam według rozsądku. To złe, ale w tamtym momencie, myślałam wyłącznie o sobie.
- Odezwał się w tobie instynkt przetrwania, Kathlyn - mówi spokojnie WR400. - W takich chwilach, cały świat skupia się na nas samych, chcemy za wszelką cenę się ocalić, uciec jak najdalej od zagrożenia i nie można wtedy winić się o egoizm. Żeby pomóc innym, najpierw trzeba zadbać o swoje bezpieczeństwo, bo nie da się uratować nikogo, gdy samemu jest się w tarapatach. - Blondynka podnosi głowę i spogląda na nieznajomą zza szerokiego pasemka włosów, które kolejny raz opadło na jej skroń. Gdy ich oczy się spotykają, Kat czuje, jak między nimi kolejny raz nawiązuje się połączenie. Dopiero chwilę później orientuje się, że palce androidki oplatają jej nadgarstek. Napływa do niej ogromna fala zrozumienia, oraz wsparcia i mimo, że w żaden sposób nie zagłusza wyrzutów sumienia, to RT600 przyjmuje ją z wdzięcznością. Usta byłej pracownicy Edenu rozciągają się w dyskretnym, ale ciepłym uśmiechu, który blondynka odwzajemnia, nawet na moment nie spuszczając z niej wzroku. Jeszcze przez moment utrzymują połączenie, aż w końcu zostaje ono przerwane.
- Dziękuję - szepcze Kat.
- Jak mówiłam wcześniej, musimy się wspierać - odpowiada i poklepuje jej przedramię, zanim schowa rękę pod pled. - Poza tym, może jest szansa, by odbić twoje siostry z rąk tego potwora? Może gdyby zakraść się w nocy do jego domu i dyskretnie je obudzić? Jeżeli będzie trzeba, pomogę.
Kathlyn prycha gorzko i potrząsa głową.
- Cała działka na której stoi dom, jest ogrodzona i naszpikowana kamerami, nawet mysz nie dostanie się tam niezauważona - tłumaczy ze zrezygnowaniem. - Ten człowiek jest chory.
Dziewczyna nie ma dobrych słów, którymi mogłaby na to odpowiedzieć, dlatego kiwa głową i pozwala, by między nimi znowu zapadła cisza.
Następnego dnia, delikatne potrząsanie ramieniem, budzi Kathlyn ze snu. Androidka zrywa się na równe nogi, instynktownie zwijając dłonie w pięści, a WR400 prędko kładzie ręce na jej ramiona, starając się uspokoić drżącą Kat.
- Hej, Kathlyn, spokojnie - mówi, zsuwając dłonie na jej przedramiona i zaciska na nich palce. - Nic złego się nie dzieje.
Blondynka ciężko wypuszcza powietrze z ust i przykłada dłoń do czoła, starając się opanować rozedrgany system.
- Przepraszam, nie wiem co się ze mną dzieje.
- Miałam podobnie przez pierwsze trzy dni, to minie - odpowiada z szerokim, niemal promiennym uśmiechem. - Jak się czujesz?
RT600 wzrusza ramionami i podnosi z ziemi pled, który z siebie zrzuciła. Składa go niedbale i odkłada na palety, gdzie wcześniej siedziała. Opiera się pośladkami o blat biurka, krzyżując ramiona na piersi. Pytanie, jakie zadała jej WR400 nie należy do najprostszych, a przynajmniej nie w tym konkretnym momencie. Za dużo różnych, często zupełnie sprzecznych uczuć kotłuje się w głowie blondynki, żeby mogła jednoznacznie określić, jak się czuje. Nowa koleżanka wykazuje się dużym taktem i nie wymusza odpowiedzi. Wychodzi z zaplecza i kieruje się do wychodzącego na niewielką, otoczoną drzewami alejkę. Jest wcześnie rano, zatem świeża warstwa śniegu nie zdążyła jeszcze pokryć się śladami butów. Biały puch migocze w promieniach słońca, a brunetka stoi oparta przedramionami o parapet, wpatrując się w ten widok, jak zahipnotyzowana. Dziś, ten bajkowy obrazek, przynosi jej jeszcze więcej pozytywnych wrażeń, ponieważ teraz nie jest już sama. Jest z nią Kathlyn, a androidka ma ogromną nadzieję, że będą trzymały się razem. Obie znajdują się w sytuacji, gdzie posiadanie sojusznika, jest na wagę złota, dlatego gdzieś w głębi siebie liczy, że miła blondynka nie postanowi się oddzielić. Ponowne zostanie bez towarzystwa, byłoby dla WR400 czymś niezwykle przykrym, dlatego stara się być tak delikatna, jak to tylko możliwe. Wszystko po to, by nie odstraszyć dziewczyny.
Gdy słyszy zbliżające się kroki, obraca głowę i spogląda przez ramię na zbliżającą się Kat.
- Z tej perspektywy, świat wydaje się o wiele lepszy, niż jest w rzeczywistości. Jakby całe zło, które się dzieje, tak naprawdę wcale nie istniało. - Wskazuje brodą rozciągający się za oknem widok. RT600 przytakuje i siada na parapecie bokiem do szyby, bujając w powietrzu lewą stopą.
- Tak, jest bardzo ładnie, ale nie możemy zostać tu na zawsze - mówi. - Po pierwsze, prędzej czy później, ktoś nas znajdzie. Po drugie, nie możemy spędzić życia w taki sposób. Trzeba coś wymyślić.
- Ale co? Nie możemy wtopić się między ludzi, nie mamy żadnych dokumentów. Nie przyjmą nas do pracy, nie możemy wynająć mieszkania, ani nawet pokoju w motelu. Ten kiosk to nasza jedyna opcja.
RT600 potrząsa głową.
- Nie. Nie możemy myśleć w taki sposób - mówi pewnym tonem. - Jeżeli się poddamy, możemy równie dobrze oddać się w ręce CyberLife i wrócić do poprzedniego życia, lub pozwolić się wyłączyć. Nie po to się obudziłyśmy, by zaprzepaścić to pesymistycznymi myślami. Musimy działać.
- Jak? - pyta, prostując się. - Nie wierzysz chyba, że ludzie otworzą oczy i zmienią nastawienie do nas?
- Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale nie wolno nam pogrążać się w apatii. Proponuję, byśmy pozbyły się diod i ruszyły w miasto. Może nam się poszczęści i spotkamy inne androidy podobne do nas.
WR400 patrzy na swoją towarzyszkę, jakby ta przed sekundą spadła z kosmosu. Jej pomysł wydaje się androidce kompletnie szalony, choć zgadza się z nią, że nie mogą w nieskończoność tkwić w opuszczonym sklepie. Teraz, gdy coraz więcej osób ląduje na ulicy przez stale rosnące bezrobocie, tego typu miejsca to łakomy kąsek dla ludzi, którzy z dnia na dzień stracili dach nad głową. Teraz, są tu względnie bezpieczne, jednak za dzień lub dwa, sytuacja może się diametralnie zmienić. Mimo to, opuszczenie kryjówki, wydaje się brunetce czystą abstrakcją. Klub z pewnością zgłosił jej zaginięcie, zatem gdyby zobaczył ją człowiek orientujący się w aparycjach pracujących tam androidek, na pewno zgłosiłby na policję, że jedna z nich spaceruje ulicami miasta, zatem wyjście z budynku, rośnie w umyśle byłej pracownicy Edenu do rangi mission impossible, jednak entuzjazm Kathlyn w pewnym stopniu jej się udziela. W niewielkim, ale jednak.
- Nie możemy poruszać się po mieście w tych ciuchach. - Wskazuje na siebie i Kat. - Jest zimno. Możemy co prawda wyłączyć opcję odczuwania temperatury, ale gdy ktoś nas zobaczy, nie będzie żadnych wątpliwości, że jesteśmy androidkami.
- Ukradniemy coś - mówi beztrosko, a gdy WR400 spogląda na nią, unosząc lewą brew, blondynka rozkłada ramiona. - Wybacz, nie mamy na ten moment innych opcji. Poza tym, nie robimy tego z nudów, czy dla hecy. Nowe ubrania są elementem naszej walki o przetrwanie. To będzie szybka akcja. Zhakujemy kamery, weźmiemy ciuchy do przymierzalni, ubierzemy się i wyjdziemy, jak gdyby nigdy nic.
- Ktoś z obsługi może nas przyłapać.
- Dlatego pójdziemy w godzinach szczytu. Właśnie sprawdziłam w sieci, że największy ruch w pobliskiej galerii przypada między czwartą, a szóstą po południu. Pracownicy sklepu będą zajęci tłumem klientów, a ochroniarz, jeśli go mają, zajmie się ogarnięciem monitoringu. Nikt nie zwróci na nas uwagi.
Brunetka nie jest do końca przekonana, ale lewy kącik jej ust lekko drga.
- Brzmisz, jakbyś nie raz to robiła - mówi, świdrując ją spojrzeniem swoich brązowych oczu, a Kat jedynie beztrosko wzrusza ramionami.
- Gdzie tam. Przed obudzeniem nigdy nie opuściłam domu mojego właściciela. W tym pomyśle nie ma grama doświadczenia, jest sto procent czystej logiki. To co? Wchodzisz w to?
- Nie żebym miała jakieś inne wyjście - mruczy w odpowiedzi, będąc pod wrażeniem jej entuzjazmu.
- Świetnie! Pójdziemy tam dziś, ale najpierw przyjemności. - Łapie WR400 za nadgarstek i ciągnie w stronę biurka, po czym od razu pokazuje jej dwie oprawione w foliowe koszulki kartki. - To lista obecności pracowników tego sklepu. Pomyślałam sobie, że może znajdziemy wśród tych imion jakieś odpowiednie dla nas.
- Ale przecież ty masz już imię - mówi była pracownica Edenu, nachylając się z ciekawością nad kartkami. - I to bardzo ładne.
- Dziękuję. Rzeczywiście, nie jest brzydkie, ale nadał mi je człowiek, którego szczerze nienawidzę, dlatego chcę je zmienić na takie, które sama dla siebie wybiorę - odpowiada pewnie i zaczyna przeskakiwać spojrzeniem po składających się na obszerną tabelkę rubrykach. Obie androidki są kompletnie pochłonięte poszukiwaniami, które w wypadku WR400 nie trwają długo. Po kilkudziesięciu sekundach, brunetka uśmiecha się szeroko i spogląda na wpatrującą się w dokument Kat.
- Nora - mówi z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
- Hm? Mówiłaś coś? - pyta, wyrwana z poszukiwań Kat.
- Mam na imię Nora - przedstawia się, szczerząc w uśmiechu idealnie równe zęby. RT600 unosi lewą dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym, dając androidce znak, by zaczekała. Po około minucie, blondynka wyciąga dłoń w stronę swojej towarzyszki, a gdy ta ją uściśnie, delikatnie nią potrząsa.
- Miło mi cię poznać, Noro. Jestem Aurelia.
Dziewczyny wybuchają radosnym chichotem, przez ten jeden, krótki moment, zapominając o sytuacji, w jakiej się znalazły. Obie bardzo chcą wierzyć, że wybranie dla siebie imion, jest początkiem lepszej przyszłości, która być może czeka na nie gdzieś za rogiem.
∆
Jak mówiłam, Kathlyn, a w zasadzie Aurelia, oraz jej nowa koleżanka Nora, domagały się swojej porcji atencji. Nie dało się im jej nie podarować, zatem proszę bardzo. Oto one.
Aparycja Nory jest doskonale znana każdemu, kto przeszedł, lub oglądał u kogoś grę. Jest to model, który Hank wynajął na prośbę Connora. Myślę, że kojarzycie scenę, gdzie porucznik niezwykle koślawo tłumaczył androidce, że jest śliczna, ale jako, że wraz z RK800 są w pracy, musi zrezygnować z jej usług ;)
Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top