10. The art of compromise.

∆ Poniedziałek 15 listopada 2038

Po powrocie do domu, Carl poprosił swoje androidy, by nie niepokoiły go przynajmniej przez godzinę i zamknął się w sypialni. Jacob, mimo jego życzenia, przez chwilę próbował zamienić z nim choć kilka słów, ale nieustannie odbijał się od ściany.

Gdy po raz trzeci puka do drzwi, prosząc, by właściciel porozmawiał z nim chociaż przez moment, nagle czuje delikatny dotyk na swoim lewym ramieniu. Obraca głowę i widzi Markusa. Starszy RK zaciska usta w linijkę i kręci powoli głową.

- Zostaw. Nic nie zdziałasz, gdy jest w takim stanie - mówi spokojnie, a brunet przygląda mu się z uwagą. - Uwierz mi, znam go o wiele dłużej, byłem świadkiem takich sytuacji setki razy i wiem, że gdy prosi o chwilę spokoju, trzeba mu ją dać.

Lekarz jeszcze przez kilka sekund patrzy to na Markusa, to na zamknięte drzwi pokoju Carla, po czym w końcu odpuszcza i kieruje się w stronę schodów, gdzie zmierza również jego poprzednik.

- Jeszcze nie widziałem go tak wściekłego. Powiesz mi, co się stało?

- To nie ma powiązania bezpośrednio z nim - odpowiada po chwili milczenia.

- Skoro nie, to dlaczego jest taki rozdrażniony?

Markus unosi głowę i wzdycha głęboko. Przypomina sobie słowa Carla, kiedy mówił, że on powinien najlepiej rozumieć Jacoba. Sam w końcu był maszyną, która nie dostrzegała absolutnie nic, poza swoimi obowiązkami, ale w praktyce okazuje się, że nie jest to wcale takie proste. Sam RK300 nie ułatwia mu tego zadania, swoimi wiecznymi pretensjami i zarzutami, którymi rzuca w niego na każdym kroku. Oczywiście, doskonale rozumie, że android nie robi tego z własnej woli, że to oprogramowanie, które zainstalował mu Kamski, zmusza go do konkretnych zachowań. Niestety, chłodna logika bierze długi urlop w momencie, gdy android nagle się budzi. Dlatego Markus, jako istota będąca świadoma od zaledwie kilku dni, ma spory problem z odsunięciem emocji na bok, gdy ktoś godzi w jego uczucia. Chciałby bez uprzedzenia, czy pytania o pozwolenie, spróbować raz jeszcze obudzić Jacoba, ale wie, że to bez sensu, gdy jest on w stanie się przed tym obronić. Druga taka próba, mogłaby skutecznie nadszarpnąć jego cierpliwość, a interwencja policji jest ostatnim, czego w tym momencie potrzebują.

W salonie, siadają na kanapie, zachowując między sobą znaczną odległość. Mimo, że Markus patrzy za okno, czuję na sobie wyczekujące spojrzenie Jacoba, dlatego bierze jeszcze jeden, głęboki wdech, który teoretycznie wcale nie jest mu potrzebny i odzywa się, starannie dobierając słowa.

- Kamski go zdenerwował swoim podejściem do androidów - mówi, marszcząc nos z wyraźnym obrzydzeniem. Jacob mu przytakuje.

- Zdążyłem zauważyć, że Carl traktuje nas jak ludzi - odpowiada, świdrując swojego towarzysza spojrzeniem. - Elijaha nie znam. Chwilę po tym, gdy pierwszy raz mnie uruchomił, od razu przyjechaliśmy tutaj i nie mam od tamtej pory z nim większej styczności.

- Nawet nie wiesz, jak cholernie ci zazdroszczę... - mruczy pod nosem.

- Możesz poprosić Carla, by zgłosił cię do CyberLife. Być może istnieje sposób na naprawę twojego oprogramowania.

Markus rzuca mu zrezygnowane spojrzenie i ma ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło. Nie do końca rozumie dlaczego, ale nie raz widział, jak Manfred wykonywał taki gest, gdy coś go zirytowało, więc być może jest to pomocne w tego typu sytuacjach.

- Nie o to mi chodziło - burczy. - Miałem na myśli, że nie musisz oglądać tej okropnej gęby Kamskiego i słuchać jego wywodów.

- Ty też nie musisz. Badania już za tobą, zatem nie ma potrzeby, żebyś spotkał się z nim jeszcze raz.

RK200 kiwa głową i wpatruje się tępo w rozciągający się za oknem widok, na który składa się ogród i znajdująca się za nim droga, po której nieprzerwanie przejeżdża jakiś samochód. Niechętnie, ale musi przyznać, że Jacob ma rację. Nie musi już więcej pokazywać się w tej okropnej willi na Belle Isle, Carl z pewnością go do tego nie zmusi, zwłaszcza po tym, co dziś tam zaszło.

Jest jednak inna rzecz, której Markus zaczął obawiać się już w chwili, gdy jasno wyraził swoje zdanie na temat byłego prezesa CyberLife. Martwi się, że mężczyzna nie zważając na Carla, bez jego wiedzy zgłosi do firmy, że wie o defektywnym modelu, któremu powinni się przyjrzeć. Android jest więcej niż pewny, że Elijah zrobi to bez wahania, jeżeli nabierze ochoty, a wyłączenie, lub odebranie zdobytej świadomości, absolutnie nie jest mu na rękę.

- To pierwszy raz, gdy spokojnie rozmawiamy - zauważa lekarz. - Do tej pory krzyczałeś, albo mnie szarpałeś.

Markus rzuca mu krótkie spojrzenie.

- Nie przyzwyczajaj się - mruczy w odpowiedzi. - Dziś akurat nie zrobiłeś nic, co mogłoby wyprowadzić mnie z równowagi. Jeszcze.

Ostatnie słowo, poprzedzone krótką pauzą, wypowiedział dobitniejszym tonem. Lekarz analizuje każdy, najdrobniejszy ruch Markusa, by prowadzić dyskusję w możliwie jak najbardziej neutralnym tonie. Nie jest to proste, bo android bywa nieprzewidywalny, a RK300 nigdy nie jest w stanie przewidzieć, kiedy wybuchnie.

- Myślę, że powinniśmy się dogadać - mówi Jacob. - Nasze porozumienie wpłynie pozytywnie na Carla. Każde spięcie, jakie między nami zachodzi, odbija się na nim, powoduje stres i pogorszenie samopoczucia.

- Wszystko leży w twoich rękach, Jake. Przestań mnie prowokować, to będzie dobrze - odpowiada lekceważąco.

- Zaobserwowałem, że reagujesz bardzo nerwowo, gdy mówię o zaniedbaniach, jakich dopuściłeś się, gdy sprawowałeś opiekę nad Carlem - tłumaczy android. Jego poprzednik zaciska dłonie w pięści i bierze głęboki wdech, przez który nozdrza znacząco się rozszerzają.

- O tym właśnie mówię, znowu zaczynasz! - Markus podnosi głos, jednak prędko reflektuje się i dalszą część swojej wypowiedzi cedzi przez zaciśnięte zęby. - Nigdy nie zrobiłem nic, co mogłoby mu zaszkodzić. Dbałem o niego, spędzałem z nim czas i może ci o tym nie wiadomo, ale to dzięki mnie wyszedł z dołka w który wpadł po wypadku. Razem z władzą w nogach, stracił chęć do życia i malowania, dlatego ten zarozumiały kutas, Kamski, stworzył mnie. Żebym pomógł mu odzyskać wiarę, że jeszcze może być dobrze. Udało się, Carl wrócił do sztuki i odzyskał nadzieję na przyszłość, a ty próbujesz postawić mnie w najgorszym świetle. Starasz się zrobić ze mnie nieodpowiedzialnego drania, a ja kompletnie nie rozumiem, dlaczego.

- Carl dużo mi opowiadał o więzi, jaka was łączyła - odpowiada ze stoickim spokojem. - Wspominał, że twoja obecność pomogła mu pozbierać się po traumatycznych wydarzeniach z przeszłości, a ja nigdy nie negowałem twojego wkładu w jego życie. Dzięki informacjom, jakie mi przekazał, mogę wywnioskować, że istotnie, bardzo dobrze dbałeś o jego psychikę, jednak nie mogę nie wspomnieć o sferze fizycznej, która została przez ciebie całkowicie pominięta.

Dłonie Markusa zaciskają się mocno na jego kolanach, a brwi schodzą do środka, nadając śniadej twarzy niemalże cierpiętniczego wyrazu. Nie wie już, jak ma mu wytłumaczyć, że robił po prostu to, o co został poproszony przez Carla, że nie mógł do niczego go zmusić.

RK200 wstaje i bez słowa rusza w stronę pracowni. Tam, kładzie na sztaludze swój obraz, po czym nakłada na paletę odpowiednie kolory farb. Przy pierwszym pociągnięciu pędzlem po płótnie, automatyczne drzwi otwierają się i staje w nich Jacob. Markus wzdycha głęboko i ostentacyjnie przewraca oczami z nadzieją, że lekarz zrozumie sugestie i zostawi go samego, jednak dzieje się coś zupełnie odwrotnego. Android wchodzi w głąb pomieszczenia i zatrzymuje się kawałek za Markusem. Przygląda się jego poczynaniom, perfekcyjnie symulując ciekawość. Jego ciemne oczy wodzą za ręką starszego RK, który z niezwykłą gracją nanosi na płótno smugi farby w kolorze miętowym.

- Zostałeś wyposażony w moduł artystyczny? - pyta, nie spuszczając wzroku ze sztalugi. Markus kręci głową, licząc, że tyle go zadowoli i da mu spokój, ale android nie porusza się nawet o milimetr, ewidentnie oczekując bardziej rozbudowanej odpowiedzi.

- Nie. Carl mnie wszystkiego nauczył - odpowiada, nie przerywając swojego zajęcia. - Czemu cię to interesuje?

- Staram się zrozumieć cię najlepiej, jak potrafię. Jesteś istotny dla Carla, nie zanosi się, żebyś miał w najbliższym czasie zniknąć z jego otoczenia, dlatego muszę dostroić się również do ciebie - tłumaczy. - Przyznaję, że nie jest to proste. Wirus, który zaatakował twoje oprogramowanie spowodował, że...

Nie kończy, ponieważ Markus dwoma szybkimi krokami zbliża się do niego i przerywa mu, każde wypowiadane przed siebie słowo, akcentując mocnym dźganiem Jacoba w sam środek jego klatki piersiowej.

- Jeszcze raz nazwij to wirusem, a tak cię urządzę, że nawet Kamski nie będzie miał czego zbierać, wyraziłem się jasno?

Jacob chce zwrócić uwagę na wybuchy złości, które są u androida nadzwyczaj częste, ale szybka analiza wykazuje, że optymalnym wyjściem z sytuacji, będzie odpuszczenie tego tematu. Kiwa więc głową, a Markus, zgodnie z jego podejrzeniami, odsuwa się od niego i wraca na swoje wcześniejsze miejsce. Przez chwilę stoją w kompletnej ciszy, bo żaden z nich nie wie, czy i co powiedzieć. RK300 nauczony doświadczeniem milczy i czeka na ruch ze strony swojego poprzednika, jednak gdy dociera do niego, że android skończył dyskusję, bez słowa rusza w stronę wyjścia z pracowni.

Markus tymczasem, obserwuje lekarza z mordem w swoich dwukolorowych oczach. Teraz, ma ochotę przywalić Kamskiemu nie tylko za to, że traktuje istoty, które sam stworzył, jak inteligentne lalki, ale również za sprezentowanie Carlowi tak oschłego i służbistycznego modelu, że dał go człowiekowi, który nie znosi podobnych ludzi i trzyma się od nich z daleka.

- Ciągle mówisz, że przeze mnie zdrowie Carla obróciło się w ruinę. Przyznałeś co prawda, że pomogłem mu nabrać chęci do życia, ale uparcie wmawiasz mnie i jemu, że zaniedbałem przy tym inne rzeczy - mówi nagle, zatrzymując tym Jacoba na chwilę przed opuszczeniem pomieszczenia.

- Nie pilnowałeś, by regularnie się badał, a potrawy, które dla niego przygotowywałeś, rujnowały jego zdrowie - tłumaczy swoim standardowym, profesjonalnym tonem. - Równowaga psychiczna jest dla ludzi bardzo ważna, ale nie można zapominać o sferze fizycznej.

- Pewnie masz rację, ale w całej tej swojej obsesji na punkcie zdrowego trybu życia, sam o czymś zapomniałeś. - Spogląda na bruneta przez ramię. Jego dioda zmienia barwę na żółtą i zaczyna lekko mrugać. Markus, unosi lewy kącik ust w złośliwym uśmieszku. - Dbasz o wszystko, poza jego samopoczuciem. Powiem więcej. Myślę, że pod kątem psychicznym, powoli doprowadzasz go do stanu w jakim był, gdy po raz pierwszy go spotkałem.

Ktoś, kto nie wiedziałby, że Jacob nie jest defektem, mógłby pomyśleć, że słowa Markusa mocno na niego wpłynęły. Twarz, która na co dzień nie wyraża żadnych emocji, teraz pokrywa się grymasem głębokiego zamyślenia. LED na jego prawej skroni migocze jeszcze szybciej, a w głowie maszyny trwa wielka, szczegółowa analiza, obejmująca czas od jego pierwszego dnia w rezydencji, po chwilę obecną. RK300 prędko dochodzi do wniosku, że rzeczywiście, malarz w ostatnim czasie był pogrążony w apatii, przerywanej wybuchami złości i olbrzymiej irytacji. Jacob nie był i wciąż nie jest w stanie utrzymać nastroju Carla na optymalnym poziomie. Każda jego próba dotarcia do mężczyzny i nawiązania z nim porozumienia, prędzej czy później kończy się sromotną porażką.

Tak było do momentu, gdy w domu pojawił się Markus. Jego powrót spowodował, że nastrój Manfreda uległ znacznej poprawie. Lekarz zaobserwował, że nawet spożywanie lekkostrawnych posiłków przychodzi mu o wiele łatwiej, gdy obok znajduje się jego poprzednik i omawia z nim wiele różnych spraw. Widzi z jaką lekkością android lawiruje między tematami, zawsze znajdując ten, który będzie przyjemny dla Carla. On tego nie potrafi. Próbuje nawiązać nić porozumienia z malarzem, ale dostrojenie się do jego osobowości nie jest najprostsze. Mimo, że nastąpił niewielki progres, to i tak RK300 często miewa momenty, gdzie musi naprawdę mocno przyłożyć się do analizy sytuacji, by zachować się w najodpowiedniejszy sposób.

I teraz, gdy Markus wytknął mu błąd, jego program podsuwa mu prawdopodobnie jedyne możliwe wyjście z tej sytuacji. Wyjście, które dotychczas nigdy nie przyszłoby mu do głowy.

- Istotnie, twoja obecność ma na niego dobry wpływ - mówi po kilkunastu długich sekundach, podczas których jedynym dźwiękiem, jaki rozchodził się po pracowni, był odgłos pędzla, błądzącego po płótnie.

- Przesłyszałem się, czy właśnie przyznałeś się do błędu? - pyta podszytym ironią głosem.

- To, że jestem bardziej zaawansowany od ciebie, nie oznacza, że nie mogę go popełnić - tłumaczy, kompletnie nie reagując na kąśliwy ton Markusa. - Wciąż twierdzę, że nie radzisz sobie w pewnych kwestiach, ponieważ skupiasz się wyłącznie na teraźniejszość i brakuje ci szerszego spojrzenia na konsekwencje twoich działań, które mogą nastąpić dopiero w przyszłości, ale Carl reaguje na ciebie bardzo pozytywnie. Pod warunkiem, że nie przebywamy blisko siebie.

- Co w takim razie proponujesz? Unikanie się, nawet w tak dużym domu może być trudne, więc albo przestaniesz się mnie czepiać, albo jeden z nas będzie musiał się wynieść. I nie będę to ja.

- Nikt nie będzie musiał, jeśli przystaniesz na kompromis, jaki mogę ci zaproponować.

Szczerze zaintrygowany RK200, odkłada na biurko paletę oraz pędzel i opiera się pośladkami o blat. Zanim skrzyżuje ramiona na piersi, wyciera dłonie w pokrytą kolorowymi plamami ściereczkę, po czym wrzuca ją niedbale do zlewu.

- Udało ci się mnie zainteresować, więc mów dalej.

- Bazując na obserwacji i wnikliwej analizie sytuacji w jakiej wszyscy się znaleźliśmy, mogę powiedzieć, że mimo twojej niechęci do mnie, paradoksalnie mamy szansę stworzyć duet, który zapewni Carlowi najlepszą możliwą opiekę - wyjaśnia. - Ja zajmę się jego formą fizyczną, ty psychiczną. Jesteśmy specjalistami w tych dziedzinach, zatem uważam, że jeśli połączymy siły, będziemy w stanie zadbać o niego w sposób holistyczny. Szereg badań dowodzi, że psychika ma silny wpływ na funkcjonowanie ciała ludzkiego i odwrotnie. Wystarczy więc, że zajmiemy się tym, co potrafimy najlepiej, nie wchodząc sobie przy tym w drogę. Uważam, że to rozsądne rozwiązanie.

- Wiesz jak to brzmi? Jakbyś szukał kogoś, kto będzie chodził za tobą i sprzątał bajzel, jaki po sobie zostawiasz. Co to za kompromis, gdy ciągle będziesz zadręczał go swoim służbistycznym pierdoleniem? Żeby to wypaliło, obaj musimy spuścić z tonu.

- Czy nie to właśnie zaproponowałem?

- Nie. Twój pomysł polega na tym, że dalej będziesz robił swoje, a ja będę musiał dbać, żeby Carla szlag nie trafił przez ciebie - mówi oskarżycielskim tonem. - Nie będę wtrącał się do spraw żywienia i badań, ale ty obiecasz, że trochę mu odpuścisz. Daj mu po prostu wypić jedną kawę dziennie i skończ ględzić, jak raz na jakiś czas zje coś niezdrowego. - Przy ostatnim słowie, układa palce w cudzysłów.

- Nie tak zostałem zaprojektowany - odpowiada. - Mam jasne wytyczne, a jedną z nich, jest bezwzględne dbanie o Carla, by jak najdłużej cieszył się tak dobrym zdrowiem, jak to tylko możliwe.

- Jak będziemy działać z głową, to nic złego się nie stanie - mówi coraz bardziej zniecierpliwiony Markus. - Nie mówię przecież o całkowitym powrocie do starych nawyków, tylko o drobnych ustępstwach. Wysil ten swój super program i pomyśl, czy zjedzenie kawałka mięsa tłustszego niż indyk raz w tygodniu wpędzi Carla do grobu?

- Oczywiście, że nie, ale...

- Dość! Tu się zatrzymujemy. - RK200 unosi ręce z otwartymi dłońmi. - Nie ma żadnego ale, on jest człowiekiem, który lubi dobrze zjeść, przywitać dzień kawą, a wieczorem, wypić małego drinka. Robił tak przez lata, a nagłe i drastyczne zmiany, nie są dobre dla ludzi w jego wieku. Wiem, że nie masz w sobie empatii i zrozumienia, więc pomyśl logicznie, bo przeczysz sam sobie. Chcesz z moją pomocą opiekować się nim w sposób holistyczny, a jednocześnie wprowadzasz zasady, które w jego przypadku kompletnie nie mają racji bytu i powodują zły nastrój. Kamski w ogóle ci o nim nie opowiadał? Nie mówił z kim będziesz miał do czynienia? Nie wiem... nie próbował cię przygotować do roli, jaka cię czekała?

Jacob wzrusza ramionami.

- Gdy jechaliśmy tu chwilę po tym, jak mnie uruchomił, poprosiłem, by przedstawił mi przynajmniej ogólny zarys charakteru Carla, ale zbył mnie twierdząc, że najlepiej będzie, gdy sam mi o sobie opowie. Powiedział mi tylko, że jest bezpośredni i sarkastyczny, ale dobry.

Markus parska i kręcąc powoli głową, wraca do malowania. Nie może pomieścić mu się w głowie, jak można w podobny sposób określić tak barwnego człowieka, jakim jest Carl. Bezpośredni, sarkastyczny i dobry? To przecież zaledwie jedna setna całej osobowości malarza. Tym bardziej, android nie wie, jaka idea przyświecała Kamskiemu, podczas tworzenia oprogramowania RK300. Czy czerpie jakąś chorą, patologiczną przyjemność ze świadomości, że malarz jest wręcz trzymany pod kloszem i sam nie dałby rady wysunąć spod niego choćby koniuszka nosa? Markus ma świadomość przesadnej, zahaczającej wręcz o obsesję troski o zdrowie i samopoczucie Manfreda, ale stworzenie androida, mającego za zadanie sprawować nie tyle opiekę, co permanentną inwigilację, jest dla Markusa czymś obrzydliwym i zasługującym na największe potępienie.

Dlatego z chwilą, gdy dochodzą z Jacobem do względnego porozumienia, porzuca dalszą pracę nad obrazem i idzie do Carla. Stając pod drzwiami jego sypialni, puka do nich delikatnie, jednak zaproszenie do wejścia słyszy dopiero wtedy, gdy mężczyzna ma pewność, że to starszy RK.

- Bałeś się, że to Jacob? - pyta android, wsuwając głowę do pokoju.

- Tak - odpowiada bez ogródek i gestem dłoni przywołuje androida bliżej. Markus siada na szerokim parapecie. - Elijah chyba naprawdę czuje się Bogiem. Po dzisiejszym dniu mam wrażenie, że stworzył Jacoba na swój obraz i podobieństwo. Cholerny dupek...

Markus po raz pierwszy widzi, żeby Carl był tak zły na Kamskiego. Do tej pory, nigdy nie powiedział na niego złego słowa. Teraz, jest zupełnie odwrotnie, ale chłopak traktuje to jak dobry omen. Złość, jaką senior czuje do Elijaha, może okazać się doskonałym fundamentem do omówienia tematu z jakim android do niego przyszedł.

Senior bez trudu dostrzega, że jego towarzysz nie przyszedł do niego bez powodu. Po obudzeniu, RK200 miewa spore problemy z ukrywaniem targających nim emocji i uczuć. Nie inaczej jest tym razem. Mężczyzna rozpoznaje charakterystyczny grymas, który pojawia się na twarzy androida zawsze, gdy chce porozmawiać o czymś poważnym. Jego usta są mocno zaciśnięte, brwi ściągnięte, a oczy błądzą po połyskującej podłodze, jak ognia unikając Manfreda.

- Dawaj, wywal to z siebie. Zrobi ci się lżej, zaufaj mi - odzywa się malarz.

- Wywalczyłem dla ciebie trochę luzu od pana doktora - mówi, siląc się na dowcipy ton. Rzadkie brwi Carla szybują w górę, a usta układają się w "o". Android streszcza mu przebieg rozmowy, jaką odbył z Jacobem, a z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem, uśmiech na naznaczonej zmarszczkami twarzy poszerza się, co z kolei powoduje, że w niebieskich oczach rozbłyska radosna iskierka.

Carl jest dumny z Markusa. W szczerości z sobą samym musi przyznać, że nie spodziewał się po RK200 tak dojrzałego podejścia do sprawy. Dodatkowo schlebia mu, że chłopak zrobił to dla niego. Świadomość bycia dla kogoś ważnym, jest uskrzydlająca i każdy potrzebuje ją czuć. Carl Manfred, nie jest w tym żadnym wyjątkiem.

- Nie wiesz, jak mi ulżyło. Mam już dość tej zielonej herbaty, jest obrzydliwa. - Mężczyzna krzywi się na samo wspomnienie smaku znienawidzonego naparu.

- Nawet mimo tego, że chodzi o jedną kawę dziennie, do tego z obniżoną zawartością kofeiny? - dopytuje Markus z chytrym uśmieszkiem na ustach, na co Manfred przytakuje z nie mniejszym entuzjazmem.

- Zgodziłbym się nawet na wersję zbożową, żeby tylko nie musieć pić tych zielonych szczyn - mruczy z obrzydzeniem, wywołując tym cichy chichot u Markusa. - Ale chyba nie tylko o tym przyszedłeś porozmawiać, mam rację?

- Tak. Chcę wrócić do tematu, który ucięliśmy na Belle Isle.

Manfred czuł, że android mu nie odpuści, dlatego nie jest zaskoczony. Nie wie tylko, jak odpowiedzieć na zadane wtedy przez Markusa pytanie, bo sam nie do końca rozumie swoje postępowanie. Mógłby przecież całkowicie odciąć się od Elijaha, pogrzebać tę relację i przestać znosić jego humory. Miał na to chęć niezliczoną ilość razy, zwłaszcza po dzisiejszym spotkaniu, gdzie zaprezentował się z absolutnie najgorszej strony. To, jak traktuje androidy wręcz powoduje u malarza mdłości i nie brakowało wiele, żeby przed wyjściem wykrzyczał mu prosto w twarz, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Niestety, wdzięczność, jaką do niego czuje, jest zbyt silna, by mógł zdecydować się na taki krok. Koniec końców, to on skonstruował dla niego Markusa, on niejednokrotnie mu pomagał i przyczynił się tym do wszystkiego, co w życiu po wypadku, okazało się dla Carla pozytywne. Właśnie to powoduje, że Manfred nie jest w stanie kazać mu trzymać się od siebie z daleka. Poza tym, senior głęboko wierzy, że Kamski nie jest złym człowiekiem. Nie może być doszczętnie zepsuty, skoro od samego początku ich znajomości okazał mu tyle serca.

- Jako dziecko, Elijah był rezolutny, dowcipny i piekielnie inteligentny. Gdy stworzenie androida, będącego w stanie zdać test Turinga, zdawało się być dziecięcym, zupełnie szalonym marzeniem, miał około dziesięciu lat. Wtedy, jego matka, a moja kuzynka, Olivia, codziennie przywoziła go do mnie po lekcjach, na partię szachów. W szkolnym kółku nie miał sobie równych, dzieci wręcz nie chciały z nim grać i traktowały bardzo surowo. Ponadprzeciętny umysł był wtedy jego przekleństwem, bo przez niego, nie mógł znaleźć sobie przyjaciół. On wydawał się pozostałym naburmuszony i bezczelny, podczas gdy Elijah zwyczajnie nie miał o czym z nimi rozmawiać. Mówię ci o tym dlatego, żeby podkreślić, że ja i Kamski znamy się szmat czasu, a to, co powiedział ci dzisiaj, było prawdą. Rzeczywiście, otrzymałem od niego mnóstwo wsparcia. Najlepszy tego dowód, siedzi tu ze mną.

Uśmiechają się do siebie, jednak trwa to zaledwie kilka sekund, po których android poważnieje.

- A na dole jest z kolei dowód na to, że z Kamskim zaczęło dziać się coś niedobrego - burczy. - Nie odnosisz wrażenia, że on wykorzystuje Jacoba do ordynarnej inwigilacji?

- Nie uważasz, że to trochę zbyt mocne słowa?

- Nie. Dopiero po obudzeniu zrozumiałem, że on ma jakąś obsesję na punkcie kontrolowania cię. Naprawdę nie zauważyłeś, że za każdym razem, gdy powiedziałeś mu, że coś ci dolega, jeszcze tego samego dnia miałeś umówioną wizytę u najlepszego specjalisty? Nawet, gdy po prostu źle spałeś i nadwerężyłeś sobie kark?

- Martwi się - mówi, jednak jego głos wskazuje na to, że sam nie jest do końca pewny swoich słów. - To miłe, gdy ma się osobę, której tak bardzo zależy na twoim zdrowiu.

- W przypadku Kamskiego, to bardziej niepokojące, niż miłe - odpowiada. - On nie ma po kolei w głowie, Carl. Jego paranoja stała się jeszcze większa, a Jacob jest tego najlepszym dowodem. Sam mówiłeś, że obiecał ci nowego androida z dokładnie taką osobowością, jaką zaprogramował u mnie, a tymczasem dostajesz sztywniaka, który nic nie robi sobie z twojego samopoczucia. Nie wydaje ci się to podejrzane?

Jakaś cząstka Manfreda chce stanąć w obronie Elijaha, ale jest skutecznie zagłuszana przez myśli, które podpowiadają mu, że mężczyzna rzeczywiście stał się bardziej zaborczy w sytuacjach, gdzie chodzi o jego zdrowie. Zawsze musi postawić na swoim, mimo, że Carl jest dorosłym człowiekiem, który może decydować o sobie samodzielnie. Potrafi przy tym być tak przekonujący, że malarz bez większych pretensji pozwala mu na to, głęboko wierząc, że ich pokrewieństwo, oraz wiele miłych, przeżytych razem chwil napędza tę troskę. Być może nie bez znaczenia jest tu chęć odwdzięczenia się za pieniądze, którymi Manfred opłacił jego studia, a później wspomógł rozwój CyberLife?

- Mówiłem ci już, że Jacob jest taki ze względu na swój moduł medyczny. On widzi pewne rzeczy o wiele szerzej i wyraźniej, niż my - odpowiada po chwili.

- Moduł nie ma tu nic do rzeczy. Lekarz, którego wcześniej odwiedzałeś, nie był taki zasadniczy. Nie próbował drastycznie zmieniać twojej diety i przyzwyczajeń.

- On jest człowiekiem. Jacob to maszyna, realizuje swój program i robi to najlepiej, jak potrafi. Nie musisz tak się tym wszystkim przejmować. Może Elijah rzeczywiście wyraża swoją troskę w specyficzny sposób, ale zapewniam cię, że nie dzieje się nic, co powinno wzbudzić naszą czujność. - Wyciąga rękę, by poklepać Markusa po przedramieniu, ale zanim mu się to uda, android wstaje z parapetu i kieruje się do wyjścia. Będąc kilka kroków przed drzwiami, obraca się jeszcze i wzdycha, kręcąc ze zrezygnowaniem głową.

- Mam nadzieję, że nie będziesz musiał żałować swojej wiary w jego intencje.

Nie dodając nic więcej, wychodzi z pokoju i wraca do pracowni. Tam, kontynuując prace nad swoim dziełem przysięga sobie, że będzie miał oko na Kamskiego. Bo po wizycie w jego domu jest już pewien, że były prezes CyberLife to osoba, do której trzeba podejść ostrożnie, bo jest niczym iluzjonista. Zwraca uwagę widowni na jedną ze swoich rąk, podczas gdy drugą robi coś, czego nikt by się nie spodziewał.

Jestem dumna z Markusa, że zdobył się na względnie spokojną rozmowę z Jacobem. Jednak czy ma rację, co do Kamskiego? Może tak, a może nie. Elijah z pewnością osobą, po której można spodziewać się chyba wszystkiego.

Tymczasem, kolejna postać dobija się do drzwi, więc dostanie swoją porcję atencji w następnym rozdziale.

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top