✻VI✻

Rozdział szósty
w którym Draco pomaga i otrzymuje pomoc, a potem sam sobie pomaga

✻✻✻

— Bal — uświadamia sobie przerażony Draco, nachylając się nad oparami Wywaru Żywej Śmierci.

— A-ha — odpowiada Pansy, która miesza w swoim kociołku. Jest okropna z eliksirów, ale trucizny to ten wyjątek, który potwierdza regułę — zawsze wychodzą jej bezbłędne.

Blaise zerka do kociołka dziewczyny i przełyka ślinę, a na szyi uwydatnia się jabłko Adama.

— Nie chciałbym być twoim mężem. — Marszczy nos.

— Nie wszyscy praktykują kuchnię twojej kochanej mamusi, Zabini — odpowiada Pansy, nie przerywając mieszania. Przedramieniem odgarnia wilgotne włosy przyklejone do czoła, a wolną ręką cały czas miesza.

— A co jak mi odmówi? — zastanawia się Draco.

Parkinson głośno odkłada chochlę obok kociołka i odwraca się w stronę Malfoya.

— Czy możesz, z łaski swojej, przestać wreszcie jęczeć? Próbuję załatwić nam pozytywną ocenę!

— Wujka Seva to nie obchodzi. — Draco opiera brodę o rękę i spogląda w stronę nauczyciela eliksirów, który to zabija go wzrokiem. — Widzisz? To wzrok jego czystej i bezapelacyjnej miłości do swojego chrześniaka. Nie obleje nas. — Przerzuca spojrzenie na Pansy. — Lepiej powiedz mi, kim jest ta ruda wywłoka, która kręci się koło mojego Harry'ego jak kocica w rui.

— Weasley?

— Kolejna...? — jęczy Draco.

— To jego była.

— Zamieniam się w słuch. — Draco porzuca lekceważącą postawę i skupia się na Pansy.

— Pilnuj ognia, Blaise. — Pansy porzuca eliksir i zagłębia się w świat plotek. — Chodzili razem na szóstym roku, ale pod koniec zerwali. Prawdopodobnie to Potter zerwał, bo jak widzisz Weasley nadal jest chętna, choć od paru miesięcy chodzi z Longbottomem — dodaje, a jej twarz wykrzywi złośliwy uśmieszek. — Nikt nie wie, czemu Potter i Weasley się rozstali, ale teraz myślę, że biedak po prostu ogarnął, że kręci go coś, czego Weasley nie ma, jeśli wiesz, o czym mówię. — Pansy sugestywnie rusza brwiami.

Draco wypuszcza z ust powietrze, próbując powstrzymać niechciany napad śmiechu i spogląda w stronę Harry'ego, który pracuje z Ronem, a ich eliksir wygląda jak bulgoczące bagno.

— To jego siostra? — wskazuje podbródkiem na rudzielca.

Pansy kiwa głową.

— Najmłodsza z gromadki. — Dziewczyna wzdycha i zagląda do kociołka. Krzywi się, rzuca Blaisowi zdegustowane spojrzenie i zaczyna naprawiać eliksir.

Wzrok Draco, jakby sam z siebie, wędruje w stronę Harry'ego, który próbuje ratować swój nieszczęsny eliksir.

— Pójdę po liście do składziku — mówi Draco i wstaje.

— Ej, ale jakie liście? Ja nie potrzebuję... — Pansy milknie, gdy rozumie, co zamierza Draco. — Beznadziejnie zakochany — wzdycha, po czym szturcha Blaise'a. — A ty co tak stoisz? Eliksir sam się nie zamiesza.

Draco chwyta te składniki, które wie, że pomogą i specjalnie wybiera dłuższą drogę powrotną, by wrzucić zioła i korzenie do eliksiru Harry'ego. Ciecz od razu jakby się rozpuszcza i nabiera żywszej barwy.

— Nie ma za co — szepcze Draco do oniemiałego Harry'ego i z zadowolonym uśmieszkiem siada obok Pansy.

BUUM!

Draco podskakuje na krześle, a z przerażenia serce podchodzi aż do gardła. Gdy się odwraca, widzi Longbottoma żałośnie spoglądającego na dymiący kociołek. Snape uśmiecha się z satysfakcją, gdy zbliża się do Gryfona niczym dementor do ofiary.

— No, no, no... widocznie proste eliksiry przerastają naszego drogiego reprezentanta. Szlaban, panie Longbottom i minus dziesięć punktów. A fiolka eliksiru zrobionego własnoręcznie przez pana ma się znaleźć jeszcze dzisiaj na moim biurku.

Po zajęciach Draco zamierza iść do dormitorium i poślęczeć nad głupi-przeklętym-nierozwiązywalnym jajem, które potrafi tylko wrzeszczeć jak szyszymora, gdy zatrzymuje go Harry.

— Dzięki za eliksiry, cudem Snape zaliczył ten eliksir porażkę — mówi, spoglądając na Malfoya tymi zielonymi oczami, co sprawia, że jego serce robi dwa fikołki w tył i jednego w przód. Przyjemne ciepło rozlewa się po całym ciele, więc Draco uśmiecha się, spoglądając na Harry'ego, który właśnie poprawia torbę wiszącą na ramieniu i zaczyna stukać palcami o okładkę książki, którą trzyma.

— Rolą rycerzy na białym koniu jest pomaganie damie w potrzebie.

Harry uderza go książką po głowie.

— Potrafię sam się ratować! I nie jestem damą! — fuka. — Ale i tak dzięki za tamto. Wiesz... słyszałem dużo o łazience prefektów na siódmym piętrze od Hermiony, możesz się tam wykąpać. Jest dużo bąbelków i w ogóle. Hasło to fiołkowe bąbelki. — Harry już odchodzi, ale przypomina sobie o najważniejszym, więc odwraca się na pięcie, by krzyknąć do Draco, który stoi jak zamrożony i próbuje przetrawić to, co usłyszał. — I nie zapomnij jaja! Będzie warto, wierz mi!

Puszcza mu oczko i ucieka z lochów, zostawiając Draco sam na sam z grzesznymi myślami. Bo kąpiel i Harry w jednym zdaniu tworzą mieszankę wybuchową, która zawiesza jego mózg na parę minut.

✻✻✻

Draco postanawia od razu skorzystać z oferty Harry'ego. Jeszcze tego samego dnia, gdy skończy już wszystkie lekcje, bierze ręcznik, klapki i swoje szampony do włosów (nie ufa hogwarckim wyrobom) i idzie do łazienki na siódmym piętrze. Oczywiście musiał popytać obrazów, gdzie dokładnie jest wejście, ale bez większych problemów udało mu się zagrozić ogniem jakiejś pasterce, która z płaczem wskazała właściwe miejsce.

— Myślałem, że będzie okazalszy — mówi, spoglądając na basen napełniony przejrzystą wodą. Od razu odkręca kurek z fioletowymi bąbelkami o zapachu fiołków, odstawia jajo na bok i zaczyna ściągać czerwony mundurek. Składa go równo i odkłada daleko od basenu, by przypadkiem nie zmoczyć wodą.

Zanurza nogi w ciepłej wodzie i rzuca nieopodal ręcznik, by potem się nim wytrzeć. Gdy wchodzi do basenu cały, odchyla głowę i przymyka oczy. Dlaczego Harry go tu wysłał?

Harry. Jego fiołkowa miłość z ustami, które muszą być niesamowicie miękkie w dotyku. Tak chciałby to poczuć, pocałować go, przyprzeć do ściany i przytrzymać przez chwilę, by móc dotknąć każdego skrawka cynamonowego ciała. Nie, chwila z pewnością nie starczy, żeby to zrobić potrzebowałby całej nocy.

Draco jęczy cicho, gdy jego ręka wędruje w dół, by zacisnąć się na trzonie penisa, a przed oczami staje Harry. W wyobraźni Draco to Harry zaczyna delikatnie gładzić nabrzmiałego członka, W górę i w dół. Stały rytm, który po pewnym czasie zmienia się w szaleńcze tempo.

Draco jęczy znowu i przyspiesza ręką, gdy wyobraża sobie jak głowa Harry'ego znika pod wodą, by usta zamknęły się na główce i zassały.

— C-cholera...

To jest tak cholernie dobre. Jego oddech staje się urywany, gdy wykonuje ręką coraz energiczniejsze ruchy. Lewa wędruje w dół przez klatkę piersiową, sutki, uda, by zatrzymać się koło anusa i popieścić wrażliwe wejście. Jeden palec wchodzi do środka, a Draco oddycha coraz ciężej.

Niesamowite tarcie, poczucie pełności i wyobrażenie, że to słodkie usta Harry'ego całują penisa, biorą go do środka, by ssać mocno, głęboko, prawie że do gardła. Wszystko to sprawia, że Draco szybko dochodzi, jęcząc cicho i odchylając głowę do tyłu. Jego gardło jest odsłonięte, a wszystkie mięśnie napinają się, by rozluźnić, gdy przychodzi niesamowita fala spełnienia i ulgi.

Opłukuje rękę w wodzie i poprawia swoją pozycję, próbując doprowadzić się do porządku. Powinien być zawstydzony, wie o tym, ale nic nie poradzi na to, że jest całkowicie normalnym, zdrowym mężczyzną, który fantazjuje o drugim mężczyźnie pociągającym go fizycznie i we wszystkich innych aspektach.

— Neville wkładał tam jajo, nie rękę.

Draco podskakuje na miejscu, słysząc piskliwy głos. Wśród fioletowym bąbelków pojawia się przeźroczysta głowa brzydkiej dziewczynki z mysimi ogonkami. Chłopak krzywi się i postanawia zignorować głupiego ducha.

Dziewczyna śmieje się, więc Draco nie wytrzymuje i odwraca się, wskazując na nią palcem. Zachowuje przy tym całą godność, jaka mu pozostała, więc jest jej niewiele, biorąc pod uwagę, że jest nagi i przed chwilą się masturbował.

— Won stąd albo zgłoszę cię do Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami!

— Nie odważysz się! — Duch zakłada ręce na piersi i wydyma usta, co chyba ma wyglądać uroczo, ale Draco w tej chwili marzy jedynie o tym, by przeklęta dziewczyna miała materialne ciało, by móc potraktować ją paskudną klątwą.

— Zakład, pokrako? — Draco uśmiecha się niebezpiecznie, ale zanim zdąży zacząć grozić i wyzywać, duch zaczyna zawodzić. — Mój ojciec pracuje w Ministerstwie i z pewnością chciałby usłyszeć o duchu, który nachodzi uczniów.

— Nienawidzę chłopców! — krzyczy głosem świadczącym, że jest na skraju załamania i odlatuje, rycząc jak dziecko, a Draco zostaje w wodzie skołowany dziwnym wydarzeniem.

Ostatecznie wzrusza ramionami, postanawiając, że nie będzie się tym przejmować. Sięga po jajo i zanurza się wraz z nim pod wodą, bo czemu nie skorzystać z dziwnej rady?

Do dormitorium Ślizgonów wraca koło północy. Włóczy się po korytarzach, a w jego głowie jak echo odbijają się słowa piosenki trytonów. Będą kazali im się bawić w piratów i wydobywać z głębin morza kufry pełne pereł?

Kładzie się spać z głową pełną pytań i wątpliwości. Jutro musi znaleźć sposób jak oddychać pod wodą.

— Merlinie — mówi, podnosząc się z łóżka do pozycja siedzącej. — Czy oni chcą, abym pływał w tym syfie, którym jest to jezioro? Hogwart nie ma już żadnych standardów. — Opada na poduszki, przekręca się na lewy bok i zasypia. 

___________________

ojeju, tysiąc wyświetleń! sfiołkowaliście, czy co? xD mam dobry humor, wyszedł zwiastun siódmego sezonu the100 i wygląda naprawdę dobrze. 

odnośnie sceny w łazience, to nie ma ostrzeżenia, bo jest we Słowie wstępu, tu zaburzyłoby mi układ graficzny rozdziału. 

i spokojne, Ginny jest tutaj całkiem grzeczna, nic nie próbuje z Harrym ^.^ także możecie spać spokojnie!

a w następnym rozdziale cudowne drugie zadanie! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top