Rozdział 8
*poprawiony*
Postać chyba mnie zauważyła bo głowę miała obróconą w moją stronę i nie ruszała jej. Jeżeli to ktoś z złymi zamiarami?
Muszę opracować plan ucieczki, gdzieś gdzie mnie nie dotknie. Spojrzałam powoli na rzeczkę to jest idealne! Gimoci boją się jej i krzywdzi ich a mnie nie więc za nią będę bezpieczna.
Postać nadal pozostała w bezruchu aż usłyszałam jej głos
-chodź- powiedział męski cichy głos.
Obserwowałam mężczyznę który nie ruszał się wcale
-to może ty chodź- wstałam i chociaż wiem że złym pomysłem byłoby kuszenie kogokolwiek niebezpiecznego to jednak musiałam to powiedzieć. Powoli zaczęłam cofać się do rzeki
-to nie jest bezpieczne, chodź wrócimy do zamku- mówił nadal spokojnie i szeptem
-ja wiem co jest dla mnie bezpieczne, i na pewno nie jesteś to ty- powiedziałam z sercem walącym jak oszalałe.
Mężczyzna podniósł się z głazu a ja postawiłam kolejny krok do tyłu, był wyższy i patrząc na niego to pewnie też silniejszy, piętami byłam już nad rzeką
-proszę cię, odejdź od tego strumienia, proszę- jego głos stał się lekko wystraszony i zdenerwowany. Rozejrzałam się dookoła myśląc co zrobić
-idź stąd, do domu, pokoju czy coś tam a wtedy ja pójdę do siebie- miałam nadzieję że na to pójdzie.
Mężczyzna uniósł ręce w górze na znak że nic nie zrobi i zaczął cofać się na polanę, za każde jego dwa kroki ja robiłam jeden.
Kiedy wyszliśmy na polanę, blask gwiazd i księżyca ukazały mi jego twarz, był to chłopak zwykły nastolatek.
Miał czarne włosy i duże oczy, wystające kości policzkowe. Ubrany był w czarne dżinsy, biały podkoszulek i niebieską pelerynę. Szedł bardzo pokracznie a ja czasem zapomniałam mu powiedzieć o jakiejś przeszkodzie
-i co? Nie zapytasz mnie nawet o imię?- zagadał do mnie
-nie interesuje mnie twoje imię ani nic takiego. Powiedz tylko czemu mnie śledziłeś?- zapytałam idąc nadal wolno i ostrożnie. Chłopak spojrzał w moją stronę
-nie śledziłem cię, szedłem na spacer- odparł pewny siebie
-tak jaaasne, i pewnie dlatego szedłeś dokładnie tak jak ja i kazałeś mi wracać, bo byłeś się przejść- powiedziałam sarkastycznie.
Zauważyłam uśmiech na jego twarzy, przewróciłam oczami bo jak można być tak głupim! Uśmiech spełzł i jego twarz stała się poważna
-nie rób tak- powiedział spokojnym ale i ostrym tonem który nie ukrywam lekko mnie przestraszył.
Dotarliśmy do zamku w całkowitej ciszy, lampiony były jeszcze bardziej przygaszone i nikt się już nie odzywał. Wchodząc po schodach zastanawiałam się która godzina, zdziwiłam się widząc chłopaka wchodzącego na moje trzecie piętro. Podszedł do moich drzwi a ja stanęłam wiedząc że póki on nie zrobi kroku ja również
-dobranoc- powiedział z łobuzerskim uśmiechem i wszedł do pokoju naprzeciw mojego.
Byłam bardzo zaskoczona ale też bałam się że kiedy podejdę do drzwi mojego pokoju chłopak po prostu na mnie wyskoczy, jednak nie mogłam sterczeć tak na korytarzu. Na palcach przeszłam do drzwi i szybko weszłam do pokoju rzucając się w ubraniach na łóżko.
Obudziło mnie walenie w drzwi od pokoju chociaż nie pamiętałam żebym je zakluczyła podniosłam swoje obolałe ciało i podeszłam do drzwi.
Daniel uśmiechnął się na mój widok a ja zdałam sobie sprawę że jestem rozmazana, nie uczesana i ogólnie jedną wielką kupką nieładu
-wyglądam gorzej niż pijacy na ulicach- powiedziałam otwierając szerzej drzwi
-ale stoisz prosto- wszedł do środka i rzucił się na łóżko -Jai ma jakąś sprawę do załatwienia więc ja wszystko ci wytłumaczę- obrócił się na plecy
-dobra ale daj mi chwilkę co?- poszłam do łazienki.
Złość na Daniela odeszła mi szybciej niż przyszła. Opłukanie się, pomalowanie i uczesanie zajęło mi z 20 minut ale kiedy wyszłam Daniel nadal leżał na łóżku
-gotowa- klasnęłam w dłonie a on podniósł głowę i poklepał miejsce obok siebie każąc mi usiąść. Grzecznie usiadłam na pościeli
-no dobrze, więc najpierw masz to- podał mi jakiś papier.
Plan:
Pobudka: 9:00
Śniadanie: 11:00
Obiad: 15:00
Kolacja: 19:00
Cisza nocna: 23:00-05:30
Zwinęłam kartkę
-skąd mam wiedzieć która godzina?- zapytałam a chłopak dał mi małe pudełeczko. Otworzyłam je powoli i zobaczyłam czarny skromny zegarek na rękę
-ja, nie mogę tego przyjąć, to bardzo miłe i w ogóle ale nie mogę- odłożyłam zegarek do pudełka. Daniel podniósł się
-jeśli tak to uznaj to za przeprosinowy prezent i przyjmij jeśli mi wybaczasz- zaszantażował mnie trochę więc chcąc nie chcąc przyjęłam prezent i ubrałam na rękę. Patrząc na niego wnioskowałam że jest godzina 10:45. Usiadłam na łóżku
-więc może opowiem ci trochę o naszych zwyczajach i historii- powiedział Daniel i zaczął swój wykład -Walutą jest Gar i Nil. Jeden Gar to 50Nili. Płaci się tu tylko za pracę, zwierzęta, biżuterię z wyjątkiem zegarków ale twój kupiłem na Ziemi, nowe ubrania i mieszkania. Jak też wiesz żeby się tu dostać musisz się jakby teleportować choć my nazywamy to przenikiem. Niektóre drzewa są naznaczone do przeniku a inne nie. Przykład to w lesie za miastem i w lesie za rzeką. Jest też szklane drzewo dzięki któremu przeniesiesz się w dowolne miejsce na Ziemi a wcześniej na inne Kulucze to drzewo nazywamy kryształowym przenikiem, jest najbezpieczniejsze i znalazło się na każdym Kuluczy wraz z pierwszymi Gimocami. O Astrantach powiem tylko tyle że są to nienawidzące Gimoców istoty które chciały przejąć władzę nad światem ludzi. Są czerwone, nigdy nie marzną i potrafią zmieniać się w ludzi. Jakieś pytania?- przeanalizowałam to i stwierdziłam że nie wiem jednego
-o co chodzi z tą rzeką?- zapytałam
-znam tylko legendę i brzmi ona tak: kiedyś pewna kobieta, potężny Gimoc mawiano nawet że o mocy fioletowej zakochała się w Astrancie, pragnęli zamieszkać razem i żyć jak rodzina. On zmienił się dla niej w człowieka i przybyli tutaj. Nikt nie wiedział o jego pochodzeniu a on mówił że jest człowiekiem z oczami, to taki który może tu wejść. Wzięli ślub i zamieszkali w domku na jednej z ulic, byli razem bardzo szczęśliwi. Niedługo potem urodziła im się córka czerwonoskóra i czarno włosa budząc podejrzenia znajomych, rok później urodził się syn i wyglądał zupełnie jak Gimoc. Dziewczynka od najmłodszych lat zmieniała się w człowieka więc nie umiała się odmienić w Astranta. Ponieważ ich dzieci były mieszańcami odziedziczyli po rodzicach różnie zdolności oboje mieli moce jak Gimoci ale i jakieś cechy Astrantów. Kiedy ówczesny władca się o tym dowiedział rozkazał zabić całą czwórkę. Twierdził że są niebezpieczni. Kobieta się o tym dowiedziała, musieli uciekać. Miała ogromną moc którą stworzyła drzewo łączące z Ziemią a przed nim rzekę tak głęboką jak wysokość mieszkańców Kuluczu i tak groźną jaką jego mieszkańcy widzieli Astrantów i fioletowych Gimoców. Głęboka i niebezpieczna była tylko dla Gimoców tak więc dzieci i ojciec mogli uciec. Rzeka sprawiała też że nikt nie widział drzewa przeniku. Kobieta musiała zostać nawet jeśli się nie bała bo rzeka była dla niej za głęboka. Straże dopadli ją samą w lesie padła powoli na kolana i uniosła fioletowe ręce w górze mówiąc „macka sprawiedliwości sięgnie was z rzeki i uczyni z wami to czego najbardziej oczekujecie" była to klątwa. Nie chcąc ginąć z rąk władzy kobieta podeszła do brzegu wiedząc że ta zaatakuje ją od razu gdyż każdy oczekuje tak naprawdę śmierci. Macka wynurzyła się z rzeki i pojmała kobietę pod wodę. Mówią że ojciec pozostawił dzieci w bezpiecznym miejscu pod opieką a sam wrócił by oddać hołd swojej żonie chroniącej rodzinę po czym oddał się w ręce straży by go zabili bo i tak umierał z tęsknoty. Mawiają też że kobieta zamieniła się w miliony małych złoto-niebieskich rybek i podąża nurtem rzeki.- skończył tą piękną legendę -dziać się miało to 17 lat temu- powiedział a ja patrzyłam na niego z zainteresowaniem.
Mój zegarek wskazywał godzinę 11:35 więc spóźniliśmy się na śniadanie. Zrezygnowani poszliśmy do biblioteki, przechadzając się między półkami zobaczyliśmy grupkę ludzi przyglądającą się czemuś.
Nie mogę uwierzyć! Już 100 wyświetleń :D ~ImFA
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top