Rozdział 2

*poprawiony*


Uśmiechnęłam się mimo woli, nie lubię urodzin i niespodzianek a Monia doskonale o tym wiedziała. Jednak czekoladowy tort na śniadanie zawsze mi odpowiadał. Po zjedzonym słodkim śniadaniu podeszła do mnie pani Daniela i podała mi mały kwadratowy pakunek który doskonale mieścił się w ręce. Wszystkie dziewczyny obserwowały mnie kiedy rozwijałam ostrożnie papier ozdobny. W mojej ręce znajdowało się teraz pudełeczko takie jak do pierścionków zaręczynowych, koloru brązowego. Odchyliłam powoli wieczko i zaniemówiłam.

W środku był piękny srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie kropli tyle że czarną, zapięłam go na mojej szyi podchodząc do lustra w salonie. Zawieszka idealnie pasowała do mojej bladej skóry a wręcz wyróżniała się na niej, przyglądałam się sobie i spojrzałam na moją przeciętną twarz. Coś mi w niej nie pasowało, wierciłam spojrzeniem własną twarz aż w końcu zwróciłam uwagę na moje oczy które nie były teraz szare a fioletowe! Zamrugałam kilka razy ale kolor nie znikał

-to musi mi się wydawać- powiedziałam cicho do siebie nakazując sobie w duchu spokój.

W miarę jak się uspokajałam fiolet z moich oczu znikał. Kiedy znów były szare zamrugałam dla pewności

-El co tak długo?!- krzyknęła zniecierpliwiona Monika. Skierowałam się do jadalni i usiadłam obok dziewczyny

-już jestem, i zaraz mamy szkołę więc polecam ci się szykować albo chociaż ubrać- spojrzałam na jej piżamę.

Monia pisnęła i pobiegła na górę, czekanie na nią przed wyjściem do szkoły to męka tym bardziej że my jako jedyne chodzimy do Gimnazjum reszta dziewczyn jest młodsza i chodzi do podstawówki. Dobrze że lekcje mamy na godzinę dziewiątą

-już jestem możemy iść- Monika zeskoczyła z ostatniego stopnia i ubrała kurtkę a ja chwyciłam za torbę i wyszłam.

Śnieg padał powolutku i wszędzie było biało Monia trzęsła się z zimna ale ja go nie odczuwałam, szłyśmy w dół ulicy oddalając się od 4D czyli Domu Dziecka Danieli Daker.

  Po pół godziny zmarznięta Monia i nic nie czująca ja wieszałyśmy kurtki w szatni. Wychodząc z szatni musiałyśmy się rozstać ponieważ w naszej szkole panują tak głupie zasady jak parter dla pierwszaków pierwsze piętro dla drugich klas a drugie dla trzecich odprowadziłam przyjaciółkę i powędrowałam piętro wyżej na lekcję chemii.

Nauczyciel nudził jak zwykle. Był to stary człowiek z kupką siwych włosów na głowie który zdaniem większości powinien być już dawno na emeryturze a miał on głos tak powolny i nudzący że prawie każdy spał na jego lekcji- przed obliczaniem masy atomów uratował mnie dzwonek. Wszyscy ospali bardziej niż przed lekcją wstali i skierowali się do wyjścia

-Eleonoro możesz pozbierać podręczniki?- zapytał siwy starzec chociaż wiadomo że nawet gdybym nie mogła i tak muszę to zrobić więc pokiwałam głową.

Nauczyciel wyszedł z klasy, spojrzałam na zakurzone obklejone czymś niektóre egzemplarze, wyglądały jakby miały zaraz ożyć i rzucić się na mnie. A ja chcąc nie chcąc musiałam sprzątnąć te głupie książki, bardzo chciałam żeby same ułożyły się na jego biurku a akurat mnie musiał kazać to zrobić.

Poczułam dziwne mrowienie w rękach a kiedy na nie spojrzałam otoczyła je fioletowa mgła, przestraszona rozejrzałam się dookoła. Podręczniki również otoczone mgłą ruszyły same na biurko. Kiedy się ułożyły mgła otaczająca je zniknęła ale została na moich rękach

-spokój, ktoś robi sobie żarty- powtarzałam sobie biorąc głębokie wdechy, moje ręce były znów normalne.

Wyszłam szybko z klasy myśląc o tym co właściwie się stało, nie mogło mi się to przywidzieć bo książki były ułożone na kupce na biurku i po przemyśleniu tego nie mógł być to żart bo byłam sama, coś jest ze mną nie tak. Weszłam do łazienki upewniając się że nie ma w niej nikogo po czym próbowałam wywołać tę mgłę, niestety mgły nie było za to moje oczy znów były fioletowe.

Zadzwonił dzwonek, wzięłam głęboki oddech i wróciła szarość, wyszłam z łazienki kierując się na matematykę. Całą lekcję myślałam o tym co zrobiłam i czy mogę tak jeszcze raz. Lekcje mijały mi coraz wolniej aż usłyszałam ostatni dzwonek, wyszłam przed szkołę czekając na Monikę która szła właśnie z jakimś chłopakiem, pomachałam w jej stronę. Szepnęła coś do kolegi i skierowali się do mnie

-Cześć El, to jest Daniel- powiedziała kiwając głową na średniego wzrostu niebieskookiego bruneta
-cześć- powiedział i podał mi rękę. Wydał mi się dużo starszy od Moni dlatego bez oporu zapytałam go o wiek -jestem w trzeciej klasie- uśmiechnął się.

Okazało się że nowy znajomy mieszka kilka domów od nas więc odprowadził nas pod same drzwi 4D, przytulił Monię na pożegnanie a ja stanęłam na schodach tak by nie mógł mnie przytulić i pomachałam mu wchodząc do środka. Zdjęłam płaszcz i poszłam do pokoju razem z dziewczyną

-więc?- zapytałam -skąd znasz Daniela i co was łączy?- jeśli moja mała lokatorka pokazuje się publicznie z jakimś chłopakiem to wiadomo że coś musi między nimi być. Monika rozłożyła się na łóżku

-więc- zaczęła -zagadał do mnie dwa tygodnie temu jak szłam na WF i tak gadamy sobie ale nie łączy nas nic możesz go brać- uśmiechnęła się do mnie -po za tym nie jest w moim typie, jest skromny, milutki i uczynny a ja chce bad boya- powiedziała a ja zaniosłam się śmiechem.

Zeszłyśmy razem na obiad a potem korzystając z czasu wolnego dziewczyny poszły na zakupy a ja mogłam pobawić się moją mgłą. Zamknęłam się w pokoju, próbując unieść piórko które wypadło z poduszki Moniki, co jakiś czas obserwując swoje ręce i patrząc na oczy w lustrze. Kiedy uniosłam piórko w powietrze, moje myśli rozproszyły się a piórko upadło na podłogę wraz z zniknięciem mgły z rąk. Byłam tak podekscytowana że chciałam spróbować jeszcze raz i ćwiczyć.

Po dwóch godzinach zaczynałam łapać jak włączać tę magiczną mgłę a kiedy to robiłam moje oczy były fioletowe i co mogę z nią robić na przykład podnosić przedmioty oraz zmieniać kolor wody. Nawet nie zauważyłam kiedy nauczyłam się włączania mgły automatycznie, zeszło już z sześć godzin. Zjadłam kolację i położyłam się spać.

A oto i kolejna część, jak na razie nadal wprowadzająca ale obiecuję że niedługo akcja będzie się rozwijać!
~ ImFA

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top