Rozdział 15


*poprawiony*

 Wyszłam z pokoju chwilę przed osiemnastą i poszłam w głąb korytarza szukając na drzwiach numeru 46.

Stanęłam przed czarnymi drewnianymi drzwiami z złotym napisem 46 a niżej KAROLINA, więc tak ma na imię moja obrończyni, zapukałam delikatnie w czarne drewno a ono uchyliło się natychmiast.

W drzwiach stała niska blondynka, ta sama która jednym zdaniem pozbyła się Amandy, zaprosiła mnie do środka. Weszłam do granatowego pomieszczenia w którym meble były białe, usiadłam na łóżku

-to jak ci na imię?- zapytała zamykając drzwi

-Eleonora a ty jesteś Karolina tak?- odpowiedziałam pytaniem na co siadająca obok dziewczyna pokiwała głową. Siedziałyśmy w milczeniu bez żadnego tematu do rozmowy

-kawy?- zaproponowała mi

-chętnie- dłonie dziewczyny oplótł żółty kolor a po chwili przed nią zmaterializowały się dwa kubki i cukiernica. Osłodziłam sobie dwie łyżeczki i upiłam łyk napoju

-mieszkasz tu od zawsze?- zapytałam zaciekawiona

-nie, gdyby tak było mieszkałabym z moją plugawą rodzinką w mieście ale na szczęście oddali mnie na Ziemię kiedy byłam mała i znalazł mnie jakiś Gimoc- powiedziała nadal się uśmiechając -a ty od kiedy tu jesteś?- jej oczy zabłyszczały

-kilka dni- powiedziałam opowiadając jej o wszystkim pomijając kolor mojej mocy.

Kiedy skończyłam zapytałam dziewczynę czy znalazła swoją rodzinę i okazało się że porzucili ją ponieważ miała żółtą (najsłabszą) moc, skończyłyśmy opowiadać swoje historie i znów zapadłą cisza

-więc mieszkasz w 5- powiedziała przeciągle na co pokiwałam głową. Zamyśliła się patrząc w jeden punkt

-czy ty czasem nie siedziałaś na którymś śniadaniu z Aronem?- zdziwiła mnie kompletnie tym pytaniem

-tak to byłam ja- przerwałam dłuższe znów milczenie

-zaszłaś dalej niż jakakolwiek z jego przelotnych panienek- powiedziała całkiem normalnym tonem a moje ręce zacisnęły się na kubku. Wstałam patrząc prosto w jej brązowe oczy

-nie byłam nie jestem i nie będę zabawką tego dupka, usiadłam z nim bo mnie poprosił- uniosłam lekko głos

-dobra, dobra sorry jak cie uraziłam ale widzę że też go nie lubisz więc szybko się polubimy- podniosła ręce na wysokość ramion.

Zaczęłyśmy rozmawiać o Aronie i szybko okazało się że żadnej z nas nie uwiódł a co lepsze Karolina znała jego taktykę więc umiałyśmy się doskonale obronić.

Zawsze zachowuje się jakby zjadł wszelkie rozumy ale dziewczynę którą chce upolować traktuje z wyższością i delikatnością.

Opowiedziałam jej o tym jak wróciłam z nim na Ziemię i o wszystkim. Czułam że mogę jej ufać więc bez zastanowienia powiedziałam o tarczy i rzece ale nadal pomijałam kolor mojej mocy, potem Karolina opowiadała mi jak wyglądały jej kontakty z Amandą która kiedyś była jej bliską przyjaciółką.

Roześmiana pożegnałam się z nową koleżanką i ruszyłam korytarzem do swojego pokoju, lampiony ciemniały coraz bardziej sprawiając że widziałam tylko kawałek drogi przed sobą. Szłam powoli czytając numery na drzwiach szukając mojego, odwróciłam głowę żeby przeczytać numer jednego z pokojów, przysunęłam głowę bardzo blisko drzwi mrużąc oczy.

Niespodziewanie drzwi otworzyły się i upadłam na szarą wykładzinę

-o! Nic ci nie jest?- powiedziała osoba stojąca nad mną

-nie, podziwiam tylko podłogę- podniosłam się, przed moją twarzą stała Amanda w zielonym przykrótkim szlafroczku.

Myślałam że to sen, zamrugałam patrząc na jej już nie wymalowaną twarz, wyglądała okropnie

-chyba wole wrócić na podłogę- Amanda musiała chwilę przemyśleć to co powiedziałam a w tym czasie odwróciłam się i poszłam dalej w stronę moich drzwi

-tam jest twoje miejsce- krzyknęła kiedy byłam już przy drzwiach numer 21 czyli z sześć drzwi dalej.

Szłam dalej powoli nie mogąc uwierzyć z idiotyzmu tej rudej zołzy kiedy światła zgasły, tak po prostu.

Moje serce zabiło szybciej, nie boje się ciemności ale troszkę boję się myśleć co w niej jest, zaczęłam biec na ślepo wiedząc że mój pokój jest na początku korytarza. Wyleciałam na schody orientując się że minęłam moje drzwi, cofnęłam się idąc przy ścianie, uderzyłam w jeden z lampionów i narobiłam troszkę hałasu przy jakiś drzwiach, drzwi za mną otworzyły się i nie mogłam trafić gorzej.

Zza drewna wystawała tylko głowa o czarnych włosach-głowa Arona, postanowiłam go zignorować, wstałam dumnie, wyprostowałam się i weszłam do pokoju nie patrząc na niego wcale.

Zamknęłam swoje drzwi i osunęłam się po nich wypuszczając powoli powietrze z ust, zamknęłam oczy, a ten dzień miał być taki miły.

Otworzyłam oczy i poszłam do łazienki, wykąpałam się a potem podeszłam do okna, spojrzałam na polanę i zdziwiona stwierdziłam że słońce dopiero zachodzi, zobaczyłam też jakąś postać wychyliłam się żeby przyjrzeć się bliżej. Niestety wychyliłam się za mocno i zaczęłam spadać jednak nie bałam się, mogłam użyć tarczy w każdej chwili, kiedy byłam nisko wyobraziłam sobie otaczającą mnie bańkę.

Zamiast bańki dostałam fioletowych skrzydeł, natychmiast poleciałam nad polanę, spojrzałam na postać którą okazały się dwie osoby i to całujące się.

Karolina i Aron stali na środku polany zlepieni razem, nie potrafiłam wyjąkać z siebie żadnego słowa.

Dalej zauważyłam inne dwie postacie i jeszcze bardziej oniemiałam stali tam złączeni ustami Amanda i Jai, wylądowałam na ziemi i oparłam się o drzewo patrząc na całujące się pary, odwróciłam głowę w stronę drzewa kiedy Jai włożył rękę pod koszulkę Amandy.

Krzyknęłam z przerażenia, na gałęzi wisiał sznur a na sznurze Daniel, podbiegłam od razu próbując go ściągnąć, jego dłoń ruszyła się a potem zaczęła z całej siły uderzać w drzewo.

Otworzyłam oczy, no nieźle zasnęłam pod drzwiami a to wszystko było jakimś pokręconym snem. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Daniela, rzuciłam się mu na szyję z radością widząc że nie ma na niej żadnego sznurka

-wszystko okej?- zapytał zdziwiony oddając mój uścisk, pokiwałam głową.

Wreszcie dodałam! Wiem że na razie takie sobie i za dobrze nie brzmią ale chyba da się zrozumieć :) Teraz rozdziały będą rzadziej ponieważ moje lenistwo wzrosło... Wybaczcie ~ ImFA

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top