Epilog
*poprawiony*
Siedzę nad rzeką mocząc w niej nogi
-wygrała- powtórzyłem kolejny raz
-wygrała- powiedział Aron.
Siedzi całkowicie za mną na skale, właśnie odbywa się pogrzeb ale ani ja ani Aron nie mamy sił by się na nim stawić.
Siedzimy w tym lesie, w jej ulubionym miejscu w ciszy wspominając czarnowłosą dziewczynę która zjednoczyła Astrantów i Gimoców jedną przemową.
Teraz wszyscy siedzą na czarnych krzesełkach, w czarnych strojach słuchając przemówienia mojej matki -Białej Damy.
Przemówienia o dziewczynie, córce Astranta i Gimoca która oddała życie za ich wolność chociaż nie było żadnej wojny.
Karolina zbliżyła się do Daniela choć wszyscy myśleliśmy że marzyła o Jai'a.
Jai został na Kuluczu, moja matka okazała łaskę dając innym przykład, chociaż wiemy że będą go wytykać palcami przez długi czas. Ma więc zasłużoną karę.
Do moich stóp podpłynęły niebiesko-złote rybki
-pamiętam, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz, byłem u niej, było ciemno, zdemolowałem pokój, i rozbiłem jej akwarium a wiesz co w nim było? Rybki, rybki z tej rzeki. Nadal nie wiem jak się tam dostały, przeciąłem jej rękę by upić jej krwi, tylko tak mogłem upewnić się że jest fioletowym Gimocem. Potem, coś mnie w niej urzekło, pocałowałem ją, to był jej pierwszy pocałunek, pojawiałem się w szpitalu, budziłem ja na wschody słońca bo kochała je. Też tam byłeś, spałeś na krześle obok, wyciszyłem pokój, pozwoliła mi chociaż wiedziała że to ja ją zaatakowałem, ufała mi, w dziwny sposób zaufała mi chociaż nie powinna, mówiłem jej trochę ale jeszcze więcej pytań dokładałem do jej listy. Udawała moją partnerkę ale ja nie udawałem. Nie potrafię płakać kiedy o niej myślę, uśmiecham się widząc jej twarz w mojej głowie, jej szare oczy które stawały się fioletowe za każdym razem kiedy uczyła się razem ze mną, ten uśmiech kiedy coś jej się udało i ten uśmiech który wysyłała tylko do ciebie -teraz podniósł głowę -uśmiech satysfakcji i wyższości ale w pewnym sensie widziałem tam uczucie, w tym uśmiechu była cząstka jej serca, ten strach w jej oczach kiedy się szarpaliśmy a ty zauważyłeś jak przewraca oczami- westchnął. Spojrzałem na niego otwierając usta
-tyle razy zrobiłem jej krzywdę, bała się mnie- teraz Aron zaczął mówić -ale jednego dnia, kiedy pokłóciliśmy się, przycisnąłem ją do ściany, jej moc wystrzeliła kolorowym światłem jak zorza i odrzuciła mnie w tył. Potem kiedy zwróciłem jej uwagę o wywracanie oczami szepnęła mi do ucha że użyje jej znowu i chociaż wiedziałem że nie wie jak, czułem że nie mogę jej znów skrzywdzić. Przez mnie dostała tym nożem, powinna pozwolić mi oberwać za jej ból, za koszmary nocne, za siniaki ale ona była zbyt dobra, obroniła mnie a to ja powinienem bronić jej. Kiedy nóż wbił się w jej pierś nadal trzymała tarczę, czekała aż będę bezpieczny, błagałem żeby została ze mną, przepraszałem za wszystko ale ona pocałowała mnie, powiedziała że jej wygraną jest mój ból ale już nie chce wygrać, błagałem żeby przegrała, żeby mnie nienawidziła, żeby przeżyła, wołałem o pomoc ale nikt nie przybiegł, zostałem z nią, umarła obok mnie, umarła przez mnie. Nie potrafię spać wiedząc że nie ma jej w pokoju naprzeciw, chodzę tam często, pamiętam jak mówiłem że ma oddać mi moją koszulkę ale kiedy zobaczyłem ją w twojej koszulce, poczułem jakby ukłucie szpilki w serce ale ona starała się wbijać ich coraz więcej. Kiedy na balu zobaczyłem siniaki, kiedy powiedziała że mam się trzymać z daleka. Moje serce jest pokryte szpilkami, i nawet nie wiem czy mi wybaczyła.
W pewnym momencie po prostu wstał
-podaj mi rękę- posłusznie pomogłem czarnowłosemu, przeszedł na drugą stronę rzeki -zawsze mówiła że ptaki tu śpiewają- powiedziałem wychodząc za nim z wody.
Przed nami spadł ptak, miał brązowy brzuch i dziób a skrzydła czarne
-mówiła że miała wizję z tym ptakiem- powiedziałem i dotknąłem zwierzęcia palcem -martwy, ona widziała go już wcześniej- powiedziałem. Aron pokiwał głową
-może ten ptak to taka jej cześć- powiedział patrząc na zwierze, nagle ptaszek podniósł się na nóżki i zaczął skakać do wody.
Ona biegła do wody kiedy go widziała. Popatrzyliśmy na nim, z wody wyłoniła się macka ale zaraz przybrała inny kształt. Kształt przypominał człowieka i wyostrzał się z każda chwilą a kiedy w końcu woda uformowała postać razem z Aronem upadliśmy na kolana.
Woda uformowała postać Eleonory
-wybaczam- powiedział jakby powiew wiatru i woda opadła
-widziałeś?- zapytał czarnowłosy
-słyszałeś?- zapytałem ja i oboje pokiwaliśmy głowami. Aron wstał
-ruszam w drogę, spotkamy się za trochę, obejdę ten Kulucz i odnajdę cię- powiedział uścisnął moją dłoń po czym przytuliliśmy się, nie tak jak faceci, przytuliliśmy się naprawdę i odszedł przed siebie, bez prowiantu lecz nim się zorientowałem zniknął między drzewami.
Nie sądziłem że z naszej wrogości i nienawiści zrodzi się przyjaźń.
Przygarnęliśmy Arona, ja i moja mama, w końcu to mój kuzyn a mama powtarza że jest podobny do taty. Wróciłem do zamku by zająć się mamą, tego życzyłaby sobie Eleonora. Stanąłem ostatni raz przed drzwiami jej pokoju, dotknąłem drzwi jakby chcąc się z nią połączyć
-wygrałaś- powiedziałem i odszedłem.
I oto epilog! Dziękuję wam wszystkim za to że czytaliście moje opowiadanie. Uwielbiam was <3 Jeszcze nie wiem co dalej zamierzam pisać bo każdy mój pomysł wyczerpuje się po około czterech rozdziałach ale mam ich kilka i może coś z tego wyjdzie! Jeszcze raz dziękuję tym którzy dotrwali do końca, a jeszcze bardziej tym którzy komentowali bo to serio motywowało żeby codziennie coś wstawić. Kocham was wszystkich ~ ImFA
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top