9. Spełnię twoje prośby.
Hej!
Na wstępie - przepraszam za tak długą nieobecność. Byłam na wakacjach, gdzie zbytnio nie miałam czasu na nic, poza leżeniem plackiem na słoneczku i zwiedzaniem słonecznej Grecji.
Ale jak to mówią - siga siga.
Dziękuję za 3 tysiące wyświetleń! To dla mnie niezwykle miłe!!
Zostawiam Was z rozdziałem 9. Postaram się, żeby 10. pojawił się jak najszybciej, może nawet jutro, jeśli mnie przekonacie aktywnością pod tym rozdziałem :)
Buzi,
mrsgabriellee XX
#FinestWatt
Cassidy
Podążałam za kobietą długim korytarzem, aż dotarłyśmy do szklanych, dwuskrzydłowych drzwi. Blondynka pchnęła je, odsłaniając przed nami widok na jej przestronny gabinet. Weszłam za nią do środka, mimowolnie rozglądając się po pomieszczeniu. Czerń, biel i srebro idealnie współgrały ze sobą, tworząc naprawdę eleganckie wnętrzne. No ale cóż, nie było to nic, czego bym się po niej nie spodziewała. Meredith McCain była uosobieniem stylu i szyku, więc nawet jej królestwo musiało być idealnie dopracowane.
Serce łomotało mi w piersi od momentu, w którym powiedziała, że czeka mnie spotkanie z nią sam na sam. Bardzo stresowała mnie wizja spędzania czasu z tą kobietą bez innych osób wokół i myślę, że nie tylko mnie. Już odkąd tutaj przyleciałyśmy, pokazywała nam wszystkim, że opinie, jakie krążą wśród modelek i innych projektantów, mają w sobie naprawdę dużo z prawdy. Miała niesamowicie ciężki charakter, nie dało się tego nie zauważyć.
Była dominującym typem osoby, urodzoną szefową. Roztaczała wokół siebie poczucie, że to właśnie ona ma władzę. Z jednej strony wywoływało to we mnie lęk, z drugiej motywowało do tego, aby jej zaimponować i pokazać, że jestem warta stanowiska, na które mnie wybrała.
– Usiądź, proszę – odezwała się, wskazując na jeden z dwóch foteli.
Sama zajęła miejsce na drugim z nich, nieco zadziwiając mnie tym samym faktem, że nie usiadła za biurkiem. Dystans między nami byłby wtedy znacznie większy, co, nie powiem, chyba nieco by mnie uspokoiło. Zgodnie z jej prośbą, opadłam na czarny mebel. Utkwiłam spojrzenie w Meredith, która założywszy nogę na nogę, wyciągnęła z torebki telefon, który odblokowała i, zupełnie mnie ignorując, wpatrywała się w ekran.
– No więc... – zaczęła po chwili, nadal nie odrywając wzroku od urządzenia. – Z tego co widzę, masz spore doświadczenie, ale raczej w niewielkich wydarzeniach, prawda?
Uniosła głowę.
– Tak, to moja pierwsza tak duża kampania – odpowiedziałam, z całych sił starając się, by brzmieć na opanowaną i pewną siebie.
– I od razu rzucimy cię na tak głęboką wodę. Myślisz, że dasz sobie z tym radę? – zapytała.
Intensywność jej spojrzenia była tak ogromna, że miałam wrażenie, że prześwietla mnie na wylot. Jej tęczówki zupełnie różniły się od Williama. Jego czekoladowe oczy nie miały nic wspólnego z chłodnym, niebieskim wejrzeniem Meredith. Podkreślone ciemnym makijażem były jeszcze bardziej wyraziste i przyprawiające o dreszcze.
Cassidy, nie czas na analizowanie koloru oczu matki i syna.
Zreflektowałam się, mam nadzieję, w miarę szybko, wyrzucając z głowy myśli o tęczówkach bruneta. To mogłoby mnie poprowadzić w złą stronę, a siedziałam właśnie przed jego matką, która była ogromną przeciwniczką jakichkolwiek relacji jej syna z modelkami.
– Postaram się...
Przerwała mi gestem dłoni, po czym pokręciła głową.
– Tu nie ma miejsca na "postaram się", Cassidy. To bardzo odpowiedzialna funkcja. Nie ma możliwości, że zawiedziesz. Były bardziej doświadczone od ciebie dziewczyny, które zapewne lepiej nadawałyby się na to miejsce, ale zarówno ja, jak i mój syn, uważamy, że masz w sobie coś wyjątkowego.
Na wzmiankę o Williamie przyjemny prąd przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa. To było bardzo miłe, że sądził, że mam w sobie coś wyjątkowego, a jednocześnie czułam się nieco winna tego, że ona nie wiedziała o naszym pierwszym spotkaniu w taksówce, ani o wspólnym śniadaniu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że gdyby nie to, że nieświadomie wpakowałam się do samochodu, który na niego czekał, nie byłoby mnie teraz w tym miejscu. Z całą pewnością nie zwróciłabym na siebie jego uwagi, gdybyśmy spotkali się po raz pierwszy na spotkaniu organizacyjnym albo imprezie integracyjnej. Mówią, że głupi ma zawsze szczęście i wychodziło na to, że jednak zaliczałam się do tej grupy.
– To bardzo miłe. Jestem profesjonalistką i zrobię wszystko, by godnie reprezentować dom mody – rzekłam, po czym założyłam nogę na nogę, by stworzyć złudzenie pewności siebie.
– Mam taką nadzieję. Masz dbać o swoje zdrowie, nie chcę, żeby przyszły ci do głowy jakiekolwiek głodówki, czy katorżnicze treningi, Cassidy. Modelki, które reprezentują moją markę, mają wyglądać jak zdrowe, piękne kobiety, a nie wycieńczone manekiny. Rozumiemy się? – Kiwnęłam głową. – To dobrze.
– Na pierwszych pomiarach powiedziała pani, że powinnam zgubić kilka centymetrów w talii – zaczęłam niepewnie.
– To raczej niemożliwe – skwitowała. – Twoje wymiary nie mogą się zbytnio zmienić, bo nikt nie będzie milion razy przerabiał krojów. Jeden, dwa centymetry, okej, ale nie więcej.
– Dobrze – odparłam, uśmiechając się do niej.
Liczyłam na to, że odwzajemni ten gest, a to spotkanie stanie się choć odrobinę bardziej przyjazne, ale kąciki jej ust nawet nie drgnęły.
– Czekam na wiadomość od Diora odnośnie spotkania, które chcą z tobą zrealizować. Wszystko zależy od tego, kiedy osoba odpowiedzialna za współpracę z nimi przyleci do Nowego Jorku. Bądź pod telefonem, bo w każdej chwili może okazać się, że będziesz musiała tu przyjechać.
– Nie mam żadnych planów na nadchodzące dni.
– Tylko ci się tak wydaje. W najbliższych dniach czeka cię naprawdę dużo pracy.
Przełknęłam ciężko ślinę. Oczywiście, że zdawałam sobie sprawę z tego, że nie przyleciałam do Nowego Jorku na roczne wakacje, ani do żadnego reality show w stylu Too hot to handle, w którym mogłabym wylegiwać się na rajskiej plaży całymi dniami, ale i tak nieco obawiałam się tego, co przygotowała dla mnie Meredith. Jednak mimo tych obaw, byłam pewna tego, że to dla mnie ogromna szansa i podekscytowana jak cholera, że to właśnie ja będę jej tegoroczną gwiazdą. Prawie wszystkie dziewczyny, które stawały na czele kampanii Domu Mody McCain, odnosiły później ogromne sukcesy w świecie modelingu. Zresztą, nie tylko w tej branży. To było jak trampolina do kariery.
– W takim razie jednak mam plany – wypaliłam głupio.
Spojrzała na mnie z politowaniem, ale uznałam to za swój mały sukces, bo kącik jej ust drgnął ku górze. Cóż, nawet jeśli jej uśmiech miał być spowodowany zażenowaniem moją osobą, to lepsze to, niż ta grobowa mina.
– Oczywiście, że masz. To dla ciebie ogromna szansa. — Potaknęłam. — Dobrze, skoro formalności mamy za sobą, przedstawię ci najważniejsze zasady i obowiązki, które będą cię dotyczyły.
Kiwnęłam głową. Blondynka wstała z fotela, po czym podeszła do swojego biurka, na którym leżał stos dokumentów, szkicowników oraz tablet, który podniosła i z nim w dłoni wróciła do mnie.
— Niesamowicie nad tym ubolewam, ale obecnie sama kolekcja to tak naprawdę kropla w oceanie. Kiedyś wystarczyło stworzyć świetne ubrania, teraz potrzebna jest cała otoczka medialna, by skupić na sobie spojrzenia całego świata. A o to nam chodzi, Cassidy, nas nie interesują półśrodki.
— Oczywiście, że nie — odpowiedziałam z pozorną pewnością siebie w głosie.
Meredith dotknęła palcem ekranu, podświetlając go. Otworzyła dokument, który najwidoczniej chciała mi zaprezentować, po czym zwróciła urządzenie w moją stronę. Skupiłam wzrok na tablecie, przebiegając wzrokiem po zapisanych na nim literkach.
Targi w Los Angeles, sesja w Hiszpanii, bankiet Diora...
— Czeka nas kilka eventów — zaczęła, przerywając mi tym samym czytanie. — Zaczniemy od bankietu Diora, potem czekają nas targi w LA, podczas których, co prawda nie zaprezentujemy nic nowego, ale PR-owcy chcą wypromować nasze nowe twarze, zwłaszcza ciebie. — Przełknęłam ciężko ślinę, nadal wpatrując się w ekran tableta, na którym Meredith miała rozpisane informacje o najważniejszych wydarzeniach. — A potem wspomniana sesja w Hiszpanii, po której zaczniemy medialną promocję nowej kolekcji i kampanii, więc dopiero wtedy wszystko nabierze zawrotnego tempa. Masz być w stu procentach skupiona na tym, by godnie nas reprezentować. Nie myśl o imprezach, romansach czy innych rozrywkach. Na to przyjdzie czas. A teraz stoi przed tobą ogromna szansa i tylko od ciebie zależy to, czy ją wykorzystasz. Rozumiesz?
Przełknęłam ciężko ślinę i pokiwałam głową.
Gdybym tylko w tamtym momencie wiedziała, że jednak nie do końca zrozumiałam.
***
Po rozmowie z Meredith i powrocie do mieszkania, potrzebowałam solidnej drzemki. Po tym jak wyłożyła mi ramowy plan na cały rok, opowiedziała o sesjach, pokazach i próbach, które mnie czekają, na moment poczułam się przytłoczona. Choć i tak nie to przeraziło mnie najbardziej, a fakt, na ilu wydarzeniach u boku Meredith będę musiała się pokazywać. Przysięgam, że jadąc windą, zastanawiałam się czy nie wrócić na górę i nie powiedzieć jej, że jednak rezygnuję. Ale nie mogłam tego zrobić. To była moja życiowa szansa i to, że będę miała więcej obowiązków, nie może mnie zniechęcić.
Obudziłam się dopiero po dwóch godzinach i musiałam przyznać, że potrzebowałam tego snu. I, co prawda, spałabym dłużej, ale tym razem zamiast telefonu od Williama, obudził mnie ktoś, kto postanowił solidnie nawalać dzwonkiem do drzwi.
Z ociąganiem podniosłam się z łóżka i opuściłam sypialnię, by otworzyć, jak się okazało, Evelyn, która stała w progu z butelką wina w ręku. Spojrzałam na nią zaskoczona, a ona posłała mi swój radosny uśmiech, po czym bez zaproszenia weszła do środka.
— Ada mówiła, że dołączy do nas później, rozmawia z mamą.
Na jej słowa bezwolnie zrobiło mi się nieco przykro, bo zdałam sobie sprawę z tego, że od dwóch dni nie rozmawiałam z rodzicami. Nasza ostatnia rozmowa telefoniczna była niesamowicie krótka, bo babcia znowu trafiła do szpitala i byli w drodze do niej. Tęskniłam za swoją rodziną, choć byłam tutaj dopiero niespełna dwa tygodnie. Nigdy nie wyjeżdżałam na dłużej, niż tydzień, więc tak długa rozłąka z nimi odrobinę mnie przytłaczała. Ale nie chciałam pokazać rodzicom, że mieli rację i mój pomysł na siebie jest niewypałem. Nie zawsze wspierali mój wybór, na samym początku musiałam liczyć się z jawnym potępieniem i krytyką z ich strony, więc teraz, gdy naprawdę zaczęło mi się układać, nie mogłam się wycofać.
— Jasne — odpowiedziałam, z całych sił starając się utrzymać na twarzy uśmiech i nie dać po sobie poznać, że coś mnie zasmuciło. — Nalać ci wina?
— Nalać NAM wina — poprawiła mnie, a ja automatycznie pokręciłam głową.
— Nie mogę. Meredith mówiła, że w każdej chwili mogą zadzwonić do mnie, że mam przyjechać do domu mody, bo czekają na jakąś szychę z Diora.
Evelyn westchnęła ciężko, po czym opadła na kanapę.
— No tak, pani gwiazda — mruknęła, choć w jej głosie nie wyczułam zawiści czy niechęci.
Pozostawało mieć jedynie nadzieję, że moje przeczucie się nie myliło.
— Nie mów tak. — Usiadłam obok niej. — Myślałam, że nie przeżyję spotkania z Meredith — burknęłam.
— Aż tak źle? — Odłożyła butelkę z winem na stolik. — W sumie, patrząc na jej wiecznie niezadowolony wyraz twarzy...
— To jest nic — przerwałam jej. — Najgorzej jest, jak wpatruje się w ciebie tymi cholernie zimnymi oczami.
— No... to fakt. Są przerażające. Ty się jeszcze zastanów.
— Nad czym? — Zmarszczyłam brwi. — To zbyt duża szansa...
— Nie nad tym. — Machnęła dłonią. — Zastanów się nad Williamem. Taka teściowa to jak z piekła rodem.
Wywróciłam oczami. Trochę zirytował mnie fakt, że nawet ona sądzi, że łączy mnie coś z Williamem. Owszem, z ogromną dozą pewności przypuszczałam, że miał coś wspólnego z moim awansem, ale nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że zawdzięczam to tylko jemu.
— Nic nas nie łączy — odcięłam twardo.
— Cassidy, on dzisiaj nie spuszczał z ciebie wzroku. A Suzanna miała minę, jakby chciała zajebać najpierw ciebie, a potem jego.
Zaśmiałam się, słysząc jej wzmiankę o blondynce. Starałam się zatuszować miłe uczucie, które rozlało się w moim brzuchu, gdy wspomniała o Williamie. Przygryzłam wargę, przypominając sobie o wszystkich słowach, jakie od niego usłyszałam. Nadal nie mogłam wyrzucić z głowy uczucia towarzyszącego mi w momencie, gdy na imprezie integracyjnej jego dłoń zetknęła się z nagą skórach na moich plecach.
Był zakazanym owocem. Takim, który kusił niesamowicie mocno, a jednak aż nazbyt dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że skosztowanie go może kosztować mnie naprawdę wiele.
— Przesadzasz — burknęłam jedynie, na co blondynka wzruszyła ramionami i zaśmiała się uroczo.
— Zobaczymy. Ja i Ada cię nie oceniamy. Ja sama bym się za niego brała, gdyby zwrócił na mnie uwagę. I już nawet nie mówię tu o usidleniu go, o ślubie, dzieciach i wspólnym życiu. Ale chciałabym się przekonać, czy to co mówią o nim w łóżku to prawda.
Pokręciłam głową z rozbawieniem. Osobiście nigdy nie słyszałam plotek o łóżkowych podbojach, ani, tym bardziej, umiejętnościach, Williama, ale nie było to nic dziwnego, zważając na to, że nie miałam wcześniej większych zleceń, w przeciwieństwie do większości dziewczyn, z którymi będę teraz współpracować.
— Miło mieć chociaż w was sprzymierzeńców. Kirsten już mi dzisiaj postanowiła w jasny sposób zakomunikować, co o mnie sądzi.
— Pizda — mruknęła pod nosem. — Jak ją widzę, mam ochotę zmajstrować jej laleczkę Voodoo i wbijać co wieczór szpileczki. Albo dosypać jej czegoś do jedzenia. Może jak ją porządnie przesra, to jej głupoty z głowy wylecą.
Wybuchnęłam gromkim śmiechem, słysząc jej słowa. Zawzięty ton jej głosu w porównaniu z subtelną, niemalże dziewczęcą urodą kontrastowały ze sobą na tyle mocno, że bawiło mnie to jeszcze bardziej.
— Nie znamy jej, może nie jest taka zła. — Wzruszyłam ramionami, na co ona prychnęła głośno.
— Jasne, a ja jestem królową Genovii. Cassidy, fałszywość bije od tej laski na kilometr, nie trzeba być specem, żeby to ocenić.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przez tę wzmiankę o Pamiętnikach księżniczki, które oglądałam chyba dwadzieścia razy, moja sympatia do niej wzrosła jeszcze bardziej. Nadawałyśmy na tych samych falach i byłam wdzięczna za to, że akurat na nie trafiło, gdy nieszczęśliwie siedziałam pod drzwiami swojego mieszkania.
Chciałam jej odpowiedzieć, ale przeszkodził nam w tym dźwięk mojego telefonu, który rozdzwonił się niespodziewanie. Spojrzałam na urządzenie leżące na stoliku i bez zastanowienia chwyciłam je, widząc nieznany numer.
— To może być Meredith — mruknęłam do Evelyn, po czym przeciągnęłam po ekranie i przyłożyłam smartfona do ucha. — Słucham?
— Cassidy, dobrze, że odebrałaś. Dyrektor kreatywny Diora wylądował w Nowym Jorku. Miał tu zostać na kilka dni, ale coś im się pozmieniało i za trzy godziny musi być z powrotem na lotnisku. Najpóźniej za pół godziny musisz być w domu mody.
Przełknęłam ciężko ślinę, słysząc jej słowa. Pół godziny? Wyglądałam jak nieszczęście, świeżo po spaniu, z rozczochranymi włosami i w dresach. To raczej zbyt kiepskie wydanie, żeby pokazać się w ten sposób facetowi, który jest szychą w Diorze. Pomijając już fakt, że taksówka musiałaby być u mnie za maksymalnie kilka minut, żeby przebić się przez te korki.
— Nie wiem, czy uda mi się dotrzeć w tak krótkim...
— Uda. William był w okolicy, za dosłownie dwie minuty będzie na ciebie czekał pod budynkiem.
Zerwałam się na proste nogi, słysząc te słowa. Evelyn posłała mi pytające spojrzenie, a ja jedynie pokręciłam głową i czym prędzej podeszłam do dużego lustra, które wisiało na przeciwległej ścianie. Gwałtownym ruchem ściągnęłam gumkę z włosów i skrzywiłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam, jak odgniecione i poszarpane są moje włosy.
Zdecydowanie potrzebowałabym więcej, niż „dosłownie dwóch minut" na ogarnięcie się, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dyskutowanie z nią to fatalny pomysł. Musiałam wykazać się profesjonalizmem, nawet, jeśli miałam na głowie szopę.
— Dobrze, zbieram się i wychodzę — odpowiedziałam, a po drugiej stronie słuchawki rozległo się pikanie, które świadczyło o zakończonym połączeniu.
Świetnie.
Odsunęłam telefon od ucha, po czym odwróciłam się twarzą do Evelyn, która wpatrywała się we mnie z wyraźnym zainteresowaniem wymalowanym na twarzy.
— Co chciała? Masz tu jakieś ukryte kamery, że tak się zerwałaś? — zapytała.
— Za dwie minuty przyjedzie po mnie William i zawiezie mnie na spotkanie z jakąś szychą z Diora, a ja wyglądam... tak. — Wskazałam na siebie oboma rękoma, od góry do dołu, po czym od razu ruszyłam w stronę łazienki.
Usłyszałam za sobą kroki blondynki, która stanęła w drzwiach w momencie, w którym ja już podłączałam prostownicę do prądu. Telefon odłożyłam na blat obok umywalki.
— Czemu William po ciebie przyjeżdża?
— Podobno był w pobliżu, a goni nas czas — odpowiedziałam zgodnie z tym, co powiedziała mi Meredith, a na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. — Co?
— Ciągnie go do ciebie — stwierdziła z pewnością w głosie.
Wywróciłam oczami, po czym sięgnęłam po wacik, który nasączyłam płynem micelarnym i zmyłam z twarzy resztki makijażu. Nie wyglądał już korzystnie, więc zdecydowanie lepszą opcją było pokazanie się im bez niego.
— To ma problem — burknęłam, a w tym samym czasie moja prostownica zapikała, sygnalizując o tym, że nagrzała się do odpowiedniej temperatury.
— Daj, wyprostuję ci je. — Evelyn chwyciła urządzenie, a ja bez słowa pozwoliłam jej zająć się moimi włosami. — Ale masz gęste włosy.
Cóż, to była prawda. Były dość krótkie, ale bardzo gęste. Niejednokrotnie fryzjerzy na zleceniach wyklinali je ze względu na to, że ciężko było im uczesać je w krótkim, przeznaczonym na stylizację każdej z modelek, czasie.
— Przeciągnij je tylko z wierzchu, żeby wyglądały znośnie.
Kiwnęła głową i przystąpiła do zadania. Przeciągała w dość szybkim tempie pasma moich włosów prostownicą, a ja po raz kolejny patrzyłam na swoje odbicie w lustrze.
Nieprzyjemny ścisk w moim brzuchu nasilał się z chwili na chwilę. Nie lubiłam być zaskakiwana. W dniu, w którym zaspałam na spotkanie w domu mody czułam się równie źle, jak teraz. Moja pewność siebie była w dużej mierze uzależniona od tego, czy miałam czas na to, żeby się przygotować. Nie byłam fanką spontanów, zdecydowanie nie.
Wzdrygnęłam się, gdy mój telefon po raz kolejny tego popołudnia rozdzwonił się, a na nim ukazał się numer, który kojarzyłam, choć nadal nie był zapisany. W tym momencie dziękowałam sobie za to, że tego nie zrobiłam, bo nie chciałabym tłumaczyć Evelyn w tym momencie, skąd mam numer Williama.
Chwyciłam urządzenie w dłoń, po czym przeciągnęłam palcem po ekranie i przyłożyłam je do ucha.
— Dzień dobry, panienko — jego zachrypnięty, niski głos rozległ się w słuchawce, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy tembr jego głosu poruszył jakieś bliżej nieznane mi zakończenia nerwowe w moim ciele.
— Cześć — odpowiedziałam lakonicznie z uwagi na stojącą za moimi plecami blondynkę.
— Czekam pod budynkiem. Jesteś gotowa?
— Tak, już schodzę.
— W takim razie czekam, piękna.
Kąciki moich ust mimowolnie drgnęły ku górze. Zakończyłam połączenie, po czym razem z Evelyn opuściłyśmy łazienkę. Zgarnęłam torebkę i klucze do mieszkania i obie z niego wyszłyśmy. Obiecałam jej, że zajrzę do niej, gdy wrócę i zdam jej relację ze spotkania, a ona życzyła mi powodzenia. Zjechałam windą na dół, po czym pożegnałam się z portierem i opuściłam apartamentowiec.
Czarny samochód stał zaparkowany tuż przy krawężniku nieopodal wejścia. Gdy tylko wyłoniłam się z budynku, wysiadł z niego dobrze znany mi mężczyzna. Ściągnął z oczu okulary przeciwsłoneczne i nałożył je na czubek głowy. Wyglądał jak model wyjęty żywcem z okładki magazynu, co sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej z tym, jak wyglądam. Spojrzał w moim kierunku, po czym posłał mi jeden z tych swoich rozbrajających uśmiechów.
— Dzień dobry po raz drugi, panienko — przywitał się ze mną, gdy stanęłam już przy samochodzie. — Podoba mi się twoje sportowe wydanie — dodał, lustrując mnie wzrokiem.
No cóż, dres, który na sobie miałam, choć był ładny i zdecydowanie nie należał do tych, ktore zaliczałam do kategorii takich nadających się tylko do noszenia w domu, nadal bardzo odstawał stylem od jego błękitnej koszuli i beżowych, eleganckich spodni.
— Bardzo zabawne. Twoja mama dała mi kilka minut na przygotowanie się — mruknęłam. — Powinnam iść się przebrać?
William od razu pokręcił głową, po czym otworzył przede mną drzwi od strony pasażera.
— Nie. Mama i tak ubierze cię po swojemu. Reprezentujesz dom mody, nawet na takich spotkaniach będziesz nosić jej ubrania.
Potaknęłam i muszę przyznać, że poczułam ulgę. Wsiadłam do środka, dziękując mu cicho, a on zamknął za mną drzwi, po czym obszedł pojazd, by po chwili zająć miejsce kierowcy.
— To dobrze — stwierdziłam, zapinając pas. — Akurat przyszła do mnie koleżanka i jedyne, co zdążyłam zrobić, to zmyć resztki rozmazanego makijażu i ogarnąć włosy.
— W każdym wydaniu jesteś zniewalająca, Cassidy — odpowiedział, po czym ruszył z miejsca, włączając się do ruchu.
— Z odbitym tuszem pod oczami? Wątpię.
— Musiałbym mieć okazję, by to ocenić.
Przekręciłam głowę, by móc na niego spojrzeć. Był skupiony na drodze, nie patrzył w moim kierunku, ale i tak na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. Ton jego głosu zmienił się i nie ulegało wątpliwości, że William McCain po raz kolejny próbował ze mną flirtować.
— Czy to jakaś propozycja? — Odbiłam piłeczkę.
— Będę zaszczycony.
— Twoja mama jasno dała mi rano do zrozumienia, że przez najbliższy rok mam być skupiona tylko i wyłącznie na pracy.
— Jak już wcześniej wspomniałem, ona nie musi o niczym wiedzieć.
Przełknęłam ciężko ślinę. Z każdym naszym kolejnym spotkaniem coraz mniej krył się z tym, że chciał ode mnie czegoś więcej, niż w rzeczywistości powinien.
— A kto powiedział, że zgodzę się na twoją propozycję? Może nie jestem zainteresowana.
Zahamował, gdy dojechaliśmy do świateł. Spojrzał na mnie przenikliwym spojrzeniem, uśmiechając się nieco szerzej. Jego brązowe oczy wpatrywały się we mnie, a ja miałam wrażenie, że nagle zrobiło się dziwnie gorąco.
— Jestem dżentelmenem. Nie zmuszam do niczego kobiet. Ale gwarantuję ci, że już niebawem będziesz błagała o więcej, Cassidy. A ja z ogromną przyjemnością spełnię twoje prośby.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top