6. Zatem nie może się dowiedzieć.
#FinestWatt
Cassidy
Uśmiech wpłynął na jego usta, gdy usłyszał moją odpowiedź, a ja w tym samym momencie nieco pożałowałam swojej odpowiedzi.
— W takim razie zapraszam panienkę.
Wskazał dłonią w kierunku windy, chcąc przepuścić mnie przed sobą. Ostatni raz odwróciłam się za siebie, tym razem odnajdując wzrokiem Evelyn i Adę, które patrzyły na nas w niemałym szoku. Po chwili blondynka uniosła kciuk ku górze, a stojąca obok niej brunetka machnęła ręką, zachęcając mnie do pójścia z nim, zapewne widząc jego gest. Westchnęłam cicho, po czym wróciłam spojrzeniem do mężczyzny, który nadal wyczekiwał, aż ruszę przed siebie.
— Mam nadzieję na dobre śniadanie — mruknęłam, po czym minęłam go i ruszyłam w kierunku wind.
Cichy śmiech rozległ się za moimi plecami, a zaraz po tym usłyszałam jego kroki. Podążał tuż obok mnie, aż dotarliśmy na koniec korytarza. William wcisnął strzałkę w dół, a po kilkunastu sekundach, które spędziliśmy w ciszy, oczekując, aż winda przyjedzie, drzwi rozsunęły się. Puścił mnie przodem, jak na dżentelmena przystało. Wybrał cyfrę zero wśród sporej liczby numerków, po czym stanął obok mnie.
Odwróciłam głowę w jego stronę, by odkryć, że wlepia we mnie swoje oczy.
— Co? — zapytałam, a kącik jego ust drgnął ku górze.
— Nic. — Wzruszył ramionami. — Każda chwila z tak piękną kobietą to dla mnie czysta przyjemność.
Wywróciłam oczami, słysząc ten tekst. Momentami miałam wrażenie, że jego flirt przeradzał się w drwiny, co niesamowicie mnie drażniło i jednocześnie sprawiało, że czułam się niepewnie.
— Nie musisz być złośliwy — bąknęłam, a on zmarszczył brwi.
— Nie jestem. Mówię całkowicie poważnie, panienko.
I ta jego panienka. Kolejna rzecz, która niesamowicie mnie irytuje.
Chciałam odpowiedzieć, ale drzwi rozsunęły się przed nami, ukazując lobby. Puścił mnie przodem, po czym oboje skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Kobiety, siedzące na swoich stanowiskach pożegnały się z nami uprzejmym tonem, a po ich spojrzeniach widziałam, że nawet nie starały się kryć swojego zainteresowania tym, że William McCain opuszcza dom mody w towarzystwie jednej z modelek.
Świadomość tego, że zapewne to stanie się przedmiotem plotek wśród pracowników, uderzyła mnie w jednej chwili, sprawiając, że mój żołądek zacisnął się jeszcze bardziej. Nie wiedziałam już nawet, czy będę w stanie cokolwiek przełknąć. Czarny samochód stał zaparkowany przy krawężniku, a jego światła zamigotały, gdy idący krok w krok tuż obok mnie mężczyzna wcisnął przycisk na pilocie. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja bez słowa wsiadłam do środka.
Chciałam schować się w środku, żeby nikt więcej mnie nie zobaczył w jego towarzystwie.
Coraz bardziej żałowałam tego, że się zgodziłam. Ostatnie o czym marzyłam, to bycie nazwaną karierowiczką.
Brunet okrążył pojazd, by zająć miejsce kierowcy, po czym zapiął pas. Skinął głową w moim kierunku, oczekując, że zrobię to samo.
Przykładny kierowca.
— Na co masz ochotę? — zapytał, wciskając przycisk startu.
Cichy pomruk silnika dobiegł do moich uszu, a on wybrał odpowiedni bieg i wrzucił kierunkowskaz, po czym spojrzał na mnie wyczekująco, na co wzruszyłam ramionami.
— Nie wiem — przyznałam szczerze. — Już i tak mój żołądek zacisnął się przez te wszystkie ciekawskie spojrzenia do tego stopnia, że nie wiem, czy cokolwiek w siebie wcisnę — mruknęłam, a on roześmiał się na moje słowa.
— Panienko, za bardzo przejmujesz się tym, co inni powiedzą — rzucił beztrosko. — A zjeść coś musisz, jeśli chcesz dalej pracować dla mojej mamy. Martwa się jej do niczego nie przydasz.
— Ale sama uznała, że mam kilka centymetrów w talii — zaczęłam niepewnie, napierając zębami na dolną wargę.
Nie byłam pewna, czy powinnam była poruszać przy nim ten temat. Pomijając fakt, że był cholernie przystojnym mężczyzną, zdecydowanie w moim typie i najwyraźniej w jakiś sposób mną zainteresowanym, był też synem mojej szefowej. To nie było dobre połączenie.
Zatrzymaliśmy się na światłach, a on przeniósł swój wzrok na mnie.
— Moja matka uwielbia wyolbrzymiać — stwierdził. — Masz przepiękną figurę, Cassidy.
Niski, głęboki głos uderzał w jakieś wcześniej nieznane mi zakończenia nerwowe w moim ciele, a szczerość, jaka pobrzmiewała w jego brzmieniu, sprawiała, że po raz kolejny zrobiło mi się duszno w jego towarzystwie.
— Obawiam się jednak, że to jej zdanie jest ważniejsze w tej kwestii — odparowałam.
— Chcesz się o tym przekonać? — rzucił, co zabrzmiało jak wyzwanie.
— Co masz na myśli?
— Zobaczysz, panienko, zobaczysz. — Westchnęłam ciężko i nic na to nie odpowiedziałam. — Zabiorę cię w moje ulubione miejsce na śniadania.
— Masz swoje ulubione miejsce do zabierania w nie modelek na śniadania? — spytałam zaczepnie, unosząc brew.
— Nie, mam ulubione miejsce, w którym jadam śniadania. Nie zabieram na nie modelek mojej matki.
Prychnęłam.
— To co ja tu robię? Jestem modelką, która na dodatek pracuje dla twojej mamy — zauważyłam, na co on uśmiechnął się figlarnie.
— Zatem możesz czuć się wyjątkowa, Cassidy — wychrypiał, a głęboki tembr jego głosu po raz koleiny sprawił, że ciarki przebiegły wzdłuż mojego kręgosłupa. — Z przyjemnością zabiorę cię także na obiad i kolację.
Wpatrywałam się w niego przez moment, nie mając pojęcia, jak zareagować na wypowiedziane słowa. Nigdy, w całym swoim dwudziestotrzyletnim życiu, nie miałam problemu z męskim flirtem. A było go trochę. Zawsze wiedziałam, co odpowiedzieć mężczyznom, którzy potencjalnie mi się podobali i potrafiłam też bez problemu olać tych, których olać chciałam. A w jego przypadku... czuję się jak onieśmielona, głupia koza. A fakt, że zapewne on widzi we mnie lecącą na niego modelkę, której schlebiają jego zaloty, wprawiał mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Bardzo nie chciałam, żeby tak mnie odbierał, ale działał na mnie w dziwny sposób, którego na razie nie potrafiłam wyjaśnić.
Odwróciłam wzrok dopiero w momencie, w którym światło zmieniło się na zielone, a on ponownie skupił wzrok na drodze. Przez resztę trasy ani ja, ani on, nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, nawet na siebie nie patrząc. Uparcie wlepiałam spojrzenie w szybę samochodu, podziwiając widoki za oknem. Nowy Jork był dla mnie nowością i musiałam przyznać, że mimo gwaru i tłoku, który był jego nieodzowną częścią, podobało mi się to miasto.
Dopiero piętnaście minut później, gdy zaparkował przy krawężniku w nieznanej mi okolicy, spojrzał na mnie, po czym wysiadł z samochodu, by okrążyć go i otworzyć mi drzwi. Wyciągnął rękę w moim kierunku.
— Zapraszam panienkę. — Chwyciłam jego dłoń, a następnie wysiadłam z auta, pozwalając mu zamknąć za sobą drzwi. — To niedaleko.
Puściłam rękę mężczyzny, całkowicie ignorując mrowienie, które poczułam, gdy moja skóra zetknęła się z jego. W ciszy podążaliśmy chodnikiem, aż dotarliśmy do niepozornie wyglądającej restauracji, witającej gości czerwonym, materiałowym szyldem z napisem La Grande Boucherie i informacją o tradycyjnej kuchni francuskiej. Gestem dłoni William zachęcił mnie do pójścia przodem.
Od progu w moje nozdrza uderzył zapach mieszających się ze sobą potraw, który sprawił, że mój żołądek zacisnął się jeszcze mocniej. Wnętrze tego miejsca było niesamowite. Rozejrzałam się w górę, by dostrzec wysokie, półokrągłe sklepienia, które wpuszczały do środka ogrom światła przez fakt, że wykonane były z pięknych witraży. Wszechobecne luki, palmy i różowe, ozdobne kwiaty, nadawały temu miejscu przytulności i niepowtarzalnego klimatu.
Wzdrygnęłam się, czując, jak mężczyzna idący za mną stanął niebezpieczne blisko moich pleców.
— Na lewo — szepnął, nachylając się nad moim uchem.
Gorący oddech owiał bok mojej twarzy, przez co na moment sama zapomniałam o oddychaniu.
Zreflektowałam się, nim (mam nadzieję) zdążył zauważyć, że jego bliskość robiła na mnie wrażenie i ruszyłam we wskazanym przez niego kierunku. W przestronnej sali ustawionych było kilkanaście stolików, z czego kilka z nich pozostawało zajętych. William wskazał na jeden wolny, dwuosobowy. Odsunął krzesło, bym mogła na nim usiąść, po czym sam zajął miejsce naprzeciwko mnie.
Zlustrował wzrokiem moją twarz, po czym, nadal skupiając na mnie swoje spojrzenie, uśmiechnął się do mnie na swój szelmowski sposób, a ja byłam pewna, że gdybym stała, nogi by się pode mną ugięły. Ciężko było udawać, że on i jego zachowanie nie robią na mnie wrażenia.
— I jak się panience podoba? — zapytał.
— Jest bardzo przyjemnie — przyznałam całkowicie szczerze, odwzajemniając jego uśmiech. — Mam nadzieję, że jedzenie jest równie dobre.
— Ja także mam nadzieję, że nie wyjdziesz stąd głodna — wychrypiał zmysłowym głosem. — O ile lubisz kuchnię francuską.
— Się okaże.
Tę niezręczną jak cholera rozmowę przerwała kelnerka, która przyniosła do naszego stolika dwie karty dań, po czym poinformowała, że wróci za kilka minut po nasze zamówienia, tym samym ratując mnie na moment z opresji. Beżowe menu wyglądały niesamowicie elegancko, a ja zmrużyłam oczy, by móc rozczytać wypisane ozdobnym drukiem dania. Każde z nich było zapisane w języku francuskim, co utrudniało sprawę, zważając na to, że jedyne, co znałam z francuskiego to oui.
— Zamawiaj wszystko, na co masz ochotę — odezwał się po chwili ciszy między nami, a ja uniosłam wzrok znad karty. — Nawet jeśli miałabyś zamówić całą kartę i prawie nic z tego nie ruszyć.
— Niby dlaczego miałabym tak zrobić? — spytałam, marszcząc brwi.
— Bo uwielbiam sprawiać przyjemność tak pięknym kobietom, jak ty — rzucił zaczepnie.
Moje serce zakołatało, a uścisk w podbrzuszu sprawił, że zrobiło mi się gorąco, bo wyczułam w jego słowach drugie dno, które wcale nie miało nic wspólnego z jedzeniem. Mierzyliśmy się spojrzeniami, a żadne z nas w tamtym momencie nie miało odwagi spuścić, ani odwrócić wzroku.
— Tak? — Uniosłam brew, a na moje usta wpłynął delikatny uśmiech.
— Tak — odparł z pewnością w głosie. — Choć nie jestem pewien, czy porównanie cię do innych pięknych kobiet, jakie poznałem, nie byłoby dla ciebie obelgą. Nie chciałbym cię urazić.
— Dlaczego miałbyś?
— Doskonale wiesz, że twoja uroda jest onieśmielająca Cassidy i nie zaprzeczysz.
— Zaczynam podejrzewać, że ze mnie drwisz — uznałam, mówiąc całkowicie szczerze.
Co prawda, jego słowa sprawiały, że moje wnętrzności doznawały istnych palpitacji i wariacji, ale jednocześnie w mojej głowie zapalała się lampka, która kazała mi być uważną. W końcu, jakby nie patrzeć, ten mężczyzna całe życie obracał się w gronie modelek. Kobiet, które podbijały okładki i wybiegi na całym świecie. Wiedział, co im powiedzieć, żeby je oczarować.
— Nie, mówię całkowicie szczerze, panienko — odrzekł ze stoickim spokojem, kładąc jedną z dłoni na piersi. — Obiecuję. I jest mi nieco przykro, że tak odbierasz moje komplementy.
— Przepraszam — wymamrotałam, po czym odłożyłam kartę na stół, bo zaczynała mi nieco przeszkadzać w dłoniach. — To dla mnie dziwne.
— Co?
— To, że postanowiłeś zwrócić na mnie uwagę. No, chyba, że kłamałeś i wczoraj zabrałeś tu inną modelkę. Jeśli tak, to następną zabierz Kirsten, ucieszy się.
Brunet parsknął pod nosem.
— Tę norweską desperatkę? — Kiwnęłam głową. — To faworytka Suzie, nie moja.
Zaciekawiłam się, słysząc jego słowa o Suzannie. Domyślałam się, że na pewno Meredith i bliskie jej osoby mają już swoje typy dotyczące dziewczyny, która mogłaby zostać twarzą tegorocznej kolekcji, ale nie sądziłam, że Suzie może mieć jakiś wpływ na ten wybór.
— Ona pomaga wybrać twojej mamie? — dopytałam, na co on wzruszył ramionami.
— Pomaga to chyba za dużo powiedziane. Co roku mama zwołuje małe zebranie, na którym jestem ja, ona i kilka innych osób pyta nas o zdanie, ale decyzja ostatecznie należy do niej. Suzie już wspominała, że w tym roku będzie optować za Kirsten.
Skrzywił się, na co mimowolnie się zaśmiałam. William, widząc moją reakcję, zmienił wyraz swojej twarzy, a kąciki jego ust uniosły się w uroczym uśmiechu.
Ma naprawdę ładny uśmiech.
— Ja też już mam swoją faworytkę — odezwał się po chwili, patrząc na mnie znacząco.
Dziwne uczucie w dole mojego brzucha znowu ogarnęło moje ciało, a ja zaczynałam się na siebie przez to irytować. Doskonale je znałam i jeszcze lepiej wiedziałam o tym, że nie powinnam tego czuć w jego towarzystwie, choćby to miało być spowodowane jedynie chwilową ekscytacją, faktem, że William McCain mnie adoruje. To byłaby moja zguba, gdybym przez przelotne uniesienie zaprzepaściła ogromną szansę, jaką dostałam. Gdyby Meredith się o tym dowiedziała, z całą pewnością mogłabym bukować bilet powrotny do Anglii w mgnieniu oka.
— Zobaczymy, kogo wybierze Meredith.
— Tak, zobaczymy — burknął, po czym wrócił wzrokiem do karty dań, którą nadal dzierżył w dłoniach. — Zdecydowałaś się już na coś?
— Nie. Może zamówisz coś dla mnie? Zdam się na ciebie — zaproponowałam, bo całkowicie nie odnajdywałam się w tym menu.
Uwielbiałam kuchnię włoską i azjatycką, ale francuską nigdy się nie interesowałam. Zawsze kojarzyła mi się z daniami jak żabie udka czy ślimaki, a to niesamowicie mnie obrzydzało.
— Oczywiście. Z chęcią wybiorę dla ciebie coś pysznego. I do tego oczywiście deser — dodał, a ja niemalże od razu pokręciłam głową. — Nie dyskutuj ze mną.
— William, bardzo doceniam chęci, ale domyślam się, że doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że jako modelka muszę pilnować wagi.
— Oczywiście, że tak, ale wiem też, że jeden kawałek ciasta ci nie zaszkodzi — stwierdził z pewnością w głosie, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Westchnęłam cicho. — Masz jakieś nietolerancje pokarmowe?
— Nie mam.
Brunet kiwnął głową, po czym wrócił wzrokiem do karty dań. Utkwiłam spojrzenie w jego twarzy. William McCain był niesamowicie przystojny. Mocno zarysowana żuchwa, otulona delikatnym zarostem dodawała jego twarzy ostrości i sprawiała, że wyglądał jakby został żywcem wyjęty z jakiejś okładki. Brązowe oczy okalały gęste, ciemne rzęsy, a opadające na czoło niesforne kosmyki włosów sprawiały, że w mojej głowie pojawiła się myśl, że miałam ochotę wpleść w nie palce.
Przestań, idiotko.
Uniósł głowę, przyłapując mnie na wpatrywaniu się w niego. Uśmiechnął się zadziornie, by po sekundzie przejechać językiem po dolnej wardze. Ten gest sprawił, że nagle zrobiło się tu jakoś niesamowicie duszno.
Na całe szczęście, po raz kolejny dzisiejszego dnia, z niezręczności między nami uratowała mnie kelnerka, która podeszła do naszego stolika i z uśmiechem spytała, czy może przyjąć nasze zamówienie. William podał jej kilka francuskich nazw bez zająknięcia. Nie znałam tego języka, ale jego akcent wydał mi się być bardzo dobry i choć tego nie chciałam, musiałam przyznać, że chyba w tym momencie znalazłam kolejną rzecz, która pociągała mnie w tym mężczyźnie, choć nie powinna.
— Oczywiście — odpowiedziała blondynka, notując coś w niewielkim notesiku, który trzymała w dłoniach. — Dopisać do pana rachunku?
— Tak, jak zawsze. Dziękuję Claudio.
Podał jej kartę dań, tym samym sygnalizując, że to wszystko. Oddałam jej także swoją, a ona podziękowała i odeszła. Odprowadziłam kobietę wzrokiem, aż zniknęła za drzwiami kuchni, po czym przeniosłam spojrzenie na siedzącego naprzeciwko mnie bruneta.
— Masz tu swój rachunek? — zapytałam, a on wzruszył ramionami i kiwnął głową. — Naprawdę musisz lubić to miejsce.
— Raz w tygodniu zamawiamy stąd śniadania dla moich pracowników. Takie śniadaniowe piątki.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o jakich pracownikach mówi. Dopiero po kilku chwilach przypomniałam sobie, że William poza byciem synem swojej mamy, ma swoją sieć hoteli.
— To miłe z twojej strony — przyznałam. — Obiło mi się o uszy, że wystartowałeś ze swoim biznesem. Jak ci się podoba prowadzenie własnych hoteli?
— Sam mało robię, podejmuję tylko najważniejsze decyzje. Mam zaufanych pracowników, którzy dużo ogarniają. Wynająłem od mamy całe piętro w wieżowcu i na ten moment to wystarcza.
— To dlatego tak często bywasz w domu mody — stwierdziłam, choć chyba bardziej kierowałam te słowa sama do siebie, niż do niego.
— Obecnie? Nie, nie dlatego.
— To dlaczego?
— Bardzo wpadła mi w oko pewna piękna brunetka, która przyleciała tu prosto z Europy — wychrypiał zniżonym głosem.
— Kirsten? — odpowiedziałam na jego flirt zaczepnym tonem, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co miał na myśli.
— Nie, panienko.
— To — wskazałam na nas i całe otoczenie wokół nas. — jest nie na miejscu. Dobrze o tym wiesz.
— Dlaczego? Masz chłopaka? Narzeczonego? Męża? — dopytywał.
Pokręciłam głową.
— Nie, nie mam.
— No to w czym problem? Ja też nikogo nie mam, oboje jesteśmy wolnymi ludźmi i wolno nam jeść śniadania z kim chcemy. Wydaje mi się nawet, że można jadać śniadania z kimś innym, niż twój partner, jeśli jest się w związku.
— William — zaczęłam, osłabiona jego słowami.
— Tak, Cassidy? — Odbił piłeczkę.
Jego usta zdobił zadziorny uśmiech, który sprawiał, że głupiałam i traciłam zdolność racjonalnego myślenia. Nie potrafiłam odpowiadać mu w rozsądny sposób, gdy patrzył na mnie właśnie tak, jak w tym momencie.
— Zależy mi na tej pracy.
— Wiem, widzę. Bardzo to doceniam i myślę, że moja mama też to doceni.
— Nie chciałabym zaprzepaścić mojej szansy, gdyby dowiedziała się o tym, że spotkaliśmy się w taksówce, a teraz tutaj. Naprawdę zależy mi na tej pracy — podkreśliłam ostatnie zdanie, mając nadzieję, że zrozumie, co miałam na myśli.
— Zatem nie może się dowiedzieć — stwierdził z lekkością, choć miałam przeczucie, że zabrzmiało to jak wyzwanie.
I nie wiem dlaczego, wydało mi się to być niesamowicie ciekawym i godnym podjęcia wyzwaniem.
Wszystkie czerwone lampki w mojej głowie zaczęły rozpaczliwie migotały, wręcz błagając, żebym w tym momencie wycofała się z tego, w co zaczynam się pakować. Żebym nie dała omamić słodkim słówkom i chwilowej, przejściowej uciesze, bo mam ważniejsze rzeczy na głowie i wyższe cele do zrealizowania, niż wylądowanie w łóżku największego amanta Nowego Jorku.
A jednak te brązowe oczy, wpatrujące się we mnie z przedziwnym błyskiem, sprawiały, że traciłam zdolność racjonalnego myślenia. Byłam przez to na siebie wściekła, bo nie potrafiłam powiedzieć mu wprost, że ma iść do diabła, tak jak powinnam była to zrobić.
Niewidzialna iskra, którą nieustannie między nami czułam, ciągnęła mnie do niego w sposób, którego na razie nie potrafiłam wyjaśnić. Podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył, lubiłam dreszcz, który czułam, gdy nasze skóry się ze sobą stykały. Pociągał mnie fizycznie, jak chyba jeszcze żaden inny mężczyzna dotąd.
— Nie myśl za dużo, Cassidy — dopowiedział, gdy przez dłuższy moment nie odpowiadałam. — To tylko śniadanie, nic takiego.
Kiwnęłam głową, przełykając ciężko ślinę.
— Obyś miał rację — burknęłam niechętnie.
— Choć muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowany tym, że to tylko śniadanie. Liczyłem, że postanowisz skorzystać z mojego numeru, a jednak najwidoczniej oddałaś go swojej koleżance.
— Już dzwoniła? — rzuciłam zaczepnie, choć doskonale wiedziałam, że to niemożliwe, skoro wizytówka z jego numerem wciąż leżała na mojej toaletce.
— Nie. I ty też nie, a to naprawdę rozczarowujące. Chyba będę musiał wykorzystać swoje znajomości w kadrach, by zdobyć twój numer.
— A po co ci on?
— Żeby codziennie rano dzwonić do ciebie i upewniać się, że się obudziłaś, panienko.
Kolejne słowa z jego strony tego dnia, które zabrzmiały jak rzucane wyzwanie.
I coraz bardziej ciekawiło mnie, czy któreś z nich zostanie spełnione.
W tym momencie nie miałam jeszcze pojęcia, czy chciałam, żeby je spełnił.
Nie wiedziałam jednak, jak dużą wagę przybiorą słowa, które niby niezobowiązująco rzucił tego poranka, gdy wspólnie czekaliśmy na śniadanie.
***
Heeeej!!
Ten krótszy, ale cóż, taki... zapoznawczy.
Mam nadzieję, że nie zniechęcają Was te początkowe rozdziały, choc wiem, że nie są wybitnie ciekawe. Ale na wszystko przyjdzie czas.
Liczę, że mimo wszystko będziecie aktywni i wyczekujecie rozwinięcia tej historii!'
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top