5. Jestem ci to winna.
#finestwatt
Cassidy
Po skończonym pokazie, William odszedł i do końca imprezy nie miałam już z nim styczności. No, przynajmniej bezpośredniej styczności, bo czułam na sobie jego wzrok aż do momentu, gdy postanowiłam wrócić do mieszkania.
Choć i wtedy nie czułam, że jestem sama, bo przez całą drogę powrotną do apartamentowca, a nawet wtedy, gdy już przyłożyłam głowę do poduszki, on wciąż nie opuszczał moich myśli. Przez całą moją karierę słyszałam o nim wiele razy. Czasem, gdy pojawiała się wzmianka o jego matce, mimowolnie rozmowy schodziły i na jego temat. A czasami, po prostu dziewczyny na backstage'u sesji, pokazów, czy jakichkolwiek spotkaniach towarzyskich, po prostu o nim plotkowały. Nic w tym dziwnego, zważając na to, że był synem legendy świata mody, o której nie dało się słyszeć.
I nie wiedzieć czemu, w jakiś dziwny sposób zwrócił swoją uwagę akurat na mnie.
Czy mi to schlebiało?
Oczywiście, że tak.
Ale czy tego chciałam?
Nie, z całą pewnością nie.
Nie byłam durna, nie chciałam nawet myśleć o tym, że jakiekolwiek angażowanie się w relację z nim, choćby czysto fizyczną, byłoby dobrym pomysłem.
Westchnęłam ciężko, wpatrując się w czarną wizytówkę, która od wczoraj leżała na mojej toaletce. Złote, tłoczone literki tworzące jego imię i nazwisko, a pod nimi ciąg cyferek. Numer telefonu, który wpatrywał się we mnie za każdym razem, gdy tylko tutaj podchodziłam. Kilka razy byłam bliska wyrzuceniu jej do kosza, co zapewne powinnam była zrobić. To byłoby najrozsądniejsze wyjście, ale kiedy wróciłam wczoraj nieco podpita i wytargałam ją z torebki, do której schowałam ją podczas imprezy, by nikt tego nie zobaczył, nie myślałam racjonalnie. I wychodzi na to, że nadal nie myślę, skoro ta wizytówka nadal tu leży, a ja jestem trzeźwa.
Uniosłam spojrzenie, by po raz ostatni przed wyjściem spojrzeć na swoje odbicie. Dzisiaj i jutro mamy ostatnie dni wolne na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu i odpoczynek, więc Evelyn zarządziła babski wieczór. Na całe szczęście odpuściła sobie zapraszanie Kirsten, która niezbyt przypadła mi do gustu i wychodzi na to, że jej także. Po raz kolejny przejechałam usta błyszczykiem i zacmokałam dwukrotnie, by rozłożyć go równomiernie na moich wargach. Uśmiechnęłam się sama do siebie, by następnie zgarnąć leżącą obok tej nieszczęsnej wizytówki mają torebkę i wyjść z sypialni.
Teoretycznie szłam tylko dwa mieszkania dalej, praktycznie nie miałam pojęcia, jak skończy się ten wieczór. W końcu to Nowy Jork, którym żadna z nas nie zdążyła się jeszcze nasycić i którego jesteśmy ciekawe.
Wyszłam z mieszkania, zgarniając po drodze z lodówki dwie butelki z alkoholem, które na dziś kupiłam i skierowałam się do mieszkania Evelyn. Blondynka już czekała na mnie i Adę, która nadal nie dotarła. Uśmiech sam pojawił się na moich ustach, gdy zobaczyłam jej rozentuzjazmowaną twarz i kolorowy fartuszek, który zdecydowanie był już po przejściach.
— O, już jesteś, wchodź. — Otworzyła szerzej drzwi, a ja bez słowa przekroczyłam próg, po czym zamknęłam za sobą drzwi, bo blondynka była już w drodze do kuchni, w której panował istny harmider. Armagedon to mało powiedziane. — Sorki za bałagan, wiem, że miałyśmy zamówić coś do jedzenia, ale zobaczyłam na tik toku, jak robią taki super makaron i uznałam, że wygląda mega dobrze i w sumie mega prosto, więc uznałam, że go zrobię, no ale jednak nie był taki prosty i kilka rzeczy po drodze poszło nie tak. — Westchnęła ciężko, kończąc swój słowotok, a ja zaśmiałam się cicho, po czym podeszłam bliżej i odstawiłam butelki na kawałek wolnego miejsca na blacie. — Ale już sprzątam, makaron gotowy, czekamy na Adę.
Blondynka posłała mi kolejny uśmiech, po czym wróciła do szorowania blatu. Ciekawe, co to za makaron, że sprawił, że w kuchni wygląda, jakby wybuchła wojna. Makaronowa wojna.
— A może ja posprzątam, a ty się uszykujesz, zanim Ada przyjdzie? Masz trochę mąki we włosach — rzuciłam, widząc, jak nieudolnie idzie jej to sprzątanie.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością w oczach, po czym ochoczo polowała głową i zrzuciła z siebie fartuszek.
— Jesteś moim aniołem — stwierdziła, wciskając kawałek materiału w moje ręce. — Nie umiem sprzątać po gotowaniu. Serio, mogę robić wszystko. Kroić, smażyć, ugniatać, no wszystko, ale sprzątanie przyprawia mnie o dreszcze.
Udała, że się wzdryga, a ja zaśmiałam się na ten gest. Poinstruowała mnie, że wszystkie środki czystości, ścierki i gąbki znajdę w szafce pod zlewem, po czym zniknęła w łazience.
Z całą pewnością można stwierdzić, że sprzątanie szło mi lepiej, niż jej, bo po wsadzeniu wszystkich naczyń do zmywarki, okazało się, że wcale nie jest tak tragicznie, jak się wydawało. Starłam resztki jedzenia z blatów i wyczyściłam płytę indukcyjną. Makaron, który leżał gotowy na dużej patelni wyglądał na zwykle fettucine alfredo, więc tym bardziej zastanawiałam się, jak to możliwe, że powstał przy tym taki bałagan, ale nie chciałam tego komentować. To miłe z jej strony, że chciała przygotować coś sama.
Moment po tym, jak wstawiłam butelki z alkoholem do lodówki, w mieszkaniu rozległ się donośny dźwięk dzwonka. Evelyn nadal nie wyszła spod prysznica, więc postanowiłam otworzyć za nią, żeby Ada nie musiała stać zbyt długo pod drzwiami. Gdy tylko uchyliłam drzwi, stojąca za nimi brunetka bez słowa weszła do środka i zatrzasnęła je za sobą z hukiem.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
— A ty co? — spytałam, nie kryjąc zdziwienia i jednoczesnego rozbawienia jej ostrym wejściem.
— Kirsten właśnie wyszła z windy. Chyba nie miałaś ochoty spędzać wieczoru z tą norweską cizią.
Uśmiech mimowolnie poszerzył się na moich ustach, gdy usłyszałam jej słowa. Czułam swego rodzaju ulgę, że one też jej nie polubiły, bo dzięki temu teraz spędzałyśmy wieczór w trzy, a nie z dodatkiem „norweskiej cizi".
— Ani trochę — przyznałam szczerze. — Myślałam, że przypadła wam do gustu na tej imprezie.
Ada prychnęła cicho, po czym ruszyła w kierunku podłużnej kanapy, na którą opadła, odkładając obok siebie torebkę.
— Proszę cię — mruknęła, poklepując miejsce obok siebie. Dołączyłam do niej i także rozsiadłam się na beżowej sofie. — Pierdolony lizodup.
W tym samym momencie drzwi do łazienki otworzyły się, a w nich stanęła blondynka, ubrana w różowy komplet. Z jej włosów nadal skapywały kropelki wody, a na twarzy nie miała ani grama makijażu. Evelyn była naprawdę piękna. Miała delikatną urodę, ale nie można było nazwać jej pospolitą. Jest moim całkowitym przeciwieństwem i wygląda tak, jak o tym marzyłam przez całe moje nastoletnie życie. Idealne blond włosy i jasne oczy.
To w sumie nie tak, że nie lubię moich brązowych oczu i włosów, ale kiedy w wieku czternastu lat chłopak, za którym biegałam powiedział, że podobają mu się blondynki z jasnymi oczami, totalnie mi na tym punkcie odwaliło. Do tego stopnia, że błagałam mamę o kasę na fryzjera i soczewki. No, ale cóż. Nie wyszło.
Choć do dziś jestem zdania, że faceci wolą blondynki z niebieskimi oczami i takie powszechnie uchodzą za ładniejsze.
— O, już jesteś. — Evelyn uśmiechnęła się szeroko na widok Ady, po czym rzuciła pobieżne spojrzenie w stronę kuchni. — Cassidy, jesteś niesamowita — zaszczebiotała, rozweselona faktem, że zastała porządek. — Zrobiłam makaron, mam nadzieję, że jesteście głodne. No i że jest jadalny. Jak nie, to coś zamówimy.
Nie byłam specjalnie głodna, ale widząc, jak dziewczyna się nad nim namęczyła, nie miałam serca jej odmówić. Evelyn nałożyła na talerze trzy porcje makaronu, a my z Adą nalałyśmy do kieliszków wina. Rozsiadłyśmy się wygodnie na kanapie i fotelu, który zajęła blondi.
— Bardzo dobry — wymamrotała Ada, chwilę po tym, jak przełknęła pierwszą porcję. Kiwnęłam głową, potwierdzając jej słowa. Miała rację, był pyszny. — Kocham kluski. Wszystkie. Ale nie mogę wyglądać jak ta kluska i to mnie ogranicza.
Zaśmiałam się, słysząc jej słowa. Nie widać było po niej jej miłości do makaronów. Była szczuplejsza niż ja.
I na samą myśl o tym, przypomniały mi się słowa Meredith o tym, że mam za dużo centymetrów w talii, co spowodowało, że danie stanęło mi w gardle i w jednym momencie straciłam całą ochotę na jedzenie.
Wiedziałam, że to nieco głupie, że aż tak się tym przejmuję, bo od kilku lat utrzymywałam się w tej branży i zrobiłam przez ten czas naprawdę niemało zleceń, ale to było dla mnie ważne. To była dla mnie szansa, żeby w końcu poszerzyć horyzonty poza Anglię, a byłam niemalże pewna, że ten komentarz był jednoznaczny z tym, że nie mam co liczyć na żadne poważniejsze funkcje w tej kampanii.
— Ej, a ty co się tak wgapiasz w ten makaron? — Gwałtownie uniosłam głowę, czując szturchnięcie w ramię. Spojrzałam na Adę.
— Nie smakuje ci? — spytała Evelyn, na co szybko pokręciłam głową.
— Nie, nie, smakuje, jest pyszny. Zamyśliłam się — mruknęłam. — Podczas pomiarów Meredith mówiła wam coś o waszej sylwetce?
— Nie, mi nie — odpowiedziała od razu bez większego zastanowienia Ada. Spojrzałam na Evelyn, która jedynie pokręciła głową. — A tobie tak?
Potaknęłam, przełykając ciężko slinę.
— Powiedziała, że mam piękną sylwetkę, ale kilka centymetrów w talii mogłabym zgubić — mruknęłam pod nosem, spuszczając wzrok na talerz z makaronem, który patrzył na mnie jak kot w butach, zachęcając do dalszego jedzenia.
— A to pizda — wypaliła Ada, wcale nie krępując się tym, że nazwała swoją szefową, jedną z najpotężniejszych kobiet świata mody „pizdą". Uśmiech mimowolnie wymalował się na moich ustach. — Ale czym ty się przejmujesz? Przecież masz Williama po swojej stronie.
— No, niby powiedział, że według niego niczego mi nie brakuje, ani nie mam za dużo, ale co to zmienia. — Westchnęłam ciężko, po czym zdecydowałam się nawinąć trochę makaronu na widelec. Dziewczyny spojrzały na siebie znacząco. — Co?
— No właśnie to! — wykrzyknęła Evelyn, uśmiechając się jak głupi do sera.
Cóż, coś w tym było, na talerzu miała makaron, w którym była masa sera.
— Nie rozumiem.
— Dziewczyno, on cię chce. W swoim łóżku. Nagą. To widać — wyartykułowała powolnie brunetka, wypowiadając każdą część powoli tak, żeby na pewno to do mnie dotarło.
Zachichotałam, z całych sił starając się ukryć fakt, że moje serce załomotało znacznie szybciej, a mi zrobiło się cholernie niezręcznie.
— Nie, na pewno nie. A nawet jeśli tak, to to na pewno chwilowa zachcianka i chodzi mu tylko o jednorazową akcję — stwierdziłam szczerze.
Nawet nie rozważałam tego, że ktoś taki jak William McCain mógłby chcieć ode mnie czegokolwiek więcej poza, ewentualnie, jednonocną przygodą.
— Nadal zajebiście — uznała Ada, a ja posłałam jej zdezorientowane spojrzenie.
Moja brew wystrzeliła ku górze, bo totalnie nie rozumiałam, co miała na myśli.
— Niby czemu?
— Ja bym z tego skorzystała — rzuciła z lekkością, zupełnie jakby to była największa oczywistość na świecie.
— Ale ja nie zamierzam — odparłem twardo. — Ten kontrakt jest dla mnie ważny.
Ada machnęła ręką, śmiejąc się pod nosem.
— Dla mnie też, ale nie oszukujmy się, mamy po dwadzieścia parę lat, w tej branży nie będziemy do emerytury. Jeszcze kilka lat i mało kto będzie chciał nas zatrudnić.
— Adriana Lima kończyła karierę przed czterdziestką — zauważyła Evelyn, a ja poparłam jej słowa, ochoczo kiwając jej głową.
Brunetka siedząca obok mnie prychnęła pod nosem.
— Ale żadna z nas nie jest Adrianą Limą i, bez obrazy, musiałby stać się cud, żebyśmy stały się takimi ikonami jak ona.
No cóż, miała rację. Szanse na to były marne. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nieco późno zaczęłam swoją karierę, zważając na fakt, jakimi prawami rządzi się branża modelingowa. Dziewiętnaście lat to wiek, w którym wiele modelek już jest dawno po swoim debiucie, a ich kariery nabierają zawrotnego tempa.
— Nadal nie rozumiem, co ma do tego fakt, że William wykazuje minimalne zainteresowanie mną.
Pomijałam w tym momencie wiele rzeczy, o których one nie wiedziały. Nie miały pojęcia o naszej przygodzie w taksówce, ani o tym, co powiedział mi przy barze w dniu imprezy, ale nie czułam, żeby to był dobry moment na takie wyznania.
— To, że powinnaś łapać byka za rogi, póki jest okazja. Ja bym skorzystała.
— Z czego? Z tego, że przeleci cię William McCain i potem nagle magicznie przestanie zwracać na ciebie uwagę? Nie, dzięki — prychnęłam, na co ona wywróciła oczami.
— Nie, głupia. Jakbym już miała iść z nim do łóżka to tak, żeby dziewięć miesięcy później Meredith została babcią.
Wytrzeszczyłam oczy, patrząc na nią zszokowana. Na kilka sekund zatkało mnie do tego stopnia, że nie wiedziałam co powiedzieć. Spojrzałam na Evelyn, która chyba miała podobne odczucia, co ja.
— Chyba sobie żartujesz.
— Nie. Zostały mi może dwa, trzy lata solidnej kariery, a dzieciak ustawiłby mnie do końca życia. Wątpię, czy płaciłby małe alimenty, a z tego co wiem, Meredith szaleje za swoimi wnukami.
Powaga i pewność, z jaką wypowiadała te słowa sprawiła, że zaczynałam wierzyć w to, że ona mówi na poważnie, a nie, że jedynie sobie żartuje.
— Nie, nie ma takiej opcji — zaprzeczyłam twardo, po czym wepchnęłam do ust makaron, który nawinęłam na widelec już dobrą chwilę temu.
— Ale nie powiesz mi, że ci się nie podoba.
Westchnęłam ciężko, przełykając jedzenie.
— A której z nas on się nie podoba? Jest przystojny jak cholera — powiedziałam całkowicie szczerze, bo zaprzeczanie temu byłoby niedorzeczne i w życiu by w to nie uwierzyły. — Ale czuję się dziwnie z tym, że zwrócił na mnie uwagę, bo obawiam się, że to może przysporzyć mi więcej problemów, niż pożytku.
To też było szczere. Taka myśl była w mojej głowie odkąd dotarło do mnie, komu podkradłam taksówkę i nie chciała mnie opuścić.
— Kirsten już na imprezie wyglądała, jakby chciała ci zrobić krzywdę — odezwała się Evelyn, a ja wywróciłam oczami. — Ona by się nawet moment nie zastanawiała, gdyby William zaprosił ją do swojej sypialni. Nawet udawałaby, że ma brytyjski akcent, żeby dłużej ją tam przytrzymał.
Wszystkie zaśmiałyśmy się głośno, słysząc słowa blondynki. Cieszyłam się, że trafiłam akurat na takie dziewczyny na samym początku mojej przygody w Nowym Jorku. Dzięki nim zdecydowanie czułam się nieco pewniej w tym dużym mieście, które nadal nieco przytłaczało mnie swoim ogromem i wszechobecnym chaosem. Londyn też był duży, ba, mieszkało w nim nawet więcej osób, niż tutaj, ale mój dom rodzinny na przedmieściach dawał mi poczucie większego spokoju, niż wysoki apartamentowiec na Manhattanie. Całe szczęście, że mieszkałyśmy w Lenox Hill, a nie w Midtown, gdzie znajdował się dom mody.
Dopiero zaczynałam swoją przygodę w Nowym Jorku i już od samego początku przytrafiało mi się coś, co nieustannie kazało mi myśleć, że muszę trzymać się na baczności, jeśli nie chcę, żeby to skończyło się katastrofą.
***
Wieczór z dziewczynami zdecydowanie mogłam zaliczyć do udanych. Czułam się w ich towarzystwie coraz swobodniej, choć coraz gorzej było mi z tym, że nadal nie powiedziałam im o tym, jak w zasadzie poznałam Williama i że to wcale nie miało miejsca w domu mody.
Następnego dnia miałyśmy wolne, na całe szczęście, bo po raz kolejny kac nie dawał mi spokoju. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będę musiała przystopować z piciem i jedzeniem niezdrowych rzeczy, a na dodatek znaleźć jakąś przyzwoitą siłownię, jeśli chcę mieć szansę na większą rolę w tej kampanii, niż modelka pozująca w tle, ale na ten moment zależało mi na integracji z nimi, żeby choć trochę zatuszować poczucie osamotnienia w tej nowej rzeczywistości.
Otworzyłam oczy, uśmiechając się na myśl, że słońce wpadające do mojej sypialni przez okno miło muskało moją twarz. Szybko jednak to zadowolenie zeszło z mojej buzi, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że dziś mamy zebranie w domu mody, a ja zdecydowanie nie jestem z osób, które budzą się przed budzikiem. Błyskawicznie chwyciłam w dłoń telefon.
9:28.
Kurwa, kurwa, kurwa.
Powinnam wyjść z domu za trzy, żeby zdążyć na czas.
Wyprysnęłam z łóżka, biegiem gnając w stronę łazienki i zamawiając po drodze taksówkę przez aplikację. W głowie dziękowałam sobie, że umyłam włosy dzień wcześniej, nie zostawiając tego na dziś, bo to skończyłoby się katastrofą. Błyskawicznie umyłam twarz i zęby, po czym przeczesałam włosy szczotką. Musiałam odpuścić sobie jakikolwiek makijaż, co nie do końca było dla mnie na plus, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie wszystkie inne dziewczyny będą wyglądały, jakby wstały trzy godziny wcześniej, żeby się uszykować.
Ale trudno.
Wskoczyłam w ubrania, które zaplanowałam na dzisiaj już wczorajszego wieczoru i odetchnęłam z ulgą, widząc powiadomienie, że taksówka czeka już pod budynkiem. Nie było nawet cienia szansy na to, że dotrę tam na czas, ale liczyłam na to, że korki nie będą zbyt duże, przez co nie spóźnię się aż tak bardzo.
Wsiadłam do samochodu, witając się z panem kierowcą i prosząc go, żeby się pośpieszył, bo zaspałam, ale gdy tylko wyjechaliśmy na ulicę, zdałam sobie sprawę z tego, że nadzieja matką głupich, a ja zdecydowanie do nich należałam. Napisałam wiadomość do dziewczyn, że się spóźnię, na co jedynie dostałam odpowiedzi, które wprawiły mnie w jeszcze większą panikę.
Dzisiaj wprowadzić we wszystko miała nas Suzie, o której Anthony wypowiadał się w niezbyt pochlebny sposób.
Zaczęłam się naprawdę denerwować. Jeśli faktycznie ta blondi nienawidzi modelek tak bardzo, jak przekonywał o tym mężczyzna, to mam przejebane i to delikatnie rzecz biorąc. Zwłaszcza, że nie omieszkał też wspomnieć, że ona leci na Williama, który ewidentnie poświęcił mi na imprezie integracyjnej nieco więcej uwagi, niż pozostałym modelkom, co z całą pewnością nie umknęło jej uwadze.
Taksówka zaparkowała pod budynkiem domu mody prawie czterdzieści pięć minut później, a ja w momencie, w którym z niej wysiadłam, miałam wrażenie, że zwymiotuję. Byłam cholernie zestresowana, a fakt, że nie zjadłam śniadania, ani nawet nie wypiłam łyka kawy czy herbaty, spotęgował nieprzyjemne uczucie w brzuchu.
Szybkim krokiem pokonałam lobby, nawet nie zwracając uwagi na siedzące w nim kobiety. Nie miałam na to czasu, skoro byłam spóźniona już ponad piętnaście minut. Od dziewczyn wiedziałam, że Suzie już zaczęła swoją część spotkania, ale pocieszał mnie fakt, że nie było tam Meredith. No, o ile to mogło mnie jakkolwiek pocieszyć. Wcisnęłam strzałkę na windzie i z niecierpliwością czekałam, aż jej drzwi się przede mną rozsuną. Każda sekunda wydawała się trwać trzy razy dłużej, więc gdy w końcu dotarłam na odpowiednie piętro, niemalże biegiem podążyłam w stronę odpowiedniej sali.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich, którzy siedzieli w środku, a w szczególności blondynki, która stała oparta tym swoim kształtnym tyłkiem o szklany stół. Spojrzała na mnie, uniosła brew, po czym uniosła nadgarstek i zerknęła na swój zegarek.
— Spotkanie zaczęło się dwadzieścia minut temu — rzuciła, nawet nie hamując chamskiego uśmieszku, który cisnął się jej na usta.
— Przepraszam, drobna awaria — burknęłam i już chciałam ruszyć w stronę dziewczyn, które siedziały w drugim rzędzie i zostawiły dla mnie wolne miejsce, ale zatrzymał mnie głos blondyny.
— To nie przedszkole, żeby się spóźniać tyle czasu.
— Wiem — odpowiedziałam od razu, z całych sił starając się zachować pewność siebie, która w tym momencie była jedynie pozorna.
— No więc, proszę, żebyś wyszła — sarknęła, nadal utrzymując na ustach sztuczny uśmiech, a ja spojrzałam na nią, zszokowana jej słowami. — Nie jesteś w żaden sposób ważniejsza, niż reszta dziewczyn, które potrafiły dotrzeć na czas i obowiązują cię te same zasady, co resztę modelek. Porozmawiam o tym z Meredith.
Już otwierałam buzię, żeby jej odpowiedzieć, ale przeszkodził mi w tym odgłos kroków, które rozległy się tuż za mną. Ten charakterystyczny, oszałamiający zapach perfum dotarł do moich nozdrzy, przez co zakręciło mi się w głowie. Duża męska dłoń przylgnęła do moich lędźwi, a elektryzujący dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, kto za mną stoi, ale w tym momencie nie miałam odwagi, żeby się odwrócić. Wszystkie modelki wpatrywały się w mężczyznę z wyraźnym zaciekawieniem, a na twarzy Suzie wymalował się szeroki uśmiech, zupełnie inny od tego, jaki jeszcze chwilę temu mi posyłała.
— W czym problem, Suzanno? — zwrócił się do niej poważnym tonem.
— Panna spóźniła się dwadzieścia minut, to nieprofesjonalne — odpowiedziała mu, po raz kolejny dzisiaj mierząc mnie nieprzychylnym spojrzeniem.
— Nadal nie uzyskałem odpowiedzi na pytanie: w czym problem? — powtórzył, a uśmiech na jej twarzy zdecydowanie zmalał.
Szach mat, suko.
— Właśnie kończę opowiadać dziewczynom o wszystkich zasadach i osobach, z którymi będą współpracować, nie będę drugi raz robić wprowadzenia. Twoja matka wymaga od nich profesjonalizmu, ja także.
— Ale jej tu nie widzę — zauważył.
Kobieta przestąpiła z nogi na nogę, wyraźnie niezadowolona tym, że William nie stanął po jej stronie.
— Ale ja tu jestem, w jej imieniu. Dwadzieścia minut spóźnienia to za dużo.
— Cassidy na pewno miała ku temu ważny powód. Jeśli martwi cię to, że ominęła twoje wprowadzenie, sam z chęcią to za ciebie zrobię.
W tym momencie zmusiłam się do tego, by na niego spojrzeć, bo każda jego kolejna wypowiedź szokowała mnie coraz bardziej. Odwróciłam głowę i zadarłam podbródek, a on spojrzał ja mnie i posłał mi nieznaczny uśmiech.
— Twoja matka nie będzie zadowolona — syknęła.
— To mój problem, nie twój — odpowiedział ze stoickim spokojem, zupełnie niewzruszony złością Suzanny. — Zajmij miejsce, Cassidy. A ty, Suzie, uspokój się i zajmij swoją pracą.
Bez słowa wydarłam przed siebie w stronę wolnego miejsca, które zajęły mi Evelyn z Adą, sprawiając, że jego dłoń oderwała się od mojego ciała. Mężczyzna podążył za mną i zajął miejsce na brzegu trzeciego rzędu. Nie ułatwiało to sprawy, bo przez poczucie, że jest tak blisko i zapach perfum, które drażniły moje nozdrza, nie potrafiłam się skupić.
— No dobrze, więc kontynuując — zaczęła Suzie, zerkając ukradkiem na kartki, które leżały tuż obok niej. Widoczne było gołym okiem, że z całych sił starała się trzymać nerwy na wodzy i nie pokazać po sobie, że zachowanie Williama wyprowadziło ją z równowagi. — powiedziałam już wam o tym, gdzie możecie szukać w budynku krawcowej, makijażystki i fotografa. — Posłała mi znaczące spojrzenie.
Zaczęła opowiadać o tym, jak mamy postępować w przypadku choroby oraz o ewentualnych możliwościach wypowiedzenia, czy też sytuacjach, w których mogą nas zwolnić. Nie omieszkała także kilka razy przypomnieć, że spóźnienia są nieakceptowalne, co sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej. Nienawidzę się spóźniać i nie pamiętam, czy kiedykolwiek się gdzieś w życiu spóźniłam, a jak już się stało, to musiałam natrafić na wredną jędzę. Suzie skończyła swój wywód informacją o tym, że nie możemy zmienić wymiarów o więcej, niż jeden centymetr, chyba, że życzenie Meredith będzie inne. Na tę wzmiankę mój pusty żołądek skręcił się jeszcze bardziej, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać.
I gdy już myślałam, że gorzej być nie może, do środka weszła Meredith McCain z miną taką, jakby chciała nas pozabijać. Wszyscy ucichli, a Suzie wrzuciła na twarz grzeczny uśmiech. Blondynka z hukiem odstawiła torebkę na stole, po czym przeleciała po nas wzrokiem.
— Skończyłaś już, Suzanno? — spytała ją, a ta bez zastanowienia pokiwała głową. — Dziewczyny wszystko wiedzą?
Spojrzała na mnie, a ja przełknęłam ciężko ślinę. Widziałam, że chciała się odezwać, ale uprzedził ją głos zza moich pleców.
— Suzie wyjaśniła wszystko bardzo jasno, robi to już kolejny rok z rzędu, wyszło jej perfekcyjnie — powiedział William, a blondynka na te słowa uśmiechnęła się szeroko i wymamrotała podziękowanie.
— Skoro tak uważasz — odparła jego matka, najwidoczniej także zadowolona z tego, że jej syn pochwalił Suzannę. — Przejdźmy do konkretów.
Meredith wyjęła z torebki teczkę, po czym usiadła na stole, co sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać po co ktoś ustawił za nim krzesła. Suzie oparła się o niego tyłkiem, a szefowa swój tyłek na nim usadziła. No ale cóż, skoro tak lubią w tej Ameryce, to nic na to nie poradzę.
Kobieta zaczęła odczytywać harmonogram zadań i wydarzeń na następny miesiąc. Było tego naprawdę dużo. Próby chodzenia po wybiegu, analizy kolorystyczne, zabiegi pielęgnacyjne na włosy, sesje wizerunkowe. Zapowiadało się naprawdę intensywnie, ale lubiłam pracować w takich warunkach. Lubiłam tempo, gdy coś się działo i nie było czasu zastanawiać się nad nieistotnymi rzeczami.
— W tym roku nawiązaliśmy współpracę z marką Dior, której myślę, że nie muszę żadnej z was przedstawiać. Ich wizażyści będą odpowiedzialni za wasze makijaże przez najbliższy rok. Jeszcze w tym miesiącu czeka was sesja dla tej marki, która posłuży celem ogłoszenia tej współpracy i bankiet. Jeśli któraś was ma współprace z jakimikolwiek innymi markami kosmetycznymi, po spotkaniu zostańcie i poinformujcie o tym Suzie. Jeśli nie, przez najbliższy rok na waszych social mediach nie może pojawić się nic, co mogłoby zaszkodzić ich marce, ani co reklamowałoby inne. Jesteście przez najbliższy rok twarzami Domu Mody McCain, a więc musicie godnie reprezentować nas i kontrakty, które mamy. Zrozumiano?
Kiwnęłyśmy głowami. Na całe szczęście nie miałam żadnej współpracy z inną marką makijażową, w zasadzie nigdy nawet o żadnej nie myślałam. Korzystałam z tego, co polecali mi makijażyści na zleceniach i co faktycznie mi się sprawdzało.
— Mam pytanie — odezwała się jedna z siedzących za mną dziewczyn. Odwróciłam głowę, żeby na nią spojrzeć.
Była ładną, ciemną blondynką, na którą już wcześniej zwróciłam uwagę ze względu na jej niebotycznie długie i piękne nogi, których zdecydowanie jej zazdrościłam. Była ode mnie o dobre kilka centymetrów wyższa i jestem pewna, że nadawałaby się na aniołka Victoria's Secret.
— Więc pytaj.
— Wiadomo już która z nas zostanie tegoroczną twarzą kampanii?
Na ustach Meredith wymalował się złośliwy uśmiech, a wszystkie tu obecne wlepiły w nią ciekawskie spojrzenia. Cóż, każda z nas była tu po coś i nie ulegało wątpliwości, że nie było ani jednej dziewczyny na tej sali, która nie chciałaby zostać gwiazdą tego sezonu.
— Nie — odrzekła poważnie Meredith. — Podejmę tę decyzję po sesjach wizerunkowych i próbach na wybiegu. Nadal wszystko jest w waszych rękach. Ale pamiętajcie, że to ogromna odpowiedzialność, dodatkowe próby, zdjęcia i dużo więcej czasu, jakiego będę wymagała od tej dziewczyny.
Dziewczyna, która zadała to pytanie, podziękowała za odpowiedź, a ja mam wrażenie, że atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Wiadome było, że mimo tego, co właśnie powiedziała Meredith, rywalizacja między nami mocno wzrośnie. Nie było tu amatorek, ani dziewczyn, którym nie zależało na tej pracy. Tysiące modelek co rok próbują dostać ten kontrakt, nie ma tu miejsca na sentymenty i ustępstwa.
Meredith kontynuowała swoje ogłoszenia, przypominając o tym, że musimy mieć ważne paszporty i mamy być przygotowane na to, że czeka nas w tym roku wiele wyjazdów, a główna sesja kolekcji odbędzie się w Hiszpanii. Podekscytowałam się na tę myśl, bo nigdy nie byłam na żadnym zleceniu poza Anglią, nie licząc Stanów, w których jestem pierwszy raz. Kilka razy byłam na wczasach w Grecji, raz we Włoszech, ale to nie było to samo, co możliwość realizowania sesji w słonecznej Hiszpanii.
Jeszcze przez piętnaście minut omawiała kilka kwestii wizerunkowych, o których musimy pamiętać, takich jak działalność w internecie, to, że nie może nam przyjść do głowy żadna drastyczna metamorfoza włosów, ani wywoływanie skandali. To było oczywiste, przynajmniej dla mnie, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mówiła o tym bez powodu i z całą pewnością miała ku temu powody. Po swoim wywodzie podziękowała nam za obecność i opuściła salę, przypominając jeszcze o tym, że dziś dostaniemy w wiadomości harmonogram i mamy pamiętać o pojawianiu się na każdym zaplanowanym spotkaniu. Po tym wszystkie podniosłyśmy się z krzeseł i dziewczyny powoli zaczynały opuszczać salę.
— Co się odwaliło? — spytała Ada, a ja doskonale wiedziałam, że nie miała na myśli mojego spóźnienia.
Wzruszyłam ramionami i spojrzałam za siebie, gdzie nie zauważyłam Williama. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, by dostrzec go przy wyjściu. Nie było obok niego Meredith, a ja poczułam, że powinnam mu podziękować za to, że się za mną wstawił.
— Poczekajcie sekundkę — rzuciłam jedynie, po czym bez czekania ruszyłam w stronę bruneta, starając się go dogonić. — William! Zaczekaj — zawołałam niezbyt głośno, jednak na tyle, że mnie usłyszał.
Zatrzymał się w pół kroku, a następnie odwrócił się w moim kierunku. Na jego twarzy wymalował się szeroki uśmiech.
— Panienko, miło panienkę widzieć — odezwał się swoim nieco zachrypniętym, niskim głosem, czym nieco zbił mnie z tropu.
— Cassidy — poprawiłam go. — Mam na imię Cassidy.
— No dobrze, panienko Cassidy — odrzekł, a ja zacisnęłam zwisające wzdłuż mojego ciała dłonie w pięści. — W czym mogę pomóc?
— Chciałam podziękować — wymamrotałam. — Suzie była bardzo negatywnie nastawiona do mojego spóźnienia, to było bardzo miłe.
— Do usług, uwielbiam ratować piękne kobiety z opresji.
Wywróciłam oczami na tę uwagę.
— To mi się nie zdarza. Zaspałam, budzik nie zadzwonił — burknęłam.
— Gdybym miał panienki numer telefonu, co ranek dzwoniłbym, żeby się upewnić, czy panienka wstała.
Ten typ bezczelnie ze mną flirtował, choć wokół nas było pełno innych modelek, które mogły to usłyszeć i zupełnie się tym nie przejmował.
— To miłe, ale nie będzie konieczne.
— Nie będę nalegał, ale moja propozycja jest nieustannie aktualna.
— Zapamiętam — odpowiedziałam.
Myślałam, że na tym zakończymy naszą rozmowę, bo zapadła między nami niezręczna cisza, ale pomyliłam się, bo po kilkunastu sekundach on ją przerwał.
— Jadła panienka śniadanie? — zapytał, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana. — No, skoro mówisz, że zaspałaś, to zapewne nic nie jadłaś.
— No tak, ale to chyba nie przestępstwo.
— Nie, ale czas to naprawić. W ramach podziękowania za uratowanie z opresji, bardzo ucieszyłbym się, gdybyś poszła ze mną na kawę i dobre śniadanie.
Wytrzeszczyłam oczy, słysząc jego propozycję. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to fatalny pomysł, bo w ten sposób pokazałabym, że być może jestem podatna na jego zaloty i ten flirt, a dodatkowo mogłabym wywołać masę plotek wśród innych modelek, ale gdy obejrzałam się odruchowo za siebie, żeby upewnić się, że nikt tego nie słyszał i zobaczyłam Suzie, która z zaciekawieniem się nam przyglądała, umysł na moment mnie opuścił.
I to wystarczyło.
— No dobrze. Jestem ci to winna.
***
Hej! Cześć!
I 5. za nami!
Najdłuższa ze wszystkich dotychczasowych rozdziałów, ale mam nadzieję, że się Wam podoba!!
Będę wdzięczna za Wasze opinie, komentarze i tweety pod hasztagiem!
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top