19. William McCain wierzy w miłość?
#finestwatt > każdy pisze tweeta!
William
Zadzwoniłem.
Uznałem, że tak w zasadzie nie mam nic do stracenia. No, może poza tym, że powie mi, że mam spierdalać i resztę wieczoru spędzę z Tonym pijąc w Lust.
Każdy kolejny sygnał w słuchawce sprawiał, że serce w mojej piersi waliło coraz mocniej. I gdy już sądziłem, że nie odbierze, usłyszałem jej głos po drugiej stronie. Nie brzmiała na zachwyconą moim telefonem, bardziej na solidnie zaskoczoną. Wcale się jej nie dziwiłem, w końcu sam nie miałem w planach na ten dzień dzwonić do niej, ani tym bardziej proponować wspólnego spędzania czasu.
Ale zgodziła się.
Ucieszyłem się jak dziecko, gdy powiedziała, że z chęcią zje ze mną obiad. A potem nieco zbiła mnie z tropu, gdy oznajmiła z pełną powagą, że właśnie kończy gotować i ma nadzieję, że to, co ugotowała będzie mi smakować. Dosłownie, przez dłuższą chwilę nie wiedziałem, co mam jej na to odpowiedzieć. Dopiero po momencie zebrałem się w sobie, żeby powiedzieć jej, że niedługo będę.
Tak więc siedziałem teraz w samochodzie, z butelką wina w dłoni i miałem takie nerwy, jakbym zabierał dziewczynę na pierwszą randkę. Wspólny obiad u niej w mieszkaniu wydawał mi się być bardziej poważny, niż w restauracji, gdzie byliby wokół nas inni ludzie. Teoretycznie, jedzenie makaronu czy innych klusek, których się spodziewałem, nie było niczym intymnym, ale to, co ta dziewczyna wyrabiała z moimi myślami sprawiało, że nic w mojej głowie nie było racjonalne.
Nagle wszystko wydawało się być większe, poważniejsze i... jakby bardziej niepewne? Po tym, jak pokłóciliśmy się na bankiecie, miałem wrażenie, jakbym miał do czynienia z jajkiem. I to takim, które w każdej chwili może wybuchnąć. Nie wiem, czy takie istnieją, ale Cassidy niewątpliwie takim była.
— Wysiada pan?
Głos mojego szofera, który nie był zbytnio zadowolony z faktu, że ściągnąłem go do pracy w jego wolny dzień, wyrwał mnie z toku myśli. Spojrzałem na jego oczy odbijające się w lusterku, po czym kiwnąłem głową.
— Tak, już, już — wymamrotałem, chwytając za klamkę. — Możesz jechać do domu.
— Nie będzie mnie już pan dzisiaj potrzebował?
— Wrócę taksówką.
Tak w zasadzie, już tutaj mogłem nią przyjechać, ale w nerwach, które zafundowała mi moja matka, pierwszym odruchem był telefon do kierowcy. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, a ja pożegnałem się z nim i wysiadłem z samochodu. Mocniej zacisnąłem palce na szyjce butelki i wziąłem głęboki oddech.
No, odwagi, William, przecież cię nie zje.
Chyba.
Wszedłem do budynku, po raz ostatni spoglądając za siebie. Samochód, którym przyjechałem odjechał.
No, teraz już nie masz jak uciec, cwaniaku.
Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżałem, byłem zdenerwowany jak cholera. Jakby nie patrzeć, zawsze, gdy tu byłem, byłem tu dla Cassidy. I już sam fakt spotkania z nią wywoływał we mnie masę dziwacznych emocji, których jeszcze nie pojąłem, a na dodatek obawiałem się, że zobaczy mnie któraś z modelek. Szybkim krokiem przemknąłem do windy, która, na całe szczęście, przyjechała pusta. Wjechałem na odpowiednie piętro, przeszedłem długi korytarz i z mocno bijącym sercem zapukałem do odpowiednich drzwi.
Poprawiłem kołnierz koszuli. Sekundę później drzwi uchyliły się, a w nich stanęła brunetka, która, jak zwykle, sprawiła, że na moment zapomniałem jak się nazywam.
— Wejdziesz? — zapytała, najwidoczniej widząc, że stoję jak kołek i nie zapowiada się na to, bym miał się ruszyć. — Kirsten mieszka na tym samym piętrze, lepiej, żebyście się nie spotkali.
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiwając przy tym głową, a ona otworzyła szerzej drzwi i wycofała się o dwa kroki, bym mógł wejść do środka. Zamknąłem za sobą drzwi, po czym zerknąłem w stronę brunetki, która podążała już w kierunku niewielkiej kuchni. Przyjemny zapach roznosił się w całym mieszkaniu, a ja w tym momencie naprawdę ucieszyłem się, że nie zdążyłem nic zjeść na urodzinach Lu.
— Tym razem przyniosłem wino — odezwałem się, powodując, że dziewczyna zaprzestała mieszania czegoś na głębokiej patelni. Odwróciła głowę w moją stronę. — Uznałem, że jeśli zobaczysz kolejny bukiet kwiatów, to możesz wyrzucić mnie z domu.
Uśmiech rozbawienia rozświetlił jej twarz. Kiwnęła głową.
— To bardzo prawdopodobne — stwierdziła. — Wstawisz je do lodówki? Chociaż na moment, nie lubię ciepłego wina.
— Oczywiście.
Podszedłem do lodówki, nadal ukradkiem zerkając w jej kierunku. Nie potrafiłem nadziwić się temu, że nawet w zwykłym, codziennym wydaniu jest tak zachwycająca. Przy niej czułem się jak skończony idiota. Ona tylko mieszała sos na patelni, a ja nie mogłem oderwać od niej spojrzenia.
— Nie gap się na mnie — mruknęła pod nosem.
— Wybacz, to silniejsze ode mnie — uznałem zgodnie z prawdą.
Cassidy uniosła brew, patrząc na mnie nieco podejrzliwie, ale delikatny uśmiech na jej ustach zdradzał, że jestem na dobrej drodze.
— Tak? A to niby dlaczego?
— Już ci to powiedziałem. Bo jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem.
W reakcji na moje słowa jej kąciki na krótki moment uniosły się jeszcze mocniej, ale szybko zreflektowała się, poważniejąc i wlepiając wzrok w patelnię. Zrobiłem krok w jej kierunku, stawając tuż za jej plecami.
— Widocznie mało kobiet w życiu spotkałeś. Musisz się lepiej rozejrzeć. Może załóż konto na portalu randkowym?
— Nie mam potrzeby poznawać już żadnej innej kobiety — wyszeptałem, nachylając się nad jej uchem.
Spięła łopatki, prostując przy tym plecy. Czułem, jak jej oddech na moment się zatrzymuje, by po chwili głośno zaciągnęła się powietrzem. Niepewnie odłożyła dużą łyżkę, którą dotychczas mieszała sos i odwróciła się na pięcie w moim kierunku. Uniosła brodę, nawiazując ze mną kontakt wzrokowy. Brązowe, duże oczy wpatrywały się we mnie w sposób, którego nie potrafiłem rozszyfrować.
— A więc nadal próbujesz? — spytała.
— Ani na moment nie przestałem, Cassidy.
— Dlaczego?
Wywróciłem oczami.
— Przecież już to mówiłem. Chcę cię lepiej poznać. Robisz ze mną naprawdę dziwne rzeczy, których nie rozumiem i jeśli nie zrozumiem, to oszaleję.
— Odwiedzę cię w psychiatryku — odcięła z zadziornym uśmiechem.
— Chyba będziesz musiała — stwierdziłem, nadal stojąc tuż za nią.
Zapach jej słodkich perfum drażnił moje nozdrza, sprawiając, że wszystko, co czułem będąc w jej obecności było intensywniejsze.
— Twoje teksty na podryw są żenujące. Chyba powinieneś skorzystać z oferty Suzanny, ona jako jedyna jest gotowa przymknąć na to oko. Albo
faktycznie na to poleciała, nie wiem.
Na samo wspomnienie o Suzannie, uśmiech zszedł z moich ust. Westchnąłem ciężko, co nie uszło uwadze Cassidy. Spojrzała na mnie przez ramię, posyłając mi pytające spojrzenie.
— Coś nie tak? — spytała z wyczuwalną niepewnością w głosie, a ja jedynie kiwnąłem głową.
Czy zwierzanie się jej w takiej sprawie było rozsądne? Zapewne nie. Ale w tamtym momencie miałem to głęboko. Po prostu chciałem komuś o tym opowiedzieć, a ona była tuż obok.
Oparłem się lędźwiami o krawędź blatu, zakładając ręce na piersi.
— Dzisiaj jest przyjęcie urodzinowe mojej chrześnicy — zacząłem, ale nie dane było mi dokończyć, bo brunetka niemalże od razu mi przerwała.
— To co ty tutaj robisz? Powinieneś świętować z bliskimi.
— Taki był plan, a potem moja mama przyprowadziła Suzannę.
— Po co?
Mimowolnie uśmiechnąłem się, widząc zainteresowanie na jej twarzy, które próbowała maskować. Nieustannie mieszała sos, rzucając mi ukradkowe spojrzenia, zupełnie, jakby bała się, że jeśli będzie mi się zbyt długo przyglądać, to zdradzi się z tym, że aż tak bardzo interesuje ją to, co wydarzyło się na imprezie.
— Nie mam bladego pojęcia. — Wzruszyłem ramionami. — Ona chyba nadal sądzi, że kiedyś się z nią ożenię i próbuje wprowadzać ją do rodziny małymi krokami.
Cassidy westchnęła ciężko, po czym wyłączyła płytę indukcyjną.
— Przepraszam, że przerwę ten ważny temat, ale możemy dokończyć przy posiłku? — spytała. — Chyba, że nie jesteś głodny.
— Tak pięknej kobiecie się nie odmawia. — Spojrzała na mnie z politowaniem. — Mówię tylko prawdę, panienko.
— Skoro tak, to zabierz sos do stołu, a ja wezmę kieliszki do wina.
Kiwnąłem głową, obserwując, jak wyciąga z jednej z szafek dwa kieliszki. Zgarnąłem głęboką patelnię z płyty indukcyjnej i podążyłem za nią w kierunku nakrytego stołu. Ugotowany makaron stał już na środku w eleganckim półmisku, a po obu stronach leżały dwa talerze. Cassidy postawiła obok każdego z nich kieliszek, a ja zostawiłem sos tuż obok makaronu.
— Mam nadzieję, że będzie ci smakować, bo kucharka ze mnie raczej średnia — odezwała się, zajmując przy tym jedno z miejsc.
Usiadłem na przeciwko niej, obserwując, jak nakłada na swój talerz makaron.
— Zapraszasz mnie na randkę i na wstępie próbujesz mnie zniechęcić?
Podniosła wzrok i wbiła we mnie zdziwione spojrzenie. Wzruszyłem ramionami, unosząc kącik ust.
— Jaka randka? Chyba coś źle zrozumiałeś.
— Zrozumiałem tak, jak chciałem zrozumieć.
— To ja mam rozumieć, że następnym razem to ty zaprosisz mnie do siebie na obiad? — Uniosła brew.
Kiwnąłem głową, po czym przejąłem od niej miskę z makaronem. Szczerze mówiąc, nie byłem wybitnie głodny, bo Violet zdążyła na wejściu poczęstować mnie ciastem, które miałem, jak zwykle, wytestować, potem wypiłem piwo z bratem przy grillu i zjedliśmy po kawałku karkówki, obserwując dzieciaki. Ale nie miałem serca powiedzieć jej, że nie zjem tego, co ugotowała. Zwłaszcza, że sam chciałem zaprosić ją na obiad.
— Na kolację ze śniadaniem — rzuciłem zaczepnie, na co dziewczyna wywróciła oczami.
— Powtórzę to po raz kolejny: jesteś zbyt pewny siebie — stwierdziła, choć na jej twarzy błąkał się uśmiech, który ją zdradzał.
— Być może, panienko, być może.
— Mogę cię o coś zapytać? — spytała nawijając makaron na widelec, a ja bez zastanowienia potaknąłem. — To prawda, że twoja mama zakazuje ci bliższych relacji z modelkami, które dla niej pracują?
Przełknąłem ciężko ślinę, słysząc jej pytanie, ale kiwnąłem głową.
Nie spodziewałem się, że o to zapyta. Żadna z nich nigdy w sumie nie pytała o to wprost. Większości dziewczyn, z którymi miałem bliższą relację nie robiło to żadnej różnicy. Myślę, że spora część z nich doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że to raczej przelotny związek, więc ważniejsze niż podbijanie mojego serca na przekór mojej matce, było dla nich to, że mogły się potem pochwalić koleżankom, że ze mną spały.
A teraz siedzę na przeciwko jednej z nich, jedząc makaron, który przygotowała i nie mając przy tym bladego pojęcia, co ona tak właściwie ze mną robi.
I co ja tutaj robię też do końca nie wiedziałem. Wszystko, co było związane z Cassidy było dla mnie jedną wielką niewiadomą. Była piękna, zachwycała mnie tak, jak jeszcze żadna inna kobieta wcześniej. Dobrze mi się z nią rozmawiało, lubiłem, gdy na jej usta wpływał ten zazdrosny uśmiech, gdy chciała mnie zdenerwować. Podobało mi się to, że czułem, że moja obecność nie jest jej obojętna i gdy jestem obok, szaleje, być może tak samo mocno jak ja.
Ale ni cholery nie podobało mi się to, że nie miałem pojęcia, co tak właściwie mam z tym zrobić.
— Jakby to... mama nie lubi mieszać życia zawodowego z prywatnym. Chce, żeby modelki skupiały się na pracy, a nie na...
— Na romansach — przerwała mi, na co potaknąłem. — To co w takim razie tutaj robisz?
— Dokładnie to samo co ty — odpowiedziałem, skupiając się na nawijaniu makaronu na widelec.
Brunetka jęknęła przeciągle, wyraźnie niezadowolona z mojej odpowiedzi.
— To wszystko się dla mnie źle skończy — wymamrotała.
Uniosłem wzrok znad talerza. Cassidy wpatrywała się w okno, które znajdowało się po jej prawej stronie. Nie wyglądała, jakby to, co powiedziała było żartem czy chociażby ironią. Chyba naprawdę martwiła się, że to, że mam z nią inną relację, niż z innymi modelkami, będzie miało dla niej negatywne konsekwencje. Nie mogłem się dziwić temu, że nie miała do mnie zaufania. Nie wiem w sumie, w którym momencie tak właściwie miała mi zaufać, skoro nasza dotychczasowa znajomość wyglądała tak, a nie inaczej. Docinaliśmy sobie, flirtowaliśmy ze sobą, czasem kłóciliśmy, ale tak w zasadzie nie poznaliśmy się lepiej, nie pokazałem jej w żaden sposób, że może mi zaufać.
Ale naprawdę tego chciałem.
W jakiś dziwny sposób chciałem pozyskać jej zaufanie i sprawić, by ta znajomość weszła na inny poziom. Przerażało mnie to, bo nigdy nie chciałem związać się z kimkolwiek, a przy niej czułem, że mógłbym być tylko dla niej.
Na wyłączność.
Przesunąłem dłoń po blacie stołu w kierunku jej ręki, która swobodnie leżała tuż obok talerza i nakryłem jej skórę moją. Gwałtownie odwróciła głowę od okna, najpierw spoglądając na mnie, a potem na nasze dłonie. Nie umknęło mojej uwadze, że przełknęła ciężko ślinę, ale nie zabrała ręki, co wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy.
— Wiem, że zapewne nie wierzysz w nic, co mówię, ale mówię szczerze. Nie pozwolę, żeby twoja praca jakkolwiek ucierpiała przez to, że nie potrafię się od ciebie odczepić.
— I jak niby chcesz mi to zagwarantować?
— Musisz mi zaufać.
Nie mogłem jej w tym momencie powiedzieć wszystkiego, co kłębiło się w mojej głowie. Tego, że w jakiś niewytłumaczalny sposób jeden pocałunek z nią zmienił wszystko, co dotychczas zakładałem w swoim trzydziestoletnim życiu. Tego, że chcę od niej więcej, niż zwykłego romansu i moja matka nie jest w stanie mi tego zabronić.
Przecież uciekłaby ode mnie w podskokach. Ona cały czas uważa, że każdy komplement, jaki kieruję do niej, jest przepełniony sarkazmem.
— Mam inne wyjście? To ty tutaj rozdajesz karty — westchnęła ciężko.
Pokręciłem głową.
— Nie, panienko. To ty masz tutaj władzę.
— Gdyby ktokolwiek się dowiedział o wszystkim, co się między naszą dwójką zadziało, to ja poniosłabym konsekwencje, nie ty.
— Przecież powiedziałem ci, że nic ci nie grozi. Twój kontrakt jest bezpieczny.
— Nieważne — ucięła temat, co bardzo mi się niw spodobało, ale wiedziałem, że namawianiem jej nic nie zdziałam. — Co z tą Suzie?
Wzruszyłem ramionami.
— A co ma być? Przez krótki romans władowałem się w jakąś chorą sytuację. Moja mama oszalała, bo uznała, że to znaczy, że planuję z nią przyszłość, chociaż dowiedziała się tak w zasadzie kilka miesięcy po tym, jak wszystko skończyłem.
Cassidy zachichotała cicho, a ja posłałem jej pytające spojrzenie.
— To naprawdę lepiej, żeby się nie dowiedziała o innych twoich romansach, bo zrobi casting na twoją przyszłą żonę.
Zmusiłem się do uniesienia kącika ust. Mogłaby robić taki casting, ale dla mnie zwyciężczyni była jedna już na starcie.
— Nie wiem, jakimi słowami mam do niej dotrzeć. Co zrobić, żeby przestała z tą fanaberią.
— A czemu po prostu się z nią nie ożenisz? — spytała, a ja spojrzałem na nią pytająco, zupełnie nie rozumiejąc tego, co właśnie powiedziała. — Suzannie raczej nie zależy na tym, żeby tworzyć udane, kochające się małżeństwo, skoro ciągle się tak upodla. Ją zadowoli twoje nazwisko i to, że w końcu będzie mogła mówić, że jest twoją żoną. Twoja mama da ci spokój, o który chyba ci chodzi.
Westchnąłem ciężko.
— Nie chcę się żenić dla świętego spokoju.
— Nie?
Nie wiedzieć czemu, ale zrobiło mi się w dziwny sposób przykro, że odbiera mnie w taki sposób.
— Nie. Nie jestem przeciwnikiem małżeństwa. Po prostu... to musi być ktoś, z kim naprawdę będę chciał spędzić resztę życia.
Ktoś taki jak ty.
— Czyli co? William McCain wierzy w miłość?
— Dokładnie tak, panienko. Wierzy i to bardzo.
-***
PRZEPRASZAM
naprawdę, wiem, że poleciałam w kulki.
Ale ten początek roku to jakiś armagedon. Dopadło mnie wypalenie, zawodowe, życiowe i wszystko na raz. Musiałam poskładać wszystko do kupy.
Więc dziś taki krótszy rozdział, bo planowo miał taki być, więc uznałam, że nie będę tego zmieniac. A w następnym.. LA baby 🫶🏻
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście!!
Buzi,
mrsgabrielleexx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top