13. Przekonajmy się

#finestwatt

Proszę każdego o gwiazdkę, komentarz i jakiegoś tweeta!

William

Nie bywałem na każdym bankiecie organizowanym przez moją matkę, bo było ich dość sporo, a mnie one niesamowicie nudziły. Ona uwielbiała taki sposób wystawnego pokazania swojego imperium i tego, jak duży sukces udało jej się odnieść. Ryan całkowicie odciął się od publicznego pokazywania się na tego typu wydarzeniach, głównie ze względu na dzieci, co było w pełni zrozumiałe. Zresztą, on nigdy nie lubił blasku fleszy i faktu, że jego rodzina jest rozpoznawalna. Jak mało kto cenił sobie prywatność i rodzinną atmosferę. Wolał wieczory spędzane ze swoją żoną i dzieciakami i czasami, gdy na to patrzyłem, nieco zazdrościłem mu tego, że w końcu znalazł swoje miejsce na ziemi w gronie najważniejszych dla niego osób.

Choć na ostatniej imprezie sponiewierał się solidnie i Violet nie była zadowolona z tego, w jakim stanie zobaczyła męża po otworzeniu mu drzwi.

Jakoś ją podobno udobruchał, ale nie zamierzałem wchodzić w szczegóły.

Ja, w przeciwieństwie do mojego brata, czasami lubiłem korzystać z faktu, że moje nazwisko było znane w Nowym Jorku i nie tylko. Moi rodzice osiągneli spory sukces na płaszczyźnie zawodowej i skłamałbym mówiąc, że nie ułatwiło mi to wiele w życiu. Co prawda, czasem sprawiało także nieprzyjemności i zabierało prywatność, ale dało się do tego przyzwyczaić. A dziś planowałem pojawić się na jednym z bankietów mojej matki, odgrywając rolę zaangażowanego syna, choć w rzeczywistości głównym powodem, dla którego się tam wybierałem była pewna przepiękna brunetka, która ostatnimi czasy skutecznie zaprzątała moje myśli. I coraz bardziej docierało do mnie, że zaczynałem solidnie świrować.

Nieco mnie to przerażało, ale i tak w tym momencie stałem w windzie, dzierżąc w dłoniach jej suknię na dzisiejszy wieczór, starannie zapakowaną w pokrowiec z logo domu mody. Jasne, mógł to zrobić ktoś z pracowników domu mody i nie musiała to być narzekająca na nadmiar obowiązków Suzie, ale okazja do spotkania się z Cassidy sam na sam i zobaczenie jej w tej kreacji jako pierwszy, była zbyt kusząca.

Winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze, a ja wysiadłem z niej, po raz kolejny sprawdzając w wiadomościach od Suzie, w którym mieszkaniu mieszkała Cassidy. Po przejściu kilku kroków w głąb korytarza okazało się to zbędne, bo drzwi były uchylone, a na całym piętrze słychać było radosne, damskie śmiechy. Przystanąłem i niepewnie zajrzałem do środka, by dostrzec Cassidy i dwie inne modelki, otoczone makijażystkami i fryzjerkami. Mimowolnie uśmiechnąłem się, widząc jej rozweseloną buzię. Jako pierwsza zauważyła mnie blondynka, z którą, z tego co zdążyłem zauważyć, dość blisko trzymała się Wells. Miała chyba na imię Evelyn, ale nie byłem tego w stu procentach pewien. Szepnęła coś do brunetki, a ona gwałtownie odwróciła głowę w kierunku drzwi i zablokowała spojrzenie na mojej sylwetce. Przełknąłem ciężko ślinę.

Wyglądała niesamowicie, nawet z tymi wałkami na głowie. Subtelny makijaż podkreślał wszystko, co w niej najpiękniejsze, uwydatniając brązowe, duże oczy i pełne usta, które pokryte jakimś świecącym czymś, wydawały się być jeszcze pełniejsze, niż zazwyczaj. Miałem ochotę scałować z nich to badziewie, choć zapewne było drogie i jej makijażystka by mnie za to zabiła.

No i sama Cassidy pewnie też.

– Przeszkadzam?  – odezwałem się w końcu, a ona potrząsnęła głową, jakby właśnie wyrwano ją z transu.

Cóż, rozumiałem to w stu procentach, bo sam się tak czułem przez dobre kilkanaście sekund, przypatrując się jej jak jakiś psychol.

– Jeszcze nie skończyłyśmy  – odezwała się jedna ze stylistek, zupełnie, jakby ktoś pytał ją o zdanie.

Całkowicie zignorowałem jej uwagę, nadal skupiając się w stu procentach na brunetce.

– Przywiozłem sukienkę Cassidy na dzisiejszy wieczór. Gdzie mam ją odłożyć?

– Gdziekolwiek. Dziękuję.

Wszedłem w głąb mieszkania, po czym przewiesiłem suknię przez jedno z krzeseł, które stało przy stole.

– Ile czasu jeszcze potrzebujecie?  – spytałem, ukradkiem spoglądając na zegarek.  – Mam dostarczyć Cassidy na dzisiejszy bankiet.

Przeniosłem wzrok na brunetkę, która zmarszczyła brwi, wyraźnie zaskoczona moimi słowami. No tak, nie miała o tym pojęcia. Nikt nie miał, poza mną. Bo generalnie rzecz biorąc, nikt nie kazał mi dzisiejszego wieczoru zostawać jej  szoferem. Ale ona nie musiała o tym wiedzieć.

– Przecież twoja mama mówiła, że zostaną podstawione samochody, które mają nas zabrać na miejsce  – stwierdziła.

– Twój już został podstawiony. Ze mną na miejscu kierowcy.

Wywróciła oczami, ale dostrzegłem, że kącik jej ust drgnął ku górze. Myślę, że zrozumiała, że to wcale nie było polecenie Meredith, a moja inicjatywa. A jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Uśmiechnęła się jedynie, po czym upiła łyka szampana, którego trzymała w dłoni, a następnie wskazała na wolny fotel.

— W takim razie, mój kierowco, będziesz musiał na mnie trochę poczekać.

— Z największą przyjemnością.

Opadłem na mebel. Jedna z fryzjerek zaczęła ściągać z jej głowy wałki, a następnie stylizować włosy, najwyraźniej planując upiąć je w koka. Nie miałem bladego pojęcia, co dokładnie robiły na jej głowie i jakimi dziadostwami je psikały, ale byłem pewien, że to wszystko nie było potrzebne. Ona i tak przez cały czas wyglądała tak, że zapierało mi dech w piersiach.

— Twoja mama narzekała na to, że musieli przerabiać tę sukienkę? — spytała.

— Nie, dlaczego miałaby na to narzekać? To normalne, że czasem trzeba dopasować ubrania pod wasze wymiary.

— Suzie dała do mi zrozumienia, że to duży problem.

Wywróciłem oczami i chciałem się odezwać, ale uprzedziła mnie jedna z koleżanek Cassidy.

— Ona sama jest problemem — parsknęła brunetka. — Ma jakiś kompleks tego, że sama ma niewymiarowy tyłek, a ty masz wszystko, czego ona by chciała. W tym uwagę niektórych osób. — Posłała mi znaczące spojrzenie, uśmiechając się przy tym nieznacznie.

No cóż. Miała całkowitą rację.

I na dodatek chyba byłem bardziej oczywisty w tym, że kiedy Cassidy była obok mnie, nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, niż mi się wydawało.

— Nie możesz tak mówić — upomniała ją Wells, wyraźnie zakłopotana tym, że jej znajoma powiedziała coś takiego na głos przy mnie.

— Ma rację — wtrąciłem. — Jest zwyczajnie zazdrosna.

— Nie ma o co — mruknęła.

— Jestem odmiennego zdania.

Brunetka wywróciła oczami, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Chwilę później fryzjerka oznajmiła, że już skończyła swoją pracę. Dziewczyna podziękowała jej za przygotowanie jej, po czym zgarnęła pokrowiec z suknią z fotela i zniknęła w swojej sypialni, by móc się przebrać. Krótko po niej w jej ślady poszły pozostałe dwie modelki, które, od razu po tym, jak ich stylistki skończyły pracę, pożegnały się i wróciły do swoich mieszkań, żeby tam przebrać się w swoje suknie. Widziałem, że wszystkie były podekscytowane tym wydarzeniem i wcale im się nie dziwiłem, bo to było ich pierwsze wydarzenie pod szyldem Domu Mody McCain.

— Ciebie też trzeba uczesać? — spytała zaczepnie jedna z fryzjerek.

Uniosłem wzrok i skrzywiłem się, widząc jej uśmiech.

— Nie, ja już jestem gotowy. Możecie się zbierać, bo zaraz musimy wyjeżdżać.

Kiwnęła jedynie głową, po czym dołączyła do swoich koleżanek i zaczęła pakować swoje manatki. Jej entuzjazm wyraźnie przygasł. Nie kojarzyłem jej z domu mody, ale nie było w tym nic dziwnego, skoro nie bywałem zbyt często na tym dziale. Ich kuferki były spakowane kilka minut później, a cała szóstka opuściła mieszkanie.

Zostaliśmy sami.

Ja i gwiazda dzisiejszego wieczoru.

Podniosłem się z fotela, po czym ruszyłem krótkim korytarzem w kierunku drzwi, za którymi zniknęła brunetka. Delikatnie zapukałem w drewno, zanim postanowiłem wejść do środka.

— Nie wiem, która to z was, ale potrzebuję, żebyście zapięły mi to ustrojstwo. Pomożecie?

Mój puls nieznacznie przyspieszył, gdy usłyszałem jej prośbę. Przez moment kalkulowałem w głowie, czy powinienem wejść do środka, czy najpierw się odezwać, że to ja, ale koniec końców postanowiłem zaryzykować.

Najwyżej się wścieknie.

Nacisnąłem na klamkę, po czym cicho przekroczyłem próg. Dziewczyna stała przy dużym oknie i obserwowała panoramę miasta, która się za nim rozciągała. Trzymała za poły rozchodzącego się na plecach materiału, oczekując pomocy w zapięciu go.

Moje dłonie powolnie powędrowały na odkrytą skórę jej pleców. Gdy moje palce zetknęły się z jej skórą, dziewczyna wzdrygnęła się, ale nadal nie odwróciła głowy w moją stronę. A przecież doskonale wiedziała, że to ja. Gęsia skórka pokryła jej piękne plecy. Przesunąłem palcami wzdłuż jej kręgosłupa, tworząc na nim ścieżkę aż do miejsca, w którym był suwak. Chwyciłem za srebrny kawałek metalu, po czym sprawnie zapiąłem zamek.

Biała suknia idealnie opinała jej smukłe ciało. Wysoki koczek, który został upięty na czubku jej głowy sprawiał, że długa szyja i szczupłe ramiona zostały uwydatnione. Wyglądała jak bogini. Sukienka nie była długa, kończyła się jeszcze przed połową jej uda. Połyskujący materiał sprawiał wrażenie magicznego, gdy mienił się w półmroku, oświetlany jedynie dwoma lampkami stojącymi na stolikach nocnych i światłami miasta, które wpływały do jej sypialni przez okno. Gorsetowa góra, odcięta tuż pod jej biustem i opięty, marszczony dół podkreślały każdy jej atut.

A było ich niesamowicie wiele.

A na domiar tego, pufiaste rękawki w hiszpańskim stylu i puszczony bokiem aż do ziemi kawałek błyszczącego tiulu dodawały tej kreacji uroku. Gdy tak na nią patrzyłem, przypomniały mi się słowa mojego brata z wczorajszego wieczoru.

I po raz pierwszy przez myśl przeszło mi, że Cassidy wyglądała jak kobieta, na którą naprawdę mógłbym czekać przed ołtarzem.

— Nie jesteś Evelyn, ani Adą — odezwała się szeptem, wyrywając mnie z zamyślenia.

— Nie jestem, to prawda — odpowiedziałem, również ściszając głos.

Nie było tu nikogo, kto mógłby nas usłyszeć, ale wydawało mi się, że powiedzenie czegokolwiek na głos zniszczyłoby tę chwilę.

Wciąż stałem za nią, trzymając dłonie na jej plecach.

— Dziękuję za pomoc.

Odwróciła się w moją stronę, zmuszając mnie tym samym do opuszczenia rąk wzdłuż mojego tułowia. Subtelny uśmiech zdobił jej twarz.

— Wyglądasz jak bogini — stwierdziłem zgodnie z prawdą.

— Tak? — spytała retorycznie, ale nie pozwoliła mi nic na to odpowiedzieć. — I dlatego postanowiłeś zostać moim szoferem na dzisiejszy wieczór?

— Dokładnie tak. — Moja dłoń powędrowała na jej talię. Zawahała się, czując mój dotyk, ale nie odtrąciła mnie, co uznałem za dobry znak. — Szoferem i ochroniarzem.

— A po co mi ochroniarz?

Przełknęła ciężko ślinę, gdy rozpocząłem swoją wędrówkę. Sunąłem rękoma wzdłuż jej talii, powoli, ku górze, by następnie przesunąć je na jej plecy i przyciągnąć do siebie.

— Żeby żaden makaroniarz nie oślinił się na twój widok.

— A może chcę, żeby się do mnie ślinił?

— Obawiam się, że twój ochroniarz na to nie pozwoli, panienko — wychrypiałem, nachylając się nad jej uchem.

Nadal trzymałem ją tuż przy sobie i czułem, że moja bliskość wpływa na nią tak samo mocno, jak jej na mnie. To było niesamowicie niepokojące i dziwne, ale zbyt przyjemne, bym mógł odpuścić.

— Nie prosiłam o to.

— Dostałaś go w pakiecie.

— Cóż za niefart.

— Mam ogromną ochotę cię pocałować — wyznałem szczerze, czym zaskoczyłem nie tylko ją, ale i siebie.

To nie było do mnie podobne. Zwykle, gdy chciałem kogoś pocałować, to po prostu to robiłem, a kobiety na to nie narzekały. Lubiły to, a ja lubiłem, gdy mi ulegały. Ale w tym przypadku było jakoś inaczej. Trzymałem ją w swoich ramionach i czułem, jakbym bawił się z nią w kotka i myszkę. Bałem się, że jeden niewłaściwy ruch sprawi, że się spłoszy i ucieknie.

A to było ostatnim, czego chciałem.

— To dlaczego tego nie zrobisz? — odpowiedziała pytaniem po chwili.

— Bo zepsuję twój makijaż. Będzie widać, że starłem ci to ustrojstwo z ust.

Zaśmiała się, słysząc moje wytłumaczenie. Szczerze i pięknie.

— Masz rację. Powinniśmy już jechać, jeśli nie chcemy się spóźnić — stwierdziła, ucinając temat.

A jednak, nadal ani drgnęła i wciąż tkwiła w moich ramionach.

— Gwiazdy zawsze przybywają na końcu.

— Jestem tylko modelką pracującą dla twojej mamy. Z dwoma centymetrami w talii za dużo.

Wywróciłem oczami, słysząc jej uwagę o swoich wymiarach. Moje dłonie natychmiastowo cofnęły się, po czym zacisnąłem palce na jej talii.

— Jest idealna. — Przesunąłem je nieznacznie ku górze. — Jak ty cała.

— Czego ty ode mnie tak właściwie chcesz, co? — spytała, twardo wpatrując się w moje oczy.

Wzruszyłem ramionami.

— Sam tego jeszcze nie wiem — stwierdziłem szczerze. — A ty? Chcesz czegoś ode mnie?

— Sama tego jeszcze nie wiem — odpowiedziała tymi samymi słowami, których ja użyłem dosłownie chwilę temu.

— Zatem musimy się przekonać.

— Tak. Przekonajmy się.

W jej ustach zabrzmiało to jak wyzwanie.

Wyzwanie, którego z całą pewnością zamierzałem się podjąć.

Kiwnąłem głową, po czym niechętnie cofnąłem ręce, a następnie zrobiłem krok w tył, wypuszczając ją ze swoich objęć. Brunetka minęła mnie, po czym zgarnęła z łóżka kopertówkę pasującą do reszty jej stroju.

— Powinnam założyć jakieś większe kolczyki? — spytała, zupełnie, jakbyśmy chwilę temu nie rzucili tak odważnych deklaracji.

— Te pasują idealnie — stwierdziłem szczerze.

Mimo że to było tak proste, banalne pytanie, a ona odpowiedziała mi w podziękowaniu na odpowiedź najzwyklejszym uśmiechem, było w tym coś przyjemnego.

Nigdy wcześniej żadna kobieta nie pytała mnie o to, jakie kolczyki powinna założyć.

— Okej, możemy jechać. Tylko zgarnę jakiś błyszczyk, żebym mogła później poprawić makijaż.

Spojrzała na mnie znacząco, a ja wyprostowałem się pod wpływem jej spojrzenia, jak dzieciak w przedszkolu. Było w tym kolejne rzucone dziś wyzwanie, tym razem przez nią.

Podeszła do toaletki, po czym wysunęła jedną z szuflad, by przejrzeć jej zawartość. Obserwowałem wyraz jej twarzy i sam skrzywiłem się, widząc na niej niezadowolenie.

— Coś się stało? — spytałem, a ona wzruszyła ramionami.

— Nie zabrałam z Anglii mojego błyszczyka z Diora. A nie mogę pokazać się na ich bankiecie z kosmetykiem innej firmy — stwierdziła z przekąsem.

— Trudno. Kupimy po drodze. — Spojrzałem na zegarek. — Zbierajmy się, jeśli nie chcemy się spóźnić.

— Ale... — zaczęła, ale nie pozwoliłem jej dokończyć, bo ruszyłem w stronę wyjścia z sypialni.

— Pośpiesz się. W samochodzie sprawdzisz, gdzie jest najbliższa perfumeria, w której kupimy to ustrojstwo.

Stukot obcasów dał mi znać o tym, że postanowiła się ze mną nie spierać i po prostu odpuściła. Opuściliśmy jej mieszkanie, po czym zjechaliśmy windą na dół. Mój samochód czekał zaparkowany przy krawężniku. Zastanawiałem się, czy poprosić mojego kierowcę o to, żeby przyszedł dzisiaj do pracy, ale uznałem, że wolę pobyć z nią dłużej sam na sam.

Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera, poczekałem, aż w spokoju wsiądzie do środka, a następnie zamknąłem za nią drzwiczki i sam zająłem miejsce za kierownicą.

— Poszukaj, gdzie po drodze kupimy ten błyszczyk — odezwałem się, przerywając panującą między nami ciszę.

Odpaliłem silnik, po czym posłałem jej przelotne spojrzenie.

—Nie musimy, spóźnimy się... — zaczęła, ale nie pozwoliłem jej dokończyć myśli.

— Powiedziałaś, że potrzebujesz na dziś błyszczyka z Diora, więc będziesz go miała. Szukaj, jeśli nie chcesz się spóźnić tak, że moja matka to zauważy.

Wyjechałem na ulicę, oczekując na instrukcję z jej strony odnośnie tego, gdzie mam się zatrzymać po drodze. Po krótkiej chwili podała mi adres perfumerii, przy której zatrzymałem się dziesięć minut później.

— Nie pójdę tam tak ubrana — zaznaczyła, a ja wywróciłem oczami. — No co? Będą na mnie patrzeć, jak na idiotkę.

— I ja mam iść tam i kupić błyszczyk, o którym nie mam pojęcia, tak? — spytałem, a ona bez zastanowienia pokiwała głową.

Westchnąłem ciężko.

— Numerek czternaście.

Wyciągnęła w moim kierunku kartę, którą trzymała za obudową telefonu, a ja jedynie spojrzałem na nią z politowaniem, po czym wysiadłem z samochodu i ruszyłem w kierunku perfumerii.

Nigdy nie byłem w takim miejscu. Moja chrześnica była na to zbyt młoda, a Violet najbadziej kochała dostawać kwiaty. Siostry nie miałem, kobiety, dla której mógłbym kupować kosmetyki tym bardziej.

I właśnie stałem w tej durnej perfumerii, ubrany w elegancki smoking, dla modelki mojej matki, która chyba naprawdę zaczynała robić ze mnie durnia.

— Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

Odwróciłem głowę w kierunku, z którego dobiegł do mnie damski głos.

— Potrzebuję błyszczyka. Z Diora. Numer czternaście — odpowiedziałem krótko, mając nadzieję, że dobrze zapamiętałem to, co podała mi Cassidy.

Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, po czym poprosiła, żebym poszedł za nią. Zatrzymała się przy dużym standzie z dużym logo firmy, po czym kucnęła przy tych śmiesznych błyszczykach w poszukaniu odpowiedniego koloru. Znalazła go po chwili, po czym podniosła się na proste nogi.

— Znalazłam. Jest pan zdecydowany?

— Gdybym nie był, to by mnie tu nie było.

Chwilę później stałem przy kasie, czekając, aż ekspedientka zapakuje dla mnie ten błyszczyk i sam zacząłem zastanawiać się nad swoimi słowami.

Na co byłem zdecydowany? Na zakup durnego błyszczyka? To wiadomo.

Ale nie byłem tu bez celu, w końcu nie zamierzałem go używać na sobie. Kupowałem go dla dziewczyny, która czekała na mnie w samochodzie.

Jakie miałem względem niej zamiary?

Jeszcze tydzień temu powiedziałbym, że chcę ją mieć pod sobą, w łóżku, taką, jak ją Pan Bóg stworzył.

Ale teraz nie byłem tego taki pewny. Nie po tym, co dziś przebiegło mi przez myśl.

Przyłożyłem kartę do terminala, a gdy na niewielkim ekranie pojawiła się zielona ikonka, chwyciłem niewielką papierową torbę, w którą był zapakowany błyszczyk.

— Pańska dziewczyna na pewno będzie zadowolona. Dziękujemy za zakupy i zapraszamy ponownie. — Blondynka uśmiechnęła się do mnie pogodnie, wysuwając na blat paragon, który zignorowałem.

Ta.

Pańska dziewczyna.

William, kurwa mać, co ty wyprawiasz?

***

HEEEEEEJ!!!

Mamy rozdział 13. Podzieliłam go na dwa względem tego, co planowałam, bo wyszedłby zdecydowanie za długi.

Dla Was fajnie, ale ja potem zaczynam skracać pewne rzeczy, a ten bankiet musi byc napisany solidnie.

Dziękuję za 5 tysięcy wyświetleń!

Czekam na Wasze opinie!!

Buzi,

mrsgabriellee XX

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top