12. Jest piękna

#finestwatt < proszę o aktywność!!

William

— Dziś robię się na sztywno — oznajmił Anthony, gdy tylko barman postawił przed nami trzy literatki z alkoholem.

— Ja dziś ostrożnie — odpowiedział mu Ryan, chwytając między palce jedną ze szklanek.

Anthony parsknął cicho, słysząc jego słowa.

— Jeśli to jest to, co małżeństwo robi z człowiekiem, to trzymajcie mnie od tego z daleka — zadrwił.

Cóż, miał trochę racji, w tym, co mówił. Wyjścia z Ryanem, odkąd został mężem, a później ojcem, stały się rzadkością. A gdy już się zdarzały, w niczym nie przypominały tych z czasów jego kawalerstwa.

— Mówisz tak, jakby któraś cię chciała — podsumował mój brat, na co cicho zaśmiałem się pod nosem.

Nie uciekło to jednak uwadze mojego przyjaciela, który posłał mi gniewne spojrzenie.

— Przypominam ci, że ty też nie rwiesz się przed ołtarz.

— I co z tego? — Wzruszyłem ramionami, po czym upiłem łyk drinka.

— Zastanów się, po której stronie mocy stoisz. — Wytknął palcem w moim kierunku. — Chyba, że nadal skaczesz wokół tej Angielki i twoje plany się zmieniły.

Zmrużyłem oczy, posyłając mu wymowne spojrzenie. Celowo nie wspominałem ani słowa o Cassidy przy mojej rodzinie. Po pierwsze dlatego, że była modelką mojej mamy, a po drugie, nie miałem względem niej tak poważnych zamiarów. Kręciła mnie i wiedziałem, że nie odpuszczę, póki nie dopnę swego, ale nie planowałem życia u jej boku.

— Jakiej Angielki? Czemu nic mi o tym nie wiadomo? — zainteresował się Ryan.

Wywróciłem oczami, a Tony uśmiechnął się do mnie przepraszająco. Przynajmniej zaczaił, że zjebał sprawę.

— Bo to nic, o czym warto by mówić — burknąłem, na co Anthony parsknął śmiechem.

— Taa, kurwa, nic. Ostatnio odwołał nasze spotkanie piętnaście minut przed, bo musiał ją zawieść na spotkanie do domu mody.

Czyli nie zaczaił.

No debil.

— Po chuj do domu mody? — spytał Ryan, po czym, gdy odpowiedziała mu cisza, a do niego dotarło, o co chodzi, wytrzeszczył oczy i utkwił je we mnie. — Tylko mi nie mów, że...

— Jest modelką na kontrakcie, tak. I co z tego? — Wzruszyłem ramionami.

— I na co ty liczysz? Przecież mama się wścieknie. Dobrze wiesz, jakie ma podejście do startowania do jej modelek.

— Nie ma na co się wściec. Nic mnie z nią nie łączy — stwierdziłem zgodnie z prawdą.

Ryan kiwnął głową bez przekonania, po czym przeniósł wzrok na mojego przyjaciela. No tak, mogłem się domyślić, że mi nie uwierzy w to, co powiedziałem. To było więcej, niż pewne.

— Ładna chociaż jakaś? — spytał go, zupełnie ignorując moją obecność.

— Sam bym ją puknął, gdyby nie ten tu. — Tony wskazał głową w moim kierunku.

— To jeszcze nie świadczy o tym, że jest ładna. Ty byś każdą puknął — zauważył słusznie mój brat.

Tony wywrócił oczami, ale nie skomentował w żaden sposób jego słów. Odchrząknąłem, po czym upiłem łyk alkoholu. Ciecz spłynęła w dół mojego gardła, drażniąc je przy tym delikatnie.

— Cassidy jest piękna — odezwałem się w końcu, skupiając na sobie uwagę obu moich dzisiejszych towarzyszy. — Pierwsze, co pomyślałem, gdy ją zobaczyłem, to to, że to najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widziałem.

Ryan, który akurat pił, zaczął gwałtownie kaszleć. Poklepałem go po plecach, oczekując, aż się uspokoi.

— Ty się dobrze czujesz? — spytał, gdy się ogarnął. — Najpiękniejsza kobieta? Ty to powiedziałeś?

— I co z tego? Taka prawda. Sam byś tak stwierdził, gdybyś ją zobaczył.

Brunet natychmiastowo pokręcił głową, po czym uniósł dłoń, na której błyszczała złota obrączka.

— Ja już mam swój numer jeden. Ja pierdolę, Violet padnie, jak jej powiem, że Willy się zakochał.

Westchnąłem ciężko, słysząc jego słowa.

— Po pierwsze: w nikim się nie zakochałem, po drugie: masz zakaz chociażby piśnięcia słówkiem swojej wspaniałej żonie o Cassidy.

— Czemu? Ona czeka na dzień, w którym w końcu ty albo jej brat przeprowadzicie jakąś kobietę, z którą będzie mogła sobie poplotkować.

— No to niech jej brat szuka panienki — mruknąłem.

Doskonale wiedziałem, o czym mówił Ryan. Vi powtarzała mi to wielokrotnie. Miała wiele przyjaciółek, ale w rodzinnym gronie, nie licząc mojej i jej mamy, była otoczona samymi facetami. Brakowało jej szwagierki lub bratowej, z którą mogłaby poplotkować podczas rodzinnych spotkań. Moja mama ją bardzo lubiła, ale ona i tak trzymała między nimi pewien dystans, za co nie można jej winić. W końcu była jej teściową.

— Nie rozumiem cię. Chyba serio chcesz, żeby matka w końcu zaciągnęła cię przed ołtarz z tą pożal się Boże, Suzanną. Ona wiecznie nie będzie czekać, aż sobie kogoś znajdziesz, znasz ją.

Westchnąłem ciężko.

— To moje życie, mama mogła ciągać mnie do dentysty jak miałem siedem lat. Jak spotkam kobietę, z którą będę chciał się ożenić, to to zrobię. I na pewno nie będzie to Suzie.

— Vi by się załamała, gdyby to była Suzie.

— Nie tylko ona. Bierz się za Cassidy, bo jak nie, to cię ubiegnę — dorzucił swoje, jak zwykle durne, trzy grosze Anthony.

— Tylko spróbuj — warknąłem, a on zaśmiał się głośno.

— Pierdolony pies sąsiada. Sam nie weźmie, a drugiemu nie da.

Wywróciłem oczami, słysząc jego słowa, po czym odwróciłem się tyłem do baru i oparłem o blat łokciem. Rozejrzałem się po dużym lokalu. Klub, jak zwykle w piątkowe wieczory, tętnił życiem. Lubiłem klimat tego miejsca i wcale nie dziwiłem się, że Lust stało się jednym z popularniejszych klubów na mapie Nowego Jorku.

— To, że nie zamierzam się z nią żenić, nie oznacza, że niczego od niej nie chcę — stwierdziłem zgodnie z prawdą.

— Nie ogarniam cię — stwierdził Ryan. — Poznałeś fajną laskę, a nawet nie chcesz dać sobie szansy na coś więcej. No chyba, że jest tak pusta, że poza ładną buźką i fajnym tyłkiem nie ma nic więcej do zaoferowania.

— Lubię z nią rozmawiać — stwierdziłem szczerze.

— A z nią? — spytał Tony, kiwając głową w prawo.

Zwróciłem swoje spojrzenie w tamtym kierunku i z trudem pohamowałem chęć, by wywrócić oczami i westchnąć ciężko, gdy dostrzegłem zmierzającą w naszym kierunku Suzie. Czarna, krótka sukienka opinała jej ciało, podkreślając kształty, których z pewnością jej nie brakowało. Uwielbiała czarny kolor i rzadko można było spotkać ją w innym wydaniu. Doskonale wiedziałem, że było to też po części spowodowane tym, że uważała, że czarny wyszczupla, a niewątpliwie miała kompleks związany z tym, że na co dzień przebywała wśród dużo drobniejszych od siebie modelek, ale według mnie nie było to potrzebne.

Suzie była piękną kobietą i nie można było jej tego odmówić.

Ale odkąd na nowojorskiej ziemi postawiła nogę Cassidy Wells, Suzanna wypadała w moich oczach jedynie przeciętnie.

— Czyżby moja przyszła bratowa wyczuła, że ma konkurencję? — spytał sarkastycznie stojący obok mnie, na co wywróciłem oczami.

— Weź, bo się porzygam — odpowiedział mu Tony.

Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo Suzie stanęła tuż przy nas.

A z całą pewnością miałem na końcu języka, że Cassidy nie ma żadnej konkurencji. Może nawet nie na końcu, a na początku, ale nieważne.

— Cóż za rzadkie zjawisko — zaczęła, po czym przybliżyła się, by ucałować mój policzek. — Obu braci McCain w jednym miejscu i to w dodatku nie na rodzinnym obiadku. Rzadki widok.

Anthony parsknął, słysząc jej słowa.

— Skąd ty możesz wiedzieć, że widują się tylko na rodzinnych obiadach, skoro nikt cię na nie nie zaprasza? — spytał uszczypliwie blondyn, co widocznie zdenerwowało Suzie. — I nigdy nie zaprosi?

Zacisnęła dłoń w piąstkę, ale z całych sił starała się opanować zdenerwowanie wywoływane komentarzem mojego przyjaciela. Fakt, był nieco drastyczny, ale nie powiedział nic, co nie byłoby prawdą. Już dawno temu jasno określiłem naszą sytuację i jeśli ona nadal miała nadzieję na coś więcej z mojej strony, to była w dużym błędzie.

Nie wiem, jaki akt desperacji musiałby posunąć mnie do tego, żebym zechciał ożenić się z Suzie.

— Jesteś wrednym kutasem, wiesz o tym? — odpowiedziała mu w końcu, a na jego twarzy wykwitł uśmiech.

— Nie pierwszy raz to słyszę. Niektórych prawda boli.

— Żebyś się nie zdziwił — rzuciła do niego, zupełnie jakby podjęła jakieś wyzwanie.

Czerwona lampka natychmiastowo zapaliła się w mojej głowie, gdy dotarły do mnie jej słowa. Nie było tu miejsca na żadne wyzwania i zdziwienie.

— Dobra, starczy — wtrąciłem, nim którekolwiek z nich zdążyło powiedzieć cokolwiek więcej. — Co tu robisz?

— To, co większość ludzi w piątkowy wieczór w klubie. Moje towarzystwo jeszcze nie dotarło, ale na szczęście mam z kim poczekać — stwierdziła, po czym machnęła ręką w kierunku barmana, który ruszył w naszym kierunku.

— Na nasze nieszczęście, chciałaś raczej powiedzieć — odburknął Tony, po czym jednym haustem opróżnił swoją literatkę. — Jeszcze jedno. Albo dwa, żeby łatwiej było mi ją znosić — rzucił w stronę pracownika, który do nas podszedł.

— A mi nie zamówisz drinka? Co z ciebie za dżentelmen?

— No tak, wybacz, gdzie moje maniery — westchnął teatralnie. — Macie jeszcze te drinki z menu halloweenowego? Jak to było? Koktajl wiedźmy?

Spojrzeliśmy na siebie z Ryanem, oboje z trudnej hamując śmiech. Nie było sensu wtrącać się w ich docinki, jeśli nie chcieliśmy oberwać rykoszetem. Suzie mogłaby się obrazić też na nas, gdybyśmy pokazali, że rozbawił nas tekst Anthony'ego, a ja nie potrzebowałem jej wkurwu do kompletu tego weekendu.

— Nie pomagasz przygotowywać mamie bankietu? — spytałem, przerywając ich wymianę zdań.

Blondynka przeniosła spojrzenie na mnie, a jej wzrok od razu złagodniał, co uznałem za swój mały osobisty sukces.

— Nie, już wszystko ogarnięte. Wszyscy wykonawcy się spisali, na sam koniec miałyśmy jeszcze tylko dopasowanie sukni Cassidy na jutro i tak naprawdę nic więcej do roboty tam nie było. Twoja mama też wróciła już do domu. Znowu narzekała na to, że Cassidy ma za dużo w talii, nie mam pojęcia, dlaczego tak bardzo uparłeś się na nią — stwierdziła z przekąsem.

Zacisnąłem szczękę, słysząc jej uwagę. Nie chciałem dać po sobie poznać, jak wkurzyła mnie ta wstawka, bo zależało mi na tym, żeby Suzie nie ogarnęła, że mam względem Cassidy inne plany, niż wobec reszty modelek, ale było to ciężkie.

— Przecież ona ma talię osy — wtrącił się Tony, za co byłem mu wdzięczny. — Nie wiem, w czym Meredith ma problem, dawno nie miała tak ładnej modelki, jak Cassidy.

— Ubrania były uszyte w nieco innych proporcjach i teraz trzeba popuścić szewki na bokach, żeby się wbiła w tę kieckę. Dokłada nam roboty. Jeszcze jutro ktoś będzie musiał jej dostarczyć tę sukienkę, bo krawcowa musi ją poprawiać na ostatnią chwilę. Nie wszystko jest takie proste, jak w twojej zakutej głowie, Anthony.

Doskonale widziałem, że Ryan zerkał w moim kierunku, chcąc zaobserwować moją reakcję. A ja wkurzałem się coraz bardziej z każdym kolejnym słowem Suzanny. Rozmawiałem ostatnio z mamą o tym, co mówiła o wymiarach Cassidy i sama stwierdziła, że to nie jest żaden problem, bo to nie te czasy, gdzie jeden czy dwa centymetry więcej w talii to za dużo. Ale Suzie podłapała jej słowa wcześniej i teraz z uporem robi z tego problem.

— Ja jej zawiozę tę sukienkę — zaproponowałem, ale blondynka automatycznie pokręciła głową.

— Będzie gotowa na ostatnią chwilę, krawcowa dzisiaj już jej przecież nie będzie szyć. Kiedy chcesz zdążyć dotrzeć na bankiet?

— Skoro ona zdąży, to ja też. Przygotuję się wcześniej i zabiorę Cassidy ze sobą, gdy już się przebierze — stwierdziłem, bo to było oczywiście proste rozwiązanie.

Rozwiązanie, które nieszczególnie podobało się Suzie.

— Myślałam, że zgarniesz mnie po drodze... — zaczęła nieśmiało.

— Nie będę miał po drodze z mieszkania Cassidy. Ale nie będziesz musiała poświęcać czasu na dostarczenie jej tej sukienki.

Śmiać mi się chciało, gdy widziałem jej wyraz twarzy. Zdecydowanie nie spodziewała się, że jej narzekanie na to, że Cassidy „dołożyła" jej obowiązków, przybierze taki obrót. A ja? Byłem z tego faktu bardzo zadowolony.

Napotkałem na spojrzenie Ryana, który uśmiechał się do mnie w bliżej nieokreślony sposób. Taki sposób, który w jasny sposób sugerował, że w jego głowie urodziła się jakaś myśl.

Domyślałem się nawet jaka.

Nie chciałem wyprowadzać go z błędu w obecności Suzanny, ale pewne było, że musiałem to zrobić później. Gdyby jakakolwiek plotka o tym, że spodobała mi się modelka mamy do niej dotarła, narobiłbym Cassidy sporo kłopotów. A tego bym nie chciał.

A co ważniejsze, sprawiłoby to, że odsunęłaby się ode mnie i całe moje dotychczasowe zaangażowanie, zaproszenia na śniadanie i kawę, wożenie, zdobycie jej numeru telefonu i poświęcenie czasu na poranną rozmowę, szlag by trafił.

A na to naprawdę nie mogłem pozwolić.

***

Heeeej

Taki krótki, ale jest!!

Krótki, bo przejściowy, ale w następnym będzie super, macie moją gwarancję. I to z perspektywy Williama...

Buzi,

mrsgabrielleexx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top